Recenzja Blacktail. Polska gra o Babie Jadze dla tęskniących za wiedźmińskimi klimatami
W kilka dni po tym, jak do druku wysłaliśmy nowy numer CD-Action, w którym podsumowywałem rok, zagrałem w coś, co bezwzględnie powinno się w tym zestawieniu znaleźć. Blacktail to dla mnie najlepsza polska produkcja 2022 – i w ogóle jedna z lepszych, w jakie w minionych miesiącach grałem.
Zdaniem samych twórców (studio jest młode, ale zrzesza ludzi, którzy już mają po kilka dzieł na swoim koncie) to surrealistyczna, inspirowana folklorem, skupiająca się na snuciu opowieści pierwszoosobowa gra przygodowa wypełniona akcją, walką za pomocą łuku i craftingiem. Troszkę bym tu polemizował, bo dla mnie to raczej survival horror w FPP ze sporą ilością action RPG (albo odwrotnie) i otwartym światem. Ale jak zwał, tak zwał. Liczy się to, że grając w Blacktail, ciągle miałem wrażenie, że to jakiś spin-off Dzikiego Gonu. I to nie jest zarzut, a komplement!
Dlaczego tak sądzę?
Zacznijmy od wyglądu – grafika, stworzona na UE4, jako żywo przypomina mi klimaty znane z dzieła CDPR, zwłaszcza z DLC Krew i wino. A konkretniej quest, w którym Geralt trafił do nieco surrealistycznego, baśniowego świata rodem z „Alicji w Krainie Czarów”, z gadającymi zwierzętami, przerośniętymi grzybami itp. Okej, szczegółowość oprawy ustępuje temu, co pamiętam z Dzikiego Gonu, a niektóre modele postaci są zadziwiająco wręcz toporne (utopce!), ale trafiają się też miejscówki naprawdę u-rze-ka-ją-ce (np. przejście przez „odwrócony most”), ociekające klimatem tak, że aż mnie przytykało z wrażenia. Generalnie grafikę liczę na plus. (Na screenach Blacktail wygląda gorzej niż na ekranie monitora).
Imponujące są też nagłe zmiany nastroju, gdy sielska okolica w parę chwil, tylko dzięki umiejętnemu wykorzystaniu oświetlenia, przechodzi w scenografię do niezłego horroru. Do tego muzyka. Charakterystyczne chórki, specyficzne harmonie, te smętnie zawodzące skrzypki czy inne gęśle… To naprawdę brzmi miejscami dokładnie jak soundtrack z Wiedźmina! I nie, absolutnie nie zarzucam tu twórcom plagiatowania zespołu Percival Schuttenbach. Po prostu w obu przypadkach korzystano z tych samych słowiańskich inspiracji.
No właśnie. Blacktail garściami czerpie z folkloru, nie tylko słowiańskiego w znaczeniu ogólnym, ale i lokalnego, polskiego (w grze pojawia się np. diabeł Boruta). Dodajmy do tego to samo, co możemy znaleźć u Sapkowskiego, czyli „dorosłe” reinterpretacje rozmaitych bajek i baśni, zgrabne dialogi, sporo fajnego i nienachalnego humoru (choć tu raczej bazującego na absurdzie, a nie sarkazmie), wciągającą opowieść, niekiedy trudne wybory moralne, masę potworów do ubicia, magię i dwa miecze… No dobra, zamiast mieczy mamy łuk i miotłę. Oraz wiedźm(ink)ę o imieniu Yaga.
