rek

Recenzja Last Train Home. W tej wojnie nie chodzi o to, by wygrać

Recenzja Last Train Home. W tej wojnie nie chodzi o to, by wygrać
Siarczysty mróz, czerwonoarmiści czający się po lasach i widmo podróży przez calutką Syberię. Nie ma czego zazdrościć żołnierzom z Legionu Czechosłowackiego.

Ileż to było wariacji na temat legendarnego XCOM-a? Gier, które w zgrabny sposób łączyły wątek ekonomiczny, czyli zarządzanie bazą, z elementami RTS-owymi? To hybrydowy gatunek lubiany m.in. ze względu na różnorodność. Krótkie, intensywne misje, w których dowodzimy oddziałem żołnierzy, przeplatają się z całymi godzinami wypełnionymi szkoleniami, rozbudową huba i leczeniem podwładnych. W moim odczuciu ogromnym plusem takiej konstrukcji rozgrywki jest balans między chwilami oddechu i momentami maksymalnego skupienia na taktyce. Czasami różnice sprowadzają się tylko do settingu.

Akcja tegorocznego Aliens: Dark Descent toczyła się w znajomych popkulturowo realiach, uwielbianych przez rzesze fanów. Można by zatem spodziewać się wysypu podobnych produkcji science fiction, ale na szczęście znaleźli się developerzy, którzy nie chcą iść utartymi ścieżkami. Na przykład czeskie studio Ashborne Games – jego debiutancki tytuł przenosi nas w czasy I wojny światowej. A konkretnie w okres tuż po jej zakończeniu.

Last Train Home

Najdłuższa możliwa podróż

Kres wojny miał oznaczać kres zmartwień. A już na pewno dla żołnierzy należących do Korpusu Czechosłowackiego (zwanego też Legionem Czechosłowackim), czyli formacji pomagającej carskiej Rosji w wielkiej wojnie. Legionistami byli jeńcy i dezerterzy z armii austro-węgierskiej, którzy po zakończeniu konfliktu żywili nadzieję na dołączenie do nowo formującej się Czechosłowacji. Liczyli na to, że władze rosyjskie pozwolą im szybko i bezkonfliktowo przebyć opancerzonym pociągiem całą Syberię, we Władywostoku wsiąść na pokład statku i opuścić ten niegościnny kraj. Wszystko wskazywało na to, że tak się właśnie stanie, zwłaszcza gdy władze Rosji zawarły porozumienie w sprawie ewakuacji Legionu do Francji.

Niestety ogromne mocarstwo było dalekie od puszczenia wspomnianych żołnierzy wolno, szczególnie że widmo wojny domowej z każdym dniem stawało się coraz bardziej realne. W czasach, gdy między bolszewikami i mienszewikami (albo czerwonymi i białymi) iskrzyło, uzbrojony po zęby oddział przemieszczający się przez środek kraju stanowił zbyt łakomy kąsek. W końcu w Czelabińsku doszło do walk między Czechosłowakami a bolszewikami oraz zerwania porozumienia.

Last Train Home

Tytuł Ashborne Games prowadzi gracza przez wszystkie etapy tej niełatwej odysei: od drogi w stronę Czelabińska, kiedy to legioniści mieli jeszcze nadzieję na neutralność bolszewików, po coraz cięższą przeprawę przez ogromną połać Syberii. Każdy z dziewięciu rozdziałów poświęcony jest jakiemuś odcinkowi podróży i różni się poziomem trudności oraz głównym celem. Czasami jest to po prostu przebicie się do stacji docelowej, innym razem sprawdzenie, czy w okolicznych miejscowościach nie zatrzymali się jacyś zagubieni legioniści albo… przejęcie pociągu pełnego złota.

Gorzej niż w PKP

Całą grę ogląda się jak fabularyzowaną kronikę wojenną. Dla lepszego przedstawienia historii każdy rozdział poprzedzony został krótkim filmem, w którym narratorem jest nasz doradca, kapitan Langer. Wizyty w miastach często wiążą się ze zdobyciem wiadomości z dalekich stron. Kurierzy informują nas np. o tym, że Rząd Tymczasowy negocjuje z Armią Czerwoną zapewnienie bezpiecznego przejazdu dla Czechosłowaków. Innym razem czytamy w lokalnej gazecie, że Lew Trocki wydał rozkaz rozbrojenia Legionu. Gracz nie dostaje zatem wieści z powietrza, dzięki czemu jest tak samo zagubiony jak jego podwładni, którzy czują się nieswojo w obcym kraju.

Last Train Home

Obszerna encyklopedia zawierająca liczne szczegóły z epoki – pojazdy, broń, ubiór itd. – to kolejny z wielu świetnych sposobów na budowanie naprawdę doskonałego klimatu. Warto też ustawić język dialogów na „pełną immersję”, co oznacza, że zamiast wszechobecnego angielskiego będziemy słyszeć rosyjski, czeski i ukraiński (acz z polskimi napisami). Grafika, mimo że raczej oszczędna, też dobrze oddaje ducha epoki. Rosyjskie wsie są odpowiednio biedne, zewsząd wieje beznadzieją i strachem. Chcemy, podobnie jak nasi żołnierze, opuścić tej kraj jak najszybciej.

Niestety nie można po prostu walić w linii prostej aż do samego Władywostoku. Co i raz trafimy na kręcących się po kraju innych legionistów, przy czym niektórych należy wydobyć z niewoli. W międzyczasie staramy się unikać białych i czerwonych, a przynajmniej szybko storpedować ich starania, jak już nie da się ich ignorować. Niekiedy miejscowym przyda się nasza pomoc, ale zdarzy się również tak, że przyjdzie nam coś im ukraść. Misje okażą się trudne, często też moralnie dwuznaczne, co nasuwa skojarzenia z This War of Mine. Nie jesteśmy tu jednak po to, by wygrać wojnę, my chcemy tylko uciec stąd w jednym kawałku.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Lepiej nie wysiadać z tego pociągu

Rozgrywka w Last Train Home dzieli się na dwa etapy. W pierwszym podróżujemy pociągiem po wielkiej mapie, robiąc przystanki, by wysłać żołnierzy do jakiegoś ciekawego miejsca (jezioro pełne ryb, wieś). Podczas postojów zajmujemy się handlem z napotkanymi ludźmi, rozbudowujemy pociąg, wzmacniając jego ogólną wytrzymałość, dodając prycze czy ulepszając ocieplenie. W poszczególnych wagonach, które możemy kupić na stacjach w miastach, leczymy żołnierzy, gotujemy jedzenie, opracowujemy nowe technologie.

Warto też poświęcić chwilę uwagi na określenie ról żołnierzy, czyli ustalenie, ilu będziemy mieli grenadierów, medyków, zwiadowców, kaemistów oraz szturmowców. Z biegiem czasu bardziej doświadczeni wojacy zdobędą kilka klas, co ułatwi kompletowanie dobrego oddziału. Co ciekawe, w Last Train Home nikt się nie leni, ponieważ poza misjami żołnierze kształcą się jako inżynierowie, dorzucają do kotła, leczą i gotują. Ich charakter wpływa z kolei na niektóre zadania, bo inaczej w karczmie zachowa się osoba z poczuciem humoru, a inaczej cierpiąca na alkoholizm.

Last Train Home

Zawsze mamy co robić i, niestety, zawsze brakuje nam surowców, gdyż Syberia to bezlitosna kraina. Żeby nie było zbyt łatwo, podróży towarzyszą losowe wydarzenia: a to drzewo leżące na torach, a to plaga szczurów w wagonie magazynowym (można je przerabiać na jedzenie po wykupieniu odpowiedniego ulepszenia). Z biegiem czasu, gdy wchodzimy w głąb kraju, robi się coraz trudniej, bo nie dość, że jest zimno i brakuje surowców, to jeszcze czerwonoarmiści stają się bardziej namolni.

Jaka osłona, wariacie?

