Recenzja - Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam
Przed premierą Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam długo zastanawiałem się dlaczego EA wydaje to jako dodatek do Bad Company 2, a nie jak oddzielną grę (a'la Battlefield 1943). Po zagraniu w finalną wersję już wiem - to rzeczywiście "tylko" dodatek. A jednocześnie - dużo więcej...
Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam
Wersja testowana: X360, j. polski
DICE/EA Polska
Cena: 1200 MSP
Od kilku dni zagrywamy się w Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam, jednocześnie nie mogąc dojść do wniosku, "co z tym dodatkiem zrobić i jak go ocenić?". Choć na pierwszy rzut oka zmienia on wszystko w Battlefield: Bad Company 2, w rzeczywistości gra się weń niemal tak samo. A więc map pack? Właściwie tak, ale taki, jakiego jeszcze nigdy nie było - z nowymi broniami, pojazdami, no i oczywiście mapami.
W swoich 1.6 GB (które każdy sieciowy gracz Bad Company 2 ma już na twardym dysku po ostatnim patchu) Vietnam przynosi cztery mapy związane z amerykańską wojną w Wietnamie z lat 60-tych XX wieku. Dodatek uruchamia się z oddzielnej zakładki w menu startowym Battlefield: Bad Company 2, wybranie jej powoduje zaś metamorfozę wyglądu ekranu tytułowego, a także... prawie całej gry. Zmienia się muzyka - na gitarowy rock z lat 60-tych; zmienia się wygląd kierowanej postaci i jej przeciwników; zmieniają się również bronie, z których możemy korzystać (dostępne od razu po rozpoczęciu zabawy, "gwiazda" to tutaj zdecydowanie miotacz płomieni).
Najważniejszą z tych zmian niesie ze sobą nowy arsenał, a wzmacnia ją dodatkowo konstrukcja map - ponieważ nowe bronie są mniej precyzyjne i brakuje w nich dodatków pozwalających razić na duże odległości, walki rozgrywają się w większości na krótkich dystansach, praktycznie oko w oko z wrogiem. To również zasługa map - tylko jedna z nich, Vantage Point (sam tytuł wszystko wyjaśnia), ma miejscówki opracowane z myślą o camperach snajperach, pozostałe są albo tak uformowane, że nie za bardzo jest skąd strzelać z daleka, albo tak gęsto porośnięte roślinnością, że strzela się praktycznie na oślep. Mamy więc do czynienia z bardzo ostrymi, brutalnymi starciami w miejscach kluczowych, a to z jednej strony odświeża rozgrywkę, z drugiej zaś wspiera graczy początkujących, którzy zwykle tak właśnie grają (tzn. biegną prosto do flagi i ostrzeliwują się po drodze).
To "zbliżenie" konfliktu wynika również z tego, że na mapach praktycznie brakuje pojazdów. Tylko jedna z nich zasługuje na nazwę "prawdziwa mapa z maszynami bojowymi" - to Phu Bai Valley gdzie dostępne są helikoptery Huey (świetne!), czołgi oraz dużo najróżniejszych "jeździdełek" - na innych pojazdów albo nie ma wcale, albo występują śladowo, albo ich rolę pełnią rzeczne łodzie bojowe, rzadko kiedy obejmujące swoimi działkami punkty, na których rzeczywiście toczy się walka.
Senior CD-Action, związany z magazynem od ponad 20 lat, przez długi czas redaktor naczelny online’owego serwisu. Choć przeszedł na ciemną (jasną?) stronę mocy i aktualnie zajmuje się prowadzeniem marki Dying Light jako Dying Light Franchise Director, wciąż jest z nami obecny i czuwa (ci co mają wiedzieć – wiedzą)!