7
15.03.2022, 13:00Lektura na 6 minut

Recenzja AC Valhalla: Świt Ragnaröku. Dobra robota, ale już wystarczy

„No dobra, kto ma ochotę na więcej Asasyna?”, zapytał pewnego razu b-side. Na redakcyjnym Discordzie zapanowała cisza. Wszyscy znaleźli sobie nagle coś do roboty, nikt nie śmieszkował, nie wrzucał czerstwych memów – pochowali się i udają, że ich nie ma. Zlitowałem się i przygarnąłem sierotę.

Po nagłym przypływie niepodobnego do mnie entuzjazmu, wynikającym zapewne z tego, że chwilo nudziłem się jak mops i desperacko szukałem jakiegokolwiek zajęcia, zacząłem pluć sobie w brodę. „W co też ja się, do cholery, władowałem” – rozmyślałem, kombinując, jak by się tu z tego ambarasu wykręcić. Nie żebym miał coś do tej serii, a do Valhalli w szczególności – to była bardzo dobra gra, ale ileż można. Ominęło mnie jedno DLC, a i tak na koncie miałem już ponad 140 godzin z Eivorem i ekipą. Perspektywa spędzenia kolejnych kilku dni z „największym dodatkiem w historii cyklu” nie brzmiała więc przesadnie zachęcająco. Mity mitami, ale ostatecznie i tak wszystko sprowadzi się pewnie do czyszczenia 182. obozu bandytów i zbierania elementów tysięcznej, zbędnej w gruncie rzeczy zbroi. Do wysunięcia powyższej przepowiedni nie trzeba było wnikliwości Mimira, więc nikogo nie zdziwi pewnie, że się sprawdziła. 


Bez spoilerów się nie obejdzie

Pozwolę sobie założyć, że skoro zawracacie sobie głowy czytaniem recenzji dodatku, „podstawka” nie ma już przed wami żadnych tajemnic albo wiecie przynajmniej, w jaki sposób wpleciono w nią wątki mitologiczne. Nie? W takim razie sugeruję przejść do kolejnego śródtytułu, bo za chwilę zepsuję wam niespodziankę.

Jak wiecie, Eivor potrafi za pomocą alchemicznych mikstur przenieść się do świata rodem z mitologii skandynawskiej, gdzie wciela się w Odyna – Boga Bogów, Wszechojca, Chytrookiego i posiadacza innych równie imponujących przydomków. Havi, bo tak najczęściej zwą go w grze, zdołał chwilowo zredukować zagrożenie ze strony Lokiego, ale nie znaczy to bynajmniej, że może wreszcie usiąść na swej boskiej rzyci i cieszyć się błogim spokojem. Surtr, pan ognistych olbrzymów, postanowił napaść na Svartalfheim, czyli krainę zamieszkaną m.in. przez krasnoludy(*). Gdyby na tym poprzestał, najpewniej uszłoby mu to na sucho, ale porwania własnego syna Odyn zignorować już nie mógł. 

(*) W mitologii nordyckiej to świat podziemny, ale Ubisoft – ze względów praktycznych zapewne – zdecydował się na sielskie, górskie tereny pod otwartym niebem. W jaskini trudniej byłoby się wspinać. Widoki też jakby mniej okazałe. 

Fabuła Świtu Ragnaröku pozytywnie mnie zaskoczyła, choć z reguły wolę przyziemną część asasyńskiej sagi. Kluczem do sukcesu okazał się nie tyle główny wątek, co sposób, w jaki pokazano charakter Odyna. Scenarzyści zdołali zawrzeć w nim esencję tego, co utożsamiam z Wszechojcem z mitów: mrok, przewrotność i niejednoznaczność. Wszystkie te cechy dało się wyczuć w Havim także w „podstawce”, ale tutaj miały wreszcie okazję wybrzmieć w pełni, nierozcieńczane co chwilę przesiadkami na nieco mniej wyrazistego Eivora. Bóg łże, manipuluje, grozi, idzie po trupach, ale chwilami ujawnia też swoją wrażliwszą stronę – zamiłowanie do poezji czy oddanie bliskim. Zaklęte w słowa brzmi to może średnio pociągająco, ale w praktyce sprawdza się znakomicie, zwłaszcza że udzielający głosu bohaterowi Magnus Bruun jak zwykle spisał się rewelacyjnie. 


Ubisoft odwalił kawał solidnej roboty, ale na tym etapie mało komu potrzebnej.


Jak wypadła sama opowieść? Nieźle, choć nie zapamiętam jej raczej na długo. Niewątpliwą zaletą jest odejście od męczącego schematu „zbierz sojuszników, ubij złoczyńcę”, a przynajmniej znacznie zgrabniejsze przypudrowanie go. Historia sprawia przez to wrażenie płynniejszej, mniej poszatkowanej na niezależne regiony. Niestety nie wszyscy bohaterowie okazali się równie ciekawi co Havi. Surtr jako główny przeciwnik zawodzi na całej linii – na ekranie pojawia się łącznie na kilka minut, wygłasza czerstwe hasła i nijak nie wyjaśnia przyczyn, dla których wdał się w całą tę kabałę. Całkiem sympatycznie wypadają za to postacie drugoplanowe, jak choćby pewna charakterna ognista nimfa. 


Jak się w to gra?

