Saints Row: The Third – recenzja

Saints Row: The Third
wersja testowana: PC
język: polski
Drugie Saints Row wyrzuciłem z dysku po kilkunastu minutach, pierwszemu nie dałem nawet szansy. Kiedy dostałem klucz do trójki potrzebowałem dwóch dni, żeby w ogóle zabrać się do grania. Przez kolejne dwa nie istniałem dla świata.
Mam życiowy problem z sandboxami. Nigdy nie udało mi się jeszcze z własnej woli przejść linii fabularnej w grze z otwartym światem tak, żeby nie bronić się przed nią “ręcyma i nogyma” po pięciu minutach od startu (OK, teraz Skyrim to trochę zdezaktualizowało). W Saints Row: The Third kampania dała mi więcej radochy, niż rozbijanie się furą po wąskich ulicach i przypadkowe potrącanie przechodniów. Głównie dlatego, że od samego początku oferowała o wiele więcej.
W jednym z ostatnich wywiadów szef Volition stwierdził, że nie czuje zagrożenia ze strony GTA V i miał całkowitą rację, bo nie musi. Rockstar tworzy dzieła sztuki: ogromne i skomplikowane gry, które napędzane są przez tragiczne historie ich wyrazistych bohaterów i dopięty na ostatni guzik gameplay ustanawiający zawsze “nową jakość”. Saints Row: The Third to całkowicie inna bajka. W porównaniu z GTA jest jak postawiony dwadzieścia metrów od Luwru cyrk, w którym klauni rozdają cukierki z psylocybiną. I siłą rzeczy ma dzięki temu swoją publikę – w tym, do czego z uśmiechem na ustach się przyznaję, mnie.
W Saints Row: The Third nie powtarza się po raz kolejny typowo amerykańskiego “od pucybuta do milionera” w sposób konwencjonalny. W tej grze nie ma żadnego tajemniczego morderstwa na starcie, ani upadającego biznesu taksówkarskiego – czegoś, co w jasny sposób dałoby graczom do zrozumienia, że są zerem, które może coś w przyszłości osiągnąć. Zamiast tego rozgrywkę rozpoczyna się na szczycie, a później robi wszystko, by z tego szczytu nie spaść.
Całość zaczyna się od rozdawania autografów podczas napadu na bank, co w ciągu paru minut zmienia się w strzelanie do komandosów (trzymając się jedną ręką wyciąganego z budynku przez helikopter sejfu). Kilka kolejnych to wbijanie się z buta przez przednią szybę samolotu do luku bagażowego kradnąc przy okazji spadochron i okradanie wojskowego arsenału strzelając na boku do czołgów naprowadzanymi rakietami. W pierwszych kilkudziesięciu minutach tej gry upchnięto więcej akcji, niż w kilkunastu godzinach paru innych tegorocznych “hitów”.
I – co najważniejsze – Saints Row: The Third to około dwanaście godzin na rollercoasterze, który się nie zatrzymuje, a co najwyżej zwalnia raz na jakiś czas, by dać odetchnąć. Ta gra jest najbardziej ekskluzywnym śmietnikiem w branży – wrzucono do niej wszystko, co tylko się dało i spryskano takimi ilościami odświeżacza powietrza, że nic nawet nie odważa się śmierdzieć. Pod przykrywką wojny gangów-celebrytów Volition wrzuciło do swojej produkcji inspiracje wszystkimi gatunkami gier, a przy okazji ogromną ilością filmów… co rozpisane na papierze brzmieć będzie idiotycznie, a jednak w ich wydaniu wywołuje uśmiech na twarzy. Jakim cudem można połączyć zombie, karabiny laserowe, półtorametrowe dildo, alfonsa gadającego przez mikrofon z wbudowanym auto-tunem i jeżdżenie cybernetycznym motorem żywcem skopiowanym z TRON-a? Jak można sensownie zmieszać bieganie strzelającym wirtualnymi pociskami kiblem, uciekanie przez gangsterami rikszą prowadzoną przez Pokraka z Pulp Fiction, skakanie z dachów na spadochronie i misje w niszczenie miasta czołgiem? Okazuje się, że jak najbardziej: można, a wyjdzie z tego Saints Row: The Third, czyli jedna z najbardziej szalonych gier na rynku.
Rise, Rebel, Resist
Kampania w trzecim Saints Row to luźny zbiór misji zlecanych przez kilku “ziomków”, którzy często nam w ich trakcie zresztą towarzyszą. Każdy z nich zajmuje się czymś innym, więc przez większość czasu możemy wybrać dokładnie to, na co mamy akurat ochotę. Jedni oznaczają zabawę technologiczną: nowoczesne helikoptery, przejmowanie kontroli nad samochodami jakąś bronią z kosmosu, czy hakowanie; inni wolą rozwiązania proste: wchodzenie na imprezę z karabinem pod pachą i granatami w zębach. Wszystkie misje mają jednak swój urok, a każda wykorzystana w nich zabawka ląduje potem w naszym arsenale, albo garażu. Jeżeli więc macie ochotę porozbijać się po mieście latającym skuterem, albo pancerną zbrojownią na kółkach, to droga wolna – wystarczy skończyć odpowiednią misję. Z raz odblokowanym sprzętem nie ma żadnego problemu: do każdego narzędzia mordu można kupić amunicję, a każda fura dostępna jest w garażu nawet wtedy, kiedy ostatnią zniszczyliśmy. Podobnie sprawa ma się z towarem kradzionym – każdy motor i samochód, który umieścimy w naszej “melinie” zostaje tam do końca i nie trzeba się przejmować jego ewentualną utratą.
Przy sobie możemy nosić osiem rodzajów broni, które można do woli podmieniać, a wszystkie mają swój niezaprzeczalny urok. Arsenał w Saints Row: The Third to bardzo długa lista – od pistoletów, shotgunów i przeróżnych szybkostrzałów przechodzi w wyrzutnie rakiet, karabiny laserowe, wspomniane już dildo-miecze, czy zdalnie sterowane pociski zrzucane na ziemię chyba prosto z kosmosu. Na szczęście Volition nie zapomniało o tym, że nieważne jaka jest broń, a ważne jak się jej używa i nie zaprzepaściło potencjału siląc się na “realizm”. Nic nie stoi więc na przeszkodzie, by wykorzystać dowolnego wroga, czy przechodnia jako żywą tarczę, a jednocześnie strzelać do innych z bazooki jedną ręką.
Mordować trzeba za to przede wszystkim konkurencyjne gangi. Każdy ma jakąś określoną charakterystykę i do każdego można podejść inaczej (ale nie trzeba – strzał z karabinu w głowę jest prawie zawsze tak samo skuteczny). Niektórzy będą polegać głównie na sile swojej głupoty i mięśni, inni na zaawansowanej technologii, a mając ochotę postrzelać do któregoś konkretnego wystarczy pojechać na jedną z czterech dostępnych “wysp” na mapie świata.
I chociaż Saints Row: The Third nie może pochwalić się zróżnicowanymi krajobrazami GTA: San Andreas, czy nawet tak ogromnym miastem, jak GTA IV, to nikt nie powinien czuć się oszukany. Jeżdżenie po Steelport jest bardzo przyjemne, a i model jazdy samochodów od standardu nie odbiega. O wiele łatwiej jedak kieruje się tutaj motorami i pojazdami latającymi, niż w GTA, co zdecydowanie (przynajmniej w przypadku graczy bez wirtualnego prawa jazdy, czyli takich, jak ja) trzeba zaliczyć na plus produkcji – do tej pory moim ulubionym sposobem poruszania się po mapie jest pędzenie pod prąd autostradami na czarnym motocyklu.
Zresztą – nie trzeba tego robić w pojedynkę. Jeżeli ktoś czuje potrzebę, może przejść kampanię w co-opie, co jest całkiem przyjemne. O ile ewentualny znajomy nie będzie głupszy, niż kierowani przez komputer towarzysze, to czeka was sporo świetnej zabawy. Niektóre misje wyglądają bowiem, jakby były robione specjalnie pod grę z kumplem, a i możliwość dostosowania “taktyki”, na którą sztuczna inteligencja by nie wpadła do określonych problemów potrafi dodać całości jeszcze więcej entuzjastycznego chaosu i bałaganu. Nikt nie powinien być multiplayerem w Saints Row: The Third rozczarowany… a jeżeli nie ma ochoty na kampanię, to może na szybko rozegrać kilka misji w trybie Hordy. Zadanie jest proste i standardowe – ubić wszystko, co się rusza na różne sposoby. Nawet tutaj Volition postanowiło jednak poszaleć i dać graczom w ręce trochę beztroskiej zabawy: będziecie więc bić zombie różowym dildo, albo siać zamęt wielkimi czołgami. Nie jest to przesadnie fascynujące, ale można spędzić przy tym trochę czasu.
Arma-goddamn-motherfuckin-geddon
W Falloucie 3 dużo ciekawsze od kampanii było chodzenie po pustkowiach i odkrywanie przeróżnych lokacji, w których mogło wydarzyć się cokolwiek interesującego. Saints Row: The Third to oczywiście trochę inny rodzaj sandboxa, więc na wchodzenie do budynków i tym podobne smaczki nie ma co liczyć. Mapa w tej grze została rozbita na cztery wyspy, a na każdej z nich rozmieszczono widoczne na mapie punkty ewentualnego zainteresowania – sklepy, domy, czy minigierki. Wszystkie budynki można kupić – wtedy generują dodatkowy dochód i przyczyniają się do przejmowania dzielnicy z łap konkurencyjnego gangu, a minigierki odblokowują się razem z postępami w kampanii. Nie jest to jednak świat, który nigdy nie znudzi – mogę wyobrazić sobie jeżdżenie od celu do celu i wykupywanie całej wyspy, ale wątpię, żeby ktoś spędził na samym jeżdżeniu więcej, niż kilka godzin… Chociaż mogę się bardzo mylić, bo sam często wybierałem jak najdłuższe drogi, bo rozbijanie się motorem było zbyt przyjemne, żeby z niego zsiadać. Nie należy jednak traktować tej gry jak wirtualnej żony, z którą spędzi się najbliższe lata, a raczej jako krótką przygodę z piękną nieznajomą.
Kluczową rolę podczas naszego romansu odgrywała z kolei muzyka. Pomijając już to, że każda gra z Mansonem na soundtracku dostanie ode mnie wielkiego plusa, stacje radiowe w Saints Row: The Third są całkiem interesujące. Nie ma w nich niestety “programów radiowych” klasy GTA, ale rekompensuje to komentująca nasze ostatnie wyczyny Tricia Takanawa z Family Guya. W warstwie muzycznej też nie jest tak dobrze, jak w GTA IV z wykupionymi DLC, ale wystarczająco dobrze, żeby mieć czego słuchać. Ciężko mi się mądrzyć na temat hip-hopu i tym podobnych brzmień, ale fani “cięższej muzyki” nie powinni być zawiedzeni: Otep, KMFDM, Manson, Deftones, Amon Amarth, czy Goathwhore to naprawdę doskonałe tło.
