That Dragon, Cancer ? recenzja cdaction.pl

Kilka lat temu małżeństwo Greenów dotknęła tragedia – u ich rocznego syna zdiagnozowano nowotwór mózgu. A choć lekarze dawali chłopcu cztery miesięcy życia, ostatecznie udało mu się przeżyć w szpitalnym łóżku aż cztery lata. Zebrawszy na Kickstarterze ponad 100 tys. dolarów Greenowie przekuli swe doświadczenia w spowiedź, jakiej – pod względem rozgrywki – blisko do efemeryd pokroju Dear Esther. Na ich tle wyróżnia ją jednak brak pretensji do niepotrzebnego intelektualizowania.

Narratorzy snują opowieść z niedostępną zawodowym scenarzystom szczerością, przeplatając kolejne sekwencje monologami, podczas których artykułują myśli towarzyszące im na różnym etapie walki z chorobą. Otwarcie mówią o własnych załamaniach i słabościach. Na pewnym etapie tworzą wręcz interaktywne muzea, w jakich możemy wczytać się w listy osób, jakie wygrały walkę z nowotworem, bądź w życzenia powrotu do zdrowia, nadsyłane przez przyjaciół rodziny.
Zanim jednak przejdziemy dalej, zadajmy sobie wspólnie pytanie: czym jest gra komputerowa? Jeżeli przyjmiemy, że książkę konstytuują słowa, film jest splotem scenariusza, obrazów i dźwięków, odpowiedź narzuca się sama: gameplayem. I na tym polu That Dragon, Cancer, teoretycznie kładzie się na deskach. Do obsługi wystarcza (zazwyczaj) jedynie mysz. Ot, klikamy w rejon, w jaki chcemy przemieścić postać, bądź inicjujemy interakcję, od czasu do czasu uczestnicząc w fatalnie zrealizowanych minigrach. Jest to-to toporne i nieintuicyjne, niekiedy obiekty nie reagują na próby przesunięcia, kamera wariuje, modele postaci wtapiają się w tekstury, bądź całkiem znikają.

Paradoksalnie jednak: ten minimalizm jest tu potrzebny i uzasadniony. Wspomniana „toporność” i brak wpływu na wydarzenia wokół, znakomicie korespondują bowiem z tematyką. Miotając się po szpitalnej sali, coraz bardziej zirytowany szukając celu, jakiegoś „triggera”, który aktywowałby kolejną sekwencję, uzmysłowiłem sobie, że tak właśnie musi się czuć krewny kogoś, kto jest chory na nieuleczalną chorobę. Tu nie ma łatwego wyjścia, nie ma prostej odpowiedzi, rozpaczliwie brakuje płynności, celu, nadziei na zwycięstwo. That Dragon, Cancer potrafi przekuć tę pozorną „słabość” w wiarygodność. To, oczywiście, bardziej zjawisko niż gra komputerowa, ale zjawisko, które perfekcyjnie wykorzystuje własną nieporadność.

Czy jest to tytuł, który da wam radość? Nie. Czy zapamiętacie, o czym mówił? Owszem. Zwłaszcza, że produkcja operuje nader prostą metaforą. Jeśli rodzice są bliscy załamania – toną w morskich odmętach, jeśli szukają nadziei – płyną w kierunku latarni. Nie potrzeba też doktoratu z biblioznawstwa, by zrozumieć liczne, religijne odniesienia (bo musicie wiedzieć, że Greenowie szukali pociechy przede wszystkim w Bogu). I w tym tkwi siła gry! Nie jest łatwo opowiadać o rzeczach ostatecznych i wolę o nich słuchać językiem prostym. Bioetyk, choćby popełnił najbardziej precyzyjny wywód, nie jest w stanie przekazać mi emocji, jaka towarzyszy komuś, kto doświadczył tragedii prywatnie.

That Dragon, Cancer wije się jak wąż (niekoniecznie biblijny), byle tylko nie klasyfikować go w kategoriach „gry”, a klucz do jego oceny odnaleźć niełatwo. Prywatnie cieszy mnie, że taka pozycja w ogóle powstała. Dziadek film potrafi mierzyć się z podobną tematyką (w ostatnich latach na srebrnym ekranie widzieliśmy chociażby traktujący o chorobie Alzheimera „Still Alice” z oskarową rolą Julianne Moore, opowiadający o sparaliżowanym redaktorze „Elle” „Motyl i Skafander” czy gorzkawą komedię „50/50” z rakiem w tle), ale interaktywna rozgrywka niechętnie podejmuje rękawicę. W głos Numinous Games warto się wsłuchać chociażby z tej przyczyny.
Czytaj dalej
70 odpowiedzi do “That Dragon, Cancer ? recenzja cdaction.pl”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
@sCross – nie wierzę, że ktoś posługujący się erystyką na takim poziomie jest redaktorem w moim ulubionym PERIODYKU. Mam nadzieję, że to po prostu twój słabszy dzień. [beeep]…e kiepski dzień…
@Cyjanek nie nudź już człowieku, usilnie cytując w kółko to samo, pomimo całej dyskusji, gdzie każde słowo było wałkowane osobno. Męczysz gruche
@Darwin – @wszyscy za duzo emocji i zlego uporu. @Darwin mi i wielu chodzlo ze mogles napisac ze wiara nie ma sensu bo Bog(lub inny byt) nie istnieje wiec wszystko jest nie prawda i byloby ok ale uzyles chamskiej formy wyrazenia tego ot tyle i az tyle. Nikogo nie obraza prawda tylko twoj sposob wypowiedzi.
nie wierzę że czytelnik mojego ulubionego PERIODYKU ma savoir vivre oraz znajomość treści sporów na linii nauka-religia na tak niskim poziomie
@lukaszsa Dokładnie o to mi chodziło, raz już to nawet dosłownie napisałem @Darwin męczę ten cytat bo wszystko się od niego zaczęło. Sądziłem że osobę na poziomie, lepszą( przynajmniej tak wynika z twojej wypowiedzi) ode mnie Crossa i innych stać na lepszy zwrot niż męczysz gruche
Ja tam się nie znam ale ateiści to ci którzy WIERZĄ że wszystko powstało z czegoś wielkości atomu w jakimś wybuchu? Zabawne tylko że ich WIARA jest obalana w coraz to nowszych odkryciach naukowych…
@Lukaszsa: „mogles napisac ze wiara nie ma sensu bo Bog(lub inny byt) nie istnieje wiec wszystko jest nie prawda i byloby ok ” Haha ale gdybym tak napisał, to walnąłbym totalną bzdurę. Naprawdę nic a nic nie zrozumiałeś z tego co pisałem? Ja nie twierdzę, że „Bóg nie istnieje”, tylko ze nie ma dostatecznych, walentnych argumentów za przyjmowaniem jego istnienia za prawdziwe, lub prawdopodobnie prawdziwe. A utrzymywanie wierzeń w cokolwiek pomimo braku podstaw, to naiwność lub urojenie. Trzymaj się:)
Nie ma to jak brutalny, chłodny profesjonalizm.|”To, oczywiście, bardziej zjawisko niż gra komputerowa”|i nic więcej wiedzieć nie muszę, by zamieść toto pod dywan. |THX
@CzeszireKat Weź się zamknij, bo nie chcemy tu gównoburzy religijnej
„ale ateiści to ci którzy WIERZĄ że wszystko powstało z czegoś wielkości atomu w jakimś wybuchu?”Nie. „”To, oczywiście, bardziej zjawisko niż gra komputerowa”|i nic więcej wiedzieć nie muszę, by zamieść toto pod dywan. „Dokładnie. Kolejny indie-szajs co próbuje być „Czymś Więcej”.
Słyszałem już o tej „grze” sporo różnych opinii. Historia z maluszkiem chorym na raka jest przejmująca i wzruszająca, aczkolwiek w tej formie nie kupuję tego (zwłaszcza jeśli miesza się w to boga i inne legendy). Film wydaje się lepszą formą przekazu w tym wypadku, rozumiem jednak, iż aby się o tym przekonać, taki tytuł musiał wpierw powstać. Podwójnie smutne…
@Papkin – twoj zarzut ze to nie gra zgodnie z twoja definicja jest kiepski bo idac tym tokiem rozumowania to przygodowki to nie gry. @Dj Ogi – nie rozumiem dlaczego ta forma jest zla? Przygodowki potrafia niezle opowiadac historie. Zarzot mieszania Boga tez nie rozumiem. Przeciez to jest opowiadanie ich histori czyli dzielenie sie wszystkim co sie wtedy zadzialo wiec bez opuszczania jakichs watkow to opowiesc ludzi ktorsy chca sie podzielic tym co ich spotkalo ot tylko tyle i az tyle.
7 stron kłótni o religie! Brawo! Idziecie na nowy rekord? xD (PS Jaki jest teraz reko
rd?)|Kiedy klikasz za dużo BackSpace’a
Kiedy ludzie zrozumieją że tu nie chodziło o religię a o kulturę wypowiedzi
@Cyjanek – jakby tylko o kulture chodzilo(mi chodzilo tylko o kulture wypowiedzi) to byscie sobie wszyscy nie udowadniali przez 6 stron ze X i ze nie X bo Y:) Pozatym tak obserwuje te dyskusje internetowe to chodzi w nich o to zeby udowodnic swoja racje a nie ja wypowiedziec i chodzi o to zeby ktos sie gorzej poczul a ktos inny sie poczul lepszy madrzejszy. Mozna by o tym napisac doktorat z psychologii.
@lukaszsaMożliwe że w trakcie całej tej dyskusji schodziliśmy z tematu ale główny sens ciągle się gdzieś pojawiał. Poza tym nie powiesz mi chyba że poprawiając kogoś(w internecie lub rzeczywistości) nie liczysz na to że przyzna się do błędu(lub po prostu nie powie ze masz rację)
Cyjanek – raczej wyrażam swoją opinię argumentuję ją próbując przekonać kogoś do swojego zdania a jak ktoś zostanie przy swoim i każdy z nas pozostanie przy swoim zdaniu to na tym kończę(albo i nie, gdy emocje biorą górę, ale to należy zakończyć dyskusję)bo nie zawsze się da człowieka przekonać do swojego punktu widzenia. Temat, o którym trochę się włączyła dyskusja jest na zasadzie: ja urodziłem się w domu, w którym na żółte mówimy zielone a na zielone żółte, więc takie nazwy kolorów są faktem, prawdą.
I spotkał się z dzieckiem które jest nauczone tak jak my tutaj wszyscy. I co które ma rację? Nie udowodnisz że któreś się myli bo jak przyjdzie do pokazywania palcem kolorów i przedmiotów tego koloru co na obrazku to wszystkie dzieci wskażą tak samo bo dla każdego prawdą jest że ten kolor jest taki i nazywa się tak.
Cyjanek – Myślę, że dużo mądrzejsi od nas nad tym debatowali i debatują i dalej nie wiemy nic na pewno. W pewnym momencie dostrzegłem, że kolega Darwin prowadzi dyskusję dla samego kłócenia się niezależnie, jakie argumenty walił i nawet, jeśli były dobre to włączał nowy wątek żeby dalej były sporty. Wiem trochę na ten temat, bo mi się też czasem to zdarza a w moim wypadku to niestety jest objaw różnych kompleksów i próby leczenia ich w ten sposób, co jest nieskuteczne:) sporo ludzi tak ma.