Najkrócej rzecz ujmując – jak zawsze. Nie jestem naiwniakiem i nie oczekiwałem, że dodatek wywróci wszystko do góry nogami, oferując mi zupełnie nowe doznania, ale miałem nadzieję, że Ubisoft nieco śmielej skorzysta z mitologicznej otoczki. Na dobrą sprawę jedyną liczącą się nowością są boskie moce, jakie można zdobyć dzięki krasnoludzkiej bransolecie. Z całą pewnością są znacznie bardziej zauważalne niż kolejne gałęzie na przypominającym już Yggdrasila drzewku zwykłych talentów, ale nie czułem potrzeby, by z ich powodu zrywać z wyrobionymi przyzwyczajeniami. 

Cóż z tego, że mogę przywołać z martwych armię draugrów, zamieniać wrogów w lodowe posągi czy teleportować się do wystrzelonych strzał, skoro najprościej i najszybciej jest po prostu wyrżnąć wszystkich tak, jak robiłem to setki razy wcześniej. Tym samym mieczem, nawiasem mówiąc, bo choć pojawia się nowa broń i pancerze, większość graczy zapewne ulepszy po prostu sprawdzone graty i nie będzie sobie zawracać głowy uciążliwym przekuwaniem świeżego szmelcu. Wyjątkiem od dyskusyjnej przydatności nowych zdolności jest zamiana w kruka. Choć trwa ledwie kilkadziesiąt sekund (po ulepszeniu niespełna minutę), znacząco ułatwia życie, zwłaszcza podczas wspinania się na punkty widokowe.


Jeszcze więcej Valhalli

W zależności od platformy Ubisoft żąda za Świt Ragnaröku od 160 do 180 złotych, choć jak ktoś się uprze, znajdzie i nieco korzystniejsze oferty. Moim zdaniem to dużo, jak za rozszerzenie do gry wydanej w 2020 roku, ale trzeba przyznać, że zawartości też nie brakuje. DLC jest około dwukrotnie większe od Oblężenia Paryża, co oznacza, że przeciętny gracz ukończy fabułę w jakieś 10-15 godzin, a drugie tyle poświęci na czyszczenie mapy, przy czym wiele zależy oczywiście od stopnia rozwoju postaci, wybranych poziomów trudności itd. Tak czy owak, na niedobór zajęć narzekać raczej nie można. Problem w tym, że „spulchniacze” niewiele różnią się od tego, co gra serwowała do tej pory, więc trzeba wykazać się sporą dozą samozaparcia, by nadal się w tym babrać. Zamiast ataków na klasztory są napady na wytwórnie cennych surowców, zelotów zastąpili wędrowni giganci, a szabrowany ze skrzyń tytan wyparła platyna. Przyznam, że wymiękłem, choć do tej pory nie przepuściłem choćby najmniejszego wyzwania. 

Gdybym nie był Valhallą już tak potwornie zmęczony, z pewnością doceniłbym Świt Ragnaroku o wiele bardziej, bo obiektywnie rzecz biorąc, Ubisoft odwalił kawał solidnej roboty. Szkoda tylko, że na tym etapie mało komu potrzebnej. Ciekawa fabuła, rozbudowane lokacje, przyzwoity czas rozgrywki – jak bym nie patrzył, to bardziej tradycyjny dodatek niż typowe DLC, więc skoro „podstawka” przypadła mi do gustu, teoretycznie powinienem skakać z radości. Nawet najlepsza zabawa zmienia się jednak w torturę, jeśli trwa zbyt długo. Było miło, ale wystarczy już tych wikingów. Ucieszyłbym się również, gdyby w przyszłości do Creed powróciło nieco więcej Assassin’s – nie po to człowiek nosi ukryte ostrze, żeby mu nadgarstek ocierało.

Ocena

Pod względem rozmiarów Świt Ragnaröku to bardziej tradycyjny dodatek w stylu sprzed lat niż typowe współczesne DLC. Fabuła jest zaskakująco udana, zwłaszcza jeśli chodzi o prezentację głównego bohatera, ale mitologiczne realia nie wpłynęły zanadto na rozgrywkę. To po prostu jeszcze więcej Valhalli.

7
Ocena końcowa

Plusy

  • niezła fabuła, pogłębiony charakter głównego bohatera
  • sporo zawartości (około dwa razy tyle, co w Oblężeniu Paryża)
  • wciąż potrafi zachwycić widokami

Minusy

  • formuła rozgrywki trochę się już wytarła
  • boskie moce są średnio przydatne (za wyjątkiem zamiany w kruka)
  • pomniejsze błędy z wykrywaniem kolizji czy zapętlającymi się dialogami


Czytaj dalej

Redaktor
Paweł „Cursian” Raban

Jestem wielbicielem turówek i wszelkiej maści erpegów: zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Do tego zdeklarowanym zwolennikiem tytułów dla jednego gracza, przy czym od tej zasady istnieje jeden poważny wyjątek – World of Warcraft. W Azeroth przesiedziałem więcej godzin, niż chciałbym przyznać, raz ciesząc się każdą chwilą, kiedy indziej zrzędząc na czym świat stoi. Nie wyobrażam sobie dnia bez książki (niemal zawsze fantastyki), za to spokojnie obyłbym się bez kina i seriali. Z CDA związany jestem od 2011 roku.

Profil
Wpisów3209

Obserwujących6
Assassin's Creed Valhalla
Ocena redakcji
-
Ocena użytkowników
8.5
Platformy
-
Gatunek
-
Producent
Ubisoft
Assassin's Creed Valhalla

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze