[RETRO ACTION] Metro 2033
![[RETRO ACTION] Metro 2033](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/20/b439d513-0869-4f24-9510-953774a80502.jpeg)
Choć pierwsza zapowiedź gry miała miejsce prawie cztery lata temu, przez długi czas o Metro 2033 było podejrzanie cicho. Dziś jednak już można z całą pewnością przyznać jej laur pierwszej dobrej bezpośredniej adaptacji książki. No, prawie bezpośredniej…
Artem urodził się na powierzchni, ale już jako niemowlę zmuszony był zamieszkać w ciemnych, ciasnych i niebezpiecznych tunelach moskiewskiego metra. Kiedy bomby zaczęły spadać na stolicę Rosji, azyl i schronienie w tym największym schronie przeciwatomowym na świecie znalazło około czterdziestu tysięcy ludzi. Zamknięci w labiryncie stu osiemdziesięciu stacji połączonych trzystoma kilometrami tuneli moskwianie rozpoczęli nowe życie.
Nie mogąc przetrwać na powierzchni skutej lodem atomowej zimy, podzielili się pod względem wyznawanych filozofii, stanu majątkowego lub czystej siły. Niektóre stacje połączyły się we wspólnoty, inne pozostały niezależne, jeszcze inne stały się polem nieustającej walki o teren, wpływy i zapasy żywności – hodowli grzybów oraz świń, które kilkanaście lat temu udało się komuś przytomnie spędzić do podziemnych tuneli.

Artem wychował się na stacji WOGN, ostatniej zamieszkanej na północnym odcinku linii kałużsko‑ryskiej. Na południe od swego domu znał jedynie dwie inne stacje: Aleksiejewską i Ryżską. Dalej były: Prospekt Mira i Linia Okrężna, czyli teren Hanzy, na który nikt z zewnątrz nie miał wstępu. Na północ zaś, na posterunku na czterechsetnym metrze od WOGN kończyła się ludzka cywilizacja. Dalej w kierunku Ogrodu Botanicznego była już tylko czerń. A w niej zupełnie nowe zagrożenie.
Z papieru na płytę
Metro 2033 to gra oparta na fabule świeżo wydanej u nas książki Dmitrija Głuchowskiego pod tym samym tytułem i – niech będzie mi dane już na początku to powiedzieć – doskonale uzupełnia wrażenia z jej lektury. Bezpośrednia egranizacja literatury, której podjęło się ukraińskie studio A4 Games, jest w tym przypadku tym bardziej trafiona, że można spoglądać na spisane przez autora wydarzenia z dwóch różnych perspektyw jednocześnie. Jako że jednak dzieła Głuchowskiego w podstawowym wydaniu nie uświadczysz (jest za to w edycji kolekcjonerskiej), skupię się przede wszystkim na produkcji ukraińskich twórców, po dalsze informacje odnośnie książki odsyłając do ramki.
Metro 2033 to gra, którą na własny użytek umieściłem gatunkowo gdzieś pomiędzy S.T.A.L.K.E.R.-em i Cryostasis, odnajdując w niej również inspiracje serią Call of Duty. Tym bardziej że ponad nikłe elementy erpegowe i nieco liczniejsze rodem z survival horrorów produkcja A4 Games to liniowy, oparty na skryptach shooter, który mniejszą dynamikę rozgrywki nadrabia klimatyczną otoczką.
Wpieriod, Artem!
W grze wcielamy się we wspomnianego Artema, który zmuszony splotem wydarzeń wyrusza w swą pierwszą w życiu wielką podróż do znajdującego się w sercu metra Polis – mitycznego „miasta” zbudowanego na czterech przylegających do siebie stacjach. Gnany złożoną obietnicą i koniecznością poinformowania o nadchodzącym z północy nowym śmiertelnym zagrożeniu dla całej podziemnej cywilizacji bohater rusza przez zamieszkałe przez mutanty ciemne tunele metra oraz nie mniej niebezpieczne tereny opanowane przez bandytów, komunistów z Linii Czerwonej czy faszystów z Czwartej Rzeszy.

