2
24.06.2022, 13:00Lektura na 7 minut

The Guild 3 – recenzja. Takie jakieś średnie to średniowiecze

Fani zapoczątkowanego w roku 2002 cyklu The Guild musieli mocno uzbroić się w cierpliwość. Premiera drugiej części odbyła się bowiem w 2006 (a ostatni dodatek do niej zadebiutował cztery lata później). I dopiero teraz, po 16 latach, czyli niemal wieczności, The Guild 3 po arcydługim pobycie w Krainie Wczesnego Dostępu trafiło w ich ręce. Czy warto było tyle czekać?


Jerzy „Mac Abra” Poprawa

Przyznaję bez bicia, że nigdy jakimś wielkim fanem The Guild 2 nie byłem, acz w swoim czasie ogrywałem tytuł dość długo i z przyjemnością. Miks symulatora (prze)życia w średniowieczu, zaprawiony solidną dawką elementów erpega i gry ekonomicznej, okazał się wtedy czymś całkiem oryginalnym i świeżym. W grze jako istny self-made man próbowaliśmy wspinać się na szczyty ówczesnej drabinki społecznej, zakładając po drodze własną dynastię. Nie, nie królewską, aż tak wysoko sięgnąć się nie dało. Ale startując od chłopa, można było zostać np. patrycjuszem. Albo faktycznie królem – podziemia i szemranych interesów. Albo zrobić karierę w hierarchii kościelnej lub stać się bankierem czy dyplomatą…

Krótko mówiąc: od zera do bohatera. Gra nie była prosta i pozbawiona wad, wymagała czasu i skupienia, by dało się nią delektować, bez wątpienia potrafiła jednak wciągnąć. I jak na niegdysiejsze standardy, miała całkiem niezłą oprawę graficzną. Lecz mówimy o dawnych czasach… Świat w 2022 wygląda już zupełnie inaczej, czego nie można powiedzieć o nowej odsłonie The Guild.

The Guild 3
The Guild 3

To samo, ale…

Generalnie rzecz biorąc, w trzeciej części nadal robimy to samo. Do tego stopnia, że zaryzykuję tezę, iż „trójka” to po prostu mocno zmodowane The Guild 2, w którym poprawiono grafikę… ale nieprzesadnie. Cóż, gra powstała na podrasowanym enginie Darksiders – i to widać, niestety. Powiedzmy: z roku 2006 przenosimy się teraz do plus minus 2010. W 2022 efekt nie jest więc porażający. Acz nie mogę też powiedzieć, żeby mi oczy krwawiły w trakcie grania, a gdy się sporo cofnie kamerę, to w sumie robi się nawet ładnie. Za to przy maksymalnym zoomie wychodzi tak… gothicowo jakoś.

Do tego wprowadzone do gry modyfikacje nie zawsze są zmianami na lepsze. W stosunku do The Guild 2 widać miejscami wyraźny regres – np. teraz nie możemy wchodzić do sporej części widocznych na mapie budynków. Wszelkie interakcje odbywają się tylko w rozmaitych okienkach, które się w momencie kliknięcia na dane miejsce otwierają. Do tego zrezygnowano z jakiejkolwiek fabuły. W menu startowym wprawdzie wyznaczymy sobie jeden z celów – np. „zostań suwerenem” – ale dalej gra daje nam już wolną rękę. Owszem, gdy się nastawicie na sandboksową zabawę w klimatach tycoona, wtedy będzie okej. Jeżeli liczyliście jednak na jakąś opowieść, na możliwość „odgrywania roli”, wczuwki w swoją postać, srodze się rozczarujecie. (Elementy erpega to już tylko masa statystyk, wybór profesji oraz niezbyt obszerne personalizowanie swej postaci i jej wyjściowych cech; dialogi są wręcz symboliczne – w sumie to raczej monologi).

The Guild 3
The Guild 3

Mam też przykre wrażenie, że najnowsza odsłona została uproszczona gameplayowo w stosunku do TG2. Teoretycznie jest więcej wszystkiego, ale w praktyce mechanizmy rozgrywki wydają się mniej złożone. Co samo w sobie nie musi być złe, np. mocno okrojone w stosunku do wersji z lat 90. nowe XCOM-y uważam za bardzo grywalne. Problem w tym, iż w The Guild 3 twórcom zabrakło wyczucia, co uprościć i w jakim stopniu. A do tego parę rzeczy zwyczajnie schrzaniono.


To boli

Co konkretnie, pytacie? Przykładowo koszmarnie sprawia się interfejs mogący wręcz służyć na szkoleniach dla twórców gier jako wzór nieintuicyjności. Mnóstwo ikon otwierających kolejne okna pełne nowych ikonek i okienek. Praktycznie brak kontekstowości. Każde działanie wymaga masy klikania, przewijania i rozkminiania „ale do czego to służy”, „jak to zrobić” i „czemu to z kolei zrobić się nie chce”. Dodawszy do tego mętny samouczek (wiesz, że lekko nie będzie, gdy już na tym etapie nie bardzo ogarniasz rozgrywkę) i całkiem obszerną – acz mocno przy tym niejasną – instrukcję zaimplementowaną w grze, dostajemy coś, co zapewne może ucieszyć hardkora, który zęby zjadł na tego rodzaju tytułach i lubi, gdy od razu jest trudno. A do tego bawi go samodzielne rozgryzanie obowiązujących tu reguł. Ale początkujący czy dość przypadkowy gracz zapewne dość szybko się zniechęci…

The Guild 3
The Guild 3

Tym bardziej że twórcy nie przygotowali jakichś mniejszych scenariuszy, gdzie można by było spokojnie poćwiczyć i stopniowo wciągnąć się w mechanizmy rozgrywki. Nie, tu za każdym razem rzuca się nas na głęboką wodę do jednego z trzynastu europejskich miast (także Warszawy!), gdzie nawet pomimo ustawienia poziomu trudności na „łatwy” i wyboru statusu „obywatela”, co daje pewne bonusy na starcie, lekko graczowi nie będzie. The Guild 3 nie czuje się bowiem zobowiązane do udzielania jakichkolwiek wskazówek czy podpowiedzi. Ot, radź sobie, człowieku. Nikt nie mówił, że życie w średniowieczu jest proste, łatwe i przyjemne. Rób, co chcesz, mnie nic do tego. Bóg z tobą.

The Guild 3
The Guild 3

Paradoksalnie te trudne początki, przy całej frustracji, jakie niosą, są jednocześnie najbardziej wciągającą częścią gry! Bo im dalej w ten las, im lepiej sobie radzimy, tym bardziej robi się, cóż, nudno i powtarzalnie. Gdy już się nieco dorobimy, zatrudnimy bowiem pracowników i wyznaczymy im zadania (ty produkuj to, ty zanieś to, co on wytworzy, tam i tam itd.), nawiążemy stosunki z gildiami, więc wszystko poniekąd zaczyna się dziać… samo. Można by w sumie tylko usiąść, patrzeć, jak pęcznieje nam trzos, i zajmować się już wyłącznie „życiem osobistym” naszej postaci. Dodajmy jeszcze niepowalającą optymalizację (mimo pozornie dość niewysokich wymagań sprzętowych gry w FHD moja 3060 Ti furczała wentylatorami jak startujący z pełnym obciążeniem Ka-52 Aligator), rozmaite glitche oraz okazjonalne przycinki… W efekcie w cenie pełnoprawnej gry dostaliśmy coś, co raczej powinno trafić właśnie do wczesnego dostępu, a nie go opuszczać.

The Guild 3
The Guild 3

Trochę szkoda…

I dla jasności – to w sumie mogłaby być całkiem fajna gra. Po paru godzinach dość uciążliwej „rozkminy” da się nieźle w nią wkręcić. Bo mamy tu ekonomię, mamy politykę i zakulisowe rozgrywki, intrygi i starcia z konkurencją oraz rozmaite interakcje, włącznie z romansami (acz dość schematycznie potraktowanymi). Miło patrzeć, jak stworzona przez nas rodzina obrasta w piórka, jak rosną nasze dzieci i wnuki, które dzięki zebranemu kapitałowi i zdobytym wpływom sięgają tam, gdzie my nie byliśmy w stanie. Tak, to wciąga. Tyle że początkujących ta gra odstraszy dość hardkorowym startem, a hardkorów dość szybko zniechęci nadmierną „automatyzacją”, powtarzalnością i uproszczeniami. Wszystkich razem zaś wymęczy nieintuicyjną obsługą. Moja rada? Odpuśćcie sobie The Guild 3 i pograjcie w The Guild 2, co wyjdzie sporo taniej i da wam więcej radochy. W skali szkolnej „trójka” dostaje trójkę. Cóż, czasem nie warto czekać…

PS Ale polonizację – wersję kinową – pochwalę, jest bardzo staranna.

PPS The Guild 3 oferuje też multi, acz go nie przetestowałem – miałem dziwne problemy z łączeniem się z serwerami. Z tego, co wyczytałem w necie, nie ja jeden. Zapewne dość szybko zostanie to poprawione, dla mnie to już jednak musztarda po obiedzie.

W The Guild 3 graliśmy na PC.

Ocena

Kontynuacja The Guild 2 wydana po 16 latach rozczarowuje – dość niedzisiejsza grafika, uproszczenia w porównaniu do poprzedniczki, nieintuicyjne menu i rozmaite niedoróbki w znaczący sposób ograniczają jej potencjalnie sporą grywalność. W tym stanie The Guild 3 nie powinno opuszczać wczesnego dostępu na Steamie, gdzie zresztą spędziło aż sześć (!) lat. Grze chyba przydałby się tam jeszcze rok albo dwa.

6
Ocena końcowa

Plusy

  • choć frustruje, potrafi wciągnąć
  • ładna muzyka
  • jest Warszawa!
  • dobrze spolonizowana
  • sama idea wydaje się okej

Minusy

  • to uproszczone The Guild 2
  • niedzisiejsza grafika
  • mocno nieintuicyjne menu
  • mętny samouczek i instrukcja


Czytaj dalej

Redaktor
Jerzy „Mac Abra” Poprawa

W CDA od numeru 02/1996, a formalnie od 01/1997. Nawet sam już nie bardzo się orientuję, ile razy byłem w tym czasie naczelnym lub jego zastępcą. Od zawsze lubię strategie, a także wszelkie gry, w których fabuła odgrywa rolę pierwszoplanową. Ostatnimi czasy najchętniej grywam – dla własnej przyjemności – w produkcje pokroju XCOM.

Profil
Wpisów17

Obserwujących13

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze