The Wonderful 101 - recenzja cdaction.pl
Resident Evil 2, Devil May Cry, Okami, Bayonetta... większość z nas doskonale zna gry Hidekiego Kamiyi. Jego ostatnia autorska produkcja, The Wonderful 101, wydana została jednak tylko na Wii U. Pozostaje mi jedynie zapłakać nad losem tych, którym nigdy nie będzie dane zagrać w to arcydzieło.
The Wonderful 101
Dostępne na: Wii U
Wersja językowa: angielska
Sesje z The Wonderful 101 musiałem sobie dawkować. Grałem w życiu w parę slasherów, szeroko pojęte gry akcji nie wprawiają mnie raczej w zakłopotanie, ale to... to zupełnie inna bajka.
Wyobraźcie sobie jak najbardziej hardkorową walkę z bossem - taką z toną akcji, obmyślaniem taktyki "na żywo", dramatycznymi zmianami i zwrotami, przeplataną epickimi scenami. Pomnóżcie to przez trzy - tak wygląda gameplay w The Wonderful 101. Cały czas. Produkcja PlatinumGames ani na chwilę nie daje wam odpocząć, wyciągając was z jednego wiru walki tylko po to, by wrzucić w kolejny, jeszcze bardziej pokręcony. O tym, co dzieje się na polu bitwy (czyli, jak zdaje się uważać Hideki Kamiya, wszędzie) powiedzieć "intensywne" to skrajny eufemizm.
Nie zdziwcie się zresztą, włączając sobie gameplay na YouTube, jeśli zobaczycie jeden wielki chaos, z którego nie będziecie w stanie prawie nic zrozumieć. To chyba największy problem tej produkcji (poza tym, że nikt nie chce kupować Wii U) - kompletnie nie wiadomo, czego się po niej spodziewać. Tego trzeba doświadczyć samemu, przed telewizorem, z GamePadem w dłoniach i chustką przewiązaną wokół głowy, tak, by amortyzowała opad szczęki.
Ale do rzeczy: w The Wonderful 101 sterujemy grupą superbohaterów. I naprawdę jest ich ponad setka, choć nie od początku, bo odblokowujemy ich w trakcie gry - każdy ma własny design, związane z tym designem imię (na przykład Wonder-Samurai to duch samuraja z feudalnej Japonii, a Wonder-Toilet ma sedes na głowie) i jakąś moc. Z tych mocy korzystamy podczas walki - rysując kształty na ekranie dotykowym GamePada (albo prawym analogiem, co mi wydało się bardziej wygodne), sprawiamy, że nasi bohaterowie układają się w jedną z kilkunastu form - na przykład w wielką pięść, miecz albo spluwę. Przy pomocy takich form walczą z różnymi, na ogół znacznie większymi od siebie przeciwnikami. Roboty wielkości drapaczy chmur? Są. Mechaniczne smoki strzelające ze skrzydeł rakietami? Są. Latające, teleportujące się ośmiornice z laserami? Koniecznie.
Moce, o których wspominałem, mają po kilka zastosowań - na przykład, oprócz tego, że wielką piąchą można krzywdzić wrogów, służy ona też do łapania różnych rzeczy, przesuwania ich i tak dalej. O te supermoce oparte są przeróżne zadania, które wykonywać musimy, by postępować w grze - czasami trzeba będzie zmienić się w paralotnię, żeby przelecieć nad wielką przepaścią, innym razem strzelić do celu czy przeciąć mieczem wielki łańcuch. Wykorzystano to również w walkach - zanim zranimy przeciwników pokrytych kolcami, musimy zmienić się w bicz i poodrywać od nich kolczaste płyty. Innych trzeba "otworzyć" specjalnymi pazurami, jeszcze inni wrażliwi są tylko na wielki młot. A mowa o zwykłych przeciwnikach - z bossami jest o wiele lepiej.
Każda gra ma jakąś główną część rozgrywki - w FPS-ie będzie to łażenie i strzelanie, w skradance - skradanie się i neutralizowanie przeciwników. W The Wonderful 101 natomiast znajdziecie platformówkę, shootery widziane z każdej możliwej perspektywy, shmupy, symulatory, gry logiczne i wiele, wiele więcej. Wszystko to zostało porządnie wykonane i ładnie wplecione w świat gry. Dzięki takiej różnorodności nie zaczniecie się nudzić, bo nie będziecie mieli na to czasu.
Skoro mówimy o produkcji Hidekiego Kamiyi, domyślacie się zapewne, że poziomem trudności gra nie odstaje od wybitnych pod tym względem tytułów Nintendo - jeżeli będziecie mieli okazję pograć w The Wonderful 101, nie wybierajcie przypadkiem poziomu "hard", który tak naprawdę jest poziomem "nie-da-się-przejść". Zamiast tego zaznaczcie "easy", czyli trudny, albo "very easy", czyli zwyczajny. Zostaliście ostrzeżeni.
Wyjątkowo dobrze wykonany został anglojęzyczny dubbing - w japońskich grach zazwyczaj pozostaję przy oryginalnych głosach, bo choć wykrzykiwanych krzaczków nie rozumiem nic a nic, wersja zgodna z wizją twórców prawie zawsze brzmi lepiej niż jakaś zewnętrzna robota. Tym razem, oprócz pomniejszych zgrzytnięć (dlaczego do udawania francuskiego akcentu zawsze bierze się osobę, która nie zna francuskiego?), z angielską wersją poradzono sobie doskonale - zapewne dlatego, że wcale nie była to robota zewnętrzna. Jak już po przejściu gry zostałem uświadomiony przez Crossa (dzięki!), obie wersje językowe w grach PlatinumGames powstają równocześnie i we współpracy. Zaskoczy was kilka dobrze skrojonych żartów, które ewidentnie świadczą o poczuciu humoru autorów przekładu. To się ceni.
Skoro mówimy o humorze, wypada zaznaczyć, że chociaż w The Wonderful 101 ratujemy Ziemię przed inwazją obcych, sporo w tym autoironii i pastiszu. Gra co chwilę naśmiewa się ze schematów obecnych w grach i filmach o podobnej tematyce, potrafi też puścić do gracza oko, burząc czwartą ścianę. Pełna jest na dodatek smaczków... o których wam nie wspomnę, chociaż korci mnie nieprzeciętnie.
Dobrnęliście do końca recenzji, więc wreszcie mogę to napisać: The Wonderful 101 to nie tylko moja gra roku 2013 - nie przypominam sobie, żebym w coś równie dobrego grał w ciągu ostatniej dekady. Mam więc bardzo osobistą prośbę: produkcja ta, podobnie jak Bayonetta 2, stworzona została we współpracy z Nintendo i nigdy nie zostanie przeportowana na platformy konkurencyjne, więc jeśli nadarzy się okazja, żeby w nią pograć, wykorzystajcie ją.
Ocena: 5+/6
+ Od czego by tu zacząć...
+ Rozrywka w czystej postaci
+ Fenomenalne walki z bossami
+ A że cała gra jest jak jedna wielka walka z bossem...
- Inne slashery będą mnie teraz śmiertelnie nudzić
- Pomniejsze bugi, o których aż głupio wspominać ze względu na ogólną jakość gry
Redaktor naczelny CD-Action. Zagraj w Unavowed.