rek

Ravenous Devils – recenzja. Dziś w menu ludzkie mięso

Taką grę mógłby zrobić Tim Burton, oczywiście zatrudniając do głównych ról Johnny’ego Deppa i Helenę Bonham Carter. Z mrocznym Londynem spowitym dymem i mgłą, z biedą oraz dwójką bladych desperatów z pomysłem na równie krwawy, co smakowity biznes.

Przecież gdyby zamiast igły i nici dać bohaterowi Ravenous Devils brzytwę, byłby to wykapany „Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street”! I tu, i tu do zakładu wchodzi zdecydowanie więcej osób, niż z niego wychodzi. W obu przypadkach nic się też nie marnuje, bo świeże ludzkie mięso trafia do gorących, pachnących pasztecików.

Ravenous Devils

Steki z gaci

Percival i Hildred – główni bohaterowie Ravenous Devils – działają jak dobrze naoliwiona maszyna. On morduje ludzi przychodzących na przymiarki, zmywa krew mopem i po zdarciu z niedoszłych klientów ubrań wrzuca zwłoki przez zsyp. Skradzione kostiumy modyfikuje zaś na maszynie do szycia i wiesza na manekinach. Ona przerabia ciała (razem z brudnymi gaciami, chyba po to, żeby więcej wyszło…) na mięso mielone, steki czy kiełbaski, a następnie łączy z mąką i warzywami, wrzuca do piekarnika i tak powstały wypiek serwuje głodnym klientom. I choć ginie kilka osób dziennie, nikt niczego nie podejrzewa!

Nie da się ukryć, że większość rozgrywki to gorączkowa, czasem uciążliwa klikanina. Zawsze można zdobyć więcej mięsa i materiałów na nowe ubrania, zawsze można upiec więcej posiłków z wyprzedzeniem albo uzupełnić samoobsługową piętrową paterę. Przeskakuje się więc z piętra na piętro, maltretuje lewy przycisk myszy i żałuje, że nie da się skolejkować akcji (jedyne, drobne obejście tej niedogodności to wskazanie kolejnej czynności podczas trwania animacji poprzedniej). Zazwyczaj gry polegające na zarządzaniu oferują znacznie spokojniejsze tempo, w Ravenous Devils natomiast trzeba się nalatać.

Ravenous Devils

Flaki i gin

Nie wiem, czy takie było założenie producentów, ale szybko zaczyna się traktować mordowanie ludzi i przygotowywanie z nich posiłków jak każdą inną pracę. Percival dźga niewinnego człowieka, krew się leje, w piwnicy wypruwane są flaki ze świeżego ciała wszystko to widać na szczegółowych animacjach – a ja myślami jestem już przy pomidorach, które się kończą, albo przy kocie, który przyniósł mi szczura do nabicia na szaszłyk. Planuję też modernizację przybytku: wstawienie dodatkowego piekarnika, stolika czy kolejnego manekina, wypróbowanie nowego przepisu, zakup dekoracji, a może nawet szklarni… Widzę możliwość zatrudnienia chłopaka z sąsiedztwa, wyobrażam sobie, jak będzie rozlewać gin niecierpliwym klientom, którzy dzięki procentom w mig zapomną, że długo czekają już na swoje steki. Na rozbudowę przyjdzie czas po zakończeniu dnia.

Prowadzenie obu bohaterów naraz wymaga podzielności uwagi i ciągłego przeskakiwania między piętrami, więc rozgrywka wcale nie jest taka łatwa. Wielokrotnie obiecywałam sobie, że – aby trochę zwolnić tempo i zdobyć osiągnięcie – dzisiaj nikogo nie zabiję. Udało mi się to jednak tylko raz – w dodatku ledwo, bo zawsze miałam ochotę zadźgać ostatniego klienta, skoro nie musiałam się już spieszyć z pieczeniem i sprzątaniem. Nocą czas nie leci, bohaterowie nigdy nie śpią, więc można wtedy nie tylko inwestować w rozwój placówek czy skórki dla postaci (!), ale też na spokojnie przygotowywać kostiumy i wysokiej jakości jedzenie na kolejny dzień.

Ravenous Devils

Obiad z przyjaciółmi

Podoba mi się fakt, że rozpisana na zaledwie kilka godzin fabuła – zresztą niczego innego nie spodziewałam się po produkcji za 18 złotych – kończy się, zanim zdąży nas znudzić. Historia obraca się wokół anonimowego człowieka, który odkrywszy mroczną tajemnicę małżeństwa, poprosił o wystawną kolację ze wskazanych przez niego ofiar. Ravenous Devils jest całkowicie liniowe, a sekwencje fabularne gry to nieinteraktywne cutscenki.

Ravenous Devils

Jest klimatycznie, bardzo krwawo, a prowadzenie i rozwój placówek to zaskakująco wciągająca robota. Mnie tryskająca jucha nie tylko nie odstraszyła, ale wręcz przyciągnęła do gry – jeśli także masz serduszko po czarnej stronie i zamiłowanie do gore, rozważ sesję z Ravenous Devils.

W Ravenous Devils graliśmy na PC.

[Block conversion error: rating]

10 odpowiedzi do “Ravenous Devils – recenzja. Dziś w menu ludzkie mięso”

  1. Fajne to! Aż sobie zrobię prezent na dzień ojca i kupię, a co. Ciepłej, rodzinnej tematyki nigdy dość 🙂 Minus „mało zróżnicowane przepisy”, nie wiedzieć czemu, strasznie mnie rozbawił, biorąc pod uwagę to, co stanowi bazę potraw 🙂

    • Iza „9kier” Pogiernicka 20 czerwca 2022 o 20:37

      I co, kupione? Pograne? :))

    • Kupione, ale jeszcze nie pograne, może dzieci w weekend pozwolą do tego przysiąść na dłużej 🙂

    • Iza „9kier” Pogiernicka 22 czerwca 2022 o 08:39

      Dawaj znać, jak przetestujesz!

    • No, pograłem. I powiem tak – te minusy podane przez Ciebie w recenzji przesłoniły mi rozgrywkę. Pomysł wyjściowy – bardzo fajny. Klimat – również. Ale gdy już wpadniemy w pętlę gameplayową, szybko zaczyna się robić monotonnie. Nie odpowiadało mi też szybkie tempo. Brakowało mi napawania się (choć nie wiem, czy w kontekście tego, co się dzieje na ekranie to dobre słowo;) całym tym procederem. Ot, szybko robi się z tego mechaniczna praca, jak wspomniałaś w recenzji. W pewnym momencie napociłem się przy niej prawie tak samo, jak przy jakimś hack’n slashu. Spędzonego z tym tytułem czasu jednak nie żałuję, bo po ostatnich AAA-kobyłach pokroju Elden Ring była to miła odmiana, ale z tym pomysłem – i skromnymi przecież zasobami – można było zrobić przyjemniejszą grę. Także moja ocena to tak oczko niżej od Twojej 🙂

    • Iza „9kier” Pogiernicka 30 czerwca 2022 o 18:01

      Rozumiem. Mimo wszystko cieszę się, że nie żałujesz. 🙂 mnie pasowała taka krwawa klikanina. 😎

  2. Kiedys sluchalem ciekawą wypowiedz przy piwku, ze gdyby na świecie byl legalny kanibalizm, to nie istnialoby pojecie glodu, przeludnienia i problemów z emisja CO2.
    Dobrzy by zjedli wszystkich zlych, więzień by nie trzeba było, szpitali psychiatrycznych i kazdy by musial byc dla drugiego miły, inaczej zgadalaby sie grupa niezadowolonych (np z szefa) i by go zjadla 🙂

    • Iza „9kier” Pogiernicka 20 czerwca 2022 o 20:38

      Już prędzej źli by zjedli dobrych. 😉 A na leczenie psychiatryczne to, podejrzewam, byłby większy popyt niż obecnie.

    • Problemem byłaby kuru 😉

    • Lewakoprawako 21 czerwca 2022 o 10:40

      Ja bym jadł tylko wegan i wegetarian. Wiadomo, zdrowo odżywiane ciało – najlepsze mięso.;)

Dodaj komentarz