4
10.04.2022, 10:00Lektura na 5 minut

Recenzja Assassin’s Creed: The Ezio Collection na Switcha. Zawsze jest dobra pora, by wrócić do Włoch

Switch po raz kolejny udowodnił, że niby jest małą konsolą, a potrafi sporo w sobie zmieścić – ot, chociażby niektóre z najciekawszych odsłon cyklu Assassin’s Creed.

W różnych zestawieniach Ezio Auditore da Firenze wymieniany jest jako jeden z najulubieńszych bohaterów zarówno serii Assassin’s Creed, jak i gier wideo w ogóle. Trudno powiedzieć, co ma na to większy wpływ: jego charyzma czy fakt, że gracze mieli okazję przywiązać się do niego za sprawą aż trzech produkcji: Assassin’s Creed II, Assassin’s Creed: Brotherhood oraz Assassin’s Creed: Revelations.

W trylogii wydanej na Switcha (premiera tego zestawu na Xboksa i PS4 miała miejsce w 2016 roku) znajdują się nie tylko trzy wspomniane wyżej tytuły wraz z kompletem dodatków, ale też film „Lineage” ukazujący działalność Giovanniego (ojca Ezio) oraz animacja „Embers” poświęcona ostatnim dniom życia głównego bohatera. Do tego wszystkiego uzyskamy dostęp ze zgrabnie zaprojektowanego menu przypominającego łańcuch DNA.

Assassin’s Creed: The Ezio Collection 

Kolekcja ta stanowi dobry pretekst, by przypomnieć sobie – albo poznać, jeśli ktoś jest nowy w tym uniwersum – bodaj najlepsze części z wielkiej rodziny Assassin’s Creed. I przekonać się, że przed czasem otwartych światów, polowań na rekiny czy ucieczek przed hipopotamami wizyty w Animusie sprowadzały się przede wszystkim do zadań związanych z psuciem szyków Templariuszom.

The Ezio Collection umożliwiła mi docenienie niektórych aspektów serii i powzdychanie nad innymi. Zupełnie zapomniałam, jak przyjemnie krótkie były kiedyś te gry. Kolekcjonowanie piór wydawało mi się upierdliwą aktywnością, ale to nic w porównaniu z mrowiem zadań, którymi wypełniono mapę w Odyssey. W nowszych odsłonach nie zdołałam się też przywiązać do żadnego z bohaterów ze współczesnego wątku tak mocno jak do Desmonda Milesa (że nie wspomnę oczywiście o sentymencie do samego Ezio).

Assassin’s Creed: The Ezio Collection 

„Requiescat in pace, draniu!”

Trzy gry w zgrabny sposób pokazują przemianę włoskiego asasyna z narwanego nastolatka w nieco zgorzkniałego, doświadczonego mężczyznę w kwiecie wieku, stającego się główną figurą w bractwie. Jego kariera przebiegała jednak nieco inaczej niż w przypadku Bayeka czy Altaïra – Florentyńczyk nie był od dzieciństwa przyuczany do roli zabójcy. Na początku widzimy go jako zepsutego, ale też pełnego życia młodego człowieka wyrwanego z roli bawidamka i rozrabiaki przez osobistą tragedię. Do końca zresztą Ezio pozostaje po prostu bardzo sympatyczny.

Za urok poświęconej mu trylogii odpowiada także doskonale oddany klimat włoskich miast oraz Konstantynopola (ten pojawia się w Revelations) okresu renesansu. Pamiętam, jak krótko po przejściu drugiej części wyjechałam do Włoch i miałam okazję spędzić kilka dni w Wenecji. I choć w przeciwieństwie do Ezio nie dane mi było podziwiać panoramy z perspektywy lotu ptaka (jakoś nie odważyłam się wspinać na dachy), zauważyłam, że obecny w grze charakterystyczny niebieski filtr, wprowadzający atmosferę południowej beztroski, świetnie korespondował z moimi wakacyjnymi wrażeniami. Co ważne, to rozwiązanie sprawdza się także w wersji switchowej. Jestem również zachwycona szczegółowym oddaniem detali architektonicznych (nawet jeśli budynki czasami wydają się zbyt czyste).

