4
9.09.2023, 09:00Lektura na 8 minut

Recenzja Sea of Stars. Nowy hit wśród gier indie?

Sea of Stars od pierwszych pokazów – jeszcze jako kickstarterowy projekt – robiło świetne wrażenie, wyróżniając się przede wszystkim szczegółową pikselową oprawą i dopracowanymi animacjami. Już na starcie ochrzczono tę grę nowym, niezależnym Chrono Triggerem. Wejście w tak duże buty jest jednak bardzo trudne… pytanie tylko, ilu nowych potencjalnych odbiorców będzie o tym myśleć podczas zabawy.


Arkadiusz „Cascad” Ogończyk

Sea of Stars – tak jak wiele innych produkcji z segmentu indie – odświeża wspomnienia z gier, których duże studia nie chcą dziś kontynuować (lub nie w sposób, jakiego starsi gracze oczekują). To kolejny hołd złożony 16-bitowych tytułom, rządzącym rynkiem w czasach Super Nintendo i Segi Mega Drive. To specyficzny miks pięknych, dużych pikselowych postaci z dopracowanymi animacjami i klimatyczną, zapadającą w pamięć muzyką. W latach 90. łączenie fantastycznie niebieskiego nieba, zielonej trawy i turowego systemu walki pełnego magii, wielkich mieczy i kolorowych czupryn bohaterów było przodującą i najbardziej atrakcyjną formą tworzenia konsolowych gier. Wszystkie te rzeczy przeniesiono do Sea of Stars w nowoczesnej i przystępniejszej postaci.

Sea of Stars
Sea of Stars

Na początku przygody wybieramy, czy sterujemy bohaterem (Zale), czy bohaterką (Valere), co stanowi miły detal, choć i tak przez całą przygodę prowadzimy ten duet do wspólnego finału. Protagoniści to Wojownicy Przesilenia, czyli osoby obdarzone przez gwiazdy w momencie narodzin nadludzkimi mocami, rozwijanymi potem w szkole dla specjalnie utalentowanych dzieciaków. Problem w tym, że poza Zale’em i Valere przy życiu została jeszcze tylko trójka podobnych wybrańców. To od naszych czynów i podróży zależy zatem uchronienie świata przed rozpadem, do którego zmierza, bo… zły czarnoksiężnik wieki temu walczył z dobrym i konsekwencje ich starcia odczuwane są do dzisiaj. Gdy zaczynamy grę, nasi młodzi bohaterowie właśnie przechodzą ostatnią próbę swoich umiejętności. Po odbyciu tego sprawdzianu oficjalnie zakańczają trening i mogą ruszyć w nieznane, by wypełnić swe przeznaczenie i zniweczyć plan głównego złola.


The Legend of Mana

To, co słychać i widać na zwiastunach Sea of Stars, czyli przepiękna muzyka i grafika, służy opowiedzeniu prostej historii jednowymiarowych bohaterów. Kroczymy od wioski do wioski, zbierając artefakty konieczne do tego, by poczynić postępy w naszej wędrówce. Zgodnie z założeniami klasycznych gier jRPG mamy tu do czynienia z turową walką – stanowi ona największą siłę Sea of Stars. Na nasz arsenał możliwości bojowych składają się fizyczne ataki, przedmioty, magia i kombosy. Używanie tych dwóch ostatnich uzależnione jest od nabicia wskaźnika, który rośnie wraz z korzystaniem z ataków fizycznych.

Sea of Stars
Sea of Stars

Bohaterowie mają do dyspozycji różne typy ataków (cięcie, uderzenie) i czarów (np. słoneczne, lunarne, trucizny), a te trzeba układać w konkretne kombinacje, by powstrzymać przeciwników przed uruchomieniem ich ataków specjalnych. Do tego dochodzi także wzmacnianie bloku i ciosów poprzez wduszanie przycisku akcji w odpowiednim momencie. Całość składa się z niewielu elementów, ale zostały one przemieszane bardzo pomysłowo i z wizją, która pozwala dodać sporo głębi do pojedynków. Wyważenie walki to zresztą wyjątkowo istotny punkt gry, gdyż jej liniowa budowa jest na tyle dostosowana do tego, by „gnać przed siebie”, że nie ma tu miejsca na grind (ani na to, by gdzieś zabłądzić). Zaimplementowano śladowe ilości odradzających się oponentów krążących po bezdrożach czy mapach świata, jeżeli zaś wpadamy w dungeony, są one dostosowane do kontrolowanego przez developerów stanu rozwoju naszej drużyny. Zawsze jesteśmy tak „silni”, jak przewidzieli to twórcy.

Mocne reżyserowanie tego, jak trudny będzie dany fragment i jakimi możliwościami dysponujemy w konkretnym momencie, z jednej strony na pewno przyczynia się do uniknięcia sytuacji, że mniej zaawansowani gracze gdzieś się blokują i zaczynają się frustrować. Z drugiej strony nasz wpływ na rozwój postaci okazuje się tak marginalny, że trochę nie przystoi do oczekiwań, jakie miewa się przy erpegach. I w takich chwilach, gdy wyzwanie wzrasta (bo nie raz i nie dwa przyjdzie nam walczyć do ostatniego punktu życia) wychodzą braki w tym, że nie można rozwinąć postaci w lubianym przez nas kierunku, pokombinować z jej drzewkiem umiejętności (takiego tu po prostu nie ma) czy wyszukać lepszego sprzętu (jego siła wzrasta w kolejnych sklepikach równo z rozwojem fabuły).

Sea of Stars
Sea of Stars

Na ratunek przychodzą wtedy specjalne shardy, czyli wykupywane za walutę w grze modyfikatory, pozwalające ustawić choćby to, że po każdej potyczce nasze zdrowie się samoczynnie odnawia. Takich ułatwień gameplayu jest kilka i w menu dowolnie je przełączamy, upraszczając sobie rozgrywkę czy to na stałe, czy tylko na szczególnie trudny dla nas fragment.


Słońce świeci nocą, księżyc za dnia

Wśród przepięknych lokacji, które mają urok zawieszony między klasyką japońskich gier RPG wypełnionych barwami a amerykańskimi porannymi kreskówkami, łatwo się zatracić. Sea of Stars daje nam dwójkę wybrańców z magicznymi mocami i wypuszcza ich na ścieżkę ratowania świata. Eksploracja pełna jest automatycznych skoków, prostych zagadek środowiskowych (nieśmiertelne przestawianie dźwigni i bloków skalnych) oraz postaci chcących popisać się swoją charyzmą i żywotnością.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Arkadiusz „Cascad” Ogończyk

Szukam serca w najbardziej niszowych i przegapionych grach oraz pęknięć w pomnikach wielkich hitów. Życie tak dobre, że mam wyrzuty sumienia. Publikuję w CDA od 2020.

Profil
Wpisów23

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze