The Elder Scrolls V: Skyrim – recenzja

Co kilka minut nad systemowym zegarkiem widzę powiadomienie, że kolejny z moich znajomych gra właśnie w The Elder Scrolls V: Skyrim. Za każdym razem zastanawiam się co właśnie robi: czy przebija się przez pełne Draugrów podziemia, usiłuje pokonać jakiegoś zbyt silnego bossa, zarabia cierpliwie pieniądze sprzedając wykopaną gdzieś rudę, czy próbuje ustrzelić smoka schowany w jednej z wież opuszczonego fortu. Z każdym komentarzem pod dowolnym tekstem o Skyrim zastanawiam się co robicie wy, czym zajmują się ludzie z innych kontynentów i jak bardzo to wszystko różni się od drogi, którą sam wybrałem.
Holy shit, what is this? Forged in God’s very flames.
Już siedząc na wozie, który na samym początku gry wiózł mnie na egzekucję, wiedziałem że będę Nordem – rdzennym mieszkańcem Skyrim, krainy na północy kontynentu Tamriel. Zdziwiłem się wtedy bardzo, bo oto pierwszy raz w historii Bethesdy w kreatorze postaci rzeczywiście można stworzyć coś, na co da się patrzeć. Zdziwiłem się jeszcze bardziej widząc, że wszyscy dookoła nie wyglądają jak armia paskudnych klonów rodem z Obliviona, a rzeczywiście ładne istoty godne mieszkania w Skyrim, które sobie wymarzyłem.
I nie zawiodłem się, jak to zwykle bywa w przypadku oczekiwanych miesiącami gier. Przez wiele godzin podziwiałem świat stworzony przez Bethesdę i po raz pierwszy nawet przez chwilę nie czułem się znudzony. Odkrywałem fortece, starożytne ruiny, kopalnie, jaskinie i wraki statków. Pustka na mapie wypełniła się znaczkami i notatkami, a wszędzie czekała na mnie jakaś nowa przygoda, wszędzie coś mnie zaskakiwało. Niektóre z jaskiń były kryjówkami wyrzutków ze szkół magii, w niektórych produkowano Skoomę, a w innych stając w obronie magicznego artefaktu ze swoich grobowców wychodziły szkielety. Każde z tych miejsc, chociaż zbudowane przez określone plemiona, wyraźnie się od siebie różniło – nigdy nie spotkałem korytarzy odbijanych od tego samego schematu, a i nie trafiłem na to, co w Oblivionie: setki przypadkowo wygenerowanych korytarzy, w których nie ma niczego interesującego.
Zwiedziałem też miasta na szczytach gór i rozmawiałem z nieprzystosowanymi do wiecznego mrozu Elfami próbującymi utrzymać sklep w tych nieprzyjaznych warunkach. Byłem w skromnym, drewnianym Riverwood pełnym cichych i ciężko pracujących Nordów, oraz bogatym Solitude – kamiennym mieście sympatyzującym z Imperium. Widziałem, jak Zachód powoli oddaje się w ręce imperialnych żołnierzy i pomagałem jarlowi Ulfrikowi odbijać miasta z ich parszywych, elfich rąk. Przeżyłem w Skyrim dużo – o wiele więcej, niż w Oblivionie, czy Falloucie 3, a czeka na mnie jeszcze więcej niespodzianek. Wystarczy, że spojrzę na listę rozpoczętych questów pobocznych, która zajmuje prawie cały ekran…
Bogactwo tego świata sprawia, że Skyrim jest warte tyle, ile ładnych kilka gier z najwyższej półki. Dopracowanie i szczegółowość, brak przesadnego banału i zawiłość wielu “głównych-pobocznych” questów kilku linii fabularnych (zadania z północnego odpowiednika gildii magów chociażby) to coś, co zaskakuje, bo w większości wykonanie ledwie paru zadań zajmuje więcej czasu, niż przejście jakiejś ogromnej produkcji ze znanym logiem na okładce. I chociaż czas zabawy rzadko kiedy jest ostatecznym miernikiem jakości, to jeżeli komukolwiek podoba się model rozgrywki w Skyrim, lepszego miejsca do ulokowania swoich pieniędzy nie znajdzie. To jedna z tych gier, które powinno się sprzedawać z naklejką: “W sam raz na emeryturę”.
Do mine eyes tell me lies – a new Elder Scrolls game?
Wystarczy zresztą spojrzeć na Obliviona i Fallouta, by wiedzieć czego po piątej części serii Elder Scrolls się spodziewać. Można nawet odhaczać kolejne punkty z listy: RPG, otwarty świat, wiele “dungeonów”, nieliniowa fabuła… i tak dalej, i tak dalej. Podstawa rozgrywki niczym nie różni się od poprzedniczek – wszystko obserwuje się oczami bohatera (chociaż można przełączyć się na tryb TPP, który – o dziwo! – rzeczywiście tym razem działa), a jest co obserwować, bo przestrzeń jest ogromna. W Skyrim wprowadzono jednak kilka kluczowych zmian sprawiających, że nie jest to tylko kolejne standardowe cRPG od Bethesdy, a prawdopodobnie ostatnia tak wielka gra tej, niech już będzie, generacji konsol.
Smutna prawda jest taka: wszyscy gracze, którzy tęsknią za Morrowindem powinni stanąć w kolejce pod mięsnym i potęsknić przy okazji za komuną. Skyrim na gruncie mechaniki jest jeszcze prostsze, niż Oblivion, ale wprowadzone zmiany wydają się być jak najbardziej słuszne. Zrezygnowano z systemu klas bohatera, za który to odważny krok Bethesda powinna dostać Order Uśmiechniętego Gracza – teraz wystarczy tylko chcieć, by specjalizować się we wszystkim, co gra oferuje. System działa w bardzo prosty sposób – doświadczenie ogólne dostaje się obok doświadczenia specjalizacji (broń jednoręczna, ciężki pancerz, magia zniszczenia, etc.), a zwyczajowe punkty rozdaje się tylko w trzech dziedzinach: magii, zdrowiu i wytrzymałości. Zniknęło miliard statystyk, które zmuszają każdego przeciętnego człowieka do wpisywania w Google dziwnych haseł pokroju “ile celności siły mag łucznik”, a i tak sprowadzają się do kilku prostych buildów, od których odstępstwo karane jest wielkim środkowym palcem wymalowanym na ekranie. Skyrim nie ma żadnego problemu z zaakceptowaniem faktu, że masz ochotę być magiem zniszczenia specjalizującym się na boku w lecznictwie i wywijaniu dwuręcznym mieczem w lekkiej zbroi, ale lubiącym też okradać ludzi w ciemnych uliczkach. Taka postać jest możliwa do stworzenia, bo umiejętności wzrastają w miarę ich wykorzystywania – wystarczy dużo strzelać z łuku, by łucznictwo rosło, ale równie dobrze mając wymaksowane miecze można przerzucić się na czary i zacząć od początku. Jedynym ograniczeniem są perki: dodawane raz na level bonusowe punkty do rozdania w obrębie konkretnych umiejętności. Tylko one są w stanie zdecydować w czym będziemy rzeczywiście najlepsi. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by w ogóle z nich nie korzystać – będzie tylko trochę trudniej… Chociaż nie jestem pewny, czy to wina rzeczywistego poziomu trudności gry, czy raczej systemu dostosowywania go do postępów gracza. Przypomina on bowiem bardziej Fallouta 3, niż Obliviona i chociaż wilki po paru poziomach zawsze padają po jednym uderzeniu, to czasami można trafić na pół-nieśmiertelne potwory sugerujące delikatnie, że raczej w tym momencie w tym miejscu być nas nie powinno.
Skyrim pełne jest malutkich usprawnień i uproszczeń, które pozwalają skupić się na tym, co ważne, czyli po prostu na grze. Miłośnicy skomplikowanych systemów RPG prawdopodobnie zawiodą się widząc, że ich broń nie jest w stanie się zniszczyć, a za perswazję w dialogach odpowiada ta sama umiejętność, co za handel. Wszyscy inni jednak z uśmiechem na ustach ruszą na przygodę swojego życia, bo “każualowe ogłupienie” w tym wypadku akurat wyszło grze na dobre: jest skomplikowana na zrozumiałym poziomie, nie wymaga obszernego poradnika, pozwala stworzyć własną, osobistą przygodę według dowolnego widzimisię i nie zmusza do pilnowania się na każdym kroku.
Jedyne, co można jej zarzucić, to totalnie konsolowy interfejs. Próbując kupić PC-tową wersję Skyrim w jakimś z wrocławskich sklepów przed 11 listopada moja kobieta usłyszała od sprzedawcy taki komentarz: “Na komputerze to można grać w pasjansa”. Kilka godzin później wyzywała tego samego człowieka od niedorozwiniętych konsolowców, kiedy okazało się, że nie może przypisać broni i czarów do numerków na klawiaturze, a zamiast tego musi korzystać z menu “ulubionych” wywoływanego literką Q. Tego typu pierdółki potrafią zirytować: zakładka z książkami w ekwipunku nie reaguje na kliknięcia myszką po zamknięciu czytanego tekstu, maluteńkie literki potwierdzenia i anulowania akcji ledwie się podświetlają przy najechaniu na nie kursorem, a na dodatek Enter na numerycznej trącany kciukiem zdjętym z myszy uparcie nie ma zamiaru zadziałać w jakikolwiek sposób. Żyjemy jednak w smutnych czasach i PC-towcy muszą się z takimi niedogodnościami pogodzić – przynajmniej do pierwszego patcha, albo jakiegoś sensownego moda.
Na tym też polega klucz do “zrozumienia Skyrim”, jak i każdej poprzedniej gry Bethesdy. Tym produkcjom trzeba wiele wybaczyć… a wybaczyć jest łatwo, bo oferują tyle, że głupio by się było czepiać szczegółów. Prawdopodobnie każdy zdążył już parsknąć śmiechem widząc, że jakaś strzała utknęła mu obok ramienia, czy widząc połowę swoich nóg w podłodze. Po internecie już teraz krążą obrazki wyśmiewające dostępne w grze konie – dla nich rzeczywiście fizyka to coś, co zdarza się innym. Wiele z tych bugów to jednocześnie miłe udogodnienia – jadąc koniem po niemal pionowej ścianie można zaoszczędzić wiele godzin gramolenia się na szczyt jakiejś góry, którą akurat podeszliśmy od złej strony. Ot Bethesda i jej niedoróbki – chyba wszyscy się już przyzwyczailiśmy, prawda?
Time is nigh! I must fly! Venture forth on my quest.
Usprawniono za to dwie rzeczy, z którymi w Oblivionie było średnio – walkę i questy. System noszenia czegokolwiek, co zmieści się w dwóch rękach sprawdza się teraz doskonale. Chętni mogą nosić w jednej dłoni miecz, w drugiej mieć przygotowane zaklęcie, a potem ewentualnie podmienić miecz na tarczę, albo złapać młot w dwie ręce. Co bardziej ambitni mogą “nosić” dwa czary i dzięki temu leczyć się szybciej, albo atakować mocniej – wszystko zależy od gracza. Bardzo miłym widokiem są też brutalne finishery, z którymi szkoda, że nie zrobiono więcej – przypominają wykończenia z Fallouta 3, gdzie po wykorzystaniu VATS-a widać dokładnie co się z naszym podziurawionym kulami przeciwnikiem stało. W Skyrim można obserwować za to nadziewanie wrogów na dwa miecze, łamanie karków, czy ucinanie głów… ale niestety nie zostało to dopracowane, więc czasami albo nie widać nic z powodu niefortunnego ujęcia kamery, albo wygląda to po prostu przekomicznie, bo obserwujemy sytuację z wnętrza zabijanego właśnie niemilca. Kiedy jednak się uda, to można poczuć się tak bohatersko, że włosy na klacie stają dęba
I drugą sprawą są questy, których w Skyrim jest dużo, a i są ambitne jak na Bethesdę bardzo. Zdecydowanie nie jest to poziom drugiego Wiedźmina, ale czegoś takiego w nieliniowej grze osiągnąć się nie da, można natomiast uznać je za zdecydowaną poprawę w stosunku do tych głupot z Obliviona i Fallouta 3. Nawet główna linia fabularna ma charakter i przypadkowi NPC nie są tak bezpłciowi, jak w poprzednich produkcjach Bethesdy, co cieszy i raduje. Wreszcie można bowiem wykonywać questy i bawić się przy tym znakomicie, zamiast desperacko ich unikać i biegać po mapie bez widocznego celu i sensu, ciesząc się po prostu otwartym światem.
Goodbye Ma, goodbye Pa and goodbye girlfriend’s breasts!
Chociaż graficznie Skyrim to “tylko” standard, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, to bogactwo świata i przeróżne detale skutecznie odwracają uwagę od mankamentów natury technicznej. Chociaż to wciąż gra pełna zupełnie do niej niepasujących ułomności – oskryptowanych zachowań prowadzących do absurdalnych sytuacji, bugów, etc. – to wątpię, że doświadczymy czegoś równie wspaniałego przed jakąś ogromną sprzętową rewolucją. Skyrim jest ostatnim słowem w dyskusji na temat cRPG z otwartym światem, a raczej Krzykiem, który zagłusza wszystko, co widzieliśmy do tej pory.
Ocena: 10/10
PS. Suplement do recenzji na temat lokalizacji na następnej stronie.
Polska wersja językowa? Wymagający językowo gracz, który ma/miał okazję zapoznać się z wersją oryginalną dialogów (a nie jest to trudne, bowiem rodzime wydanie pozwala samemu zdecydować o wyborze wersji językowej) może na nią narzekać – to jednak bardziej wina trudności, jakie wiążą się z tworzeniem dubbingu do gier i tłumaczeniem fantastyki, niż grzechy Cenegi, która zainwestowała w ten projekt dużo sił i środków.
Zacznimy od aktorów. Biorąc pod uwagę fakt, że z kwartetu sław zaciągniętych do lokalizacji (Fronczewski, Zborowski, Talar, Kowalewski) tylko jeden urodził się w drugiej połowie dwudziestego wieku można wysunąć bardzo prosty wniosek: w Polsce nie ma już aktorów. Dodając do tego kilka spraw pobocznych (tylko jeden nie udzielał głosu komuś w Baldur’s Gate, chociażby) naprawdę ciężko zachwycać się tym recyklingiem ledwie kilku nazwisk przy niemal każdej polonizacji gry komputerowej. Dobrze, że tym razem chociaż oszczędzono nam Boberka; będą i tacy, którzy uznają ten zestaw głosów za piękny powrót do Baldursowej tradycji, fakt jednak pozostaje faktem – szkoda, że nie mamy w PL głębszej puli charakterystycznych, rozpoznawalnych głosów (nie całkiem słychać, że w całym projekcie wzięło udział ponoć aż 90 aktorów).
Przy okazji Skyrim szerszy problem polonizacji można rozbić na trzy kwestie. Zanim do tej listy przejdziemy chcę tylko spytać – tak w eter – kto wpadł na pomysł podmienienia głosów wydawanych przez bohatera – tych wszystkich jęków, postękiwań, wrzasków? Nikt na sali się nie zgłasza? To naprawdę karkołomny pomysł, bo zawsze nagrania rejestrowane w rodzimym studiu nagraniowym na potrzeby dubbingu będą gorsze, niż te czynione na potrzeby oryginalnej ściężki dźwiękowej, zawsze z większym rozmachem i budżetem. Akurat te stęko-jęki można było śmiało zostawić – choć oczywiście istnieje ryzyko, że brzmiałyby inaczej, niż dogrywane przez kogo innego polskie kwestie dialogowe.
1. Akcenty
Jeżeli kiedyś wybierzecie się w podróż samochodem po Wielkiej Brytanii, to co około sto kilometrów będzie słyszeć inną wymowę określonych słów, a czasami też całego słownika po kolei. Ucinając długą historię do kilku ogólników: standardowy angielski, który znamy to język rozpropagowany przez narodowe radio i telewizję – dopiero kiedy te urządzenia trafiły do domów Wyspiarze usłyszeli jak należy wymawiać swój język. Akcenty regionalne jednak nie zniknęły, dzięki czemu Anglik z północy gada inaczej niż ten z południa, a Irlandczyk ma lepsze „flow”, niż Szkot, by o stuletnim Walijczyku nie wspomnieć. Mnogość akcentów wpływa na to, że ludność z zewnątrz – np. z Polski – jest w stanie oglądać film o Robin Hoodzie, słyszeć wymowę rodem z wioski oddalonej o dwieście kilometrów od Londynu i być przekonanym, że to staroangielski.
W Polsce nie mamy takich urozmaiceń, a jak mamy, to nie nadają się do gier pokroju Skyrim. Jeżeli ktoś na szczyt góry wpakowałby górala ciągnącego “wiycie co, przysełek siy wos cosi spytać”, to obrazek człowieka w lnianej koszulce z kutasikami przy kurtce skutecznie zburzyłby widoczny na ekranie obrazek potężnego wikinga z zakazaną mordą. Może więc i dobrze, że nikt tu się nie bawi w takie regionalizmy (w oryginalnej wersji językowej jednak są), ale przez to traci się też nieco klimat i atmosfera świata wymyślonego przez twórców. Ponadto zaś prowadzi nas wprost do następnego punktu:
2. Hiperpoprawność
W polskiej wersji Skyrima wszyscy poprawnie wymawiają ogonki na końcu słów, a dodatkowo rodzimi aktorzy nie bawią się dobrze mówiąc: Cyrodiil, Morrowind, Tamriel, czy Dovahkiin. Bawią się koszmarnie, przez co czytają wszystko tak, żeby się nie pomylić – wydaje im się chyba, że skoro sami nie rozumieją, co czytają, to ty też biedny graczu nie rozumiesz i trzeba ci powoli i dokładnie. Tymczasem marzy się mi lokalizacja, w której oddano by językowe niechlujności, temperaturę i niedoskonałości „żywego” języka. Taka lokalizacja na pewno byłaby lepsza.
3. Syndrom Łozińskiego
Trzeci problem to odwieczna dyskusja pomiędzy tłumaczami, a także czytelnikami. Większość odbiorców zgadza się z tym, że Skibniewska tłumacząc Władcę Pierścieni dała sobie radę lepiej unikając potworków pokroju „Łazika”, czy „Bagoszna”, ale są też ludzie, którym przekład Łozińskiego zdaje się nie przeszkadzać. Tło dla debaty jest proste: rozmawiamy o fantastyce, czyli czymś – bądź co bądź – bardzo egzotycznym, rozgrywającym się wśród ludów i miast, które nie istnieją. Możemy więc wziąć to wszystko i spróbować oddać egzotykę posługując się po prostu naszym językiem (wtedy zostawimy w Warcrafcie w spokoju Orgrima Doomhammera i darujemy mu transformację nazwiska w Orgrim Młot Zagłady, a skupimy się na tłumaczeniu treści zamiast nazw własnych), albo pozbyć się jej całkowicie i sprawić, że nagle Władca Pierścieni zmieni się w swojską opowieść o krzatach i Bagoszach. Ten zabieg doskonale pasuje do słowiańskiego na wskroś Wiedźmina, ale nijak się ma do wikingów w Skyrim, dlatego takie kwiatki, jak “Smocze Dziecię” w miejsce brzmiącego dumnie Dragonborna są niewybaczalne, bo też potrafią wytrącić z klimatu opowieści. Jak być poważnym mordercą smoków, kiedy ludzie wokół nazywają nas Smoczym Dziecięciem? Ja nie wiem.
Z tych trzech powodów lokalizacja Skyrim to rzecz… nie dla każdego. Choć wiemy też skądinąd, że wielu graczy woli grać z polskim dubbingiem („bo nikt ich nie zastrzeli, gdy czytają napisy…„) i oni na pewno będą pracą wykonaną przez Cenegę usatysfakcjonowani. Aproblemy z dubbigniem i lokalizacją zawsze są i były. Na szczęście Skyrim daje możliwość wyboru takiej wersji językowej, w jaką grać chcemy: po angielsku (z napisami angielskimi lub bez), z angielskimi głosami i polskimi napisami, oraz w pełnej polskiej wersji językowej (lokalizację trzeba jednak pobrać ze Steama – łatka waży ok. 2 GB).
Czytaj dalej
352 odpowiedzi do “The Elder Scrolls V: Skyrim – recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
PANIE AUTORZE, jak to nie da się przypisać klawiszy numerycznych do itemków? Dodajemy takowy do „ULUBIONYCH”, potem klikamy Q ,i zaznaczamy itemek myszką, potem klikamy cyferke od 0 do 9 i mamy przypisany item/czar/książkę etc.
Tak wiem słownik, ale jest 9:45 a ja nie spałem od 11 godzin 😛
Popatrzyłem na autora – Berlin. Pomyślałem – oj tytuł dostanie po czterech literach. Przewijam niżej – patrzę, a tu dycha. Kopara do podłogi. 😀 |Poważnie – największy cyniku CDA (zaraz po enkim) – Co się stało??
Ale ta gra wciąga. W pełni zasłużona dycha, oczywiście niektórzy się z tym nie zgodzą, topór im w oko. Abrez, dzięki za poradę, też myślałem że nie można przypisywać do numerów.
Dajcie spokój, Wiedźmin się nawet do tego nie umywa… Wiedźmin 2 to był cholernie mały, i biedny cRPG w porównaniu do Skyrim.
Mialem ja gdzies smiejac sie z kolegi ze podnieca sie tym jak Bog wie czym (majac w pamieci meczacego mnie Obliviona). Zobaczylem, poczytalem, sfapowalem… gram od dnia premiery jestem urzeczony i nie mam dosc… Wiesiek dostal takie baty ze az zal patrzec na to 🙁 ( 🙂 ) 🙂 )
Minie hype, ludzie otrząsną i stwierdza że Skyrim to Crap. Z Debilionem tak samo było na początku.
A to teraz moda na dyskredytowanie Wiedźmina się zaczyna? Że za mały, za krótki, za skondensowany? Ludzie, co w Was takiego jest, że jak pojawi się coś nowego, innego i niekoniecznie nawet lepszego, to nagle reszta zaczyna być syfem i zeschniętym spaghetti, mimo tego, że na półkach w domu stoi? Czy nagle Wiedźmin stał się grą złą? W końcu jest to ten sam kawał kawałek kodu, co miesiąc temu i jak to możliwe, że wtedy był super, a teraz już nie?
Angrenbor|Dla mnie ta gra była super tylko przed premierą, kiedy był ten cały hype na nią. Po zagraniu i przejściu, byłem bardzo zawiedziony. Właśnie przymierzam się do sprzedaży EK Wieśka, żeby kupić Skyrima.
Jak czytałem tekst i jak zobaczyłem ocenę, to dwa razy się upewniałem czy recenzję pisał Berlin 😛 Ale zgadzam się – giera miażdży i tyle. I wsysa jak Gorzkie Bagnisko 😛
Wiedzmin nie byl sandboxowym RPG wiec, tekstami, ze w porownania do Skyrima byl maly czy skondensowany tylko pokazujesz ze nie masz o grach pojecia. Co nie zmienia faktu ze w mojej opinii to wisiek2 to nadal pierwsza piatka najlepszych RPG w jaki gralem. Skyrim jakas pierwsza 15. Poza tym Skyrim 10/10 tak jak Oblivion, a potem znowu zacznie sie psioczenie. Polecam recenzentom ochlonac z emocji i dopiero potem brac sie za pisanie. Skyrim w mojej opinii mocne 7/10.
O w tyłek węża Berlin dał 10/10!!!|I bez tego bym kupił ale jest dodatkowa motywacja.
//Nie przeklinamy. Poprawiłem. – Alaknár//
Volomir|Wiedźmin 2 w pierwszych zapowiedziach miał mieć zupełnie otwarty świat, który miał się rozciągać na wszystkie trzy królestwa, potem znowu twórcy powiedzieli, że będą tylko wycinki świata, ale mają być bogate i ciekawe. Ile z tych obietnic pozostało, sam sobie odpowiedz… No i pod względem długości, czy wszystkich rzeczy do znalezienia, nowego Wiedźmina przewyższa nwet gra akcji Batman Arkham City. Żeby tam zrobić wszystko, trzeba naprawdę sporo posiedzieć, a w Wiedźminie nie…
Hej przecież można przypisywać bronie i czary do numerków na klawiaturze.
Czytam recenzję, sprawdzam ocenę i oczom nie wierzę. W recenzji jest wypisane mnóstwo bugów i niedoróbek, oczywiście są też plusy, no ale halo! Gra 10/10 nie powinna mieć tylu wad i braków. Ja rozumiem, że jest wielkie bum na tą grę i w ogóle, no ale nie dajmy się ponieść. Grę dopiero odpaliłem i już widzę dodatkowe minusy. Zobaczymy jak będzie dalej.
PS. Dajcie spokój Wieśkowi, najpierw było wychwalanie pod niebiosa, a teraz jak wyszła nowa gra to po nim jeździcie bo jest INNY od Skyrima. Nie porównujcie tych dwóch gier, bo mimo że zaliczają się do gatunku RPG są kompletnie inne.
Nom, jak możesz Panie Szanowny Recenzencie dać ocenę 10/10 grze, o której piszesz, że ma bugi, ułomności, niedogodności w sterowaniu i interfejsie? Kpina…
@kaczmwoj1994 ty serio we wszystko wierzysz co obiecują twórcy? Z resztą tu nie oceniamy niespełnionych obietnic tylko oceniamy finalny produkt.
kaczmwoj1994|Bzdury piszesz. Wiedzmin nigdy nie byl zapowiadany jako sandbox, miale miec i mial bardziej otwarty swiat niz jedynka i tyle. a mimo tej zamknietosci udalo sie wykreowac najlepszy las w grach RPG! Dzungla z pierwszego aktu jest swietna. Do tego w Wiedzminie mas ogrom wyborow i akt drugi, ktory totalnie rozni sie dla dwóch sciezek! Dopisz sobie duzo bardziej przemyslane zadania. Bardziej zywe postacie – bo bargdziej krwiste NPC mial chyba tylko BG2. Takze W2>Skyrim jesli chodzi o ogolne porownan
moi znajomi też znikneli w skyrimie
Grywalność Kochani, grywalność 🙂 to siła, której bugi nie przemogą 🙂
Btw, jeśli kogoś to zainteresuje – mój brat ma słabszy procek i kartę graficzną z mniejszą ilością pamięci, ale ma więcej RAMu niż ja. U mnie na najniższej rozdzielczości i low detalach czasem się tnie, u niego na wysokich nawet nie jęknie. Wniosek? More RAM – more FUN 😛
@daNoitte owszem …ale z drugiej strony to właśnie grywalność traci na bugach. Ja tam twierdzę że skyrim pomimo że świetny, nie zasługuje na 10/10.
kaczmwoj1994, jeśli się tak napalasz na każdą produkcję przed premierą na podstawie zapowiedzi, to w takim razie ŻADNA gra nie powinna Ci się podobać, bo jeszcze n ie było sytuacji by twórcy wywiązali się w 100% ze swoich obietnic. Nie mam nic do Skyrima, przyznam, że brzmi zachęcająco (choć do TES3 i 4 jakoś nie odważyłem się podejść), ale to nie znaczy, że teraz wszystkie inne rpgi można mieszać z błotem, bo prezentują zupełnie inny sposób na siebie.
Jescze jedno po strzale w glowe z luku sie nie ginie ;>
Świetna recenzja, aż się milo czyta, więcej takich. Pojutrze odbieram nowego kompa, w sobotę kupuje i instaluje Skyrima. Do zobaczenia w Nowym Roku.
Ocena dokładnie ta sama jaką ja bym wystawił, bo ta gra nie może dostać innej! Jest absolutnie doskonała pod każdym względem.
Za wyludnione miejscowości, bugi w kolizji i fizyce, nakładanie ludziom garnków na głowę obniżyłbym ocenę do 8+/10, ewentualnie 9 za wspaniałe zorze polarne.|Zastanawiam się ile można Bethesdzie wybaczać? Oczywiście ta gra jest lepsza niż Wiesiek 2, ale te bugiiiii!!!|Co do lokalizacji: może „Smoczy Syn” lepiej by się prezentował? A może „smoczeniec”? 😛 |<śpiewa pod nosem>„Dowal klin! Dowal klin! Kradnij kartę i PIN!”
Dla mnie to gra na 5+/6. Duzo ograniczen, na rzecz tych … konsol! Na dzien dobry bugi i takie tam. Gram od Morrowind, ktore najbardziej mi sie podoba, potem Oblivion (gorszy), a Skyrim (zapada sie jeszcze nizej).
Spotkal ktos w ogole jakas arene w tej grze cos podobnego z obliviona ;>
Skyrim to perfekcja. Niesamowita gra. Szkoda, że interfejs został skopany na rzecz konsol.. 🙁 No i Polskie Tłumaczenie – Jak można zamienić piękną nazwę miasta 'Riften’ na 'Pęknina’?! Błagam…
ja to będe miał jutro!:D
Co do lokalizacji to chyba tylko wiedźmin trzyma naprawdę dobry poziom. Według mnie polski dubbing w mass effect też był niezły, ale ma on chyba tyle samo zwolenników, co przeciwników. A co do samej gry, kiedy dowiedziałem się, że powstaje to praktycznie mnie nie interesowała. A teraz kiedy już wyszła i zobaczyło się kilka recenzji i trailerów, to wydaje się być bardzo interesująca. 🙂
Przed chwilą krwawy smoczek zaatakował Białą Grań… ;D Niesamowicie to wyglądało. :] A tu zwłoki blisko mego domku -> http:imageshack.us/photo/my-images/194/tesv2011111514484534.png/ ^^
Zaraza, a ja na batmana postanowiłem czekać miesiąc…
Zgadzam się w 100% z oceną. Najlepsza gra ostatnich lat.
Dla mnie gra nie jest idealna ale fajnie się w nią pyka. Osobiście wole serie Dragon Age i Wiedźmina (bardziej 1 część) 😉 Ale to nie zmienia faktu że nareszcie można włączyć grę i zagrać w klimatycznego cRPG jakim jest ta część.