Assassin’s Creed: The Ezio Collection 

Z perspektywy czasu bardziej doceniam skalę cyfrowych Włoch. Plac św. Marka ukazano jako nieco mniejszy, a najwyższe zabytki niższe od oryginałów, ale dzięki temu wspinaczka nie męczy. Dawniej gry z serii były skromniejsze, bardziej skondensowane i skupiały się na akcji osadzonej w miastach – te w porównaniu z obszarem zabawy w Odyssey wydają się wręcz śmiesznie małe, lecz przynajmniej nie przytłaczają. I choć zostały okrojone (Florencja w rzeczywistości obejmowała nieco większy obszar), to nadal pełnią funkcję ważnych bohaterów.


„Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone”

Miłe wrażenia nie zmieniają faktu, iż lifting trylogii nie jest szczególnie zauważalny. Od premiery pierwszej z zebranych gier minęło trzynaście lat i to niestety widać, zwłaszcza gdy ocenia się postacie. Są płaskie, sztywne, a ich animacje... cóż... Dość powiedzieć, że obcowanie z The Ezio Collection przypomina wizytę w muzeum. Dzięki tego typu remasterom widzę wyraźniej, jak daleko zaszła branża, szczególnie w kwestii oprawy graficznej.

Remaster nie zmienił też nic w kwestii sterowania. Jest ono dokładnie takie, jak zapamiętałam – drażniące, mimo że opcja wolnego biegu daje wrażenie wolności kojarzonej z parkourem. Spadanie z krawędzi dachu, problemy ze skakaniem albo odbijanie się od ściany zamiast wspinaczki – wszystkie te „atrakcje” niestety powróciły.

Assassin’s Creed: The Ezio Collection 

Kolejną sprawą są potyczki. Na dłuższą metę sprowadzają się one do mashowania przycisków, przez co już dekadę temu nie cierpiałam momentów, w których akcja zmuszała mnie do otwartej walki. Kiedy tylko dochodziło do starcia z większą liczbą wrogów, najlepszym wyjściem okazywała się ucieczka i wybijanie przeciwników podstępem. Teraz boleśnie przypomniałam sobie, czemu dawniej wybierałam właśnie tę strategię. Już po paru starciach doceniłam rewolucję, jaką w systemie walki Ubisoft przeprowadził później w Origins.

W istocie Assassin’s Creed: The Ezio Collection w wersji na Switcha nie oferuje wiele ponad to, co dostaliśmy niemal sześć lat temu na Xboksa i PS4 (na przykład opcja używania touchpada ogranicza się tylko do menu). Oczywiście największą zaletą pozostaje możliwość grania w trybie przenośnym, ale to już wynika z właściwości samej konsoli, a nie remastera.

Nie zmienia to faktu, że dobrze jest mieć Ezio przy sobie, gdyż gry z jego udziałem mimo upływu lat nadal cechują się dużym urokiem. I kiedy porównuję je ze współczesnymi odsłonami cyklu, żałuję, że Ubisoft poświęcił spójność rozgrywki na rzecz wielu aktywności, które niewiele wnoszą do zabawy.

W Assassin’s Creed: The Ezio Collection graliśmy na Switchu.

Ocena

Choć Assassin’s Creed: The Ezio Collection w wersji na Switcha właściwie nie różni się od gier, które pamiętamy sprzed lat, nadal warto sięgnąć po reedycję. Choćby po to, by w każdej chwili móc przenieść się z Ezio do Włoch lub Konstantynopola.

7
Ocena końcowa

Plusy

  • fabuła i dialogi nadal w formie
  • piękne włoskie miasta
  • kolekcja jest kompletna
  • dobrze się gra na Switchu

Minusy

  • postacie wyglądają koszmarnie
  • sterowanie nadal sprawia te same problemy co kiedyś
  • to skromny remaster


Czytaj dalej

Redaktor
Joanna „Ranafe” Pamięta-Borkowska

Operuję padem jak nunchako, chociaż wolę chińskie sztuki walki. Nie ma gatunku gier, którego bym nie lubiła – są tylko takie, które szybciej mnie nudzą. Cenię dobrą opowieść, chociaż czasami wystarczy mi piękne uniwersum albo jak postać się przekonująco drapie. Pisałam wcześniej w Ja, Rock! i Polygamii, a gram od zeszłego wieku, co brzmi, przyznacie, poważnie.

Profil
Wpisów111

Obserwujących29

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze