Recenzja Pharaoh: A New Era. Bogowie wysłuchali modlitw
Po prawie 24 latach wracamy do Faraona, a konkretnie do remake’u gry stworzonego przez Triskell Interactive. W tym czasie w Nilu upłynęło naprawdę dużo wody, ale nowa wersja korzysta z jego bogactw i zapewnia obfite zbiory.
W 1999 roku do wieku nastoletniego było mi daleko, na pierwszy komputer musiałem poczekać następnych kilka lat. Rodzice postanowili jednak wykorzystać nową technologię i jednym głosem stwierdzili, że naukę powinny urozmaicić mi gry. Na pierwszym pececie miałem zatem parę tytułów quasi-edukacyjnych. Na dysku – obok Pizza Connection, Zoo Tycoon i SimCity – znalazł się również Faraon.
Produkcja Impressions Games pochłonęła mnie do tego stopnia, że przez lata fascynowałem się starożytnym Egiptem i jego osiągnięciami technologicznymi. Znałem na pamięć wszystkich bogów czczonych przez przedstawicieli tej cywilizacji, uczyłem się hieroglifów i marzyły mi się wyprawy do wnętrz piramid. Tak, Faraon stał się jedną z moich ulubionych gier (oczywiście oprócz średnio ocenianego Children of the Nile). Po kilkunastu latach powrót do rejonów delty Nilu okazał się dla mnie tak sentymentalną przygodą, że miałem poczucie, jakby ktoś w pobliżu bezustannie kroił cebulę…
Bez kamieni nie ma budulca
Nie od razu piramidy zbudowano, dlatego – mimo lat doświadczeń z oryginałem – pierwsze godziny z Pharaoh: A New Era upłynęły mi pod znakiem samouczka przedstawiającego najważniejsze zasady, jakie panują w egipskim piekle. Bez tych drogowskazów szybko może zrobić się nieprzyjemnie.
Na tym etapie mamy też czas na beztroskie nacieszenie oka oprawą graficzną. Przechodnie i pracownicy wyglądają znakomicie, a ich animacje są teraz znacznie płynniejsze, bo nie składają się już z zapętlonych pięciu klatek. Wystarczy postawić niewielką osadę, aby zaczęła ona tętnić życiem. Nadzorcy zaganiają rolników do roboty, a ci pieczołowicie pracują na użyźnionym przez rzekę polu. Dzieci zaglądają do spichlerza, kuglarze trenują do ulicznych pokazów, żołnierze ćwiczą na placu boju, a tragarze wożą materiały do zakładów przemysłowych.
Solidnie prezentują się odświeżone modele budynków – świątynie, domostwa egipskiej arystokracji i kilkanaście rodzajów warsztatów tworzą różnorodne miasto. Gdy tylko ozdobi się okolicę posągami i ogrodami, łatwo zachłysnąć się nową edycją.
Bez budulca nie ma pałacu
W pewnym momencie kampania zaczyna stawiać przed graczem poważne wyzwania. Dochodzi do odblokowania wszystkich opcji budowlanych oraz przeglądania statystyk: zdrowia, podatków, dbania o bóstwa, jedzenia, produkcji, rozrywki, bezpieczeństwa itd. Trudność w mgnieniu oka wskakuje na bardzo wysoki poziom.
Pharaoh: A New Era nie wybacza błędów. Budowane bez większego celu miasteczko szybko zaczyna zmagać się z przestępczością, obywateli nikt nie zagania do płacenia podatków, a magazyny zostają przepełnione słomą. Wystarczy, żeby lekarz był o kilka „kratek” oddalony od osiedla, by w zadbanych dotąd rezydencjach zapanował fatalny pomór.
Przy drugim i kolejnym podejściu gra wynajdzie inny problem, który należy rozwiązać. Dlatego rozgrywka w Pharaoh: A New Era jest elektryzująca, trudno tu o nudę, można za to nieźle się spocić, siedząc przed ekranem. Jeśli nie uda nam się opanować większości kłopotów, zaczynają się wielokrotne próby przejścia jednej i tej samej misji – a to stawiamy osadę w innym miejscu, a to wznosimy budynki w różnej kolejności.
Dosyć tej papirusowej roboty!