Przez siedem podzielonych na niedługie akty rozdziałów dane jest nam zwiedzić część moskiewskiego metra A.D. 2033, zajrzeć kilkakrotnie na powierzchnię, a także spróbować odnaleźć owiane legendą Metro‑2 – połączony systemem tuneli kompleks tajnych instalacji rządowych. Różnorodność lokacji oraz sytuacji, w których się znajdujemy, jest więc całkiem spora i pomimo iż nie wszystkie miejscówki zapewniają pożądaną dawkę emocji, gra nie jest z tych, które potrafią się znudzić.
Bohater sam w sobie jest typowym milczkiem, którego głos w trakcie gry słyszymy jedynie jako narrację podczas wczytywania kolejnych etapów. Ale jako że rzadko jest pozostawiony sam sobie, nie brakuje okazji, by nasłuchać się monologów i dialogów postaci niezależnych, które Artem spotyka na swojej drodze. Odwiedzane kilkakrotnie „ucywilizowane” stacje pozwalają w minimalnym stopniu rozejrzeć się po okolicy i dokonać zakupów artykułów pierwszej potrzeby, którymi w Metro 2033 jest broń, amunicja, apteczki oraz maski przeciwgazowe wraz z filtrami. Zawsze jednak będziemy przeć przed siebie – bez możliwości powrotu do wcześniej odwiedzonych miejsc i zaburzenia starannie wyreżyserowanej narracji.
Zabawy z zapalniczką
Ekwipunek i elementy interfejsu zrealizowane zostały niewątpliwie ciekawie. Zajrzenie do „dziennika” z wypisanymi celami wiąże się na przykład z wyciągnięciem przez bohatera notatnika (z umieszczonym nań kompasem wskazującym kierunek) oraz zapalniczki, którą można sobie owe zapiski oświetlić. W momentach zaś, gdy wymagane jest założenie maski, Artem ustawia na zegarku timer odliczający czas do wymiany filtra powietrza. Sama wymiana odbywa się automatycznie, a o jej konieczności informuje skraplająca się para na wizjerze i coraz cięższy oddech postaci. Zawsze można też spojrzeć na zegarek, używając odpowiedniego klawisza, i dowiedzieć się z wyświetlonej przy okazji cyfry, na ile minut starczą nam jeszcze wszystkie posiadane filtry.
Warto także pamiętać o zdejmowaniu maski, kiedy nie jest nam potrzebna, gdyż podczas walki ulega uszkodzeniu. Oprócz tego, że rysy na niej zmniejszają pole widzenia, jej zniszczenie może skutkować uduszeniem się. Zwłaszcza na powierzchni, gdzie jest ona wymagana (co zresztą pięknie ilustruje przykład wrogów, którym uda się odstrzelić ów „aparater” z twarzy).
Innym klimatycznym „bajerem” jest ręczna ładowarka do latarki i noktowizora. Latarka co prawda nie gaśnie nigdy, ale można zwiększyć moc rzucanego przez nią światła. Za to gdy już zdobędziemy okulary do patrzenia w ciemności, będzie je trzeba co jakiś czas podładować. Jak? Przytrzymując F (grałem tylko w wersję pecetową), by bohater wyciągnął ustrojstwo, i „pompując” lewym klawiszem myszy, aż wskazówka pokaże, że akumulator jest pełny.

Arsenał Artema
W trakcie swoich podróży Artem może dźwigać ze sobą całkiem spory arsenał. Pod klawiszem „1” znajdziemy tępy jak radziecki aparatczyk nóż oraz kilka już dużo bardziej przydatnych noży do rzucania. Podczas gdy pierwszy nadaje się co najwyżej do posmarowania wroga masłem, celny rzut znienacka drugim pozwala cicho i natychmiastowo pozbyć się przeszkody z drogi.
Pod „dwójką” bohater kryje rewolwer. Ten, podobnie zresztą jak wszystkie bronie palne w grze, występuje w kilku odmianach. Są „klamki” z wydłużoną lufą, z lunetą, tłumikiem i kombinacjami powyższych. Lepsze modele są oferowane na kolejnych stacjach przez straganiarzy, przyjmujących jako obowiązującą walutę wojskowe naboje kalibru 7,92. Czyste, lśniące i śmiercionośne pociski znajdowane tu i ówdzie można – przytrzymując dłużej R – załadować do aktualnie posiadanego karabinu, który kryje się pod klawiszem „3”.
Siła rażenia naszego gnata rośnie wówczas drastycznie, ale tym samym zaczyna on dosłownie strzelać pieniędzmi. Sam zbyt często nie korzystałem z tego rozwiązania, zwłaszcza że w obliczu wyczerpania „normalnych” magazynków do automatów całkiem dobrze (jeśli nie miejscami lepiej) radziłem sobie z pistoletem lub strzelbą (pod „czwórką”). Jest jednak jedno miejsce, w którym wykorzystanie tego „power-upu” wydaje się nieodzowne. Jako że znajduje się ono niedaleko końca gry, nie chcąc spoilować, podpowiem tylko, że jest to jedyne miejsce, w którym wraz z moim kompanem zginąłem chyba z piętnaście razy z kolei, a przyczyniły się do tego w znacznej mierze… hm… gluty. Pod „piątką” zaś znajdziemy granaty, a w zasadzie laski dynamitu z lontem.
Jestem mutantem, bój się
Metro 2033 nie jest niestety grą, która potrafi przestraszyć do żywego. Owszem, dużo w niej ciemności i zjawisk zgoła paranormalnych, niemniej emocje gracza wywołuje głównie klimat gry, a nie sztuczki rodem z F.E.A.R.‑a z pojawiającymi się wizjami i Almą, które oprócz tego, że bazowały na zaskoczeniu (czyt. były tanie), były jednocześnie bardzo dobre.
Tutaj próbują nas straszyć mutanty, które niestety wrażenie zrobiły na mnie żadne. Oprócz tego, że władować w nie trzeba z pół magazynka kałacha (lub dwie-trzy kule z rewolweru), nie odznaczają się one niczym na tyle, by zapamiętać je na dłużej. Niezniszczalna latarka zawsze jest gotowa oświetlić mrok znajdującego się z przodu tunelu, a ludzcy wrogowie, nawet jeśliby potrafili wzorem replikantów z F.E.A.R.‑a obejść nas i zaatakować od tyłu, nie za bardzo mają na to miejsce.

Lepiej niż ze straszeniem Metro 2033 radzi sobie z dynamicznymi, wyreżyserowanymi sekwencjami. Ucieczka bez broni przed ostrzałem komunistów, kilkakrotne lądowanie na torach po wypadnięciu z drezyny, złapanie ostatkiem sił wyciągniętej ręki towarzysza – tego typu scen widzianych oczami bohatera jest w grze sporo i wykonane są poprawnie. Parę razy dane nam jest również zasiąść za stacjonarnym lub zamontowanym na drezynie cekaemem lub miotaczem ognia i pruć to w chmary nosolisów (jeden z tutejszych gatunków zmutowanych… chyba kretów), to w goniące nas szynowe pojazdy faszystów. Jest więc na czym rozruszać sensor myszy i chwała autorom za to.
Broda a życie pod ziemią
Metro 2033 powstało na technologii wywodzącej się ze znanego ze S.T.A.L.K.E.R.-ów silnika X-Ray, przystosowanej do potrzeb konsol. Z racji braku konieczności renderowania rozległych przestrzeni programiści mogli skupić się na ulepszeniu dynamicznego oświetlenia, czym tu i ówdzie gra lubi się pochwalić.
Możliwość ręcznego gaszenia i strzelania do świateł daje nowe możliwości taktyczne i pozwala podkraść się do wroga zamiast pruć do niego przez całe pomieszczenie. Z uwagi na przeważającą mroczno-burą paletę trudno jednak wzdychać z zachwytu, oglądając podziemne „pejzaże”. Warto dodać, że ustawienia grafiki można zmieniać w szerokim zakresie, a jej jakość nie cierpi na tym drastycznie. O efektach DirectX 11 nie powiem niestety nic, ponieważ testowałem wersję na DX 9.
