Star Wars Outlaws – recenzja gry. Dla takich Gwiezdnych wojen jestem w stanie się pomęczyć
Przed premierą, warto dodać, padały bowiem zarówno liczne komplementy, jak i nagany pod adresem autorów tego projektu. Już sama zapowiedź wzbudziła zachwyt, bo poniekąd właśnie czegoś takiego na rynku brakowało. By ktoś zabrał nas do uniwersum Gwiezdnych Wojen, jednocześnie nie próbując trzymać na łańcuchu.
Produkcja jednak się opóźniała, a jeszcze przed debiutem pojawiły się informacje o przepustce sezonowej. Złowróżbne były wreszcie doniesienia o przestarzałej oprawie, standardowo obawiano się także o to, czy całość nie okaże się koniec końców „za bardzo ubisoftowa”. Nieco później zaś uspokajały nas liczne artykuły napisane na podstawie wczesnej grywalnej wersji. Ich wydźwięk sugerował, że z nowym dzieckiem francuskiego giganta aż tak źle może nie będzie. Tyle że niewyjaśnione do końca doniesienia o rzekomo oferowanych autorom tekstów wycieczkach VIP do Disneylandu znów wywołały morze wątpliwości.

W końcu jednak jeszcze cieplutka wersja recenzencka zawitała na ekrany naszych monitorów i telewizorów. Jako że to dość spory objętościowo projekt, nie bardzo miałem czas, aby dodatkowo bujać się na rollercoasterach. Lwią część dnia zajmowało mi dokładne zwiedzanie Toshary, Cantoniki, Tatooine i innych planet, zaprzyjaźnianie się nie tylko z syndykatem Huttów, rozbudowywanie ścigacza czy statku kosmicznego, a także wymazywanie długów moich pobratymców z imperialnych baz danych. Wnioski płynące z tego wszystkiego są zaś takie, że nowe dzieło Ubisoftu nie zachwyca aż tak, jak mógłby pierwszy w historii gwiezdnowojenny sandboks, i to osadzony w realiach starej trylogii. Istnieje jednak przynajmniej kilka powodów, dla których warto dać mu szansę.
Z jednej strony harpagany…
Już w prologu lądujemy w butach Key Vess, młodej szmuglerki szukającej własnego miejsca w świecie intryg rozgrywających się na przekór złemu Imperium. Bohaterka jest drobną przestępczynią budującą swoją potęgę dzięki sprytowi. Na początku nie posiada nawet statku pozwalającego jej odwiedzić kolejne planety, ale z czasem zyskuje coraz lepszy sprzęt. Wpływowe syndykaty mogłyby zetrzeć nas w pył w jednej chwili, Vess nadrabia jednak niedostatki muskulatury wsparciem słodziutkiego Niksa. Pupil pomoże graczowi rozwiązać sporo problemów. Uwagę strażników da się więc odwrócić, sabotując pobliską instalację elektryczną czy zlecając futrzakowi, by podbiegł do wiadrogłowego (tak określa się pogardliwie szturmowców) i się na jego oczach powydurniał. Względnie chapnął takiego za rękę i przytrzymał, nim dobiegniemy, by osobiście sprzedać przeciwnikowi cios z piąchy. Lub też po prostu wygrzebał mu za pazuchy jakiś przedmiot i przyniósł nam w zębach.

Gatunkowo najbliżej Outlaws do skradanki, lecz mocno uproszczonej, bo nie ma tu choćby opcji ukrywania ciał. Zwykle i tak jest niepotrzebna, gdyż trasy patroli ułożono tak, że ścieżki dwóch wrogów rzadko się przecinają. Nawet na najwyższym poziomie trudności przeciwnicy okazują się zresztą kosmicznie głupi. Niby strzelają celnie i długo nie odpuszczają poszukiwań, kiedy już nabiorą podejrzeń, ale tak czy siak pozwalają nam na zdecydowanie za wiele. Przez ich niską inteligencję zabawa staje się banalna.
Temat ten pada w recenzji tak szybko dlatego, że żaden inny element gry nie kuleje równie mocno. Wstyd, by wysokobudżetowy tytuł z 2024 roku miał tak kiepską AI. Skoro już przy problemach technicznych jesteśmy, uspokajać powinien fakt, że poza tym nie pojawia się ich znowu tak wiele: może co najwyżej raz zniknął mi przycisk interakcji i na chwilę ugrzązłem w tunelu wentylacyjnym (pomogło wczytanie sejwa), w pewnym momencie gra odmówiła też współpracy w trakcie szybkiej podróży.
…z drugiej matki i lalusie
Ciche podejście jest wskazane nie tylko dlatego, że wrogowie po tym, jak już łaskawie nas dostrzegą, potrafią rozprawić się z nami w ułamku sekundy. Również z tego względu, że stanowią przy okazji gąbki na pociski i nawet celowanie w głowę nie rozwiązuje problemów tak szybko. Broń palna zdawała mi się dość mało skuteczna nawet na dalszym etapie gry, gdy dołożyłem do niej kolejne usprawnienia. Część pukawek jest głównie funkcjonalna i pozwala np. zasilać zamknięte bramy. Dzierżony przez bohaterkę blaster ogólnie zdaje się nie mieć zbyt wielkiej mocy, a podnoszone okazjonalnie karabiny szturmowe i inne snajperki wyrzucamy na ziemię tak naprawdę po opróżnieniu magazynka.

Żaden blaster, granat czy przestrzelona wybuchowa beczka nie rozwiązuje problemów w połowie tak skutecznie jak szybki cios pięścią między żebra. Cieszy za to, że nawet w zamkniętych sekwencjach lokacje są dość spore – w przeważającej części misji do celu prowadzi więcej niż jedna ścieżka. Nie zawsze też skupiamy się wyłącznie na omijaniu wrogich patroli, bo naprawdę wysoko na liście inspiracji developerów znajduje się też seria Uncharted. Skojarzenia nasuwają się choćby za sprawą wykorzystywanej przez Vess podczas wspinaczek linki z hakiem.
Kiedyś skinheadzi i punki, teraz futbolowe gangi
Dużo lepiej od sztucznej inteligencji wypada także fabuła. Wszystko jest oczywiście nieco ugrzecznione, w duchu PEGI 12, nie spodziewajcie się więc kosmicznego GTA. Niemniej sporo tu charakternych postaci, gburów i krętaczy. Scenariusz każe nam nieustannie lawirować pomiędzy różnymi grupami, antagonizując jedne z drugimi. Historię wymyślono bardzo sprawnie i cieszy, że daje się nam też co jakiś czas pole do podejmowania decyzji. Nasze wybory nie wpływają jakoś przesadnie na opowieść, ale można je odczuć w samej rozgrywce.
Tu wspomnieć trzeba, że Vess nie wykonuje raczej zadań dla konkretnych frakcji, tylko na pierwszym miejscu stawia bardziej swój interes. Wszystko, co zrobi, może się jednak pewnym grupom spodobać, inne zaś odrzucić. Zabłyśniemy w oczach określonego gangu, np. kasując dane o jego przekrętach czy zrzucając winę za jakieś przestępstwo na konkurencję. Zepsujemy sobie z kolei opinię, decydując się choćby zamordować jednego z ważniejszych członków ekipy. Nasze wybory mają znaczenie o tyle, że do każda frakcji przypisano dzielnicę, a sympatia syndykatu do gracza warunkuje, na ile możemy sobie pozwolić, odwiedzając konkretne miejsce.

Musimy akurat zdobyć część do ścigacza czy ogniwo energetyczne będące w posiadaniu Huttów? Ci z kolei nieszczególnie lubią Vess? Lepiej, żeby nikt nie zobaczył nas na ich terytorium. Już bramkarze nakażą się wycofać, a jeżeli ich nie posłuchamy, użyją przemocy. Oddaliśmy frakcji wcześniej parę przysług? W takim wypadku przywita się nas z otwartymi ramionami. Pozostanie tylko przesmyknąć się do samego magazynu, bo jednak pewne obszary są przeznaczone wyłącznie dla najbardziej oddanych członków. Mamy najwyższą możliwą reputację? Nikt nam złego słowa nie powie, gdy po prostu wkroczymy tam w biały dzień, weźmiemy, czego potrzebujemy, i wyjdziemy głównymi drzwiami. Nie zawsze zresztą trzeba uciekać się do kradzieży, frakcje zaoferują też swoim pupilom spore zniżki na konkretne towary. Nasze wybory, ponownie to podkreślę, nie wywracają może gry do góry nogami, ale zawsze wnoszą do zabawy nieco odświeżenia i czynią kolejne misje bardziej różnorodnymi.
A tak samo niebezpiecznie jak słoneczna Kalifornia
Jak bardzo „ubisoftowa” jest to gra? Z radością spieszę donieść, że… nie tak bardzo, jakbyśmy mogli się tego obawiać. Znajdziemy tu co prawda sporych rozmiarów otwarty świat, ale zaskakująco skąpo przyodziany w znaki zapytania czy oklepane wieże. Nie zatrzymuje się nas co chwilę w celu podtrzymania uwagi, okazję do zwiedzania stanowią raczej misje poboczne. Postawiono bardziej na jakość niż ilość. Twórcy twierdzą, że złożony z pięciu planet wycinek gwiezdnowojennego uniwersum jest sporo większy od mapy Assassin’s Creed Odyssey, i rzeczywiście da się w to uwierzyć mimo braku przeładowania zawartością. Każde ciało niebieskie, które odwiedzamy, jakoś wyróżnia się na tle innych za sprawą klimatu, co kilka godzin możemy więc liczyć na coś świeżego. Raz wędrujemy przez lodowe Kijimi, innym razem czeka nas wizyta na stepowej Tosharze. Najpiękniejszy będzie oczywiście moment, gdy zyskamy już dostęp do wszystkich globów.

Bujanie się po wszechświecie cieszy nie tylko za sprawą różnorodnych tekstur. Ktoś w firmie zrozumiał na szczęście, że dobra zabawa niekoniecznie powinna polegać na lizaniu każdej ściany, a duże połacie terenu powinny służyć raczej temu, by nasz ścigacz miał po czym śmigać. W ogóle siedzenie za kierownicą wszelkich środków transportu satysfakcjonuje za sprawą świetnego odczucia pędu. Dość szybko dostajemy też parę modyfikacji takich jak dopalacz. Outlaws może i starcza na „skromne” 25 godzin, ale w odróżnieniu od kilku ostatnich Asasynów ani razu nie odniosłem tutaj wrażenia, że zajmuję się głupotami. Dostępne w grze zadania poboczne podwajają zaś ten czas i pozwalają spędzić go naprawdę wartościowo. Ech, aż chciałoby się, by w innych tytułach producenta było to normą. Bawić, ale nie zmęczyć.
Krowoderski Park to było serce projektów
Nieźle wypadają również sekwencje latane, podczas których możemy pozwiedzać kosmos, pozbierać różne rzeczy czy postrzelać się z imperialną flotą. Sposób prowadzenia statku jest oczywiście dość zręcznościowy, a starcia polegają na przytrzymywaniu autocelowania i posyłaniu we wroga kolejnych rakiet czy innych pocisków. I choć eksplorowane przestrzenie okazują się dość ograniczone, a wycieczki międzygwiezdne wyraźnie stanowią dodatek jako przerywniki pomiędzy zwiedzaniem kolejnych planet, kosmiczne latanie na tyle satysfakcjonuje, że nie sprawia wrażenia dodanego na siłę.
Jedną z największych zalet Outlaws jest to, że po prostu na kilometr pachnie „Gwiezdnymi wojnami”. Chociaż czuć, że to gra tworzona też z myślą o niższych kategoriach wiekowych, mamy tu masę typków spod ciemnej gwiazdy o różnorodnym charakterze. Wreszcie sam projekt świata, rozbite statki czy wizyty w bazach imperialistów – wszystko to wygląda jak żywcem wyrwane z kinowego ekranu. Developerzy zdecydowali się zresztą ulokować fabułę pomiędzy „Imperium kontratakuje” i „Powrotem Jedi”, a więc w najlepszym możliwym okresie.

Oprawa graficzna to nieco trudniejszy temat. Ogólne wrażenie będzie zależeć od tego, jak mocno zechcemy przyjrzeć się szczegółom. W ruchu wszystko prezentuje się bardzo dobrze. Piękne światła, efekty cząsteczkowe, modele postaci żywcem przypominają te znane z uniwersum. Gdyby jednak się zatrzymać i analizować wygląd konkretnych skał czy tekstur otoczenia, odczucia nie byłyby już tak pozytywne. Miejscami straszy bowiem, przynajmniej w testowanej przez nas wersji na PS5, lekka pikseloza. Widoczne w internecie jakiś czas temu przyrównywanie Outlaws do produkcji rodem z PS2 uważam jednak za mocno przesadzone. W głośnikach brzmi z kolei świetny angielski voice acting i dobrze nam znana muzyka, niepozostawiająca wątpliwości, w jakim uniwersum właśnie się znajdujemy.
Ostatecznie więc Star Wars Outlaws nie okazało się projektem aż tak koszmarnym, jak niektórzy wietrzyli, a w kolejnych tygodniach może tylko zyskać, jeżeli developerzy zakaszą rękawy i poprawią drobniejsze lub większe potknięcia w postaci paru bugów czy wołającej o pomstę do nieba sztucznej inteligencji przeciwników. To produkcja mniej „ubisoftowa”, niż się obawiałem, do tego oferująca dużo świetnego klimatu, a przy okazji pozwalająca dość swobodnie porozbijać się po galaktyce, zaliczyć sporo gangsterskich przygód i choć trochę poczuć się jak prawdziwy Smuggler (he, he).
W Star Wars Outlaws graliśmy na PS5.
[Block conversion error: rating]
{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„https://cdn.cdaction.pl/images/2024/08/26/7d552e7e-238f-4642-bb3a-24cd147d2c09.jpeg”, „https://cdn.cdaction.pl/images/2024/08/26/19fbda2f-16de-4508-a70f-4406ff47863e.jpeg”, „https://cdn.cdaction.pl/images/2024/08/26/bb6fcc29-534f-4e4a-83d6-1b657b8c50b7.jpeg”], „isStretched” => false}
Czytaj dalej
36 odpowiedzi do “Star Wars Outlaws – recenzja gry. Dla takich Gwiezdnych wojen jestem w stanie się pomęczyć”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Idę na noże bo nie wiem jak grze która ‘kładzie duży nacisk na skradanie’ i jednocześnie te skradanie jest ograniczone kiepska sztuczną inteligencją, prawie zerowym poczuciem zagrożenia skoro przeciwnicy nie sprawdzają innych miejscówek/nie trzeba zbierać ciał można dać 7+. Z tego co rozumiem z innych opinii to przez prawie całą grę ganiamy z pistoletem z okazjonalnym przejściem na coś mocniejszego, więc gąbkowość przeciwników też jakoś brzmi słabo.
Z drugiej strony, dominuje chyba pogląd że robimy to osoby z pasją do uniwersum i to chyba będzie największa zaleta i pewnie przez to kiedyś zaryzykuję sprawdzenia. Aczkolwiek i tak uważam że zrobienie zamiast przemytnika łowcę nagród byłby lepszą opcją, zwłaszcza w kwestii całego opancerzenia, ‘powalenia’ przeciwników (bicie szturmowców wyglądało potwornie już w 6 części kiedy to robiły ewoki) mógłby by być bardziej efektywny itp
Jakby nie patrzeć, gra kładzie nacisk na skradanie, ale składanką per se nie jest. Jest grą akcji, która ma wciągnąć w historię i sprawić, żebyś się ogólnie dobrze bawił, robiąc wszystko i nic zarazem (tak to rozumiem). Co jednak jest dla mnie ciekawe, recenzja z innego portalu zgadza się tylko co do jednej kwestii – fabuły właśnie. Zalety tutejsze są tam wadami i na odwrót. Dlatego chyba warto zagrać o wyrobić sobie zdanie samemu. I ja to zrobię, na pewno, ale jako że ta gra nie jest warta dla mnie więcej niż +/- 130 złotych, więc poczekam na dobrą wyprzedaż lub gejmpassa.
Ale skradanie nie jest jedyną mechaniką w tej grze. Gdyby całość bazowała tylko na tym, ocena byłaby niższa. Ale istotne jest też przemieszczanie się pojazdami, otwarta walka i tak dalej.
„Gatunkowo najbliżej Outlaws do skradanki, lecz mocno uproszczonej, bo nie ma tu choćby opcji ukrywania ciał. Zwykle i tak jest niepotrzebna, gdyż trasy patroli ułożono tak, że ścieżki dwóch wrogów rzadko się przecinają. Nawet na najwyższym poziomie trudności przeciwnicy okazują się zresztą kosmicznie głupi. […] Wstyd, by wysokobudżetowy tytuł z 2024 roku miał tak kiepską AI.”
Pseudoskradanie. Ech,co za czasy. róbcie skradanie się porządnie, albo nie udawajcie, że oferujecie taką opcję.
Nawiasem mówiąc, kiedy tę inteligencję wypominałem przy okazji któregoś ze wcześniejszych materiałów, to ktoś tam replikował, że to przecież gra akcji z otwartym światem, a nie rasowa skradanka, więc czego można wymagać. No cóż, wziąwszy pod uwagę, że gra jednak postawiła nacisk przede wszystkim na skradanie, to AI wrogów jest jeszcze większą kompromitacją.
