Sniper Elite 5 – recenzja. Z żelazną konsekwencją

Przez celownik optyczny widzę go jak na dłoni, on wciąż nie ma pojęcia o moim istnieniu. Wstrzymuję oddech, palec pewnie naciska spust. Kula wpada w ruch obrotowy, pędząc w kierunku oddalonego o 400 metrów celu. Kamera śledzi pocisk, czas zwalnia, a chwilę później dzieje się magia.
Głowa Niemca pęka jak przejrzały arbuz, kula kruszy czaszkę, odłamki kości wzbijają się w powietrze w akompaniamencie fontanny krwi. Gdybym celował w korpus, widok byłby równie spektakularny – pocisk z zadziwiającą lekkością rozerwałby jakiś organ wewnętrzny, co zobaczyłbym na prześwietleniu X-ray. Rentgenowska kamera śmierci to swoista wizytówka cyklu; choć na przestrzeni kilku części (i spin-offów z serii Nazi Zombie Army) zdążyła się już opatrzyć, wciąż jest w niej coś niepokojąco hipnotyzującego. Inna rzecz, że z odsłony na odsłonę rzeczone prześwietlenia stają się coraz bardziej szczegółowe i dopracowane: obecnie obrazują nie tylko efekty postrzałów, ale i rany od noża czy te zadane w wyniku eksplozji.

Lubimy melodie, które już znamy
Rebellion dziarsko podąża wydeptanym przez siebie szlakiem. Nie licząc „trójki”, żadna z części nie przyniosła rewolucji, za to niemal każda okazywała się naturalnym i udanym rozwinięciem tego, co serwowały poprzedniczki. „Jedynka” wydaje się dziś już dość archaiczna, choć chyba nigdy nie była należycie doceniana. Większość graczy rozpoczęło swą przygodę od liniowej „dwójki”, która rozgrywała się w ogarniętym wojenną pożogą Berlinie. Trzecia odsłona porzuciła wyeksploatowane europejskie fronty, przenosząc akcję do Afryki i wprowadzając bodaj największą zmianę – mapy o otwartej strukturze. Kolejna część rzuciła nas z kolei do Włoch, mamiąc zmysły najbardziej urokliwymi, a jednocześnie największymi miejscówkami w historii cyklu. „Piątka” ani myśli zmieniać obranego kursu – konsekwentnie rozwija najlepsze rozwiązania poprzedniczek, serwując graczom trochę już odtwórcze, ale nadal satysfakcjonujące doświadczenie.
Karl Fairburne powraca i po raz kolejny jest w stanie w pojedynkę jeśli nie wygrać wojny, to znacząco wpłynąć na jej przebieg. Tym razem wpada na trop operacji Kraken mogącej pokrzyżować szyki zwyciężającym na froncie aliantom. Z drobną pomocą lokalnego ruchu oporu Karl mąci w szeregach wroga, dając nazistom porządnego łupnia. Podobnie jak w poprzednich odsłonach fabuła jest tu rzeczą marginalną i sprzedaną w raczej nieciekawy sposób. Głównie w formie marnie wyreżyserowanych przerywników oraz przeciętnych modeli postaci i ich sztucznej mimiki. W tych kwestiach twórcy wciąż mają nad czym pracować – sam dość szybko przestałem zwracać uwagę na historię, skupiając się na bieżących zadaniach.

Wertykalne rozpasanie
Najważniejszą zmianą są okoliczności przyrody, co zresztą zdradza logo tytułu. Najnowsze perypetie asa amerykańskiego wywiadu rozgrywają się w malowniczej Francji. Przygotowane mapy niejednokrotnie czarują widokami godnymi uwiecznienia na wakacyjnej pocztówce. Biegamy wśród dolin i pól, trafiamy na brukowane uliczki urokliwych miasteczek i udeptane trakty czarownych wiosek, infiltrujemy olbrzymie fabryki i wiekowe dworki skryte pośród ukwieconych łąk. Niektóre mapy imponują skalą, rozmachem i szczegółowością, jak chociażby olbrzymia katedra Beaumont-Saint-Denis (dla której inspiracją było opactwo św. Michała Archanioła na Mont Saint-Michel), rozbudowana wertykalnie w przytłaczający wręcz sposób, z setkami skrótów, przejść i alternatywnych ścieżek.
Nie tylko z uwagi na klimat francuskiej prowincji poziomy są jednym z filarów tej odsłony. Chodzi również o to, w jaki sposób skonstruowano poszczególne miejscówki, by chciało się szukać, zwiedzać, zaglądać w najodleglejsze bądź najbardziej niepozorne zakamarki. Godzinami możesz lizać ściany na jednej mapie, a i tak nie zobaczysz całości. Oczywiście w projektach poziomów nie wszystko wyszło idealnie. Wciąż jeszcze potykamy się o sztuczne ograniczenia, odbijamy od betonowych krzaków, których nie sposób sforsować, i trafiamy na sięgające pasa płotki niemożliwe do przeskoczenia. Czasem dosłownie rozbijamy nos o niewidzialną ścianę, a wtedy gra raczy nas rozbrajającą informacją, że dotarliśmy do „granicy misji”. Z pewnością można to było rozwiązać inaczej, tym niemniej „piątka” może się pochwalić jednymi z najbardziej imponujących miejscówek w historii serii.

Na Zachodzie bez (większych) zmian
Dowolność w obraniu drogi do celu nie jest oczywiście niczym nowym, bo debiutowała już w Sniper Elite III. Twórcy nie próbują wymyślać koła na nowo; podobnie jak poprzednia część „piątka” to w zasadzie „trójka” na sterydach, gra większa i piękniejsza, ale niedefiniująca od podstaw filozofii rozgrywki. Oczywiście nie twierdzę, że nie wprowadzono żadnych zmian, te są jednak kosmetyczne. Nie pamiętam na przykład, czy poprzednio pojawiały się zbocza, po których Karl się ześlizgiwał, tyrolki wykorzystujące różnice w poziomach terenu czy system przeładowania inspirowany Gears of War (pozwala skracać czas tej czynności). Wydaje mi się, że widzę wymienione elementy po raz pierwszy w tej serii, ale oczywiście w żadnym stopniu nie rewolucjonizują one zabawy.
Każda z ośmiu misji kampanii rozgrywa się na zamkniętym terenie, a w jego obrębie mamy szereg rozmaitych zadań do zaliczenia. Oprócz głównych, obligatoryjnych misji pojawiają się również cele dodatkowe, o których dowiadujemy się najczęściej w trakcie myszkowania, ze znalezionych dokumentów bądź z podsłuchanej rozmowy. Do tego dochodzą polowania na ważnych oficjeli i zatrzęsienie różnych znajdziek, poufna korespondencja czy materiały wywiadowcze (znalezienie ich nierzadko inicjuje następne zadanie). Większość tych aktywności jest opcjonalna, możemy je zaliczać, jeśli tylko mamy na to ochotę – oczywiście w dowolnej kolejności i obraną przez nas metodą. To z kolei sprawia, że grając na wyższych poziomach trudności, w każdym z tych minisandboksów możemy spędzić dwie lub więcej godzin i zawsze będzie coś do roboty.
CZYTAJ DALEJ NA DRUGIEJ STRONIE
Swoboda jest wszystkim
Nie mamy do czynienia z tytułem, który mógłby stanąć w szranki z ostatnim Hitmanem, ale Brytyjczykom przyświecała podobna filozofia, gdy projektowali swoją piaskownicę. Tu również liczy się wolność i możliwości, gdyż gra w żaden sposób nie narzuca określonego stylu rozgrywki. Sam decyduję, czy zabijam przeciwników, czy tylko ich ogłuszam, by ukryć ciała w okolicznych skrzyniach. Nic nie stoi na przeszkodzie, bym wcielił się w skrytobójcę, który chowa się w wysokiej trawie i za każdym załomem muru, ale mogę też wbić do sali obstawionej wrogami, prując seriami na prawo i lewo (choć nawet na średnim poziomie trudności równa się to popełnieniu samobójstwa). Mogę też wybrać pośrednią i chyba najbardziej efektywną drogę, przyczajając się w dogodnych punktach obserwacyjnych i zdejmując wraże patrole z większych odległości za pomocą strzałów oddanych w odpowiednich momentach (czyli na przykład wtedy, gdy huk potężnego działa lub przelatujące nisko samoloty zagłuszą mój karabin).
Twórcy postawili na pełną dowolność, a mapy usiali szeregiem przydatnych fantów pozwalających rozwiązać każdy napotkany problem. Przykładowo z podsłuchanej rozmowy dowiaduję się o ukrytym sejfie z cenną zawartością. Oczywiście muszę jeszcze jakoś dostać się do środka, tu zaś przyda się kod znaleziony przy zwłokach właściciela (bądź gdzie indziej) lub ładunek wybuchowy, który otworzy sejf, nie niszcząc zawartości. Praktycznie każda pomniejsza czynność w grze oferuje jedną, dwie alternatywy, mniej lub bardziej czasochłonne. Dotyczy to również ważniejszych zadań – gdy na terenie pewnej fabryki trzeba zniszczyć generator, mogę przeciążyć dwa zawory ciśnieniowe albo po prostu wysadzić ustrojstwo; drugi wariant, choć prostszy, narobi większego zamieszania. I tak ze wszystkim. Ta swoboda daje olbrzymią frajdę, bo sprawia, że czujemy się panami sytuacji, a tempo zabawy „regulujemy” na bieżąco pod własne potrzeby.

