1
8.12.2021, 19:15Lektura na 8 minut

Recenzja Riders Republic. Ekstremalny poziom adrenaliny

Ludzie często nie zajmują się sportami ekstremalnymi z dwóch powodów – niedoboru odwagi lub nadmiaru wyobraźni, pozwalającej uświadomić sobie, jak skończy się uderzenie w skały z prędkością 150 km/h. I tu wkracza Riders Republic, sportowa nowość od Ubisoftu.


Krzysztof „Otton” Kempski

(*) Co według statystyk i tak jest dużo bezpieczniejsze od np. gnania samochodem po autostradzie.

Jedyną „wyczynową” konkurencją, jaką osobiście skłonny jestem „uprawiać”, są 12-godzinne, międzykontynentalne loty samolotem(*) – oczywiście w fotelu pasażera oraz z serwisem przekąsek. Pomimo prowadzenia mało kontuzjogennego trybu życia muszę przyznać, że zdarza mi się po pracy długimi godzinami przypatrywać na YouTubie ludziom gotowym gnać na złamanie karku rowerem po stromych zboczach wysokogórskich partii Andów. Jakie widoki... Jakie emocje... Poczucie totalnej, nieskrępowanej wolności... Skąpo rozstawione w tle barierki z logo słynnego napoju energetycznego, mające nie tyle zabezpieczać przed wypadkiem, co reklamować napitek widzom... I tak sobie wtedy najczęściej myślę, czy życie rzeczywiście należy przedłużać na siłę, zamiast czerpać z niego pełnymi garściami.

Riders Republic

Zabrzmiało okrutnie, ale na szczęście dzięki Riders Republic już dłużej takich refleksji snuć nie trzeba, bo gra pozwala pobawić się w sporty ekstremalne w całkowicie bezpiecznych warunkach. Pomimo wszystkich swoich ułomności jest to przy okazji zabawa przynajmniej przez kilka pierwszych godzin szalenie wciągająca – zwłaszcza że nie musimy martwić się sporym ryzykiem połamania kości.


Szus na deskach i oponach

To kolejne w ostatnich latach podejście Ubisoftu do tematyki gier o sportach ekstremalnych. Firma cyklicznie stara się zaproponować w tym klimacie coś ciekawego, ale do tej pory w pamięć zapadły mi wyłącznie Shaun White Snowboarding oraz Steep – i to niestety z innych powodów, niż koncern zapewne by chciał. Choć i tym razem developerzy w kilku miejscach nieco się potykają, spieszę donieść, że Riders Republic to już na szczęście wyraźnie wyższa półka.

Riders Republic

W porównaniu do poprzednich prób zapewnienia nam adrenaliny nowa produkcja cechuje się dużo większym luzem oraz sporych rozmiarów światem z kilkoma różnymi dyscyplinami, niekojarzącymi się wyłącznie z jedną porą roku. Główne atrakcje to jazda na rowerze, nartach, snowboardzie i loty na paralotni. Lista ta nie sprawia może wrażenia szczególnie bogatej, ale wystarczy, by przez kilkanaście godzin przyjemnie się pobawić, czy to ścigając się z innymi wariatami (i żywymi, i sterowanymi przez AI), czy próbując wycisnąć jak najlepszy wynik punktowy podczas wykonywania trików.

Developerzy kombinowali jak mogli, by nieco zróżnicować atrakcje. Jednym razem doczepiają do roweru napęd rakietowy, serwując nam pustynny wyścig mocno przypominający starwarsowe zmagania na Tatooine. Innym pokrywają ekran dodatkowym „śniegiem” (takim telewizyjnym), umieszczają na głowie blaszany kask i wiążą nam do butów drewniane narty. Oldskul pełną gębą!


To jedno z lepszych podejść Ubi do tematyki sportów ekstremalnych.


Miło wspominam też grupkę przebranych za tygryski kolarzy, śmigających przez ubłocone runo leśne, czy loty wing­suitem bez napędu, za to wspomagane spadochronem. Oczy dookoła głowy są tu wymagane, bo choć gra pozwala swobodnie cofnąć się o kilka sekund np. w przypadku zderzenia czy pominięcia punktu kontrolnego, procedura ta nie zatrzymuje czasu dla przeciwników, nawet podczas zabawy z botami.


Salto na dwa piszczele

Warto zaznaczyć, że Riders Republic oferuje nam dwa nieco odmienne schematy sterowania. Jeden z nich pozwala mieć większą kontrolę nad wykonywanymi sztuczkami kosztem braku możliwości manipulowania kamerą (prawa gałka pozwala nam wpływać na pozycję kończyn). Z tego ustawienia warto korzystać szczególnie podczas freestyle’u, a cieszy fakt, że gra nie rzuca nam wtedy kłód pod nogi i dobrze radzi sobie ze śledzeniem naszej postaci.

Drugi sposób sterowania jest z kolei przeznaczony głównie do konkurencji, w których bardziej liczy się jak najszybsze przekroczenie linii mety. W każdej chwili możemy swobodnie się między tymi schematami przełączać, zgodnie z potrzebami. Inaczej jest jedynie w przypadku latania, bo tu zabrakło konkurencji innych niż czasówki.

Riders Republic

Pozytywne zwariowanie i wyciągnięcie kija z wiadomej części ciała to największa zmiana jakościowa względem poprzednich podejść developera do tematyki, ale już fizyka ponownie ma swoje problemy. Tyle że dzięki większej liczbie dyscyplin przeszkadza to wyraźnie mniej. W przypadku jazdy na rowerze lub desce czy lotu w wingsuicie większych błędów nie uświadczyłem. Silnik fizyczny, co ciekawe, najgorzej radzi sobie z... narciarstwem, co jest o tyle zabawne, że właśnie ten element najmocniej kulał również w Steepie. Oj, Ubi, Ubi...

Na porządku dziennym są sytuacje, w ­których nasz fan białego szaleństwa bez żadnego skrępowania podjeżdża na dwóch deskach pod stromą górkę (nawet bez nabrania wcześniej prędkości) lub ma problem z obróceniem się twarzą do kierunku jazdy, gdy wykonujemy obrót w powietrzu. Minimalnie za duży kąt obrotu i dalej uskuteczniamy jazdę „na ślepo”.


Widać wyraźnie, że Riders Republic jest przede wszystkim sieciówką.


Cechą wspólną dla wszystkich dyscyplin są też liczne, acz niepsujące zabawy, drobne błędy animacji. Efekty kraks są z kolei komiczne, a nasza postać frunie wtedy bezwładnie niczym szmaciana lalka. Zaznaczmy jednak, że w dobrej zabawie nijak to nie przeszkadza, a biorąc pod uwagę lekko humorystyczny wydźwięk całości... może tak po prostu miało być? Podobnie wyglądało to zresztą w grach takich jak Trials czy Skate 2.


Śniegi i deszcze

Wszystkich tych atrakcji posmakować możemy w całkiem sporym (acz nieco monotonnym, bo złożonym wyłącznie z gór i dolin), otwartym świecie. Dominują tu liczne wierzchołki, osadzone w różnych strefach klimatycznych. Co ciekawe, mapa to skondensowane w jedną całość wycinki odpowiadające wizualnie siedmiu amerykańskim parkom narodowym.

Raz pędzimy więc ośnieżonym zboczem, by kilka hopek dalej wpaść w zielony las i skończyć wyścig, taplając się w błocie – a to wszystko bez jakichkolwiek ekranów ładowania nawet podczas szybkiej podróży, przynajmniej w testowanej przez nas wersji na PlayStation 5. Nikt też nie broni nam, by zamiast przenosić się z punktu do punktu wskoczyć np. na rower czy skuter śnieżny i wybrać się na swobodną podróż po świecie.

Riders Republic

Kryptosieciówka

Inna sprawa, że naszą swobodę na łonie amerykańskiej przyrody czasami mocno ogranicza wymóg stałego połączenia z internetem, nawet gdy akurat ścigamy się z botami. Teoretycznie istnieje tutaj offline’owy tryb Zen, ale to po prostu odpowiednik swobodnej jazdy i pasek postępu jest w nim zablokowany. Kiedy więc serwery Ubisoftu postanowią sobie odpocząć, granie nie przyniesie nam żadnych nagród. A bez zdobycia odpowiedniego poziomu konta nie damy rady odblokować wszystkich konkurencji, bo też kolejne ich warianty pojawiają się w grze dopiero z czasem. Nieważne, czy chcemy się ścigać z innymi ludźmi, czy tylko będziemy oglądać pomykające w tle „duchy”. Trochę kiepsko.