W porównaniu do ładnej scenografii nie podobają mi się postacie. Dokładniej zaś ich twarze i animacje. Pomijając fakt, iż większość ze spotkanych bohaterów to podobnie wyglądający brodacze (tu jest OK – podobnie jak na okręcie podwodnym czysta woda do golenia w metrze to niemal luksus), ich zdawkowa mimika i gestykulacja odstają od jakości wyznaczonej przez otoczenie. Poza sympatycznymi momentami, w których hełmy lub maski przeciwgazowe radośnie odfruwają z głów wrogów po celnym strzale, animacje śmierci wydały mi się „nagrane” jakby w zwolnionym tempie.

Jeżeli chodzi o dźwięk, po walkach toczonych w tunelach metra spodziewałbym się większego pogłosu i donośniejszego huku broni. W tym drugim przypadku winę na siebie mogą wziąć pociski-samoróbki, którymi podziemni moskwianie się posługują. Tym bardziej że po załadowaniu wspomnianych naboi wojskowych strzały brzmią już dużo przyjemniej. Szkoda, że nie udało się zmieścić na płycie dubbingu rosyjskiego, choć skądinąd wiem, że były takie plany. Połowa uroku S.T.A.L.K.E.R.-ów wywodzi się wszak właśnie z możliwości posłuchania dialogów w języku Puszkina.
Bardzo fajna, ale nie bardzo
Metro 2033 nie wciągnęło mnie w historię głównego bohatera tak, jak mogło. Nie ukazało mi również tyle wymyślonego przez Głuchowskiego podziemnego świata, ile bym chciał. Ale od tego miałem książkę. Gra pozwoliła mi spędzić około ośmiu godzin przy solidnie zaprojektowanej i wykonanej produkcji, do której po przeczytaniu powieści zapewne wrócę. Tym, którzy jednak nie skrzyżują swych dróg z literackim pierwowzorem, nie wróżę nagłego pojawienia się chęci rozpoczęcia rozgrywki od początku po jej pierwszym ukończeniu.

Nawet pomimo podpowiedzi samego pisarza, który na spotkaniu z polskimi dziennikarzami wyznał, iż gra „przygląda” się stylowi rozgrywki gracza i tym, którzy wykażą najwięcej opanowania i powstrzymają się od strzelania do wszystkiego, co się rusza (a zdolność przekradania się w ciemnościach daje taką możliwość), pokaże na końcu alternatywne zakończenie. Ale to dopiero będzie mi dane sprawdzić.
Widniejąca poniżej „ósemka” to ocena bez wątpienia troszkę naciągnięta przez lekturę książki, ale i wyrażająca uznanie za jej solidną adaptację – rzecz wyjątkowo rzadką w branży. Po ukazaniu się w reedycjach będzie to absolutny mus dla każdego fana FPS-ów. Wersję premierową polecam przede wszystkim fanom dobrego słowiańskiego science fiction.
Ocena: 8
Grywalność: 8
Wideo: 8
Audio: 7
Plusy:
+ ciekawe tło fabularne
+ spora różnorodność lokacji
+ ładna gra świateł i cieni
+ waluta jako amunicja
+ możliwość działania „po cichu”
Minusy:
– średniej jakości animacje
– potwory nie straszą
– nie angażuje emocjonalnie
Recenzja autorstwa enkiego w druku pojawiła się w CD-Action 04/2010.
Czytaj dalej
7 odpowiedzi do “[RETRO ACTION] Metro 2033”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Z okazji
Fajne to były czasy… Takie opiniotwórcze.
Gralem co prawda w Redux, ale jesli ktos nie gral, ta gra (cala seria) jest lepsza niz wydaje sie po reckach, a pierwsza czesc uwazam za w ogolnym rozrachunku najlepsza.
O tym, że ten, nomen omen, FPS ma toporne sterowanie nikt nie wspomniał, nigdy! A to przecież bardzo istotny minus.
@zadymek Mam wrażenie, że ta toporność związana jest bezpośrednio z chęcią odwzorowania realistycznego HUD-a i ekwipunku. Przynajmniej tak ja to zawsze odbierałem.
Podoba mi się ta seria starych recenzji 🙂 Fajny pomysł.
Jesli jestesmy juz w klimatach retro – fajnie jakbyscie wrzucali gdzies archiwalne numery CDA. Wiem, ze bylo to kiedys grane na plytach z ,,gazety”, ale chyba nie wszystkie roczniki?