Ludzie narzekacie, że wersja pc jest uproszczona względem konsol. Tacy ludzi sa żałośni wrecz idiotami. Płacimy 100 zł więcej a skyrima dostajemy bez tłumaczenia, bez dubbingu który wy PC-towcy dostajecie za free a my co????? Nawet napisów nie mamy. Więc prosze się nie ośmieszać i ludzi nie wkurzać takim głupim gadaniem.
Tak odnośnie recenzji tylko… można przypisywać broń/tarczę/czar/cokolwiek do klawiszy numerycznych 😀 Wystarczy tylko dodać tą rzecz do ulubionych, a potem, w ulubionych, po najechaniu na daną rzecz kursorem, wcisnąć numer, którym chcemy ją wywoływać D:
mam pare pytan czy gra z pudelka wymaga steam? oraz czy gra ma rozne zakonczenia?
bawił się ktoś już z gildią złodziei ? Mam pewien problem z misją gdzie trzeba zmienić numery w książce Haelgan 😉
Najlepsza gra cRPG i jak dla mnie gra roku, już myślałem że po Wiedźminie 2 w tym roku nie będzie dobrych gier i przedwcześnie ogłosiłem Wieśka Best cRPG 2011, a tu miła niespodzianka. Mimo że jestem ogromnym fanem Wiedźmina i spółki, to jednak Skyrim jest lepszą grą. Tym samym Morek spada na drugie miejsce wśród gier z serii Elder Scrolls (trzecie to Buggerfall:P). A ocena 10+/10 😀 . Tak świetnie nie bawiłem się od czasów pierwszego Witchera 🙂 .
@dzigor3|Niech Bóg cię błogosławi!!!!!!!!!!
Gra jest.. słaba. To jest oblivion z uproszczoną (jeszcze bardziej) mechaniką, nowym światem i masą nowych questów. Beznadziejna grafika, beznadziejny nieintuicyjny interfejs, nieprzejrzyste drzewka. Sztywne, bezpłciowe npce. W dodatku ten dubbing (polski i angielski też). Na każdą rasę przypada chyba ten sam aktor. Ciągle słychać te same, sztywne głosy. Że już o beznadziejnej fizyce nie wspomnę.Aha, autor recenzji chyba sam jest typowym konsolowcem, bo wszystko da się podbindować do klawiszy.
Berlin, czy to aby na pewno Twoja recenzja? Twoja, naprawdę? Czytając wcześniejsze recenzje Twojego autorstwa myślałem, że jak kiedyś trafię na grę ocenioną przez Ciebie na 10 to będzie arcydzieło. I akurat taka ocena przytrafia się grze z serii którą uwielbiam! Mam nadzieję, że moja Żona stanie na wysokości zadania i w mojej urodzinowej paczce będzie Skyrim. Jeszcze tydzień niepewności…
Dwie godziny temu otrzymalem swoja kopie gry i jestem nia naprawde za fascynowany 😉 grafika tez mi sie podoba po prostu REWELACJA !!!! Gra cudowna recenzja jest OK prawdziwe 10/10 jak komus sie nie podoba to niech sobie podlubie w nosie zamiast grac POZDRAWIAM 😉
10 ; ], nie dziwię się. Gra jest wspaniała, tak powinny wyglądać rpg dekady ; ]
Kolego Takuim. Wyraziles swoja opinie na temat gry, nie podoba sie to nie kupuj. Moze i masz racje co do tego ze jest to po czesci podrasowany Oblivion, ale co do oprawy wizualnej to jestes w bledzie. Grafika robi wrazenie (pod warunkiem ze ma sie odpowiedni sprzet i uruchomi sie gre z max detalimi) a po tym co napisales to sadze ze dzialasz na wiekowym sprzecie ktory ledwo co rusza nowe produkcje i wypowiadasz sie w tej kwestii.
Ja gram na PS3 🙂 Graficznie jest naprawde SUPER!!! Takuim podrasuj kompa albo kup konsole wtedy zobaczysz jak wyglada naprawde gra mnie normalnie szczeka OPADLA !!!!!!! 😉
Gram, bo gra mi się przyjemnie, mimo całej masy wad. Skyrim jest niestety gorszy od (nawet) przeciętnego Dragon Age 2, że już nie wspomnę o wiedźminie 2 i Dragon Age 1 które są najlepszymi rpgami dostępnymi obecnie.