Recenzja Gran Turismo 7. Czy usłyszałem słowo „rewolucja”?
Nie, nie usłyszałem – to sequel na wskroś bezpieczny, ale równocześnie wynikają z tego faktu rozliczne korzyści. Jeżeli o mnie chodzi, na ten przykład, to im więcej wcinam dań z wyrafinowanej kuchni Polyphony Digital, tym bardziej mi smakują.
Nie znaczy to, że podoba mi się, iż Japończycy tak uparcie trwają przy swej obmyślonej dawno temu formule (seria obchodzi w tym roku 25-lecie) na konsolową „grę-symulator”. Czas pędzi do przodu, a w świecie ścigałek tryumfy święcą serie, dzięki którym gatunek ewoluuje i wspina się na nowe wyżyny. Forza Horizon w fantastyczny sposób zbiera wokół siebie zarówno mistrzów kierownicy, jak i fanów otwartych światów; Dirt Rally dzięki znakomitej oprawie i niezrównanej fizyce wynosi niewpadanie na drzewa do rangi sztuki; nawet Assetto Corsa (od której sam się odbiłem) pozwala simracerom bawić się na milion niedostępnych wcześniej sposobów. Legendarny twórca serii Gran Turismo, Kazunori Yamauchi, mówi za to po staremu „nie” gięciu blach przy zderzeniach i po raz enty serwuje najnudniejszą definicję „wyścigu”, jaką gry widziały. Sęk w tym, że w niemal każdym innym aspekcie jego dzieło ociera się o geniusz.
Tylko oddychaj!
Taki obrazek. Spa-Francorchamps, koniec drugiego okrążenia z pięciu. Idzie tak sobie, bo wszedłeś w wyścig na przejściówkach, a tu jak na złość słońce. Piętnaście sekund straty do lidera. Wleczesz się na piątym miejscu Alfą 4C, przynajmniej jest ładnie, gdy w kokpicie tańczą cienie i odblaski. I wtedy, z chwili na chwilę, wszystko się zmienia. Najpierw nadciągająca kołdra z chmur sprawia, że asfalt i pobocza robią się niezwykle ciemne w porównaniu z wciąż jasnym niebem. Ciśniesz dalej, choć tu i tam jedziesz już na pamięć, punkty hamowania są dużo mniej widoczne. Minutę później zaczyna kropić. Ciemniejsze niebo odbija się na wilgotnym asfalcie, bieżnik wysmarkuje wilgoć na boki. Wyprzedzasz czwartego na szczycie Eau Rouge i pędzisz prostą Kemmel w białej mgle, którą wzbija za sobą trzeci. Mimo tego trzymasz się lewej strony – prawa błyskawicznie robi się mokra i obrasta w kałuże, zjazd na nią przy 230 km/h to gwarantowany poślizg. Ostre hamowanie do Les Combes. Lewy trigger drży pod naciskiem – to ABS walczy o przyczepność. Prawo, lewo, prawo i jesteś zderzak w zderzak z rywalem. Wycieraczki z furią smagają wodę na szybie, gdy gładko wchodzisz w Bruxelles i zostawiasz go za sobą. Z przodu dwa jaśniejsze pasy po oponach na asfalcie sygnalizują, że kolejny kierowca jest już tuż-tuż. Dusisz prawy trigger, Alfa wyrywa do przodu. Wszystko w smakowitych 60 klatkach na sekundę.
Nie każdy wyjazd na tor, rzecz jasna, oferuje takie atrakcje i emocje. Ba, zarówno na Alfę 4C, jak i belgijskie pagórki trzeba sobie zasłużyć, ale pogoda zawsze może spłatać psikusa, a dzięki ciekawemu systemowi progresu zarówno auta, jak i tory zdobywa się zaskakująco szybko. W centrum nowego graficznego menu Gran Turismo 7 znajduje się kafejka, która służy de facto jako questodajnia. Tamże dostajemy raz za razem zadania polegające na skompletowaniu trzech pokrewnych maszyn poprzez udział w konkretnych wyścigach. Pomiędzy nimi poszczególne misje przedstawiają również wszelkie inne elementy świata. Jest wśród nich stara, dobra szkoła jazdy (wyzwania polegające na pokonaniu konkretnych odcinków torów w danym czasie); są trzy osobne punkty sprzedaży aut (kredyty zarabiamy podczas wyścigów); jest studio fotograficzne z tysiącem pejzaży, na tle których można cyknąć zdjęcie swego cacka; są też wreszcie warsztaty pozwalające nie tylko na ulepszanie samochodów, ale i przystrojenie ich nowymi ciuszkami – włącznie ze spojlerami, listwami bocznymi czy zamontowaniem wide body. Nie ma za to co liczyć na bycie obsypywanym punktami, perkami czy innymi odznakami za byle pierdółkę. Mamy tu do czynienia ze starą szkołą progresu, w której jedynymi ważnymi liczbami są suma kredytów na koncie i ewentualnie poziom kolekcji samochodowej.
Polyphony Digital obstaje przy tym przy swej misji edukowania i propagowania historii sportów motorowych, toteż gdzie się nie obejrzysz, tam czeka wpis, komentarz, zdjęcie, czasem nawet film przybliżający dziedzictwo danej marki czy serii modeli. Czym jest „hot hatch”? Od czego wzięła się nazwa MiTo? Ile sprzedano sztuk Porsche 911 GT3 (966) ‘01? Gran Turismo 7 uczy i bawi.
Jedzie pociąg z daleka
Bawi, przy okazji, fenomenalnie. Jazda na padzie jest superprzyjemna – i to nie ze względu na obecność siłowników w triggerach, bo też wykorzystujące je efekty są bardzo subtelne. Auta, szczególnie te w dolnej połowie spektrum mocy, prowadzi się płynnie i precyzyjnie (korzystałem głównie z analogów, choć można również wychylać DualSense’a na boki). Nie ma przy tym wrażenia fałszu – przyczepność nie bierze się znikąd i gdy hamujesz, czujesz, że masa samochodu naturalnie wdusza przednią oś w nawierzchnię. Po podłączeniu mojego Thrustmastera T300RS GT Edition (wykrytego, swoją drogą, bez żadnych problemów) już zupełnie odleciałem w piątą gęstość. Precyzja koła, pedałów i force feedbacku była dla mnie również kluczem do tego, by zdobywać złote pucharki w szkole jazdy, misjach oraz wyzwaniach zapoznających z poszczególnymi torami.
Gra, przy okazji, startuje z grubo ponad czterystoma wiernie odwzorowanymi maszynami i żadnej z tych, które do tej pory przetestowałem – a były wśród nich i Mini Cooper, i stara „beemwica” M1, i przeróżne modele Nissana GTR – nie skąpi realizmu, jeśli chodzi o fizykę jazdy. Mówimy tu, rzecz jasna, o nawierzchniach twardych, bo szuter jak zwykle potraktowany został po macoszemu – z bardzo ograniczonymi możliwościami zabawy. To ostatnie denerwuje mnie podwójnie, bo wolałbym, by Polyphony powiedziało sobie raz wprost, że rajdy go nie interesują i skupiło się na wyścigach torowych. Takie, za przeproszeniem, maczanie palca w temacie nikomu nie służy.
Czytaj dalej
Autor tekstów różnych. W tym książek. Fan żółwi, muzyki filmowej i wszystkiego, co kosmiczne. Swoje politechniczne wykształcenie przekuł w artykuły dla czasopisma CD-Action, w którym jako redaktor przez wiele lat realizował swoje pasje grania i pisania. Obecnie pracuje w Techlandzie jako Quest Designer.