„stanowią przy okazji gąbki na pociski i nawet celowanie w głowę nie rozwiązuje problemów tak szybko. Broń palna zdawała mi się dość mało skuteczna nawet na dalszym etapie gry, gdy dołożyłem do niej kolejne usprawnienia. […] Żaden blaster, granat czy przestrzelona wybuchowa beczka nie rozwiązuje problemów w połowie tak skutecznie jak szybki cios pięścią między żebra.”
Ach ta wspaniała technologia przyszłości nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Cud techniki, jakim jest zbroja szturmowca, pozwala użytkownikowi przeżyć trafienie kilkoma poruszającymi się z dużą prędkością ładunków plazmy rozgrzanej do kilkudziesięciu tysięcy stopni, ale nie stanowi większej ochrony od kartki mokrego papieru w starciu z wszechmocną piąchą młodej kobiety.
” Postawiono bardziej na jakość niż ilość. ”
I to już lepsza wiadomość. Doceniam takie podejście.
AI „zastępuje” każdą profesję na świecie, ale w grach dalej dzbani. Ciekawe, gdzie pies pogrzebany 😀
Pewnie w tym, że porozumiewając się terminologią z Mass Effecta, to jest SI a nie WI
Kilka kwestii.
1 AI w grach nie może być za mądre, bo gracz się nie będzie dobrze bawić To już sztuka balansu, żeby AI było mądre, ale nie za bardzo.
Tak naprawdę wcale nie trzeba super inteligentnej AI, żeby sprawiała wrażenie dobrych. Przykładem AI z FEAR-a, która jest w budowie niemal prostacka, mająca do wyboru bodajże 3 stany i 4 możliwe działania, a w połączeniu z odpowiednimi głosami (przeciwnicy się nawołują, meldują wydarzenia, brzmią na spanikowanych, gdy właśnie wybiłeś resztę oddziału) i dodaniu im „strachu” przed śmiercią, zapadają w pamięć i do dziś można ich uznać za jednych z inteligentniejszych.
2 Nikomu się nie chce, bo gry i tak się sprzedają nawet z kiepską AI, to po co się męczyć, wymyślać, kombinować i przeznaczać część mocy sprzętu na obsługę sztucznej inteligencji przeciwników, skoro można tę samą moc obliczeniową przeznaczyć na graficzne wodotryski.
Główną kwestią jest, że to, co nam się sprzedaje jako AI teraz, jest po prostu nieprawdą. I tyle. Pompujemy akcje, mamiąc ludzi czymś, co po prostu nie istnieje.
Dzbani w grach, bo jak już powiedziano: jak będzie zbyt mądra to gracz nie ma szans na dobrą zabawę (spróbuj ograć naprawdę „mądrą” szachową AI – powodzenia).
A druga rzecz – stworzenie naprawdę dobrej AI w grze to kawał ciężkiej pracy. Nawet w przywołanym przez DirkPitta FEARze –AI może jest prostacka od strony kodu, ale wspomagana przez inne elementy rozgrywki, oraz mechanikę całościowo, dała się zapamiętać jako arcygenialna, jednak wymagało to naprawdę sporego nakładu pracy ze strony studia i było możliwe w zasadzie tylko dlatego, że gra jest liniowa.
A taki Obcy Izolacja? Moim zdaniem to póki co najbardziej złożone SI jakie mamy w grach, ale jest na tyle złożone – iż wyposażono w nie tylko jednego przeciwnika. Dodatkowo, aby gracz mógł się dobrze bawić (czytaj spotykał obcego, ale miał też szansę przeciw niemu) nad autonomicznym AI ksenomorfa czuwa odrębny system, którego celem jest obserwacja gracza, oraz „podpowiadanie” głównemu wrogowi, gdzie ma się udać.
System genialny, ale też sprawdzający się w bardzo konkretnych warunkach.
Liczyłem na klimat SW i ciekawą historię i wygląda, że się nie przeliczę. Jeszcze tylko trzeba się zastanowić czy kupić zaraz po premierze, czy poczekać pół roku na normalną cenę
Nadejdzie taki czas, że polscy recenzenci zaczną wytykać i brać pod uwagę w ocenie (albo chociaż wymieniać w minusach) takie rzeczy jak słaba optymalizacja/stan techniczny na różnych platformach czy fakt, że dość istotna fabularnie misja jest ukryta za paywallem w postaci dostępu tylko dla ludzi, którzy kupili grę w najdroższej wersji? Czy jest to zbyt rzetelne podejście i czytelnik „gotów pomyśleć, ze Wy tu jesteście dla niego”?
Widocznie autor nie napotkal na problemy techniczne (masz zaznaczone, ze gral wylacznie na PS5) i nie odczul braku „dosc istotnej fabularnie” misji. Recenzja ma opisywac subiektywne odczucia recenzenta (i moim zdaniem to robi), a nie byc lista dram z reddita i youtuba. Oczywiscie gdyby recenzentowi faktycznie te rzeczy przeszkadzaly to powinien to opisac, ale widocznie w tym przypadku nie przeszkadzaly.
Czyli innym recenzentom gra się wykrzyczała i gubiła klatki, a przy tym jakość tekstur była jak z Fallouta 4, ale koledze z CD-Action nie? To czy mu przeszkadza czy nie to jedno, ale to obiektywnie rzecz biorąc jak gra działa/wygląda źle to można by to poruszyć, nawet jak dla recenzującego to nie jest problem – chociażby z dziennikarskiego obowiązku. Z tego co pamiętam to nawet w podcaście CD-Action panowie byli zwolennikami podkreślania stanu technicznego produkcji przez recenzentów i byli zdziwieni, że tak rzadko to ma miejsce.
Ponownie – to czy recenzentowi przeszkadza fakt, że producent blokuje część gry dla odbiorców co nie chce zapłacić pół tysiąca złotych czy nie jest nieistotna! Powinna się ta informacja znaleźć w tekście dla zachowania rzetelności przekazywanych treści.
Recenzja jak najbardziej będzie z samej definicji subiektywna, ale są informacje, które są dla recenzji uniwersalne – stan techniczny to jedna z nich, zawartość to druga bo są w jakiś sposób mierzalne. Ja nie mówię, czy autorowi gra się ma podobać czy nie, tylko żeby chociaż nie bał się na głos powiedzieć tego co faktycznie jest nie tak. Bronienie takiego podejścia jako odbiorca i konsument jest zwyczajnie dziwne, żeby nie powiedzieć głupie, ale to juz pewnie jakiś coping mechanism w związku ze złożonym preorderem, tak?
xD
Tak, autor na pewno się czegoś bał bo napisał coś niezgodnego z Twoją opinią. Inaczej tego wytłumaczyć się nie da.
I żaden cope tylko po prostu zmęczony już jestem tymi dramami. Pod każdą recenzją tej gry to samo. A gierkę pewnie kupię za parę lat w promce po 30zł.
Właśnie do tego zmierzam, że FAKT że gra działa słabo na konsoli (przynajmniej na PS5) oraz, że część zawartości jest za paywallem to nie jest opinia. W tym tkwi szkopuł i o tym napisałem, przeczytaj jeszcze raz. Ja nie oczekuję, że autor będzie miał taką samą opinię o grze jak ja. Ja opinii nie mam bo jeszcze nie grałem. Ja oczekuję, że jako odbiorca jego treści będę poinformowany o takich obiektywnych rzeczach, które mają duży wpływ na końcowy odbiór gry.
Przecież to tak jakbyś jechał kupować samochód po przeczytaniu opinii rzeczoznawcy, w której brakowało by informacji, że musisz dopłacić tysiąc złotych za możliwość skrętu w lewo, ale w sumie to OK bo rzeczoznawca testował auto tylko na torze z zakrętami w prawo więc, jemu to nie przeszkadzało, czyli nie jest to problem.
Najlepszym przykładem jest chyba Survivor, który nawet po wielu patchach dalej potrafił mieć momenty niczym prezentacja w PowerPoint, a mimo to dostał bardzo dobre oceny. Podobnie z Eldenem i problemami na PC z optymalizacją i blokadą na 60 FPSów
Stan techniczny gry i występujące problemy są przecież opisane. Są wymienione napotkane bugi, problemy z AI, jest wypomniane, że czasami są gorsze tekstury. Narzekam na optymalizację nie ma, gdyż najzwyczajniej w świecie gra nie stwarzała w tym względzie większych problemów. Ale ograliśmy jedną platformę (w tekście zaznaczone jest którą), nie mieliśmy armii 20 testerów do jednej gry, więc zapewne mieliśmy więcej szczęścia. Czego mielibyśmy się bać? Gdy gra klatkuje, pisze się o tym że klatkuje. Trudno napisać, że ma kiepską optymalizację skoro wszystko działa.
Temat owej płatnej misji też przecież w tekście pada, wspominam już na początku o niesławnym Season passie czy Disneylandzie. Być może popełniłem błąd zakładając, że to po prostu już znana sprawa i mogłem omówić ją dokładniej, ale mówienie, że coś zostało przemilczane nie do końca oddaje rzeczywistość.
Zresztą czy po przeczytaniu tego tekstu można wywnioskować, że rekomenduję wziąć do ręki 500 zł i biec od razu kupić najlepszą edycję? Ależ nie, wyłania się raczej obraz gry, która nie jest niczym specjalnym, ale ma dużo Star Warsowego serducha i jak ktoś lubi to uniwersum to będzie się po prostu dobrze bawił. A czy dla kogoś to będzie warte 500 czy 100 zł, musi już sam zdecydować. Nie jestem od tego żeby mówić ludziom jak wydać swoje pieniądze i ile ich wydać, co najwyżej od przedstawienia im na co mogą je wydać.
Czyli KotoR dalej mistrzem 🙂
*Kotor II
*obydwa KOTORY
KOTORa nic nie przebije przez długi czas, póki ktoś nie odważy się znowu zrobić jakiegoś prawdziwego RPG’a który gdzieś wykracza poza ciasne ramy filmowe
FLEEKAZOID podsumował całą grę z innych recek w 8 minut. Szambo i tyle.
Czekaj, to teraz już potrzebujecie, żeby ktoś wam „podsumowywał recenzje” (rzecz jasna, te starannie dobrane pod z góry założoną tezę), bo jesteście zbyt leniwi, żeby przebrnąć przez parę akapitów? 😀 Słyszałem, że pokolenie TikToka nie potrafi się na niczym skupić przez dłużej jak 30 sekund, ale myślałem, że to gruba przesada…
Mam kilku znajomych, którzy są dyrektorami w swoich szkołach – jeden szefuje w technikum, drugi w liceum prywatnym. Ich odczucia, oraz odczucia ich pracowników są takie, że współczesna młodzież nadaje się – wraz nieodpowiedzialnymi rodzicami – do utylizacji. Są oczywiście wyjątki, głodne wiedzy fajne młode osoby, ale takich ze świecą szukać. Ogółem jeden z drugim z własnej woli książki do ręki nie weźmie. Kumpela, nauczycielka angielskiego, po kilkunastu latach pracy, nie jest specjalnie zaskoczona tym, że nikt w sali już nie wie, co to Queen czy The Beatles.
@Krzycztow
Czyli nic się nie zmieniło, dokładnie takie same odczucia jakie miały starsze pokolenia wobec nas.
Tak, to ciekawa sprawa że kolejne pokolenia złorzeczą, że „z tej mąki chleba nie będzie”, a jednak jakoś ziemia jeszcze się kręci. Ponoć skala zidiocenia przeraża, ale jak to dobrze mierzyć i porównywać względem poprzednich pokoleń – no właśnie. Ja tam trzymam się swojego subiektywnego „kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów”. Potem okaże się, jaki świat zostawi za sobą obecnie młode pokolenie. Chciałbym się mylić, ale na razie tego nie widzę:)
Kiedyś poszedłem na piwo z koleżanką z pracy, w trakcie spotkania próbowałem przemaglować ją muzycznie – nie miała swojego ulubionego Beatlesa, bo nawet nie znała ich nazwisk, nie wiedziała kto to jest Brian May, Freddie Mercury, Jimi Hendrix, Steve Winwood, ani że „Hotel California” to zrzynka z „We Used To Know”. Znała za to masę, w moim mniemaniu, kretyńskich seriali, filmów „dla bab”, do tego TikToczek, Instagram, social media, próby zostania influencerką, makijaż, tipsy. Generalnie sprawiała wrażenie, brzydko mówiąc, umiarkowanie rozgarniętej dziuni. Przy bliższym poznaniu dowiedziałem się, że studiuje jakiś hardkorowy rocket science, i że jeszcze na tych studiach będąc przykłada rękę do projektów silników rakietowych dla NASA. Znajomość Bitelsów może i przydaje się w życiu, ale nie jest niezbędna do przetrwania. Pozostając w okołomuzycznej tematyce – przeczytałem kiedyś taki komentarz jakiegoś wiekowego internauty, chyba na jutubie pod jakimś klasycznym rockandrollowym kawałkiem, którego autor wyśmiewał trend wzajemnego lizania się po jajcach starszego pokolenia na zasadzie „my to mieliśmy, młodzi nie znajo”, bo doskonale pamięta jak zareagowali jego rodzice na pojawienie się rockandrolla – nienawidzili tej muzyki całym sercem i uważali, że nastał koniec świata, że dzieciaki bawią się przy takm jazgocie, i że to nawet nie jest muzyka, dlatego też nigdy nie wyśmiewał tego, co lubią młodzi. Nie tyle „kiedyś to było, teraz to nie ma”, co jak byłeś młodszy, to było inaczej. Dzisiejsi 15-latkowie powiedzą to samo o swoich dzieciach za kilkanaście lat.
Edit. A tak podsumowując, bo trochę odleciałem od sedna – młodzi dają sobie radę, bo ogarniają zachodzące zmiany, które ich dotyczą lepiej niż starzy, którzy mówią „kto to słyszał”, bo ich już pewne rzeczy nie muszą interesować.
Edit2. Swoją drogą, takiego podsumowania w 8 minut chyba nikt normalny nie uznaje za recenzję z prawdziwego zdarzenia ani nie podpierałby się takim medium przy decyzji czy polecić komuś grę, czy nie – wszak to jak przeczytać plusy i minusy oraz rzucić okiem na ocenę końcową.
Z tą muzyką to ogólnie nie jest jakiś bardzo dobry przykład, bo to można tak zapętlać. Może i znacie Beatlesów i macie ulubionego, ale poprzednie pokolenia mogą powiedzieć, że nawet Bethovena nie znacie tylko jakieś hipisy i inne. Kiedyś prawdopodobnie powstanie z kolei coś głupszego od TikToka, a ci młodzi teraz dorosną, będą mieć własne dzieci i zaczną narzekać, że nawet nie znają i TikToka tylko robią jakieś inne głupoty.
Patrząc na YouTube te media nie stoją też w miejscu. Serwis ten zaczynał jako śmietnik na amatorskie filmiki. Teraz wiele kanałów produkuje niczym dla telewizji. Telewizja zaś umiera. A jak powstanie coś jeszcze nowszego, z pewnością nie będzie na start na poziomie ewolucji YouTube’a. Tak to działa, że nowy wynalazek jest najpierw gorszy, ale później się rozwija i rozkręca. Kto wie, może tiktok też jeszcze ewoluuje?
Ale wciąż się to jednak jakoś kręci, bo z grubsza jest ten sam mechanizm. Pewne rzeczy zanikają i pojawiają się nowe, w pewnym wieku pogoń za trendami się nudzi no i tak trwa odwieczny konflikt. Jest inaczej, ale jakośtam ta ludzkość sobie trwa dalej.
@Otton „Kiedyś prawdopodobnie powstanie z kolei coś głupszego od TikToka” – i to jest wyzwanie, które współczesna cywilizacja z pewnością weźmie na klatę!
no skoro youtuber (czy inny Tiktoker) tak mówi, to musi to być prawda. W końcu to jedyne obiektywne źródło na świecie a reszta się sprzedała. Tak słyszałem
Czyli jest dobrze, ale nie wybitnie z bardzo dobrze oddanym klimatem SW. Na pewno zagram, ale poczekam parę miechów aż stanieje do akceptowalnej ceny.
Dokładnie to, też poczekam na przecenę, ale podoba mi się, że gra jest ok i czekam na ogranie.
Tekst piosenki Ćpaj Stajlu jako tytuły sekcji w recenzji Star Wars, ciekawy zabieg XD
W grze gangi, tam gangi, skojarzyło mi się :).
Fajna recenzja, kupiła mnie. Pewnie w wrześniu sobie odświeżę subskrypcję Ubi by w to zagrać. Bo wydawać pełną kwotę za tą grę, mi się nie widzi xd.
Lol
Wychodzi na to, że to całkiem solidna rzemieślnicza robota (jak przystało na to co firmuje Ubisoft), która jakimś cudem nie jest „Ubigrą” (co zupełnie nie jest w stylu Ubisoftu).
Jak przestaną za nią wołać astronomiczne kwoty, połatają to i owo, jakieś promocje wjadą – można rozważyć.