Erpegowe naleciałości
Nie zawodzi dostępne uzbrojenie, choć na starcie zwyczajowo większość rzeczy jest poblokowana. Obok karabinów wyborowych mamy do dyspozycji między innymi pistolety, karabiny maszynowe, wyrzutnie rakiet i rozmaite ładunki wybuchowe. Przed misją wybieramy broń oraz dodatkowe wyposażenie (miny, apteczki, bandaże, wabiki itd.), a eksplorując mapę, możemy trafić na stoły warsztatowe pozwalające wymieniać bądź modyfikować nasze zabawki. Instalowanie ulepszeń wpływa oczywiście na parametry broni, takie jak siła ognia, szybkostrzelność, mobilność czy nawet zasięg słyszalności (i jeszcze parę innych). O łatwości obsługi snajperek decydują również poziomy trudności – na niskich nie trzeba brać poprawki na siłę i kierunek wiatru czy ziemską grawitację. Sam HUD również dostarcza nam więcej informacji; z kolei w trybie realistycznym interfejs i wszelkie asysty są wyłączone.
Cieszy również nieustanny progres. Gra ciągle nagradza nas za pomniejsze osiągnięcia, przyznając medale czy baretki. To oczywiście bzdety, ważniejszy jest natomiast zaszyty system rozwoju. Każdy sukces, zastrzelony efektownie przeciwnik, zdobyte dokumenty czy wykonane zadanie owocuje dodatkowym doświadczeniem, a zdobywając kolejne poziomy, możemy inwestować punkty w przydatne talenty (podzielono je na trzy kategorie dotyczące walki, sprzętu i ciała).

Kilka łyżek dziegciu
Pojawiają się niestety problemy z zadawanymi obrażeniami przy zmianie rodzaju amunicji (do wyboru między innymi naboje poddźwiękowe, ogłuszające czy półpłaszczowe). Przeciwpancerna, która przebija nawet beton i pozwala wysyłać na złom pojazdy opancerzone, powinna dosłownie rozrywać szeregowych trepów, tymczasem zdarzały się sytuacje, że jeden z drugim zdołali przeżyć taki postrzał. A skoro już przy tym jesteśmy, ciała uziemionych wrogów lubią się układać w cudaczny sposób przeczący anatomii i prawom fizyki.
Piętę achillesową serii stanowi niezbyt lotna sztuczna inteligencja, przez którą temperatura zabawy w kotka i myszkę czasem spada. Wciąż dość częsty jest widok nadbiegających gęsiego przeciwników pchających się prosto pod mój celownik, mimo iż ich kompan padł kilka sekund wcześniej w tym samym miejscu. Wróg ma również irytującą tendencję do szybkiego zapominania o czającym się w pobliżu zagrożeniu. Gdy robi się za gorąco, wystarczy zmienić kryjówkę, nie wychylać się przez moment i można całą zabawę rozpocząć od nowa. Owszem, AI czasem wyjdzie poza zero-jedynkowy szablon, gdy przeciwnik podrzuci mi granat prosto pod nogi lub spróbuje zajść z flanki, ale to wciąż pojedyncze przebłyski.

Małymi krokami do przodu
Ciekawym dodatkiem do kampanii fabularnej (notabene możemy zaliczyć ją w dwuosobowej kooperacji) jest tryb inwazji sił Osi pozwalający „nawiedzić” kampanię innego gracza, by go wyeliminować. W temacie bardziej klasycznych rozgrywek sieciowych „piątka” podąża tropem poprzedniczek. Do wyboru mamy kilka wariacji na temat klasycznego i drużynowego deathmatchu. Możemy także spróbować sił w tutejszym odpowiedniku Hordy, w którym bronimy stanowisk dowodzenia przed kolejnymi falami wrogów.
Jeszcze dekadę temu Rebellion kojarzył się z przeciętniakami, w które nikt nie gra (Rogue Warrior, NeverDead, ShellShock 2). Później nastąpił przełom – serią Sniper Elite studio okopało się w tematycznej niszy, twardo broniąc jej przed zakusami konkurencji. I jak na razie wychodzi z tych starć zwycięsko, bo jedyny realny rywal snajperskiej serii Brytyjczyków, czyli rodzimy Sniper Ghost Warrior, mógłby Karlowi oficerki glancować. Najnowsza odsłona, choć łapie delikatną zadyszkę, nie zmienia układu sił na polu bitwy. Seria ewoluuje bardzo małymi krokami, jednak mimo oczywistej wtórności bawiłem się przednio.
W Sniper Elite 5 graliśmy na PC. Screenshoty użyte w recenzji pochodzą od wydawcy.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
4 odpowiedzi do “Sniper Elite 5 – recenzja. Z żelazną konsekwencją”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Fajnie, fajnie… ale czy ktoś tam w Rebelionie ogarnął że są Windows 11 ?
W wymaganiach minimalnych – Windows 10. W rekomendowanych – Windows 10.
Czyli co? Na Windows 11 nie ruszy? Na Windows 8.1 nie ruszy? Na Windows 7 nie ruszy?
Na mój rozum nie ma żadnego istotnej technicznie przyczyny aby gra, mogąca działać także na PS5 (czyli zupełnie inny OS), nie działała równie dobrze na którejkolwiek 64-bitowej wersji Windows. Oczywiście zakładając że jest dość RAM, mocy w CPU, jest jakaś karta graficzna itd.
Przy okazji – tak jakoś obok jest wojna, brak chipów itp. itd. – więc nie ma sensu odpowiedź że „trzeba kupić nowy komputer”. Zwłaszcza że nikt normalny – a więc i ja – nie będzie teraz kupował komputera z Windows 10 jeżeli jest Windows 11. Nieprawdaż?
Idąc tropem twojej dedukcji można by pomyśleć, że skoro w minimalnych jest 8 GB RAM a w zalecanych 16, to gra nie ruszy na konfiguracjach wyposażonych w 32 GB RAM. Chłopie, ogarnij się.
„Przeciwpancerna, która przebija nawet beton i pozwala wysyłać na złom pojazdy opancerzone, powinna dosłownie rozrywać szeregowych trepów, tymczasem zdarzały się sytuacje, że jeden z drugim zdołali przeżyć taki postrzał”– ale to akurat prawidłowe, ponieważ amunicja p-panc praktycznie nie oddaje energii kinetycznej przelatując przez coś tak miękkiego jak ludzkie ciało. O ile nie zderzy się po drodze z kością, szkody będą wywołane głównie przez falę uderzeniową (tzw. kanał chwilowy).
PS– @Slawek- a wiesz, że Windows 11 to w zasadzie Windows 10 SP1? Z tego wynika że na W11 również ruszy. Co innego W7 i W8– poczynając od zmian w HAL, przez kompletnie zmienione DirectX, po dużo nowsze biblioteki systemowe.
W zasadzie to się mydło robi z tłuszczu.
Po to specyfikacja od producenta aby nie było potrzeba zgadywać.
Jak producent nie napisał że działa z 11-ką, ani nie napisał „Windows 10 lub nowsze” to nie ma sensu zgadywać – lepiej się zapytać. (Tak samo jak lepiej najpierw przeczytać instrukcję, a dopiero potem składać meble z IKEA.)
Co do „zupełnie zmienionego DX” – to owszem Windows 10 ma DX12 „na wyłączność” – tyle że do WoW dodają biblioteki… bo siem dogadali… niby WoW to gra z DX12 a na Windows 7 działa.
Za to SE5 podobno działa na PS5, a PS5 to Unix (FreeBSD po liftingu). Czyli coś trochę bardziej innego od Windows 10 niż Windows 8.1.
Przynajmniej jeden portal podawał (błędnie) że SE5 będzie działał pod Windows 7. Sprawa się wyjaśniła, Rebelion przyznał że powinien podać także Windows 11 jako docelowy OS i że pod 11 chodzi. Poniżej 10-ki nie sprawdzali – ale ponieważ jest na DX12 to najpierw trzeba odpalić byłoby DX12 na Windows 7/8.1.