Większość z wyżej wymienionych działań – przez wysoki poziom trudności – to chodzenie po omacku w egipskich ciemnościach, zwłaszcza że odświeżony interfejs jest nieczytelny. Po osiągnięciu pułapu 1500 mieszkańców dbanie o ich potrzeby przestaje być czystą przyjemnością, a zamienia się w wertowanie setek kart z danymi. Prowadzą do nich dwa słupki, w każdym znajduje się zaś po kilka zakładek. Nigdy wcześniej nie nadwyrężyłem palca wskazującego od klikania w myszkę. Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Męcząco nieprecyzyjne są również wskaźniki dotyczące bezpośrednio obywateli. Ci w Pharaoh: A New Era okazują się bowiem tak wybredni, że brak choćby jednego dobra powoduje natychmiastowy spadek ich jakości życia. Modne i luksusowe domostwa w ułamku sekundy przeistaczają się w opuszczone nory, bo brakuje w nich garnka. Za krótką chwilę, po dostarczeniu przez kogoś potrzebnego towaru, chatka znów staje się piękną posiadłością. A co, jeśli zabraknie w międzyczasie rozrywki lub jedzenia? Wielokrotnie więc byłem świadkiem, jak w zaledwie pół minuty poziomy domów zmieniały się po 10-15 razy. Mocno to irytujące, a gra nie podpowiada, jak temu zapobiec.
Zdarzają się momenty, gdy nawet przy prędkości ustawionej na 0,5 nadal trudno zarządzać miastem, więc nadzwyczaj często należy korzystać z pauzy. Rozgrywka jest przez to mniej płynna, do tego wymaga większego skupienia, co wyróżnia Faraona na tle dzisiejszych produkcji. Nowi gracze szybko mogą się przez to zniechęcić. Ciągłe rozwijanie miasta i podnoszenia statusu materialnego jego obywateli daje jednak ogromną satysfakcję i rekompensuje w pewnym stopniu poczucie irytacji. Dla mnie jest to najmocniejsza strona remake’u Faraona.
Owocny wylew Nilu
Powracających do marki ucieszy panoramiczna rozdzielczość, której w oryginale próżno było szukać. Efekt pracy grafików i animatorów robi wrażenie nawet przy maksymalnym przybliżeniu kamery.
Co ciekawe, dźwięk w grze okazuje się niezwykle przydatny. Poddani sygnalizują bowiem swój stan. Jeśli ich zdrowie pogarsza się, zaczynamy słyszeć delikatne kasłanie. Ktoś obrabował pałac? Muzyka zmienia ton na poważniejszy. Tego typu efekty występują również przy pożarach czy rozpadających się domach. Twórcy wykorzystali nowe aranżacje w soundtracku. Muzyka nie tylko gra w uszach w jakości HD, ale różni się też nieznacznie od oryginału. To drobna zmiana na lepsze. Daje to poczucie, że nie podbito wyłącznie rozdzielczości, ubierając starą grę w nowy garnitur.
Wszystkie te plusy sprawiły, że niewielkie błędy techniczne nie miały istotnego wpływu na moją ocenę. A kilka problemów się pojawiło. Regularnie nie wyskakiwały ważne komunikaty (dotyczące choćby pełnych magazynów, pożarów czy nieczynnych świątyń), a niektórzy mieszkańcy przekraczali słupy graniczne i już nie wracali.
Twórcy Pharaoh: A New Era zrobili to, czego gracze oczekują od nowych wersji klasyków. . Poprawiono grafikę i dźwięk, gra nie straciła zaś swojej niepowtarzalnej kreski i izometrycznego rzutu. Animacje stały się płynniejsze, co przełożyło się na przyjemniejszy gameplay. Nie zmieniła się esencja, dzięki której gracze Faraona pokochali – to oczywiście wymagająca rozgrywka polegająca na tym, że zawsze jest coś do zrobienia, zbudowania lub poprawienia. Triskell Interactive oddało właściwy hołd uznanej marce.
W Pharaoh: A New Era graliśmy na PC.
Ocena
Ocena
Pharaoh: A New Era spełnia oczekiwania graczy co do odnowionych klasyków. Nowa szata graficzna jest piękna, ale niepozbawiona charakterystycznego stylu. Płynniejsze animacje tylko potęgują pozytywne wrażenia z zabawy. To wciąż wciągająca i wymagająca rozgrywka – Triskell Interactive dobrze poradziło sobie z odświeżeniem kultowego tytułu.
Plusy
- solidnie odświeżona grafika…
- …która nie straciła stylu pierwowzoru
- płynniejsze animacje
- cywilizacja tętni życiem i jest ciekawsza
- wymagający poziom trudności...
Minusy
- …który może odstraszyć mniej hardkorowych graczy
- nieczytelne dane potrzebne do zarządzania miastem
- gra rzadko informuje, co dokładnie należy wykonać
Czytaj dalej
Piłkarski męczennik kibicujący Manchesterowi United i Wiśle Kraków. Na szczęście gry działają kojąco, prawda? Lubię strategie i przygodówki. Cierpię na syndrom jeszcze jednej tury. Sprzęt nie gra roli (That's what HE said).