Persona 4 Arena Ultimax – recenzja. Powrót niezłej bijatyki… tylko po co?

Gra pierwotnie zadebiutowała jeszcze na PlayStation 3 i Xboksie 360 w 2014 roku i spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem. Co zresztą dziwić nie może, bo stali za nią prawdziwi eksperci od bijatyk: ekipa Arc System Works, znana z cenionej – zwłaszcza przez wymagających fanów gatunku – serii Guilty Gear. Arena nie była jednak produkcją skierowaną do totalnych hardkorów i mogła podobać się także nowicjuszom za sprawą całej masy trybów treningowych, silnego powinowactwa z gatunkiem visual novel czy względnej łatwości wykonywania efektownych kombosów (do części z nich wystarczy wielokrotnie naciskać pojedynczy przycisk).
Problem w tym, że zaraz po odpaleniu gry wyraźnie widać, jak wiele lat upłynęło od jej premiery. Tym bardziej smuci fakt, że zamiast poświęcić chwilę na przystosowanie produkcji do nowych platform, developerzy zdecydowali się na odcinanie kuponów. Już podczas pobierania wersji recenzenckiej ze smutkiem odnotowałem, że ulepszona wersja dla PlayStation 5 nie istnieje.

Niemiły swąd starości
W efekcie, nasze oczy zaczynają krwawić, jak tylko trafimy na ring. Krawędzie obiektów i postaci są poszarpane, animacjom brakuje klatek, zewsząd atakują nas tekstury w niskiej rozdzielczości… Nawet wyraźne nawiązania do estetyki Persony i ładne projekty wojowników nie wystarczą jako makijaż, tym bardziej że areny są już takie sobie, zwłaszcza na tle innych dzieł studia. Problem z rozdzielczością daje o sobie znać także w przypadku przerywników filmowych (co było zresztą widoczne nawet lata temu).

Jedynym elementem oprawy audiowizualnej, który zasługuje na pochwałę, jest wciąż świetna muzyka. Tak dobra gra z pewnością zasłużyła na więcej. Moje rozczarowanie jest tym większe, że Arc System Works naprawdę potrafi tworzyć rzeczy olśniewające – zeszłoroczne Guilty Gear: Strive okupuje pierwsze miejsce w moim rankingu najładniejszych bijatyk w historii. Jedynym, co w przypadku Persony 4 Arena Ultimax usprawiedliwia w pewnym stopniu zwyczajne lenistwo developerów, jest stosunkowo niewygórowana cena (134 zł w dniu premiery).
Bajubaju
Krytycznie podchodzę też do formuły kampanii. Niby przez lata przyzwyczailiśmy się do tradycyjnego w bijatykach oglądania filmików przerywanych okazjonalnymi potyczkami, ale w P4AU można już mówić o przeroście treści nad formą. Developerzy próbowali bowiem na siłę udowodnić, że da się stworzyć kompletny sequel jRPG w konwencji bijatyki – to tak naprawdę epilog czwartej odsłony głównego cyklu. Przez to nie ma tu niestety za bardzo miejsca dla osób chętnych dopiero poznać serię.

Do tego historia jest naprawdę interesująca, ale już forma jej podania w postaci wyjątkowo rozwlekłej visual novel czasem zwyczajnie irytuje. Zdarza się, że trzeba czekać dwa kwadranse, by pad przydał się do czegokolwiek poza przewijaniem długich linijek tekstu. Z dwojga złego lepsze już było oglądanie nieinteraktywnego anime w Strive. Przynajmniej kciuk nie bolał od „skipowania”…
Wciąż dobre
Szkoda, że tak wiele elementów się w P4AU zestarzało, bo już sam system walki broni się nawet dziś. Mechanizmy zaprojektowano tak, by nie przytłoczyć nowicjuszy i dać im poczucie potęgi. Obsługa gry na podstawowym poziomie jest prosta jak budowa cepa – każdy wojownik ma słaby i silny cios, a dwa dodatkowe ruchy to ataki wynikające z posiadanej przez niego persony (nie wchodząc w szczegóły lore’u serii: to rodzaj demona wyrażającego osobowość postaci). Do tego wszyscy bohaterowie i ich persony mają własne ciosy specjalne. Po zmieszaniu tych elementów, dorzuceniu wywoływanych przez wybrane ataki stanów (ogłuszenie, podpalenie itp.), bloków oraz uników, otrzymujemy system walki wymagający do perfekcyjnego opanowania wielu godzin treningu.

Nowa wersja P4AU to wciąż bardzo dobra bijatyka, ale w przypadku omawianej edycji trudno mówić nawet o remasterze – to jedynie prosty port, który jeszcze bardziej eksponuje zauważalne braki wizualne pierwowzoru. Formuła opowiadania historii, choć mocno nawiązuje do Person, w tym gatunku moim zdaniem sprawdza się średnio. Do tego nie jest to gra zdolna przemówić do osób nieznających jeszcze cyklu Atlusa.
W Personę 4 Arena Ultimax graliśmy na PS5.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
Jedna odpowiedź do “Persona 4 Arena Ultimax – recenzja. Powrót niezłej bijatyki… tylko po co?”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Mam na PS3 wersje podstawową i Ultimax i nawet miło to wspominam, nawet mam wszystkie 3 postacie z DLC. Tego typu spin offy zwykle nie dodają wielu wartościowych rzeczy do serii, ale Labrys była spoko, lubiłem ją i miała nawet niezłą historię. Za to o typie z czerwonymi włosami w ogóle zapomniałem że tam jest