rek
3 Komentarze

Recenzja Quantum Error. Co by tu jeszcze spier…

Jaka piękna katastrofa. Tyle że piękna, a szpetna. I nie katastrofa, tylko absolutny, totalny dramat. Szpetny dramat.

Nim przejąłem kontrolę nad postacią, minęła dekada odtwarzania kolejnych statycznych i nudnych przerywników filmowych, długością wzorowanych na twórczości Hideo Kojimy. Trwają tyle, że zdążycie podładować pada, a także spłacić kredyt za dom i wysłać dzieci na studia. Miałem za to czas, by przyjrzeć się twarzom i modelom, i naprawdę nie wiem, co tu się wydarzyło, ale te niewyjściowe gęby autentycznie wywoływały niepokój. Quantum Error to rzekomo horror, więc może to tak celowo?

Quantum Error

Wygląd się nie liczy?

Rozgrywająca się w odległej przyszłości opowieść łapie zbyt wiele srok za ogon, próbując ożenić Dead Space’a z filmem „Ukryty wymiar” i dramatem o życiu strażaka, który znalazł się w złym miejscu o niefortunnej porze. Finalnie wyszedł skrajnie bełkotliwy i chaotycznie serwowany stek bzdur. Gdy w końcu mogłem zrobić coś więcej poza gapieniem się tępo w ekran, przywitała mnie kraina kątów prostych, szaroburej kolorystyki i ograniczonej widoczności.

Wstaję z gleby i patrzę z podziwem, jak brzydka może być gra stworzona na wyłączność PlayStation 5. Tekstury doczytują się na moich oczach, w niektórych miejscach nie ma ich wcale, a budynki wyglądają jak makieta, którą w szóstej klasie kleiłem z pudełek po zapałkach na zajęciach ZPT. To niesamowite przeżycie, gdy po ostatnich dwóch dekadach dopieszczania grafiki wraca się do poziomu Maluch Racera i Detektywa Rutkowskiego. Że przesadzam? Tylko troszkę, no bo racja, że Quantum Error może się pochwalić wyższą rozdzielczością. Nie zmienia to faktu, iż oberwałem po oczach oprawą, jakiej wstydziłoby się nawet PlayStation 2.

Quantum Error

Nie czas jednak na podziwianie widoczków, bo właśnie dostaję kulkę, a zdrówko ucieka ze mnie niczym kasa z konta po wypłacie. O, kolejne strzały znikąd. Nie widzę, kto faszeruje mnie ołowiem, bo ciemno tu jak na mojej ulicy po 19.00, odkąd władze miasta zaczęły ciąć koszty, a złodzieje – korzystając z tej pysznej okazji – wydech w moim samochodzie. Widzę za to, że efekty postrzału są wyjątkowo irytujące, jakby nadszarpnięty pasek HP stanowił niewystarczającą karę. W końcu udaje mi się namierzyć cwaniaka, więc podchodzę, żeby się przywitać.

Strażak Sam na miejsce mknie

Groza płynie z najmniej oczekiwanej strony. Najstraszniejszą rzeczą w grze okazują się pozy, jakie przybierają ciała uziemionych ludków. Nawet typ z gumy, pozbawiony kręgosłupa i reszty kości, nie byłby w stanie uzyskać podobnego efektu. Przysięgam, tak zmasakrowanej fizyki nie widziałem od… nigdy? Jedno wiem na pewno, w shootery ekipa TeamKill Media nie potrafi. Tyle że to wcale nie jest klasyczna strzelanka. Twórcom zamarzył się gatunkowy miks, a bohaterem uczynili strażaka, więc oprócz walki z terrorystami i maszkarami, czeka mnie też bój z ogniem, sterowaniem i śmiertelną nudą. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Quantum Error

Zaliczam przyspieszony kurs obsługi specjalistycznego sprzętu. Przyznać trzeba, że potraktowano to dość kompleksowo, dając mi do dyspozycji m.in. radio do kontaktu z bazą, topór i piłę do rozwalania słabszych powierzchni, narzędzie ratownicze (czyli coś w rodzaju wielofunkcyjnego łomu) do wyważania drzwi, kamerę termowizyjną oraz maskę, w której dość szybko kończy się zapas tlenu. Uczę się, jak gasić pożary (to, co wyczynia się z wężem, jest przekomiczne, już w samouczku niemal w całości zatapia się w podłodze), a także sprawdzać dłonią temperaturę drzwi, by nie oberwać wstecznym ciągiem płomieni, co sygnalizuje delikatne drżenie pada.

Ogólnie muszę pochwalić twórców, że pomysłowo zaangażowali do pracy wibracje haptyczne oraz adaptacyjne triggery DualSense’a, jeśli chodzi o wykonywanie rozmaitych czynności związanych z zawodem bohatera. Zresztą wykorzystano też inne funkcje kontrolera: w głośniczku usłyszymy komunikaty radiowe, a w trakcie udzielania pierwszej pomocy musimy dmuchać do mikrofonu, co ma symulować sztuczne oddychanie. Tak, ratowania ludzi też nie zabrakło. Niestety większość podobnych aktywności nie sprawia żadnej frajdy, bo albo są nudne, albo obarczono je jakimś pokracznym, nieintuicyjnym lub zwyczajnie wnerwiającym rozwiązaniem. Jak gdyby na jakiejś burzy mózgów zdecydowano, by uczynić grę maksymalnie upierdliwą. Odniosłem wrażenie, że nie było szans zaimplementować aż tylu złych pomysłów przypadkiem, oni to musieli zrobić po złości.

Quantum Error

Mechanizmy z piekła rodem

Wiem, że łakniecie przykładów, więc służę uprzejmie. Widzisz pokiereszowane drzwi, jakby zlepione na ślinę z mniejszych fragmentów? To już wiesz, że można je rozwalić siekierą, ale jeśli w futrynie zostanie choć drzazga, będzie w stanie cię zablokować, więc machasz jak głupi, by wszystkiego się pozbyć. Swoją drogą, dlaczego łomem otworzę kratki wentylacyjne albo skrzynki z fantami, a potężnym toporem już nie? To kolejna upierdliwość, gdyż ciągłe przełączanie się między narzędziami niewiarygodnie irytuje. Albo to: musisz zaciągnąć nieprzytomnego typa w bezpieczne miejsce? Proszę bardzo, ale najpierw kucnij, bo inaczej nie złapiesz go za fraki, a później człap tyłem jak rak i co chwilę sprawdzaj, czy leziesz, dokąd trzeba, ponieważ z ciałem u boku nie dasz rady poruszać się z twarzą skierowaną w kierunku wyznaczonego celu.

Quantum Error

Strażacka rutyna często idzie w odstawkę, bo na mojej drodze stają ludzie i monstra. Początkowo gra sugeruje, żebyśmy się skradali, tylko dlaczego – do diabła – nie implementuje żadnych związanych z tym mechanizmów? Wróg usłyszy cię przez trzy ściany albo zignoruje, gdy staniesz obok – kompletna ruletka. I oczywiście nie dostajesz żadnej informacji zwrotnej, czy w danym momencie jesteś widoczny, czy nie. Idę na typa z bronią białą w ręce, a ten, trzymając mnie na muszce, nagle zaczyna uciekać. Wymiana ognia to również festiwal ułomności, wszystko rujnuje nieistniejąca AI, brak potrzebnej precyzji przy strzelaniu i koślawy interfejs, który zaprojektowano tak, by był jak najmniej intuicyjny. Mamy menu kołowe, a w zasadzie aż dwa – jedno przypisane do strażackich klamotów, drugie do broni (wywołujemy je strzałką w lewo bądź w prawo na d-padzie). Nie zawsze też gra akceptowała mój wybór. Widzę wroga, chcę sięgnąć po spluwę, bo aktualnie trzymam coś innego, lecz duszenie przycisków nic nie daje. Kolejna próba, to samo. Gość w międzyczasie sprowadza mnie do parteru dwiema seriami. Kurtyna.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Śmierć jest tutaj wyłącznie karą, nigdy nauką, a ginąłem dziesiątki razy. Co konkretnie mnie zabijało? Panie, różne rzeczy, różniste. Czasem niewidzialni przeciwnicy. Tak, gra ma niewidzialnych wrogów! O ich obecności dowiadywałem się po fakcie, leżąc martwy i zastanawiając się, co ja robię ze swoim życiem, że gram w takie kurioza. Zabijał mnie też ogień i dym; miałem bardzo krótką chwilę na reakcję (czyli założenie maski), więc często gęsto takie sytuacje kończyły się wczytaniem zapisu i powtarzaniem ostatniego kwadransa, bo save pointy rozmieszczone w rozsądnych odległościach to przecież zbytek luksusu. A co do dymu – niekiedy znajdowałem ocalałych, których trzeba było doprowadzić do bezpiecznej strefy. Doświadczony strażak dusił się tam bez maski dosłownie w kilka sekund, tymczasem enpece sprawiali wrażenie, jakby brali udział w rodzinnym pikniku. Do wyjścia też się im nie spieszyło, bo gubili się w prostym korytarzu i musiałem po nich wracać dosłownie co kilka metrów.

Quantum Error

Co by tu jeszcze spier…

Do tego te brzydkie, puste, ciemne i bezmyślnie zaprojektowane poziomy. Bliźniaczo podobne korytarze, dziesiątki drzwi i śluz, między którymi nie dzieje się kompletnie nic. Nawigacja to też czysty koszmar. Zapomnij o mapie z prawdziwego zdarzenia; ta w grze jest nieczytelna i można ją wyświetlać jedynie przy specjalnych panelach, a podczas błądzenia w plątaninie identycznych korytarzy nie występuje nawet w jakiejś uproszczonej, mniejszej wersji. Niekiedy pojawia się znacznik celu, ale w losowych momentach i po chwili znika.