Riders Republic

Widać jednak wyraźnie, że Riders Republic od początku było budowane jako sieciówka. Wskazuje na to m.in. cały system progresji zaszyty w grze. Od momentu osiągnięcia odpowiedniej rangi, a zarazem odblokowania wszystkich dyscyplin, cała zabawa sprowadza się do nieustannego levelowania konta, pozyskiwania sponsorów, dalszego pięcia się po listach rankingowych i zbierania kolejnych ­skórek, względnie nart, rowerów czy desek. Poszczególne elementy ekwipunku są bowiem opisane różnymi parametrami, siłą rzeczy lepsze wyniki przychodzą więc nie tylko na drodze ciągłego samodoskonalenia.

To przy okazji furtka, by wrzucić do gry sklepik z całą masą przedmiotów kosmetycznych, do nabycia za prawdziwe pieniądze. Za gotówkę kupimy tu elementy niewpływające szczególnie na skilla (m.in. strój uczestnika Tour de France), podczas gdy istotniejszy dla wyników sprzęt przyniesie nam wytrwałe granie.


Niewrażliwy na ból

Problem jednak w tym, że po dobrnięciu do tego swoistego endgame’u dość prosta mimo wszystko pętla gameplayu zaczyna nam powoli powszednieć i łapiemy się na tym, że kolejne przejazdy w dół stromych zboczy uskuteczniamy już nieco mechanicznie, bardziej wiedzeni chęcią wbicia kolejnych pasków niż potrzebą adrenaliny czy chęcią podziwiania świata. Zwłaszcza że wizualnie Riders Republic nieco rozczarowuje. Sporo mocy obliczeniowej, jaką zużywa gra, zostało tu spożytkowane na bardzo daleki zasięg renderowania. Ze szczegółowością bywa już jednak tak sobie.

Riders Republic

Mając polecić wam tę przygodę, jestem rozdarty o tyle, że przez kilkadziesiąt godzin bawiłem się naprawdę wybornie. Z drugiej jednak strony czuję się wirtualnymi szaleństwami nieco nasycony. Nie robią już na mnie wrażenia kolejne pacnięcia o skały, a triki niezależnie od koloru kombinezonu są w kółko takie same. Wiele zależy więc od tego, jak Ubi zamierza karmić swoje dziecko nowymi atrakcjami w kolejnych miesiącach. To głównie będzie warunkowało, jak wiele osób rzeczywiście zechce pozostać w okolicach Kalifornii, Wyoming i Utah na nieco dłużej. Nim podejmiecie decyzję o zakupie, zróbcie sobie tę przysługę i skorzystajcie z czterogodzinnej wersji demo.

Ocena

Riders Republic to najlepsze podejście Ubisoftu do tematyki sportów ekstremalnych. Nie zabrakło tu starych problemów z fizyką, ale ogółem gra cieszy zróżnicowaniem i całkiem sporym wyborem dyscyplin oraz światem inspirowanym rzeczywistymi parkami rozrywki w USA. Szkoda jednak, że po kilkunastu godzinach zabawy pozostaje nam wyłącznie monotonne levelowanie konta i zbieranie kolejnych skórek.

7
Ocena końcowa

Plusy

  • sporty ekstremalne bez wychodzenia z domu
  • spora różnorodność konkurencji
  • jeżeli kręcą was skórki, posiedzicie przy tym długo
  • świat inspirowany prawdziwymi parkami narodowymi
  • rakietowe rowery!!!

Minusy

  • koniec końców bezcelowa
  • kulejąca tu i ówdzie fizyka
  • wymóg bycia online do robienia progresu


Czytaj dalej

Redaktor
Krzysztof „Otton” Kempski

Gracz, redaktor, inżynier i podróżnik w jednym. Lubię gry, które po prostu sprawiają przyjemność i nie silą się na udowadnianie, że są sztuką.

Profil
Wpisów52

Obserwujących7

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze