The Sims 4 Czar natury – recenzja. Dobry dodatek na start przygody z serią
Najnowszy dodatek do The Sims 4 nie zapowiadał się najlepiej. „Mieli nam dać leśną magię i wróżki, a szykują symulator… osoby w kryzysie bezdomności”, pomyślałem, oglądając pierwszy zwiastun.
I w sumie to zgadłem, choć tylko częściowo. Po bliższym i dłuższym spotkaniu Czar natury zdołał przezwyciężyć klątwę kiepskiego pierwszego wrażenia, niemniej bez paru nieudanych zaklęć się nie obyło.
„Dzwoneczek” kontra „Znachor”
Czar natury przenosi nas do Innisgreen, które możemy odkrywać na trzy różne sposoby, związane z nowymi aspiracjami. I już owo bogactwo odmiennych na pierwszy rzut oka ról, w jakie da się wcielić, cieszy. Jako wróżka zyskujemy nie tylko oryginalny wygląd, ale też szereg magicznych zdolności. W skórze entuzjasty mikstur wkręcimy się w warzenie dekoktów, którymi pomożemy simom z dolegliwościami. Nomadą natury zaś nauczymy się żyć komfortowo z dala od domu, czyli bez takich gadżetów jak łóżko (śpimy na ziemi), prysznic (kąpiemy się w stawie) czy kuchenka (jemy, co znajdziemy, nawet surowe).

Nowych czynności mamy tu całkiem sporo: wróżka czaruje rośliny na przeróżne sposoby, wpływa na innych simów i zmniejsza się do rozmiarów owada, by wchodzić w interakcje z przedmiotami, a entuzjasta mikstur, rozpocząwszy karierę naturopaty, rozwija się w aptekarstwie, zbierając składniki, przygotowując lekarstwa i przyjmując klientów w domu.
„Captain Fantastic” spotyka „Nomadland”
Problem pojawia się, gdy zaczynamy dokładniej porównywać aspiracje. Okazuje się wówczas, że zdolności wróżki i naturopaty w sporej części się pokrywają. I ona potrafi butelkować emocje simów, i on. Ona usuwa dolegliwości magią, on – wywarami. Entuzjastę eliksirów z nomadą zaś łączy to, iż obaj muszą rozwijać umiejętność życia w zgodzie z naturą. Gdy dodamy do tego fakt, że skille wróżki, zwłaszcza te okołoroślinne, są do siebie dość podobne, gameplayowy skarbiec trochę się w naszych oczach uszczupli.

Poza tym droga do najwyższego poziomu aspiracji jest rozczarowująco krótka. Ścieżka wróżki oraz nomady to dwie-trzy godziny zabawy, więcej wysiłku wymaga jedynie entuzjasta eliksirów, gdyż jego rozwój sprzężony został z karierą naturopaty, spowalnia nas zatem tryb dobowy, związane z nim pracowanie tylko w określonych godzinach i awansowanie. Tutaj jednak skrzydła podcina nam fatalny gameplay dotyczący przyjmowania pacjentów u siebie: nie dość, że wizyty przebiegają zawsze tak samo, to jeszcze klienci stale się rozpraszają, przez co ganiamy za nimi po całym domu, bo zaczęli grzebać w śmieciach, potem położyli się w sypialni, a na końcu wzięli się za podrywanie naszego lokatora.
„Barbie: Wróżkolandia” odwiedza „Hobbita”
Na tle innych dodatków Czar natury pozytywnie wyróżnia się tym, co nierzadko w Simsach się krytykuje albo ignoruje z uwagi na przeciętność: trybem tworzenia postaci oraz światem. Poza zwykłymi ciuszkami simowie dostali ubrania jakby uszyte z liści i kwiatów, a także 26 par skrzydeł (dla porównania: w Wyspiarskim życiu syrenich ogonów uświadczyliśmy raptem cztery rodzaje), które da się dowolnie kolorować i ozdabiać. Ponadto dorzucono nowe odcienie skóry i kolory oczu, rogi, poroże, a nawet buty imitujące… kopytka, więc Innisgreen można zasiedlić całą fantastyczną nacją.

Sama kraina zaś punktuje przede wszystkim dzielnicą Everdew (choć inspirowanemu Irlandią kolorowemu Wybrzeżu Adhmor też nie brakuje charakteru). Jak przystało na dom wróżek, jest ona iście magiczna: zamieszkać możemy w pięknej posiadłości, którą nie pogardziłby arystokratyczne elfy, albo chatce stojącej na gigantycznym drzewie, wielkie bioluminescencyjne grzyby rozświetlą nam nocną drogę do baru, gdzie przysiądziemy wśród kęp traw i wypijemy drinka przy ladzie z innego wymiaru.
Irlandzki „Księżyc w nowiu”
Jeśli chodzi o roślinną estetykę mebli i wszelkich elementów związanych z budową, Czar natury chętnie zapozna się z Wiejską sielanką. Polubi się także z kolekcją Zielony zakątek, powstałą z myślą o stawianiu szklarni, wprowadza bowiem rośliny doniczkowe, którymi należy się opiekować – dotąd pełniły jedynie funkcję ozdobną. A jeśli kupiliście już poprzedni dodatek, Dochodowe hobby, to też super. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby np. wznieść sobie przydomowy sklepik i sprzedawać w nim lecznicze eliksiry. Czar natury oferuje również praskę do roślin, dzięki której wykonamy obrazy na ścianę, nie da się ich jednak umieścić na stojaku sklepowym, a szkoda, bo byłby to kolejny sposób na biznes.

Czar natury wprowadza też nowe systemy rządzące życiem simów. Pierwszy dotyczy tzw. równowagi: jeśli utrzymujemy swojego awatara w dobrym nastroju, wszystko gra, jeżeli jednak przez dłuższy czas ów nastrój będzie mu się pogarszał, poziom równowagi zostanie zaburzony, co poskutkuje różnymi dolegliwościami. Drugi odpowiada za zwiększone szczęście lub pecha sima i losuje się każdego dnia. Trzeci dotyczy faz księżyca i tego, jak wpływają one na magię skrzydlatych istotek.
I można by pomyśleć, że tego typu systemów wraz z kolejnymi dodatkami pojawiło w grze tak dużo, iż kolejne trzy są już niepotrzebne. To prawda. Ale właśnie dlatego Czar natury moim zdaniem sprawdzi się jako dobre rozszerzenie na start, gdy zaczynamy przygodę z serią i nie wiemy, czym podrasować „podstawkę”. Tak samodzielnego dodatku – jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało – dawno nie dostaliśmy. To ukryta moc najnowszych Simsów.
W The Sims 4 Czar natury graliśmy na PC.
Ocena
Ocena
Czar natury to dodatek pełen niespodzianek (nie tylko pozytywnych) oraz kontrastów. Najbardziej rozczarowuje średnio rozbudowaną lub niedopracowaną rozgrywką, najmocniej oczarowuje trybem tworzenia simów i magicznym settingiem.
Plusy
- trzy nowe aspiracje
- bogaty tryb tworzenia postaci
- fantastyczny setting i pasujące doń obiekty z trybu budowania
- mnogość systemów wpływających na życie simów
- wystarczy bez innych dodatków
Minusy
- krótkie ścieżki aspiracji, zostanie wróżką nie wymaga żadnego wysiłku
- domowe sesje naturoterapii to mordęga
- pozorna różnorodność części nowych interakcji
Czytaj dalej
W ekipie CD-Action przede wszystkim korektor, dopiero później gracz. Dla satysfakcji czyszczę mapy ze znaków zapytania (to nie obsesja), dla silnych emocji supportuję w pewnej bardzo znanej grze sieciowej (to już trochę masochizm), a dla relaksu buduję domy w Simsach (czysta przyjemność).