Redout 2 – recenzja. Przy niej Wipeout to wyścigi żółwi
Mój nauczyciel perkusji zwykł mawiać w kontekście przyswajania nowych umiejętności o czymś takim jak „bufor”. Ten początkowo jest bardzo mały, więc trudno nam np. ogarnąć wybijanie rytmu niezależnie stopami i rękoma. W miarę ćwiczeń ów bufor jednak stopniowo się zwiększa. A najbardziej pomaga w tym... sen.
Podobna historia jak przy perkusji spotkała mnie, gdy grałem w drugiego Redouta. Pierwsze dwa dni okazały się katorgą: nie byłem w stanie się wkręcić, bo ciągle kończyłem wyścigi na jakichś niskich pozycjach i obijałem się o zawsze za ciasne tory, tym samym mocno wytracając prędkość. Z reguły po dwugodzinnych sesjach miałem już totalnie dość. Jednak trzeciego dnia, kiedy mój mózg zdołał w końcu przetworzyć ogrom dodatkowych informacji... zacząłem wygrywać – cały czas – i tym samym świetnie się bawić, a to sprawiło, że nie mogłem oderwać się od gry przez bite sześć godzin.
Gatunek, zdawałoby się, wymarły
Antygrawitacyjne gry wyścigowe to temat kojarzony głównie z dwiema seriami: Wipeoutem oraz stareńką F-Zero (której to zresztą odsłona z 1998 roku, F-Zero X, ukazała się w tym roku w formie remastera na Switchu). Trochę nam ostatnio gatunek uciekł z mainstreamu: najnowszy Wipeout, czyli Wipeout Omega Collection, wydany został na PS4 w 2017 roku i, jak sama nazwa wskazuje, był głównie zbiorem wyprodukowanych już gier z serii – acz niektóre z nich bardzo dobrze odświeżono.
W grach tego typu jesteśmy wrzucani za stery futurystycznego bolidu i mkniemy po torach z ogromną prędkością. To specyficzny gatunek, w którym przede wszystkim mierzymy się z tym, jak zapanować nad maszyną; ogromne prędkości i specyficzne tory wywołują zupełnie inne emocje niż, nazwijmy to, „konwencjonalne” ścigałki.
Cóż, byłem w tym temacie żółtodziobem. Redout 2 to pierwsza produkcja tego pokroju, w jaką zagrałem (no, chyba że pod antygrawitacyjne ścigałki podciągniemy arcyszybkie Team Sonic Racing). Omijałem ten gatunek całkiem świadomie, ale do drugiego Redouta przekonały mnie dwie rzeczy: niezły soundtrack i fakt, że można tu mknąć z prędkością przekraczającą dwa tysiące kilometrów na godzinę.
ILE?
Ekipa 34BigThings podjęła się ambitnego zadania stworzenia najszybszej gry na świecie. I, kurczę, nie powiem – nie są to słowa na wyrost! Do dyspozycji mamy 36 długaśnych tras, które pokonujemy jednak w mgnieniu oka. Głównie za sprawą kilku rzeczy: raz, że bolidy poruszają się tak ze dwa razy szybciej niż we wspomnianych Wipeoutach, dwa, że na torach gęsto rozsiano turbo pady, które wystrzeliwują nas mocno do przodu, a trzy, że do dyspozycji mamy bardzo prosty, acz trudny do wymasterowania system boostu.
Pojawia się w tym wszystkim tylko jeden problem: wysoki próg wejścia. Gdy bardziej rozejrzałem się na forach i poczytałem opinie fanów pierwszej części, to okazało się, że „dwójka” jest od niej nieco trudniejsza. I naprawdę łatwo na początku od Redouta 2 się odbić, głównie dlatego, że już samouczek sprawia niezły kłopot. A szczególnie daje się we znaki wyzwanie polegające na zebraniu jak największej liczby punktów poprzez osiąganie zawrotnych prędkości: absolutnie nie ma szans, by niedzielny gracz zdobył w tutorialu wszystkie gwiazdki za wynik. Dodatkowym problemem jest fakt, że Redout 2, w przeciwieństwie do starszych antygrawitacyjnych kuzynów (którymi się wyraźnie inspiruje), cechuje się niezwykle wąskimi trasami, specyficznym modelem jazdy (posiłkujemy się w nim dwiema gałkami pada) i (początkowo) bardzo wymagającymi przeciwnikami bezwzględnie wykorzystującymi każdy nasz błąd.
Nie zmienia to jednak faktu, że śmiga się tu przeprzyjemnie. Już od pierwszych chwil, gdy włączymy dopalacz, pojawia się to zawrotne, niedoświadczone wcześniej przeze mnie w grach poczucie prędkości, a wąskość tras, kąt kamery i efekty graficzne tylko potęgują te doznania. Jeszcze w samouczku stwierdziłem jedno: Redout 2 to pierwsza gra, której towarzyszą wrażenia podobne do tych, jakich doświadcza się, siedząc w wagoniku rollercoastera. Mamy tu bowiem dwa rodzaje turbo: zwykłe, wyczerpujące pasek energii przez pewien czas, i „ręczny” dopalacz, nieco intensywniejszy, za to w połączeniu z tym pierwszym pożerający naszą energię w kilka sekund. Jeżeli spadnie ona do zera, turbo zacznie zużywać tarczę statku: musimy więc używać go rozsądnie, inaczej wybuchniemy. Połączenie dopalaczy i turbo padów rozsianych na trasie daje ogromnego kopa adrenaliny – a niewiele ścigałek potrafi wywołać we mnie taki efekt.
Lubię zap$&@#
Fabularyzowany tryb kariery to główne danie. Podzielony jest na progi, które odblokowujemy, zbierając odpowiednią liczbę gwiazdek za nasze osiągnięcia w danym wyścigu lub konkurencji. I jak jestem fanem ścigania się z AI, tak kompletnie nudziły (i męczyły) mnie wyzwania. Wspomniane „osiągnij odpowiednią średnią prędkość wyrażoną w punktach, a następnie uzyskaj za to należną liczbę gwiazdek” brzmi super tylko na papierze, w rzeczywistości mordując doznania przesadzonym poziomem trudności (srebro to maks, co byłem w stanie osiągnąć). A czasówki – powiedzmy sobie szczerze – są zwyczajnie nudne.
W trybie kariery odblokujemy też nowe bolidy i mnogość osprzętu, którym możemy je zmodyfikować (zarówno pod kątem osiągów, jak i czysto wizualnie). Każdy pojazd różni się od siebie statystykami: niektóre mają większą prędkość maksymalną, inne są bardziej zwrotne itd. Z punktu widzenia żółtodzioba modyfikacje dają bardzo dużo: na początku o wiele łatwiej wkręcić się w zabawę, gdy prowadzimy te zwrotniejsze modele.
Szczęśliwie gra ma też mnóstwo ustawień w kwestii dostosowania poziomu trudności. Jeżeli włączymy maksymalne wspomaganie na trasach, to wchodzenie w zakręty okaże się nieco łatwiejsze i płynniejsze, a wszelkie szalone pomysły twórców w kwestii projektu torów będą mniej bolesne przy pierwszym kontakcie (nie wstydźcie się poziomu trudności „Na spokojnie”). Do tego mamy możliwość cofnięcia czasu, gdy powinie nam się noga, jednak, co ciekawe, gra nijak nie komunikuje tego faktu graczowi na początku i odkryłem tę funkcję... przez przypadek. Serio?
Turbulencje
Ogólnie czuć, że Redout 2 to ścigałka przygotowana z pasją i pomysłem. Ale mimo tego, iż ogrom zawartości robi wrażenie (mnóstwo bolidów, opcji ich modyfikacji czy fakt, że każdą trasę da się przejechać w trybie lustrzanym, co daje nam teoretycznie liczbę 72 torów), to nie uniknięto tutaj dziwnych wpadek. Na przykład trasy to nie są zwykłe, nudne serpentyny – pełno tu wspomnianych wcześniej turbo padów, zakrętów bez barierek (przez co możemy zwyczajnie z nich wypaść) czy wyskoczni (w locie musimy jeszcze kontrolować naszą maszynę i dbać o to, by wylądowała w odpowiednim miejscu – fajne!) – ale totalnie nie rozumiem, dlaczego w początkowej fazie gry nie pozwolono graczom pojeździć na szerszych torach. Szczególnie że... bardziej rozłożyste odcinki pojawiają się w późniejszej fazie trybu kariery. To znacząco obniżyłoby próg wejścia!
O ile nie mogę się przyczepić do oprawy graficznej (doskonale oddane poczucie prędkości, niebrzydkie trasy, każda z własnym motywem wizualnym, zgrabne bolidy), o tyle dziwi mnie dźwiękowy chaos, który czasem bije z gry. Powiecie: co w tym dziwnego, kiedy mkniesz z prędkością naddźwiękową? Odpowiadam: Redout 2 zazwyczaj jest maksymalnie czytelny, ale np. dźwięk ostrzegający nas przed przegrzaniem pojazdu tak irytująco wżera się w uszy, że po dłuższych sesjach ma się tej produkcji serdecznie dość. A przecież jazdę na krawędzi wytrzymałości uskutecznia się tu cały czas! Do tego ścieżka dźwiękowa, dzięki której sięgnąłem po grę (Zardonic i The Qemists to jest bardzo dobre połączenie!), jakoś tak w czasie wyścigu ginie w tle ciągle-za-głośnych (lub irytujących) efektów dźwiękowych i staje się smutnym tłem – mocniej wybija się z niego tylko drum’n’bassowa linia perkusyjna.
Niemniej nie mogę Redouta 2 fanom wyścigów nie polecić: gdy już przyswoiłem fakt, że ścigałki antygrawitacyjne rządzą się swoimi prawami, to nie mogłem się oderwać od zabawy i wystąpił u mnie pożądany „syndrom jeszcze jednego wyścigu”.
PS Polskie tłumaczenie byłoby całkiem okej, gdyby nie fakt, że nie przełożono aktualnej pozycji gracza na torze. Co ciekawe, po angielsku zapisana jest błędnie. I tak w trakcie zabawy możemy zająć pozycję 1th, 2th oraz 3th zamiast 1st, 2nd czy 3rd... :D
W Redouta 2 graliśmy na PS5.
Ocena
Ocena
Redout 2 to po prostu bardzo dobra ścigałka antygrawitacyjna. Dziwi wysoki próg wejścia i poziom trudności, rozczarowują też niektóre wyzwania dostępne w grze. Mogę jednak z czystym sumieniem polecić ten tytuł entuzjastom wyścigów wszelakich: chwila nauki sterowania i nie zapomną go na długo.
Plusy
- oszałamiające, niespotykane poczucie prędkości
- trudny do nauki, ale szalenie satysfakcjonujący model jazdy
- mądrze zaprojektowane trasy
- ogrom torów i bolidów
- dłuuugi tryb kariery
- syndrom „jeszcze jednej sesji”
- zaskakująco ciekawe lore!
- gdy nauczysz się grać: relaksuje
Minusy
- za wysoki próg wejścia (nawet względem pierwszej części!)
- nieco nudnawe wyzwania – nie wiedziałem, że tak można
- źle zaprojektowany dźwięk
Czytaj dalej
Z redakcją związany jestem jakoś od 2013 roku. Poza pisaniną to jestem sobie dyrektorem artystycznym w CD-Action (nienawidzę nazwy tego stanowiska), gdzie wymyślam layouty, składam magazyny do kupy i projektuję okładki, a na naszym youtube'owym kanale pajacuję przed kamerą. Crash Bandicoot > gry z Mario.