Laska Yaga
Dobra, to, że dziewczyna jest wiedźmą, to teoretycznie spoiler, ale owo imię chyba mówi samo za siebie. A zresztą i tak dowiecie się o tym góra po kwadransie grania. W każdym razie poznajemy ją, gdy ma 16 lat i nosi na twarzy maskę, by ukryć niepokojące ludzi znamię. Twórcy oszczędnie dawkują nam informacje o Yadze, ale oczywistym jest, że to społeczny wyrzutek. Miała kiedyś przyjaciół i siostrę, wszyscy jednak tajemniczo zniknęli. Na jednej z rąk nastolatki dostrzeżecie też taką dziwną – by nie rzec paskudną – „organiczną rękawicę”. Czemu ją ma, do czego służy? A co to za tajemniczy głos w głowie dziewczyny, czasem wodzący na pokuszenie, czasem z niej kpiący, a niekiedy dający przydatne rady? I dlaczego Yaga zachowuje się tak, jakby coś ją mentalnie przyblokowało, jakby odcinała się od tego, co wydarzyło się wcześniej? Co dzieje w tej krainie? Co się stało z naszą wiedźmą? Jakie zło jej/im zagraża?
Otrzymacie odpowiedzi na wszystkie te pytania, choć ich poznanie zajmie wam jakieś 20 godzin. Fabuła jest na tyle zgrabna i wciągająca (a do tego miejscami zaskakująco wręcz mroczna), że nie zamierzam jej w żaden sposób spoilować. A że mamy polskie napisy (a czasem, z rzadka, nawet słychać tu i tam polskie głosy(*) pośród angielskich; generalnie voice acting jest tu bardzo dobry), to jej śledzenie nie będzie dla was trudne. Albo raczej rzec należy: to nie bariera językowa będzie tu problemem.
(*) W tym także niejakiego Adama „Nergala” Darskiego. Ciekawe, czy zgadniecie, w jakiej roli wystąpił. Nie, nie jako Boruta, to byłoby za proste.
Zrób to sam(a)
Świat gry przemierzacie w pojedynkę, jak na wyrzutka przystało, i wszystko też musicie zrobić samodzielnie: zmajstrować strzały (z drewna i piór), upolować sobie jedzenie (i je usmażyć), stworzyć rozmaite eliksiry i antidota z zebranych itemków itd. A takowych znajdziek jest tu naprawdę dużo: zioła, kryształy, owoce, miód, różne artefakty, pozostałości po pokonanych przeciwnikach, skrzynie skarbów, posągi Skarbników, totemy… Dzięki nim Yaga staje się potężniejsza, bo wrzucając rozmaite ingrediencje (w odpowiednich proporcjach) do magicznego kotła, możemy rozwijać jej zdolności magiczne, ulepszać broń i skille – drzewko umiejętności jest całkiem nieźle rozgałęzione. Pochwalę twórców, że nie przeszarżowali z tym elementem gameplayu – tworzenie przedmiotów okazało się proste i zautomatyzowane, a crafting nie zdominował gry.
Przy czym, żeby nie było za łatwo, niektóre umiejętności można odblokować wyłącznie za pomocą odnalezionych receptur, a inne są dostępne tylko w sytuacji, kiedy mamy określoną moralność. A, bo nie powiedziałem wam, że w grze nie zabrakło też systemu moralności. Wyłącznie od nas bowiem zależy, czy skończymy jako wredna wiedźma, czy też ktoś w rodzaju Herna Myśliwego. Podejmowane decyzje kierują nas na jedną z dwóch ścieżek związanych z rozmaitymi konsekwencjami. (Generalnie ciemna strona czyni nas potężniejszymi w walce, jasna – zręczniejszymi).
Walka
Walczymy za pomocą łuku (kilka rodzajów strzał, którym możemy nadać większą lub mniejszą energię) i odblokowywanych stopniowo magicznych umiejętności Yagi jako żywo przypominających już to wiedźmińskie Znaki, już to moce Sithów/Jedi. Do tego są jeszcze specjalne klątwy itd. A miotła odgrywa rolę aktywnej pułapki, tzn. postawiona na polu walki przyciąga wrogów i wali w nich falami zabójczej energii. W określonych warunkach zaś delikatnie regeneruje zdrowie wiedźmy.
Troszkę tu pomarudzę, że akurat walka mnie nie zachwyciła. Celownik łuku jest mało widoczny, a sam proces celowania niezbyt precyzyjny (choć kombinowałem w menu tak i siak, ustawiając jego czułość). Do tego Yaga rusza się raczej jak stateczna dama niż nastolatka, więc starcia z licznymi i szybkimi przeciwnikami okazują się trudne, a pojedynki z walącymi obszarówkami bossami wręcz frustrujące. Niby mamy sprint, niby mamy magiczny „zryw”, ale jakoś niewiele to pomaga. Dość powiedzieć, że już przy pierwszym takim ancymonie, po chyba godzinnym waleniu głową w ścianę, z podkulonym ogonem zajrzałem do menu i zmieniłem poziom trudności z PRZYGODA na FABUŁA (innych nie ma). I dopiero wtedy dałem mu radę. (Ale bierzcie poprawkę na to, że nigdy nie byłem przesadnie dobry w takich starciach).
Nieidealna – ale świetna!
Jak na erpega, Blacktail jest dość liniowe. Poza samym początkiem, kiedy pozwala nam na wybór jednej ze ścieżek postępowania, dalej trzymani jesteśmy na krótkiej smyczy. Uważam też, że przesadzono ze specyficznymi minigrami, w których wcielamy się w rozmaite totemiczne zwierzęta – są za długie i takie jakieś, hm… mętne? W niektórych obszarach zdecydowanie za rzadko rozmieszczono kapliczki pozwalające zapisać stan gry. Do tego żeby zrobić sejwa, musimy mieć… odpowiednie zioło. Dość powszechne, owszem. Ale po utraceniu około półgodzinnego progresu i sporej liczby znajdziek – bo wykończył mnie ukryty w zaroślach niemilec, gdy mając resztki energii, szukałem na łące tego cholernego kwiatka – „nieco” się zirytowałem.
Wkurza mnie też, że aby dokonać jakiegokolwiek postępu, muszę koniecznie wracać do „chatki Baby Yagi” i tam warzyć te magiczne dekokty. Owszem, istnieje opcja szybkiej podróży tam i z powrotem – pogłaszczcie napotkanego czarnego kota – ale jest to zwyczajnie upierdliwe. Niekiedy też przydałyby się jakieś podpowiedzi, niektóre zadania okazują się bowiem dość… enigmatyczne.
…Ale wiecie co? To chyba wszystko, co mam Blacktail do zarzucenia. Cała reszta? Miód i malina. Wsiąkłem w tę grę po uszy i polecam ją wszystkim stęsknionym za wiedźmińskimi/słowiańskimi klimatami. Wow!
PS Radzę grać padem.
PPS Warto niekiedy zrobić sobie przerwę i poświęcić nieco czasu na czytanie aktualizowanego almanachu, gdzie znajdziecie nieraz istotne i pomocne informacje na temat świata, zwierząt, itemków itd.
W Blacktail graliśmy na PC.
Ocena
Ocena
Blacktail to polska perełka i miła niespodzianka na koniec roku w jednym, szczególnie dla fanów wiedźmińskich i słowiańskich klimatów. W roli głównej młoda wiedźma z łukiem i miotłą. Występują też: ładna grafika, niesamowicie miodna muzyka, masa wspomnianej atmosfery oraz wciągająca fabuła. A wszystko w konwencji action RPG / survival horroru. Nie zabrakło w tej grze elementów, które frustrują, ale jako całość – cudeńko. Polecam.
Plusy
- klimat
- fabuła
- słowiańszczyzna
- oprawa (ta muzyka!)
- humor
- wciąga!
Minusy
- mocno liniowa
- taka sobie walka
- kilka niedoróbek
Czytaj dalej
Byt teoretycznie wirtualny. Fan whisky (acz od lat więcej kupuje, niż konsumuje), maniak kotów, psychofan Mass Effecta, miłośnik dobrego jedzenia, fotograf amator z ambicjami. Lubi stare, klasyczne s.f., nie cierpi ludzkiej głupoty i hipokryzji, uwielbia sarkazm i „suchary”. Fan astronomii, a szczególnie ośmiu gwiazd.