1
23.12.2021, 08:18Lektura na 6 minut

Recenzja Ruined King. Nie trzeba być fanem LoL-a, by się dobrze bawić

Towarzyszący nam od ponad dekady LoL nie kojarzy się postronnym obserwatorom z głęboką fabułą i rozbudowanym światem. Jego twórcy chcą to zmienić, a Ruined King jest dobrym krokiem w tym kierunku.

Końcówka 2021 roku jest dla League of Legends i całego Riot Games punktem zwrotnym. Zmasowana ofensywa, jakiej świadkami jesteśmy w ostatnich miesiącach, może uczynić z Runeterry jedno z najważniejszych uniwersów popkultury – firma nie szczędzi więc środków na przedstawienie stworzonego przez siebie świata jako czegoś więcej niż jedynie tła dla arcypopularnej Moby. Po świetnie przyjętym „Arcane”, serialu, który przyciągnął do marki nawet osoby do tej pory zupełnie się nią nieinteresujące, studio idzie za ciosem, oferując nam pierwszą LoL-ową produkcję przeznaczoną dla pojedynczego gracza. 


Znani nieznani

Riot nie zamierza jednak szarżować: zamiast głośnego tytułu AAA postanowił przygotować szereg mniejszych (a co za tym idzie – tańszych) produkcji, z których część opracowywana jest przez zewnętrzne studia. W tym gronie znalazło się Airship Syndicate, autorzy Battle Chasers. Teksańczycy tak przejęli się zadaniem, że aby na pewno niczego nie popsuć, postanowili wykorzystać sprawdzoną wcześniej formułę, wprowadzając w niej jedynie drobne zmiany. Ruined King to właściwie Battle Chasers w świecie League of Legends... i nie ma w tym niczego złego.

Ruined King: A League of Legends Story

Siłą rzeczy największą nowość stanowi tło fabularne. Twórcy korzystają z zasobów znanego uniwersum umiejętnie, acz trudno nie odnieść wrażenia, że chcieli upchnąć tu jak najwięcej bohaterów z puli postaci słynnego kuzyna. Stąd, choć akcję osadzono w Bilgewater i na Wyspach Cienia, prócz Illaoi, Pyke’a i Miss Fortune w skład naszej drużyny wejdą Braum, Ahri oraz Yasuo (w grze nie brakuje zresztą jeszcze kilku innych znajomych twarzy). 

Na szczęście scenariusz odpowiednio to uzasadnia, a poszczególnych członków zespołu trudno nie polubić. Nie spodziewajcie się jednak budowania relacji między nimi na poziomie „Arcane” – tu po prostu nie ma to miejsca. Co przy tym najważniejsze, historia Ruined King nie wymaga od gracza nawet szczątkowej znajomości LoL-a. Fani uniwersum znajdą w niej oczywiście sporo smaczków, ale całość broni się jako samodzielna opowieść. 

Ruined King: A League of Legends Story

Battle Chasers: A League of Legends Story

Dla sporej grupy odbiorców (zaryzykuję nawet stwierdzenie, że większości) również i sama rozgrywka będzie czymś świeżym. Większą jej część spędzimy, ganiając po niemałych lokacjach, wykonując kolejne questy poboczne, rozmawiając z enpecami, rozwiązując z rzadka zagadki i zbierając tony najróżniejszego śmiecia, walającego się w setkach skrzyń czy wazonów rozrzuconych po kątach. 

Eksploracja jest całkiem rozbudowana, niestety twórcy nie mają oporów, by kazać nam ganiać z jednego końca mapy na drugi (szybka podróż rozwiązuje ten problem jedynie częściowo), zwłaszcza gdy skuszą nas zadania spoza głównego wątku fabularnego. Bieganinę umilają co prawda ładnie zaprojektowana scenografia i świetna muzyka, lecz i tak stale pomstowałem na nieśpieszny trucht herosów. By jeszcze bardziej utrudnić nam życie, po odpoczynku wrogowie z danej lokacji ochoczo się odradzają – szkoda, że nie do końca wiadomo po co, bo grindować wcale nie trzeba, a i przedmioty z nich wypadające wcale potrzebne do szczęścia nie są.

Ruined King: A League of Legends Story

Właśnie, grindować, ponieważ w Ruined King rozwój naszych bohaterów odgrywa ważną rolę. Kolejne poziomy nie tylko podnoszą nam statystyki (na te wpływają również elementy ekwipunku), ale też odblokowują kolejne umiejętności i runy. Większość z tych pierwszych możemy wzmacniać, decydując się na konkretne bonusy (np. wybierając między większą skutecznością leczenia a niższym kosztem many), te drugie wpływają na postać bardziej ogólnie (zwiększony atak, życie itd.). Daje to spore pole do popisu przy wymyślaniu różnych kombinacji, przez co przy każdym levelu główkowałem nad najlepszym buildem.


Starcia w alei

A jest po co, bo w końcu warto być przygotowanym do turowej walki żywcem wziętej z jRPG, stanowiącej gwóźdź programu. Podczas starć kierujemy najwyżej trzyosobowym zespołem, różniących się pełnioną na polu bitwy funkcją – np. Braun ze swoją tarczą jest naturalnym tankiem, a Yasuo skupia się na zadawaniu obrażeń.

Bohaterowie mają do dyspozycji ataki natychmiastowe, ale – przynajmniej w zamierzeniu – ważniejsze są zdolności alei. Każda z nich wymaga określonego czasu na przygotowanie, co ukazywane jest na specjalnym pasku aktywacji – często warto skorzystać z szybszej umiejętności, by uprzedzić wroga i osłonić zawczasu drużynę czy ogłuszyć przeciwnika. Ma to zresztą znaczenie nie tylko dla kolejności ciosów, bo na wspomnianym pasku zaznaczone są specjalne obszary. Zakończenie na nich ruchu bohatera daje stosowne bonusy lub kary. 


Nie trzeba być fanem LoL-a, by się dobrze bawić.


Korzystając ze zdolności, możemy dodatkowo wybrać, w której „alei” to zrobimy – chodzi o to, czy np. zaatakujemy silniej, ale później. Nadaje to planowaniu dodatkową głębię: czasem warto bowiem uleczyć sojusznika o mniejszą liczbę punktów życia, by dzięki temu zakończyć swój ruch na polu dającym przy następnej akcji zwiększoną szansę na efekt krytyczny.

Ruined King: A League of Legends Story

Również niektóre umiejętności wrogów kontrować należy z konkretnej alei – i choć ten system sprawdza się naprawdę dobrze, twórcy z jakiegoś powodu korzystają z niego dość asekurancko, nie pozwalając mu właściwie decydować o losach starcia. Taktyczne możliwości zmniejsza też fakt, że między ruchami członków naszej drużyny istnieją jedynie minimalne powiązania, przez co nie trzeba brać pod uwagę aż tak wielu zmiennych. 

Szybko zresztą można zauważyć, że przy przemyślanym buildzie i robieniu chociaż części z zadań pobocznych na swojej drodze napotkamy niewiele wyzwań. Większość bitew spokojnie kończyłem, ograniczając się do podstawowych ataków i okazjonalnie korzystając z ładowanych kolejnymi ciosami superzdolności – z rzadka zdarzały się trudniejsze starcia, testujące ciut bardziej znajomość mechanizmów rozgrywki. A szkoda, bo w systemie walki czuć potencjał na coś więcej – zresztą trzymam kciuki, że Airship Syndicate już pracuje nad kolejną produkcją w tym stylu.

Ruined King: A League of Legends Story

Oby tak dalej

Paradoksalnie pomimo tego, że bardzo Ruined King polubiłem, wciąż nie jestem przekonany do słuszności polityki Riotu. Z jednej strony tytuł pogłębia uniwersum i pozwala dotychczasowym fanom spojrzeć na znane postacie z nieco innej perspektywy. Z drugiej – najpewniej przyciągnie do siebie jedynie miłośników gatunku, których nie zrazi średniobudżetowa (choć raz jeszcze podkreślę: naprawdę atrakcyjna) oprawa. A szkoda, bo to po prostu dobra gra, przy której można miło spędzić – jeśli postanowimy zrobić wszystkie zadania poboczne – nawet 40 godzin.

Ocena

Ruined King: A League of Legends Story jest dobrym wstępem do uniwersum LoL-a, nawet jeśli nie przepadacie za słynną Mobą. Choć twórcy nie wykorzystują w pełni potencjału systemu walki (odrobinę rozwiniętego względem Battle Chasers), kolejne starcia oraz szukanie idealnej kombinacji run i wzmocnień umiejętności dają sporo radości. Bohaterów łatwo polubić, nieskomplikowana fabuła nie męczy, a świat prezentuje się czarująco. I co najważniejsze: nie trzeba być fanem League of Legends, by się dobrze bawić.

8
Ocena końcowa

Plusy

  • ładny, ciekawy świat
  • system walki
  • możliwości kombinowania z rozwojem postaci
  • muzyka

Minusy

  • niewykorzystany w pełni potencjał systemu walki
  • sporo niepotrzebnej bieganiny


Czytaj dalej

Redaktor
Witold Tłuchowski

Czytelnik CD-Action od prawie 25 lat, redaktor od 2018. Kocham Soulsy i zrobię wszystko, by inni też je pokochali. Szef działów zapowiedzi i recenzji.

Profil
Wpisów5501

Obserwujących13
Ruined King: A League of Legends Story
Ocena redakcji
-
Ocena użytkowników
8.5
Platformy
-
Gatunek
-
Producent
-
Ruined King: A League of Legends Story

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze