Recenzja – Dead Space 2

Dead Space 2
wersja testowana:X360, j. angielski
wydawca:EA Polska
oficjalna cena:229,90 zł (tyle także za wersję na PS3, PC – 149,90 zł)
Siadając do pisania przejrzałem notatki i obejrzałem w sieci trochę filmików, żeby jeszcze się upewnić – bo może się mylę, grając byłem niewyspany, koledzy w redakcji opowiadali ciekawsze żarty niż postaci z ekranu, może po prostu zagrałem nie w tą grę? Ale nie, grałem w Dead Space 2. Nie pozostaje mi więc nic innego jak zorganizować naprędce, tu na cdaction.pl, małą terapię grupową, usiąść i zwierzyć się: Cześć, jestem martin i rozczarował mnie Dead Space 2.
Zaczyna się nieźle, o ile przez „nieźle” rozumiemy obudzenie z potwornym kacem, trzyletnią dziurę w pamięci i brakiem zielonego pojęcia gdzie trafiliśmy po ostatniej imprezie. Mniej więcej w takiej sytuacji jest Isaac Clark. Wiem, nabijam się a powinienem z podziwem wspominać jego wyczyny na górniczej Ishimurze i ze współczuciem podchodzić do załamania nerwowego jakie przeżył po spotkaniu z prawdziwym koszmarem rozpętanym przez wyznawców Unitologii. I na początku współczuję. Naprawdę nie zazdroszczę, gdy zaraz po odzyskaniu przytomności na gigantycznej stacji kosmicznej, uwolniony z więzów przez (nie do końca) przypadkową osobę, bezbronny musi uciekać przed monstrami, które w jakiś dziwny sposób dotarły tutaj jego śladem i dokonują właśnie brutalnej rzezi. Potem już nie, bo i gra za nic ma moje nadzieje i oczekiwania zmieniając się w pozbawiony klimatu shooter.
Gdzie jest horror?!
Ale po kolei. Po zajściach na Aegis VII, Clark trafia do szpitala psychiatrycznego stacji-miasta The Sprawl na Tytanie, jednym księżycy Saturna. Przechodzi długotrwałą rekonwalescencję połączoną z terapią mającą pomóc mu uporać się ze śmiercią ukochanej Nicole i przeżytym horrorem – przynajmniej w teorii, ponieważ każdy szybko zauważy, że intencje doktorów nie są do końca czyste. Dowodem na to jest już samo pojawienie się nekromorfów. Początkowo Isaac nie ma czasu połączyć tych faktów, ponieważ pozbawiony broni oraz charakterystycznego skafandra, tylko w szpitalnym dresie, musi uciekać przed stworami. Dopiero po chwili zyskuje latarkę (a tym samym możliwość walki wręcz), umiejętność stazy i kinezy (wszystko przedstawiono w formie fajnych cut-scenek gdy odpowiednie komponenty wymontowuje ze znalezionych po drodze sprzętów), w końcu zaś pierwszą piłę plazmową, z którą właściwie nie musi się rozstawać aż do końca gry.
Ukazana z kamery zawieszonej na wysokości pleców bohatera rozgrywka, wzbogacona została w Dead Space 2 o całe mnóstwo nieinteraktywnych cut-scenek (kilka razy zdarzają się quick time eventy). Bardzo efektownych kiedy obrazują nagłe zwroty akcji, mniej gdy napotykamy inne osoby i z nimi dyskutujemy. Isaac nie dość, że na prawo i lewo pokazuje w grze swoją facjatę, to jeszcze mówi. A nie powinien, bo jak uczy stare przysłowie: „Lepiej milczeć i wyglądać jak idiota niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości”. Aż dziw bierze, że psychiatrzy nie stwierdzili u Clarke’a kompleksu Duke’a albo innego Marcusa Feniksa. Dialogi równie dobrze potoczyłyby się – tak jak w „jedynce” – bez żadnego udziału Isaaca, zaś jego najbardziej epickie kwestie w trakcie rozgrywki, to okazjonalne fakery i maderyfakery rzucane jako komentarz w momentach, które powinny nas przestraszyć.
Powinny, ponieważ stworzonemu przez Visceral Games Dead Space 2 udaje się to tylko okazjonalnie. Powodem jest zmiana strategii straszenia. Wąskie korytarze, mrok, szmery i trzaski w oddali oraz wyskakujący znienacka stwory nadal są obecne. Pozostają jednak w wyraźnym cieniu konwencji „im więcej przeciwników wokół, tym gracz bardziej się boi”. Sprawia to, że gra szybko z survival horroru zmienia się w pozbawiony horroru survival. Polega on nie tyle na walce z kolejnymi hordami wyskakujących zewsząd (a zwłaszcza zza pleców, nawet gdy stoimy oparci o ścianę…) stworów, co powolnością naszej postaci.
Nie raz, zamiast do ciasnych lokacji, trafiamy w Dead Space 2 na areny a twórcy wymagają abyśmy na kolejnych falach przeciwników dokonywali rzezi godnej wspomnianego już Feniksa albo samego Kratosa. Uwiera wtedy konieczność strzelania wyłącznie na przycelowaniu oraz brak możliwości „przyklejania się” do osłon przed ciskanymi lub rzyganymi w naszą stronę pociskami i płynami. Z kolei ciosy trzymaną w ręku bronią oraz miażdżenie stopą odbywa się w tempie takim, jakby Clark urodził się w beczce smoły. Sprawdzało się to w pierwszej części, kiedy przeciwników było mniej (a raczej – w sam raz), jest realistyczne ze względu na ciężki kombinezon noszony przez postać, ale kompletnie nie pasuje do konwencji dynamicznego shootera jaką wyraźnie przyjęli twórcy i która męczyła mnie zamiast bawić.
Tymczasem nie brakuje w grze momentów, które wycięte i złożone w jedną całość świetnie broniłyby się jako przesiąknięta podnoszącym ciśnienie klimatem grozy kontynuacja pierwszej części. Tak jest z niektórymi ciemnymi korytarzami niszczonej przez stwory stacji, ale również w lokacjach „jasnych” jak w niesamowicie groteskowej scenografii szkoły – z różowymi ścianami, balonikami, pluszowymi zabawkami, wesołymi piosenkami z głośnika i zmutowanymi dziećmi atakującymi zewsząd (nie przeszkadza nawet końcowa „arena” w sali gimnastycznej). Albo kiedy na dłuższy moment wracamy na pokład Ishimury.
Świetnie wypadają również wszelkiego rodzaju łamigłówki logiczne oparte o kinezę i stazę, umiejętności które w znacznie większym stopniu wykorzystujemy teraz także w walce by spowalniać pędzące na nas nekromorfy albo – uwaga! – ciskać w nie fragmenty ich zmasakrowanych kolegów. Poza krótkimi fragmentami pojedynczych rozdziałów (a w sumie jest ich piętnaście), wszystko w Dead Space 2 w końcu sprowadza się jednak do walki, którą już gdzieś w jednej trzeciej dość długiej kampanii singlowej, byłem po prostu znudzony.
Coś dopracowano, coś dodano
Oprawę Dead Space 2 zamiast gruntownie zmieniać dopracowano, w wielu miejscach racząc nas wizualnymi fajerwerkami. Najlepiej widać to w cut-scenkach, ale także podczas wizyt w przestrzeni kosmicznej. Wnętrza tymczasem w większości wyglądają podobnie do tych z „jedynki” (na Ishimurze przechodzimy nawet te same lokacje – tylko od tyłu), na dodatek porozstawiano w nich znajome punkty zapisu, sklepy i ławki inżynierskie.
W samej rozgrywce – poza nastawieniem jej na czystą akcję – więcej ulepszeń niż gruntownych zmian. Najpoważniejszą jest poruszanie w zerowej grawitacji. Zamiast robić kolejne skoki i przyklejać się do powierzchni magnetycznymi butami, odpalamy silniczki i swobodnie sobie latamy. Rewolucji nie ma za to w arsenale, który wzbogacono o kilka nowych broni jak strzelająca elektrycznymi bełtami niby-kusza, czy urządzenie do rozkładania min zbliżeniowych. Inne, jak chociażby wodzona na wiązce energii kinetycznej piła, są efektowne w użyciu. Praktyka nauczyła mnie jednak polegać przede wszystkim na sprawdzonym palniku plazmowym i przecinaku liniowym – zwłaszcza gdy je odpowiednio ulepszyłem.
Rozbudowano też bestiariusz nekromorfów, w tym o raczkujące niemowlęta-bomby (modele zostały chyba w spadku po Dante’s Inferno) i szarżujące na nas, bardzo szybkie, dwunożne monstra, które swą dziobatą głową i sposobem poruszania szybko dorobiły się w redakcji miana przerośniętych kurczaków. Najwięcej jest zaś różnych odmian nekromorfów zmutowanych z ludzi, przy czym panuje zasada, że im ciemniejszą taki delikwent ma skórę, tym jest groźniejszy.
Osobny akapit poświęcić warto kombinezonom Isaaca, bo tych przywdziewa kilka różnych. Początkowo jego zbroja nie różni się od tej z pierwszej części. Potem zakłada chociażby paskudny kombinezom Security, który nie dość że lateksowy to z hełmem, którego „prześwity” układają się w głupio uśmiechniętą gębę. Klimatyczny Vintage Suit z kolei, dzięki małej butli z tlenem na plecach i charakterystycznej obudowie sprawia, że nasz bohater upodabnia się do Tatuśka z Bioshocka. Najlepiej, wręcz kozacko, wygląda jednak strój Advanced, którego fragmenty widać na licznych materiałach z gry i pudełku.
I tak jakoś udało mi się napisać wiele o grze umyślnie omijając kontynuowanie tematu fabuły. A ta jest po prostu denna, niewarta uwagi i psuje wrażenia z zabawy – nieważne czy od Dead Space 2 oczekiwaliśmy klimatycznego survival horroru (jak ja), czy po prostu kosmicznej strzelanki. Cały spisek jaki w The Sprawl wyrósł wokół Isaaca, Unitologów, Markerów i zapewnianej przez nie przemiany (która – przypomnijmy – oznacza nic innego jak przekształcenie w nekromorfa), jest płytki i rozpracowujemy go na długo przed stosownymi zwrotami akcji na ekranie. Drugim wątkiem opowieści są wizje Clarka, w których ukazuje mu się Nicole. Otoczenie zmienia się niczym w Silent Hill’u a zmarła żona, świecąc z (niemal) każdego otworu swojego ciała, ględzi o tym jak to wszystko jego wina napędzając melodramat aż do przewidywalnego, trywialnego i kompletnie nie pasującego tej grze zwieńczenia. Wielkim finałem twórcy chcieli zapewnić nam opad szczęki – i tak się dzieje, ale niestety z rozczarowania.
Jest też multi!
Dead Space 2 zawiera multiplayer. Na pięciu mapach ścierają się dwie drużyny po czterech graczy – Isaaki (ludzie) kontra nekromorfy. Ludzie wypełniają misję a nekromorfy starają się ich zabić. Atrakcyjnie wygląda zwłaszcza zabawa tymi drugimi, gdy mamy większą swobodę ruchu (w tym chodzenie po ścianach) a w zależności od wybranego gatunku monstrum używamy zupełnie innych technik mordu. Zabawę podzielono na rundy, w których gracze zmieniają się rolami. Potencjał spory, zwłaszcza gdy spojrzymy na sporą liczbę ulepszeń do odblokowania w trakcie zabawy, chociaż dla polepszenia żywotności rozgrywki sieciowej w niedalekiej przyszłości przydałyby się dodatkowe mapy.
No nie jest źle, ale…
Pora zsumować moje zwierzenia. Dead Space 2 nie jest zły. Można się przy nim pobawić, tym bardziej jeśli oczekujemy wyłącznie krwawego mordowania hord tępych przeciwników i nastawimy się mentalnie, że za sprawą niemrawości naszej postaci będziemy musieli się przy tym srogo namęczyć. Osobiście czekałem jednak na coś innego i koniec końców grą jestem rozczarowany. Liczyłem na solidną, trzymającą w napięciu kontynuację jednego z najlepszych horrorów w jaki kiedykolwiek grałem. Horror jest, ale tylko czasami i przypadkowo, przeczy mu zarówno większość rozgrywanej akcji jak i sama fabuła – miałka, przewidywalna, sztampowa. Są w tej grze momenty wspaniałe, ale dotarcie do nich kosztuje zdecydowanie za dużo monotonnego przedzierania się przez przesadnie liczne watahy przeciwników, zmusza też do śledzenia brazylijskiej telenoweli o małżeństwie Clarków. Decyzję o zakupie pozostawiam jednak wam, uczestnikom tej przydługiej sesji terapeutycznej. Miejcie jednak w pamięci, że gra w naszym kraju – zarówno na konsolach jak i PC – ukazała się wyłącznie w wersji angielskiej, bez żadnego tłumaczenia.
Ocena: 7.5 / 10
—
Plusy:
Minusy:
—
PS Na długo zapamiętam tekst wypowiedziany przez jedną z postaci w stronę Isaaca, gdy w wyniku zbiegu okoliczności zostaje ona okaleczona. Wykrzykuje groźnie: You owe me an eye, you bastard! (co można przetłumaczyć jako: Jesteś mi winien oko, ty synu z niewłaściwej matki!). Zobaczyć ten fragment i nie parsknąć śmiechem jest trudniejsze nawet od spłacenia takiego długu…
PS2 Użytkownicy PlayStation 3 wraz z powszechnie dostępną tzw. Dead Space 2 Limited Edition dostają Dead Space Extraction, prequel serii wydany dotąd wyłącznie na Wii, w którym znajduje się możliwość zabawy w kooperacji poprzez Move’a. To całkiem fajny celowniczek, z grafiką HD.
PS3 A pecetowcom obiecano specjalną zbroję Isaaca Clarka… do Dragon Age II.
PS4 A widzieliście Dead Space na iPhone’a? Ukaże się wkrótce i wygląda obiecująco (recenzja przed weekendem):
PS5 Autor recenzji jest również twórcą bloga Press Emter, który nieodmiennie polecamy.
Czytaj dalej
121 odpowiedzi do “Recenzja – Dead Space 2”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
… a tam se siedziała jego kolerzanka xD bez oka ale cała xD Mi się podobało.|Jedynie zdziwiłem się jak ten typek strzelał do mnie z kołkownicy i nie widziałem że trzeba E wciskać i mi łeb odstrzelił. Myślałeż że to miał być ten dziwny koniec xD
Ja poczekalem do godziny 22.00 wyłączyłem wszystkie swiatla i swietnie sie bawiłem…gra według mnie zasługuje na conajmniej 8-9. Owszem brak tłumaczenia i Nicole było wkurzające (przeczytalem chyba tylko 1/3 text logów) ale wedlug mnie autor mial poprostu zły dzień.
Po tym, jak zwolniono obu glownych dyrektorow kreatywnych projektu, nie spodziewalem sie niczego innego. W [rzypadku jedynki tworcy najpierw opisywali DS jako najstraszniejsza gre w historii. I rzeczywiscie na poczatku miala taki potencjal. Widac jednak bylo, ze na pozniejszym etapie produkcji zapedy tworcow zostaly ostudzone przez ksiegowych EA. W przypadku dwojki branzowy gigant od poczatku chcial zrobic sieczke i tak rozreklamowac gre, wiec zwolnil obu panow, ktorzy mieli bardziej ambitne plany…
A rezultaty dsa takie, a nie inne. |@CriX – recenzja zla, bo autor sie z Toba nie zgadza? Dziwne to podejscie do sprawy, ale coz… Moim zdaniem to jedna z najlepszych recenzji CDA od kilku lat.Co do tlumaczenia – moim zdaniem by sie przydalo. Sam nie mam problemow z angielskim, ale mam wielu kolegow, ktorzy tego jezyka nie znaja, bo po prostu kiedys tego nie nauczano w Polsce. Ktos moze powiedziec, ze teraz wystarczy tylko ruszyc tylek, ale do tego trzeba miec czas i (najczesciej) pieniadze.
@Pointer669 ja też za pierwszym razem nie zauważyłem E i mnie zabił 😀 albo w tej maszynie się rozwaliłem bo nie wiedziałem ocb ;D
Dziwi mnie tylko postawa ignorantow, ktorzy nie sa w stanie zrozumiec, ze nie kazdy ma mozliwosc poznania jezyka angielskiego nawet w swiecie, ktory na nim sie opiera w duzej mierze. Jesli ktos nie zna angielskiego tylko i wylacznie z lenistwa, to rzeczywiscie sam jest sobie winien. Problem w tym, ze w polskim (i nie tylko polskim) spoleczenstwie ludzie czesto nie moga sobie pozwolic na nauke tego jezyka. Troche wiecej zrozumienia…
@Professor a czy mi sie MUSI podobać taka beznadziejna recenzje?|Po za tym: …tekst wypowiedziany przez jedną z postaci w stronę Isaaca, gdy w wyniku zbiegu okoliczności zostaje ona okaleczona. Wykrzykuje groźnie: You owe me an eye, you bastard! (co można przetłumaczyć jako: Jesteś mi winien oko, ty synu z niewłaściwej matki!). |Przecież jej okaleczenie nie było zbiegiem okoliczności… litości. Po za tym wyrwał zdanie z całego kontekstu. Profesjonalizm na poziomie tych z WP.pl Gniot nie recenzja.
… przypomina mi poziomem tą recenzję Divinity 2 tylko ta jest trochę lepsza, trochę. Przykładów mógłbym jeszcze wiele podać… nikt się ze mną nie musi zgadzać ale to naprawdę beznadziejna recenzja.
Nie napisalem, ze recenzja musi Ci sie podobac. Jak nie umiesz czytac ze zrozumieniem, to tym bardziej nie powinienes krytykowac zadnego artykulu. Wciaz tez nie napisales, dlaczego recenzja jest beznadziejna. Podales jeden przyklad, ale to za malo, bo recenzja sklada sie z wiecej niz tylko zacytowanego fragmentu. Sprawiasz wrazenie osoby krytykujacej tekst tylko dlatego, ze autor sie nie zgadza z Twoja opinia. W takim wypadku dziwnie tez wyglada Twoj komentarz nt profesjonalizmu autora…
„Gniot nie recenzja.”A dla mnie to raczej „gniot nie gra”.
Dorośnij dzieciaku. Ja nie krytykuję twojej oceny. Nie podoba się – twoja sprawa. Mi się nie podoba artykuł i to moje zdanie do którego mam prawo.
„Dorośnij dzieciaku.” – odpowiem na Twoim poziomie – nie jestem dzieckiem!|”Ja nie krytykuję twojej oceny” – Jestem tego swiadom.|”Mi się nie podoba artykuł i to moje zdanie do którego mam prawo” – oczywiscie, ze posiadasz takie prawo. Jako dorosly czlowiek – tak wnioskuje po tonie w jakim do mnie piszesz – powinienes jednak uzasadnic swoje zdanie, czego Ty nie zrobiles.
Co za recenzja, nie zgadzam się z ponad połową, a 2 razy grę skończyłem. Jak dla mnie 80% zmian jest na plus. Jest parę rzeczy, które zmieniono na gorsze, ale nie przesadzajmy. DS obok CoD i AC:B to jedna z niewielu gier, które warto kupić na przełomie 2010/11.
Professor ty również nie uzasadniłeś swojej oceny tak więc jest remis.|Ale podam kilka przykładów z którymi się nie zgadzam:|Isaac za dużo ględzi (a inteligencją nie grzeszy) – to nie gordon Freeman żeby się nie odzywać gdy z nim rozmawiają. Jeśli jest fabuła to i dialogi muszą być pomiędzy postaciami. I wcale nie gada za dużo. Na dodatek co autor rozumie przez nie grzeszenie inteligencją? To że przeklnie? W takim razie nasz kraj jest krajem debili skoro większość przeklina bez przerwy… A może to że…
…że nie używa jakichś dziwnych zwrotów? Nie rozumiem na jakiej zasadzie był on oceniany.|beznadziejna, przewidywalna i miałka fabuła – aha… a niby pierwsza cześć taka nie była? Już widze jak autor rozpracowuje każdą fabułę w grach. No bo co to za problem – bohater stara uratować siebie i innych… w pierwszej części było to samo. WOW. praktycznie w każdej grze jest to samo… żadna nowość.