Raz na jakiś czas trzeba wysłać oddział na większą misję. Wtedy widok zmienia się z mapy na konkretną lokację, a my dowodzimy grupą złożoną z kilku żołnierzy. Gra przechodzi w tryb RTS, ale z aktywną pauzą. I w tym momencie pora na małe wtrącenie. Zapewne zerknęliście już na koniec recenzji i zastanawiacie się, czemu tak oryginalnie zapowiadający się tytuł dostał ocenę ledwo „dobrą”. Ano dlatego, że ciekawe realia nie są w stanie nadrobić niedopracowanej walki. Gdyby Last Train Home składało się z samej warstwy survivalowej, czyli zarządzania pociągiem, okraszonej krótkimi misjami, mogłaby to być naprawdę znakomita gra. Ale starcia potrafią nieźle napsuć krwi.

Last Train Home

Z pozoru wszystko trzyma się kupy. Widok taktyczny działa dobrze, nic nam nie zasłania żołnierzy, a minimapa ułatwia orientację. Wojacy strzelają sami z siebie jak w Aliens: Dark Descent, ale w przeciwieństwie do gry Tindalos Interactive w Last Train Home nie mamy specjalnych rozkazów, na które wydajemy punkty dowodzenia.

Z kolei technika strzelania zza osłon nie istnieje. To znaczy niby jest podział na pełną i niepełną osłonę, ale w praktyce rzadko kiedy żołnierze z nich korzystają, częściej po wskazaniu celu po prostu wybiegają na puste pole. Problem polega na tym, że nigdzie nie zostaje zaznaczony zasięg broni. Co gorsza, nie pokrywa się on z zasięgiem wzroku. Rozpoczęcie strzelaniny wygląda tak, że wojacy po otrzymaniu rozkazu „ognia!” beztrosko pędzą na przeciwnika.

A teraz trochę o sposobach poruszania się. Nasze jednostki znają dwa tryby: normalny, kiedy po prostu sobie biegną i otwierają ogień na widok wroga, oraz cichy. Ten drugi oznacza nie tylko skradanie się, ale też całkowite wstrzymanie się od użycia broni palnej. Co znaczy, że nawet jeśli żołnierze zostaną wykryci, to i tak będą w kucki leźć w stronę strzelających do nich przeciwników.

Last Train Home

Brzmi to jak przegrana sprawa, ale na szczęście Rosjanie są głupsi od Rzymian. Z każdej potyczki da się wyjść obronną ręką, bo wystarczy odbiec na kilka metrów, znaleźć się poza zasięgiem wzroku wroga, po czym wskoczyć w krzaki. A wiadomo, że zarośla są lepsze od wszystkiego: płotu, ściany, nawet bunkra. Miałam raz sytuację, w której sterowani przeze mnie żołnierze ukryli się w gąszczu, a grupa przeciwników w niego wlazła i zaczęła umierać, bo moi ludzie po kolei podrzynali im gardła. To było tak zaskakujące, że aż śmieszne.

Problem jest też z balansem ról w boju, bo na trzecim poziomie zwiadowcy dostają umiejętność „precyzyjny strzał”, co w połączeniu z ich bliską superbohaterskiej mocy zdolnością maskowania się robi z nich komandosów na miarę Rambo. Jeśli dodamy do tego fakt, że ciała znikają zaraz po tym, jak padną, to uzyskamy pełny obraz sytuacji.

Last Train Home

„Take me home, Russian railway”

Każdorazowe rozpoczęcie misji wiązało się z cichym jękiem zawodu. Mechanika walki po prostu nie pasuje do tej ładnej i naprawdę wciągającej gry, której należą się pochwały za świetne przedstawienie historii Legionu Czechosłowackiego. Szkoda mi moich żołnierzy, bo są jak dzieci we mgle. Blokują się na jakichś płotkach, gubią na prostej drodze. Podczas szarży z bagnetem potrafią zaatakować pustą przestrzeń i jakoś tak wolno reagują, gdy ktoś do nich strzela.

Nie dziwię się, że z wielu misji wracają z załamaniem nerwowym. Na szczęście wśród zapasów zawsze jest butelka wódki, która w mig poprawia im humor. Cóż, mnie niestety nie wolno pić podczas grania.

W Last Train Home graliśmy na PC.

[Block conversion error: rating]

Jedna odpowiedź do “Recenzja Last Train Home. W tej wojnie nie chodzi o to, by wygrać”

  1. Szkoda. Pytanie jakie są szanse, że większość bolączek poprawią aktualizacjami…

Dodaj komentarz