Recenzja Sucker for Love: First Date. Ostatni całus przed końcem świata
Randki z gołębami. Randki z hybrydą konia i człowieka. Randki z kotami. Randki z istotą będącą w połowie kobietą, a w połowie pasikonikiem. Wielkie zauroczenie pułkownikiem Sandersem, założycielem KFC. Wszystko to już przeżytek – dziś na topie jest podrywanie Wielkich Przedwiecznych.
I tak się składa, że lovecraftowe Sucker for Love: First Date – które wyewoluowało w pełnoprawną grę z prototypu będącego niegdyś częścią horrorowej antologii Dread X Collection 2 – rozkłada na łopatki wszystkie te Hatoful Boyfriend czy inne Purrfect Date. Ostatni raz śmiałam się tak głośno przed ekranem przy okazji sceny z radiowozem w Disco Elysium, kiedy przyznałam się kolegom, że zgubiłam odznakę – a zazwyczaj niełatwo mnie szczerze rozbawić. Jednak w krótkiej, złożonej z zaledwie trzech rozdziałów fabule gry studia Akabaka w doskonałych proporcjach łączą się komedia i groza, a twórcom udało się wypolerować oba te aspekty na błysk w taki sposób, że nie przytłaczają się wzajemnie. Jest przezabawnie, ale także troszkę strasznie, bo Sucker for Love tapla się w okultyzmie, a jego głównym elementem jest przeprowadzanie mrocznych rytuałów.
Każdemu jego porno
Wszystko zaczyna się od tego, że w ręce pasjonata mrocznych arkanów trafia nie oryginalny Necronomicon, którego oczekiwał, lecz książka z uroczą różową okładką, wyglądająca jak pamiętnik. Kiedy bohater przeprowadza pierwszą ceremonię, jego oczom ukazuje się istota starsza niż wszystko, co znał. Jej nietoperze skrzydła, twarz skryta w plątaninie macek...
Zdawałoby się, że cthulhopodobna Ln’eta wywoływać będzie raczej przerażenie niż podniecenie. Lecz nie! Jej długie, czarne rzęsy, bujne piersi i biodra, urocza różowa czupryna oraz ciepły, pociągający głos sprawiły, że bohater przepadł na zawsze – w pewnym sensie dosłownie, bo też Wielka Przedwieczna nie ukrywa, że skoro ją przebudził, świat skończy się wraz z ich randką – i marzy jedynie o pocałunku. Jednym małym buziaku, na którego będzie musiał zapracować, wykonując rytuały zawarte w księdze i wypełniając tym samym licznik serc w prawym górnym rogu ekranu. Skoro to ostatnia randka, w jakiej będzie mu dane uczestniczyć, da z siebie wszystko!
Worth it!
Sytuacja komplikuje się, gdy na horyzoncie pojawia się inspirowana Hasturem Estir – nosząca złotą maskę sadystka, która pomiata bohaterem na prawo i lewo i rozkazuje mu odgrywać fragmenty sztuki teatralnej „Król w Żółci” – a później jeszcze jedna istota, o której wyglądzie ani charakterze nie powiem ani słowa. Nie dość, że developerzy ukryli ostatni rozdział gry za koniecznością znalezienia trzech sekretów, to jeszcze jego mechanika, choć każdy akt rozgrywany jest odrobinę inaczej, jest najbardziej unikatowa ze wszystkich.
To naprawdę fantastyczne, że z gry polegającej de facto na wykonywaniu poleceń z książek dało się ukręcić coś tak nieliniowego i interesującego. Po pierwsze jest od groma zmiennych. Tu trzeba zgasić światło lub puścić wodę z prysznica, tam zapalić czerwone lub czarne świece, wreszcie założyć amulet lub mackę... to znaczy maskę. Po drugie sporo jest tu zakończeń i Sucker for Love zachęca do odkrywania kolejnych. (Czy podejrzałam Ln’etę biorącą prysznic? Odpowiedź w śródtytule). Zarówno tym, że sceny są tak zabawne, iż szkoda uronić choćby sekwencję, jak i możliwością przewijania połaci tekstu za pomocą jednego przycisku.
Potencjalna gra roku?
W przypadku konkurencji napisałabym w tym miejscu „pod względem audiowizualnym jest nieźle, ale bez szału” czy „gra dużo zyskałaby na lepszym udźwiękowieniu”, lecz tym razem się to nie wydarzy. Portrety postaci są ładne, ale to voice acting oraz klimatyczna muzyka grają tu pierwsze skrzypce i naprawdę wyciągają produkcję ponad stertę przeciętnych symulatorów randkowania. Aktorki głosowe (Michaela Laws, Kaylii Mills, Lani Minella) spisały się pierwszorzędnie w swoich przerysowanych rolach. To kapitalna robota, której pozazdrościć mogłaby niejedna wysokobudżetowa produkcja z drętwym udźwiękowieniem.
Główny bohater jest idiotą, który gotów jest poświęcić ludzkość za pocałunek i od czasu do czasu głosi bzdury. Kompletnie mi to nie przeszkadza. Nie mogę doczekać się jego dalszych przygód – a wiem z wiarygodnego źródła, że powstanie sequel.
Ocena
Ocena
Nie grając w Sucker for Love, robisz sobie krzywdę. To najlepszy symulator randkowania, jaki widziałam, i potencjalna gra roku. Doskonale łączy komedię i grozę, ma fenomenalny voice acting i przezabawne dialogi, a do tego różne zakończenia. Nie mogę doczekać się sequela.
Plusy
- przezabawna i trochę straszna
- fenomenalny voice acting
- ładne portrety postaci
- różne zakończenia
- tania już w momencie premiery
Minusy
- krótka
- niektóre sekwencje są powtarzalne
Czytaj dalej
Streamuję w przyjemnej atmosferze gry, których nie znasz. Zajrzyj: www.twitch.tv/9kier ;)