Znacznie lepiej z dźwiękiem jest jednak w samej grze – muzyka, którą skomponowano na jej potrzeby jest po prostu świetna i czekam z różańcem w kieszeni na czteropłytowy box z wszystkim, co tam przygrywa. W przeciwieństwie do większości nowoczesnych produkcji, w Saints Row: The Third nie ma “orkiestrowej epickości” ilustrującej te co bardziej pamiętne momenty rozgrywki. Zamiast tego w kluczowych momentach przygrywa ostra elektronika (dubstep, klubówka), albo doskonale dobrany akurat do okazji utwór. W trakcie jednej z misji nie byłem w stanie prosto strzelać, bo Bonnie Tyler z kultowym “Holding out for a Hero” skutecznie doprowadzała mnie do spazmów śmiechu.
I właśnie humor tak płytki, że aż czasami nawet błyskotliwy dodaje Saints Row: The Third mocy. Próbując stworzyć grę poważną z elementami komediowymi można zatonąć szybciej i boleśniej, niż Titanic, ale wydając coś tak niepoważnego wystarczy trzymać się kilku zasad, by odnieść sukces. Piątka dla Volition za powstrzymanie jankeskich zapędów do żenującego śmiania się z pierdzenia, a zastąpienie tego przeróżnymi smaczkami, które – po raz kolejny – wydają się do siebie w ogóle nie pasować. Brak spójności wychodzi jednak tej grze na dobre – dialogi kleją się, jak w dobrym filmie akcji i bazują na punchline’ach z nowoczesnego amerykańskiego serialu pokroju Suits. Zabawne oczywistości – głos zombie zamiast aktora czytającego swoje kwestie, bieganie jako cybernetyczny kibel – przez większość czasu ustępują jednak subtelnym odniesieniom i skojarzeniom… Które niestety dosyć często giną w polskiej wersji językowej.
Tłumaczenie jest dobre, ale wykonane bez polotu. Dialogi nie kleją się tak dobrze, jak w oryginale, a odniesienia kulturowe przełożone dosłownie (“Oko tygrysa”, naprawdę?) wymagają chwili zastanowienia, żeby uderzyć z pełną mocą. Tu i tam zdarzają się literówki, czasami coś jest przełożone źle (pomylona osoba, niewłaściwy kontekst), ale całościowo nie ma raczej na co narzekać. Chyba głównie dlatego, że nikt nie pokusił się o dubbing.
Apocalyptic Havoc
Nie jest to jednak gra bez minusów. Nie są to rzeczy wielkie, ale przynajmniej jeden jest trochę irytujący: czasami brakuje jakiegokolwiek sensownego wprowadzenia do misji. Z reguły schemat wygląda prosto – dzwonimy/odbieramy telefon, idziemy w określone miejsce, oglądamy cut-scenkę i ruszamy do akcji. Czasami jednak po dojechaniu na miejsce od razu lądujemy w środku akcji, a szczegóły tłumaczone są nam przez telefon. Rozbija to ciągłość narracji, wyrzuca z transu i trochę irytuje.
Raz na jakiś czas silnik produkcji nie wyciąga: a to pojawi się motor “utopiony” w chodniku, a to nieśmiertelny przeciwnik. O ile wskakiwanie do samochodów z każdego miejsca bez poszanowania dla fizyki jest całkiem OK i nie drażni (a ułatwia życie bardzo), to jednak dziwaczny ragdoll przy wejściu pod samochód, czy przy skokach potrafi zdziwić. Czasami też – w trakcie pojawiających się raz na jakiś czas misji w stylu singleplayerowej hordy – wystarczy schować się pod dachem budynku i przeczekać, bo gra nie łapie, że należy wysłać kolejnych przeciwników.
Wszystko to można zaliczyć jednak do pierdółek, które na rzeczywisty gameplay nie wpływają. Falloutowi 3 za podobne bugi można by było ocenę ściągnąć do dolnych stanów średnich, ale zacinający się w kamieniach wrogowie nie są aż tak wielką niedogodnością. Poza tym: Saints Row: The Third działa bardzo stabilnie i rzadko kiedy sprawia jakiekolwiek problemy. Uruchamia się błyskawicznie, pozwala przeskoczyć loga producentów na początku, a także wyłączyć wszystkie cutscenki. Po przegranej misji pozwala zacząć ją jeszcze raz z – na przykład – pełnym wyposażeniem potrzebnym do jej ukończenia. To gra, która chce dogodzić graczom i z reguły, w przypadku tego typu produkcji, tak to powinno właśnie wyglądać.
Ocena: 9/10
Plusy:
+ świetna kampania
+ doskonała muzyka
+ masa broni, samochodów, duża mapa
+ liczne ułatwienia i udogodnienia
+ zbyt dużo, zbyt dużo…
Minusy:
– brak wprowadzenia do mniej ważnych misji
– błędy silnika
– tylko „dobre” tłumaczenie
Czytaj dalej
96 odpowiedzi do “Saints Row: The Third – recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Gra będąca parodią GTA (w wykonaniu, zamyśle i fabule) dostaje aż 9!???????|Coś mi tu nie gra i to mocno…
Głównie to mnie rozbawiły te poważne oświadczenia „ja NAPRAWDĘ nie jem kotów…ale i tak hardkor ze mnie z piekła rodem”. Te zarzuty o rzekomy pseudosatanizm (zwany także profesjonalnie szatanizmem) wymyślają same metaluszki, by móc się dowartościować, czując się atakowanym ze wszystkich stron, broniąc rzekomo upadającej muzyki gitarowej, której oczywiście słucha już tylko garstka osób. To tak może kończąc ten offtop, po prostu to są bardzo zabawne typy.
@Slavkovic: może właśnie DLATEGO. Teraz będzie powrót do korzeni komentarzy i tych tekstów „hurrr durrr fabuła w GTA jest głęboka i mroczna, dlatego obiektywnie GTA jest lepsze od niepowaznego SR”.
jaki satanizm ,metale mają największy ubaw z tego stereotypu o satanizmie , znam około 10 metali i żaden z nich nie jest satanistą
seba, a byleś na jakimś metalowym koncercie? xD
Jak dla mnie gra dno. Zgodzę się z @Slavkovic. Gra dla gimbusów JP, CHWDP itp itd i inne skróty. Grałem w 1 na xklocu i 2 na PC z myślą o może będzie fajna gra która dorówna (wiem GTA nie jest idealne) GTA niestety bez rewelki, nie wiem skąd też ten cały hype na Saints Row, a sorry wiem to marketing. Nie wiem kto w ogóle pisał ta recenzję, podobno niejaki Berlin pytanie jak by to(Saints Row) oceniła stara ekipa CDA. Chyba ze wyrobili sie na ostatnich 2 grach, Rockstar od razu zrobiło dobrą grę.
tzn źle zabrzmiało…. -.- chodziło mi o to, ze ciężko spotkać metala-satanistę 😀
@sith5|Możliwe, że masz racje, ale mimo wszystko, Saint’s row the third jest dużo ciekawsze, zabawniejsze, i bardziej rozluźniające, niż wszystkie inne GTA itp.|Po za tym jest to póki co najlepsza gra ze swojego gatunku. Takie GTA IV było do bani. Po fabule głównej praktycznie nie miałeś co robić (nie chodzi mi o szukanie znajdziek, a np. rozwałkę), nie to co tutaj. Póki co Święci rządzą w tym gatunku. Zobaczymy co będzie po premierze GTA V, które zapowiada się na San Andreas 2.
zamawiam gierkę 😀
Cytuję:”Rockstar tworzy dzieła sztuki: ogromne i skomplikowane gry, które napędzane są przez tragiczne historie ich wyrazistych bohaterów i dopięty na ostatni guzik gameplay ustanawiający zawsze “nową jakość”.” Porównywanie GTA IV do Saints Row III nie ma sensu. Porównajmy je do GTA V. Nie zrozum mnie źle nie jestem fanboyem GTA. Po prostu podpisuje się ręką nogą głową i czym tam jeszcze pod tymi słowami. Niestety ale fabularnie GTA IV miażdży wszystkie takie gry. GTA V > SA jak dla mnie średnio na jeża.
Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Skąd to całe hejterstwo ? I jaki marketing, sith ? Druga część mi, jak i pewnie wielu innym graczom ogromnie przypadła do gustu, więc czemu niby nie miałoby być hype’a ? Ludzie czekają na kontynuację ulubionej gry, proste. Do tego skąd tyle pieprzenia o GTA ? Nie było wcześniej klonów GTA ? Były. I nikt ich nie hejcił. Bawienie się w porównywanie SR do GTA jest zupełnie bez sensu, gdyż twórcy obu tytułów mają zupełnie inne cele. Pultanie się, że GTA ma lepszą fabułę,
jest głębsze itp jest zupełnie bezcelowe. Mechanika, jaką znamy już od GTA 3, wtopiła się już na tyle w świat gier, że nie jest niczym złym, że jakieś studio wykorzystuje ją w sposób taki jak jej to odpowiada. Inni też już to robili i nikt się o to nie wykłócał. Żadna z tego typu gier nigdy nie próbowała rywalizować z GTA i Saints Row też tego nie robi.
Dla tej gry czekam dłużej na Skyrim’a, ta recenzja sprawiła, że spadł mi kamień z serca, bo dowiedziałem się że warto czekać. Ludzie, proszę, dajcie spokój, wolał bym poczytać wasze opinie o grze niż kłótnie o to czyja muzyka jest ładniejsza. Ja osobiście słucham głównie Power Metalu, bo mam mózg przeżarty RPGami i chcę piosenek o piratach, rycerzach i zabijaniu smoków. A tak się chciałem pochwalić jak już wszyscy to robią 😀
Trochę się spóźniłem z tym komentarzem, wybaczcie. Zawsze czytam od ostatniego i skończyłem na drugiej stronie.
Zróbcie jeszcze recenzje multiplayera ;d
I ja popieram o zaprzestaniu tej durnowatej dyskusji. OWszem moze i styl gta i sr czyli SANDBOX jest zblizony ale zamysly gry sa totalnie inne! Ludzie ogar! Chcecie powagi? Grajcie w GTA, chcecie zabawy? Odpalcie Saints Row proste…
Zgadzam się z JeffreJ89. Nie podoba wam się to nie grajcie i tyle.
„Nie podoba się wam, to nie grajcie i tyle” Ale chyba trzeba i tak, i tak zagrać by wiedzieć czy się gra spodoba? No ew. recke sobie ktos przeczyta, i wszystko już wie, ale to sie nijak ma do grania samemu. Ile razy zachwalającą recke przeczytałem, a gra okazała się do bani (i na odwrót).
@DrakeFarmer chyba nie do konca o taki kontekst wypowiedzi chodzilo. Nikt z nas nie mowil NIE GRAJ BO TO S H I T owa produkcja tylko ludzie zatracaja sie pomiedzy istota produkcji postrzegajac ja jako klon GTA. Zaiste moze i tak jest jak pisalem ale sandbox sandboxowi nie rowny to po pierwsze. Klimat klimatowi tez to po drugie. ODBIORCY ODBIORCA takze. Ale nie mozna hatowac jednej produkcji za to czy tamto jak jej cel jest inny niz konkurencji. Easy?
„alfonsa gadającego przez mikrofon z wbudowanym auto-tunem” Dlaczego mimowolnie na myśl przyszło mi „Friday”?
Zaraz, z recenzji wynika, że autor grał w pierwszą część Saint’s Row na PC? Jak inaczej mam interpretować: „Pierwsze Saints Row wyrzuciłem z dysku po kilkunastu minutach, drugiemu nie dałem nawet szansy[…]” gdy oceniana jest wersja komputery osobiste? Czyli grał w grę, która nie wyszła nawet na tę platformę i to go zniechęciło do części drugiej, która była pierwszą z cyklu na PC? Poza tym, okropny styl pisania autora. Mnie przynajmniej nikt nie publikuje.
@Gniewomir – Yeah, oczywiście że ma być na odwrót, mój ogromny błąd. Jakoś wyliczanie na starcie naturalnie wyszło od jedynki, kiedy miało zacząć się od dwójki – przepraszam za tę bzdurę.
Fajna recka !! |Drogi Berlinie zachęciłeś mnie do zapoznania się z tym tytułem, i za to wielkie DZIĘKI
Ja dostałem dziś swój egzemplarz do recenzji i gra jest mega!
Ja mam jeszcze jedno pytanie do Berlina lub do kogokolwiek innego kto miał styczność z Saints Row’em The Third na PC. Czy na górze i u dołu są czarne paski (jak w np. dowolnym Assassin’s Creedzie PC)?
Saints Row: The Third – gra, przy której cała seria GTA, jeśli chodzi o zabawę z rozwałki, szalenia na mieście itp. jest „prawie”. Ja daję jej ocenę 10+/10. Dlaczego plus? Otóż, to jest jedyna gra, która zdołała odciągnąć mnie od BF3, co nie udalo się nawet mojej ukochanej serii twierdzy.
Czy gra wymaga steama lub czegos podobnego?
tak ta gra wymaga steama
@Vito213 Nie ma pasków, ale jeśli chcesz to można ustawić (powiedzmy masz 1280×1024, to dajesz 1280 x 720 + full screena i masz paski ) 🙂
Nie mój klimat, ale gra na pewno warta uwagi.
Świetna gierka 😀
Mnie się osobiście ta gra kompletnie niepodoba. Mało realistyczna , muzyka taka sobie , wymagania naprawdę bardzo duże. I który gangster miałby czas i chęci robić jakiejś chwyty niczym wrestlingowiec lol |moja ocena 5+/10
@Edge ta gra ma być super nie realistyczna. Ogarnij się.
UberDeath: Wiem o tym ale w tej grze z pewnymi rzeczami trochę przesadzili o chodzeniu z gigantycznym penisem niewspomne
Edge ale ta gra jest zrobiona dla jaj 😀
„- tylko „dobre” tłumaczenie” to nie jest wina gry tylko gości którzy ją tłumaczyli. Nie powinna być brana do oceny.
Wczoraj kupiłem – świetna.|A poza tym fajnie spolszczyli – nie wiem o co wam chodzi.
W porównaniu do dwójki gigantyczny postęp we wszystkich aspektach ale jak na mój gust poziom absurdu jest za wysoki.
Wypróbowałem demko – postacie są tak jakby..małe, jak z kilkoma czitami w THPS4. Sama roz(g)rywka jest bardzo przyjemna, czasem strasznie pojechana. A fabuły nie dopatrzyłem się. Może, przez to, że to demo z OnLive 😉
Gdyby nie fatalne AI i przekłamania graficzne, bez namysłu dałbym dziesięć. Steelport rządzi!
Oto moja postać w tej grze i troche rozwałki:P|http:www.youtube.com/watch?v=JAnF0hNYY5k
Dildo w trybie hordy:)|http:www.youtube.com/watch?v=JEwwjW-b5R0
Przyznam się że w grę jeszcze nie grałem ale na pewno kupię
„uciekanie przez gangsterami rikszą prowadzoną przez Pokraka z Pulp Fiction” – nieee.. No teraz muszę w to zagrać 😉
Dla tych co jeszcze nie grali(?) : Gra z uśmiechem na ustach wyrywa mózg i miażdży przyrodzenie ;D
Z tego co wiem Tricia Takanawa w Family Guy’u to Alex Borstein (ta sama aktorka która podkłada głos Lois) a Jane Valderamma – reporterka z Saints Row to Lauri Hendler.