@Crix – ja nie ocenialem recenzji (poza krotka wzmianka, ze mi sie podoba), wiec nie czuje sie zobowiazany, zeby opinie uzasadniac. Ale prosze bardzo – moim zdaniem dialogi postaci sa strasznie sztuczne. Akcja jest rwana i czesto podczas, teoretycznie szybkiej, wymiany ognia dochodzi do spowolnienia ruchow przez glupi skafander. Fabula nie wciaga – nie wiem, czy glupia, bo po prostu nie pamietam nawet o czym to bylo.:E Koncepcja gry ulagla calkowitej zmianie, a tworcy wciaz probuja wykorzystac te sametricki
Jesli chodzi o Twoje argumenty:|martinowi nie chodzi o to, ze Isaac przeklina tylko sytuacje, w jakich to robi. Postac znekanego pracownika bez przeszkolenia wojskowego zajmuje osoba kreowana na herosa a la Duke. Nijak sie to ma dokonwencji horroru. Autor wyraznie to uzasadnil w recenzji, a tylko Ty nie jestes w stanie tego dostrzec i uwazasz, ze chodzi o zwykle przeklinanie. To, ze fabula w jedynce byla przewidywalna, nie umniejsza tego, ze w dwojce jest to samo i autor nie pisze, ze fabula jednyki byla
wybitna i tez autor tego tak nie ujal. Tam jednak rekompensowal to strach i przemyslana rozgrywka o jednej, stalej charakterystyce. Tutaj akcja wydaje sie byc zupelnie nieadekwatna do tresci. Tempo caly czas sie zmienia i to nawet podczas jednej i tej samej strzelaniny. Poza tym, jak juz pisalem, autor nie ma nic przeciwko konwencji ratowania siebie i reszty swiata, o ile nie jest to zrobione w stylu „wielki heros, ktorego nic nie zatrzyma, a potwory irytuja, a nie strasza”. A tak to wyszlo.
CDA, ktore ostatnio bylo mocno krytykowane za zbytnia poblazliwosc, moze rzeczywiscie troche przesadzilo z krytyka. Gra ma swoje dobre momenty i nie jest tragicnza. Ale moim zdaniem do tego, zeby byla naprawde dobra, sporo jej brakuje. To troche cos jak ME2 lub nowy Co – niby dobry, niby wszystko super, ale… jakos nic nie wybija sie ponad szara przecietnosc lacznie z grywalnoscia. Dla mnie ta gra prezentuje poziom wiekszosci masowek z 2010, wiec, to, jak wspomniales, nic nowego. A szkoda.
DS1 było dobre można było sie przestraszyć ale tylko na początku po kilku godzinach brała mnie nuda(tylko momentami było coś fajnego) DS2 jest znacznie lepsze, ciekawsze i ma swój klimat. „nie grzeszy inteligencją”, za dużo faków? Clark klnie jak każdy normalny człowiek a to że tym razem raczy coś powiedziec to dobrze w porównaniu do jego wcześniejszych niemych rozmów. Jak dla mnie to ocena w recenzji jest mocno zanirzona.
Cieszę się, że ktoś w końcu pisze dokładnie to, co ja uważam. Może jestem stary (33 lata), może przeszedłem w swoim życiu za dużo gier (począwszy od gierek ZX spectrum), ale uważam podobnie, że DS2 to świetna gra kompletnie zrąbana durną fanułą dla kretynów (o zgrozo masa ludzi zachwala ducha Nicole!!) DS1 – genialne. DS2 – średnie. Do tego na końcu zbyt duży poziom trudności (zaczynałem na 3cim i było łatwo. Na końcu musiałem zjechać do normal). Zakończenie? Tragedia. Zepsuta genialna gra..teżsię zawiodłem