No i te nieszczęsne niewidzialne ściany chamsko porozstawiane w najmniej oczywistych miejscach. Widzę schody prowadzące wyżej, ale przed nimi stertę kamieni, więc doświadczenie z miliona gier pozwala przypuszczać, że nie da się tam wejść. O dziwo, nogi bohatera przenikają przez głazy niczym duszek Kacper, ale po pokonaniu kilku stopni i tak zostaję zatrzymany. Z takich nieprzemyślanych i męczących kretynizmów zbudowane jest całe Quantum Error.

Quantum Error

Do gigantycznego tygla z napisem „WTF?!” dorzućmy jeszcze niezliczone błędy i niedoróbki techniczne. O wariującej fizyce ustrzelonych ciał już wspomniałem, ale jest tego więcej, np. lewitujące bądź znikające przedmioty. Napisy dialogów potrafiły nagle wyparować, by po chwili wrócić. Swoją drogą, okazały się tak małe, że grając na 50-calowym telewizorze, musiałem zbliżać się do ekranu, by dokładniej przeczytać zapełnione drobnym maczkiem karty w samouczkach. Ponadto HUD czasem nie chował się nawet w trakcie wyświetlania cutscenki. Parada atrakcji.

Najgorsza gra dziewiątej generacji

Raz podniesiony wąż strażacki przykleił się do mnie na dobre, krępując dalsze ruchy. Reset. Innym razem po wczytaniu sejwa gra otwarła przede mną drzwi do pomieszczenia, do którego nie miałem prawa dostać się na obecnym etapie. Ale że o tym nie wiedziałem, skierowałem swe kroki właśnie tam, próbując aktywować panel, który aktywować się nie chciał mimo wyświetlanej na ekranie komendy. Reset. Wisienkę na zakalcu stanowią spadki płynności i zwiechy. Czytałem, że komuś gra skasowała zapisy! I po tym, co zobaczyłem, naprawdę jestem w stanie w to uwierzyć.

Twórcy zarzekali się, że ich gra wykorzysta całą moc drzemiącą w bebechach PS5, a szybki dysk konsoli był kluczowym powodem, że ich arcydzieło ostatecznie nie ukazało się na innych platformach. Jedyne, co to badziewie wykorzystuje do końca, to cierpliwość każdego naiwniaka, który zainwestuje w nie choćby złotówkę. Okej, gaszenie pożarów nie wypada najgorzej, podobnie jak sposób, w jaki wykorzystano funkcje pada, ale to drobne iskierki w jaskini mroku. Nic tej gry nie jest w stanie uratować, bo za wiele tu amatorki, nietrafionych pomysłów i fatalnych rozwiązań. Całość nadaje się jedynie do zaorania i wywalenia na śmietnik historii.

{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„https://cdn.cdaction.pl/images/2023/11/17/edf29f4b-ba4f-4bf2-a4c4-92fcda86bcd6.jpeg”, „https://cdn.cdaction.pl/images/2023/11/17/ec05f3eb-6f7d-470c-b02d-5ed4495b685d.jpeg”, „https://cdn.cdaction.pl/images/2023/11/17/be63a8f5-dbff-4210-bc75-4c5c300b1b9a.jpeg”, „https://cdn.cdaction.pl/images/2023/11/17/ae942d83-825d-4bdb-a800-86839a3008be.jpeg”], „isStretched” => false}

Na krytykę płynącą niemal z każdej recenzji twórcy reagują, wspominając hardo o „dwójce”, która ponoć jest już w produkcji. Panowie, ale po co od razu grozić i straszyć? Nie można inaczej, jakoś po dobroci? Zapowiadali horror i poniekąd wywiązali się z tych obietnic, bo Quantum Error to czysty koszmar, gorszy od Golluma i wszystkich innych tegorocznych crapów. Dla waszego zdrowia psychicznego proponuję trzymać się od tej gry z daleka, a kopii nie brać nawet wtedy, gdy zostanie dorzucona do pasztetu w Biedronce. Obecnie Sony śpiewa za nią 60 dolarów, co jest Mount Everestem bezczelności.

W Quantum Error graliśmy na PlayStation 5.

[Block conversion error: rating]

3 odpowiedzi do “Recenzja Quantum Error. Co by tu jeszcze spier…”

  1. A to ma być pierwsza część trylogii podobno 😀 Już mam tytuły następnych : Quantum Fault oraz Quantum Mistake. Chociaż Quantum Defect też fajnie brzmi. I nie przesadzajmy, że najgorszy ex Sony – przecież Bloodborne i Life of Black Tiger istnieją :)) No chyba, że chodzi o PS5 to zgoda.

  2. Takie recenzje czyta się najlepiej. Co się uśmiałem to moje 🤣 Wielkie dzięki!

  3. Strasznie się śmiałem. Dziękuję za wieczorną radość.

Dodaj komentarz