5
26.10.2023, 19:20Lektura na 8 minut

Recenzja Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1. Kojima musi mieć teraz bekę

Konami w ostatnich latach zdążyło zrazić do siebie największych fanów poprzez dziwaczne decyzje biznesowe i fatalne podejście do rozwijania swoich kultowych marek. Japończycy obiecali powrót do dawnej formy, a kolekcja Metal Gear Solid miała stanowić tego najlepszy dowód. Cóż, nie jestem pewien, czy się udało…

Metal Gear Solid to bez wątpienia jedna z moich najukochańszych serii gier wideo. Praktycznie każdą z odsłon ukończyłem kilka razy, co jakiś czas oglądam ulubione przerywniki filmowe na YouTubie, a fantastyczna ścieżka dźwiękowa często towarzyszy mi w trakcie pracy. I choć mogę określić się mianem wielkiego miłośnika cyklu, to jednak nie jestem wobec niego bezkrytyczny. Master Collection boleśnie przypomniało mi, co od zawsze zgrzytało w tej marce i jak bardzo przestarzałe występują w niej rozwiązania. Konami większość z tych rzeczy mogło wyeliminować w prosty sposób – ale przecież do tego potrzeba zaangażowania i dobrej woli. Dla tego firmy najwidoczniej liczył się przede wszystkim łatwy zarobek.


Pokaż, wężu, co masz w środku

Jeżeli przejrzymy listę gier, jakie trafiły do Master Collection Vol. 1, wszystko wyda się nam w porządku. Ba, jest nawet lepiej, ponieważ producent nie ograniczył się wyłącznie do pierwszych MGS-ów, ale znalazł także miejsce na najstarsze odsłony serii, te bez „Solid” w tytule. Wystarczy jednak spędzić trochę czasu z tym wydaniem, aby dostrzec pewne braki i stracone okazje do przygotowania jeszcze atrakcyjniejszej zawartości, do czego odniosę się w dalszej części tekstu. Niemniej muszę pochwalić Konami za to, że poza Metal Gearem (wersja japońska i amerykańska) i Snake’s Revenge z NES-a na płycie znalazła się też oryginalna „jedynka” z MSX-a oraz Metal Gear 2: Solid Snake, które dawniej nie było dostępne w sprzedaży poza Krajem Kwitnącej Wiśni.

To więc dobra okazja, aby w końcu zapoznać się z klasycznym sequelem przygotowanym przez Hideo Kojimę. Aczkolwiek w kolekcji nie znajdziecie wyraźnie zaznaczonej informacji, kto tak naprawdę jest autorem cyklu. Najwidoczniej Konami w dalszym ciągu woli strzelać fochy i zakłamywać rzeczywistość, niż zachować się z klasą. Ale mniejsza o to…

To co tam jeszcze mamy? Ano twórcy dodali Metal Gear Solid, kontynuację Sons of Liberty oraz prequel Snake Eater, w którym przejmujemy kontrolę nad Big Bossem. Bardzo żałuję, że producent nie zdecydował się na wrzucenie do zestawu The Twin Snakes, czyli dostępnego wyłącznie na konsoli GameCube pełnoprawnego remake’u pierwszej części MGS-a.


Stare słodycze w nowym papierku

Należy natomiast zaznaczyć, że każda z poszczególnych produkcji wchodzących w skład Master Collection Vol. 1 oferuje nieco bardziej rozbudowaną zawartość niż tylko dostęp do głównej kampanii fabularnej. Przypominam, z jakim studiem mamy do czynienia, więc naturalnie musi tkwić w tym pewien haczyk. Mimo wszystko doceniam, że Metal Gear Solid został udostępniony razem z trybami Special Missions, VR Missions oraz wersją Integral. Ta ostatnia niestety posiada tylko japońskie napisy (dubbing jest w języku angielskim), ale za to zawiera fajne modyfikatory rozgrywki, jak karabin z niekończącą się amunicją.

O wiele zabawniej robi się, gdy zwrócimy uwagę na plansze tytułowe w Metal Gear Solid 2 i 3. Znajdziemy tam informację o tym, że w obu przypadkach mamy do czynienia z produkcjami, które pierwotnie zostały wydane w Europie w 2012 w ramach HD Collection. Jeśli więc zabrakło jakiejś zawartości kilkanaście lat temu (np. śmigania na deskorolce po The Big Shell w MGS2 czy trybu wieloosobowego z MGS3), to nie znajdziecie jej też w tegorocznym zestawie. Szczęśliwie z „dwójki” nie wycięto setek bonusowych misji w trybach VR i Alternative, w „trójce” zachowano zaś trzecioosobową perspektywę, która została wprowadzona przy okazji edycji Subsistence w 2006.

Szkoda, że takie ustawienie nie pojawiło się w pozostałych częściach, bo dzięki temu Snake Eater bardzo dużo zyskał na grywalności. Predefiniowane kąty kamery i fatalne sterowanie od zawsze stanowiły zmorę tego cyklu i nic z tym nie zrobiono… W Metal Gear Solid jeszcze tak to nie uwiera, ale w nieco rozbudowanym Sons of Liberty problemy z widocznością i skomplikowaną klawiszologią są o wiele dotkliwsze. Już na PlayStation 2 strasznie mnie to frustrowało, a teraz negatywne emocje tylko się wzmocniły. Zdaję sobie sprawę, że w porcie nie zostanie wprowadzony widok TPP, ale już usprawnienie kontroli nad bohaterem nie powinno nastręczyć kłopotów.


Oj, Konami, tak się nie bawimy…

Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 nie jest remasterem, tak jak miało to miejsce chociażby w przypadku Mass Effecta Legendary Edition, tylko sklejonym na ślinię portem i próbą sprzedania po raz kolejny tych samych produkcji. Klasyki co jakiś czas powinno się odświeżać z myślą o nowych platformach, jednakże warto robić to z głową i uwzględnieniem aktualnych potrzeb konsumentów. A co najlepsze, Konami w ubiegłym roku udowodniło – za sprawą Teenage Mutant Ninja Turtles: The Cowabunga Collection – że potrafi stworzyć doskonałą reedycję.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Łukasz Morawski

O grach piszę od 16. roku życia i mam zamiar kontynuować tę przygodę jak najdłużej. Jestem miłośnikiem popkultury i nie narzucam sobie żadnych barier gatunkowych – wszystkiemu trzeba dać szansę. Tylko w taki sposób można odkryć prawdziwe perełki.

Profil
Wpisów65

Obserwujących2

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze