8
18.10.2022, 15:00Lektura na 8 minut

Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei – recenzja. Pecetowy Nate okiem nowicjuszki i weterana

Nathan Drake rozbija się na konsolach Sony od 15 lat, ale na pecety zawitał dopiero teraz. Uznaliśmy, że to niezła okazja, by sprawdzić, jak na wzbogacony o samodzielny dodatek port „czwórki” zareagują Ranafe i Cursian – ona ledwo co zaczęła zapoznawać się z serią, on z kolei grał w Uncharted już od pierwszej części.


Joanna „Ranafe” Pamięta-Borkowska i Paweł „Cursian” Raban

Cursian: Uncharted zawsze było dla mnie jedną z najważniejszych marek PlayStation, a jego poszczególne odsłony głównym powodem, dla którego decydowałem się na zakup kolejnych konsol Sony. Przygody Nathana Drake’a dostarczały mi skoncentrowanej dawki prostych emocji, co w połączeniu ze względną zwartością opowieści stanowiło miłą odskocznię od rozdętych, złożonych erpegów wybieranych przeze mnie na co dzień. Tym bardziej cieszę się, że mogą teraz tego doświadczyć również pecetowcy. Dziwię się tylko, iż historię przedstawiono im niejako od końca. Rozumiem, że pierwsza część potwornie się postarzała, ale nic nie stało przecież na przeszkodzie, by najpierw wypuścić na rynek dostosowaną do blaszaków Kolekcję Nathana Drake’a(*). Zarówno „czwórkę”, jak i Zaginione dziedzictwo zrobiono co prawda tak, że nawet nowicjusz powinien połapać się, o co chodzi, ale – mam wrażenie – całość sporo traci bez drobnych smaczków i głębszej znajomości relacji między bohaterami.

Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei

Ranafe: To jedna z tych serii, które zawsze chciałam poznać, ale ciągle było nam nie po drodze. Zgadzam się, że dziwnym jest przedstawianie pecetowcom Uncharted od końca. Może i nie miałam problemu z nadążaniem za fabułą, jednak czułam pod skórą, iż umykają mi relacje między postaciami. Scenarzyści robili, co mogli, by ukazać osobowość Eleny czy Sully’ego, lecz nie mogłam pozbyć się wrażenia, że podglądam historię, która nie jest stworzona dla mnie. Jedyna część, w jaką wcześniej grałam, to obecny w zestawie dodatek. Skusił mnie te kilka lat temu z jednego powodu: jego bohaterkami są kobiety.

Cursian: Zaginione dziedzictwo wypada całkiem nieźle – przede wszystkim ze względu na ujawniającą nieco inne oblicze Chloe – ale jak dla mnie główne danie nadal stanowi tutaj „czwórka”. Pomijając już nawet fakt, że jest ze dwa czy trzy razy dłuższa, oferuje po prostu ciekawszą, bardziej zróżnicowaną historię i więcej godnych zapamiętania scen. Grałem w nią bodaj piąty raz, a mimo to miejscami serducho i tak biło mi trochę żwawiej, co nie najgorzej świadczy o jakości scenariusza. Typowo „przygodowego”, dodajmy, więc niemającego wiele wspólnego z logiką, jednak nikt normalny nie oczekuje chyba realizmu w grze o gościu, który w XXI wieku z sukcesami szuka zaginionych skarbów w nieźle zbadanych regionach świata.

(*) Mowa o wydanym na PS4 zestawie trzech pierwszych części gry.

Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei

Szybko, efektownie i niezbyt mądrze

Ranafe: Ku swojemu zaskoczeniu polubiłam głównego bohatera. Jego stała formułka na przywitanie powinna brzmieć: „Dzień dobry, nazywam się Nathan Drake, lubię, jak rzeczy robią BUM”. Jeśli w równoległym świecie Uncharted istnieje jakieś stowarzyszenie wielbicieli ruin, to powinni wysłać za nim list gończy. Nie ma mostka, wieży czy świątyni, która nie próbuje Nate’a zabić albo pogrzebać pod stertą gruzu, choć wcześniej przetrwała stulecia. Uncharted to typowe kino akcji, ale za to bardzo widowiskowe (co próbowaliśmy uchwycić na zrzutach ekranu). I w wielu scenach wyobrażałam sobie, jak by to wyglądało, gdyby w miejsce głównego bohatera pojawiła się Lara Croft.

Cursian: Nie da się ukryć, że porównanie do nowych Tomb Raiderów faktycznie nasuwa się samo, i jak dla mnie to Uncharted wychodzi z tego starcia obronną ręką, choć przyznaję, iż wiele zależy od preferencji. Lara lubiła pokręcić się po lokacjach w poszukiwaniu skarbów, zejść z wytyczonej ścieżki, a czasem nawet wrócić do raz odwiedzonych miejscówek z nowymi zabawkami, by dostać się w obszary wcześniej niedostępne. Mnie to zawsze drażniło, bo rozmazywało opowieść i zabijało efekt „filmowości”. Ta ostatnia stanowi zaś kluczową cechę Uncharted. „Czwórka” przez większość czasu jest wybitnie liniowa(**), ale dzięki temu możliwe stało się stworzenie efektownych skryptów, pościgów, wybuchów i czego tam chcecie. Weźcie dowolny wysokobudżetowy film akcji, a przygody Nate’a wcale nie wypadną przy nim gorzej. Nawet lepiej, bo za całe to skakanie, strzelanie i omijanie przedwiecznych pułapek trzeba się zabrać osobiście.

Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei

Ranafe: A widzisz! Bo dla mnie najnowsze Tomb Raidery mają nad serią Naughty Dog właśnie przewagę otwartych przestrzeni, po których mogę sobie swobodnie myszkować. Ciągłe tempo mnie męczyło, zwłaszcza na początku gry, kiedy skaczemy z jednego pościgu na drugi. Nieco też doskwierał mi jedynie fasadowy rozmach lokacji – wręcz pocztówkowe pejzaże można było podziwiać wyłącznie z daleka. Do tego etapy okazały się nierówne: czasami dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, innym razem wtórne. Złapałam się na tym, że czekam tylko na jakąś cutscenkę, która przerwie monotonię. Za to wielki plus ode mnie za brak sekwencji QTE.

(**) Na dalszym etapie oferuje jednak większą miejscówkę, po której można poruszać się jeepem. Zaginione dziedzictwo idzie w tym kierunku nawet śmielej, wprowadzając lokacje opcjonalne.

Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei

Puder się trzyma, ale zmarszczki jednak widać

Cursian: Sony rozpieściło nas ślicznym portem Spider-Mana, ale Uncharted wiele niestety do tego poziomu brakuje. Na początek może jednak dobre wieści: modele postaci, a więc to, na czym wzrok skupia się najczęściej, wyglądają dobrze, a w trakcie przerywników filmowych wręcz znakomicie. Pozostałe składowe oprawy również znacząco poprawiono względem wersji na PS4, lecz szczęka raczej nikomu nie opadnie. Patrzenie na niezbyt szczegółowe, rozmyte tła może nawet miejscami przyprawić o lekki dyskomfort, bo choć sama kompozycja scen wciąż robi wrażenie, niektóre mury, skały czy rośliny wyglądają, jakby pozostały niezmienione od premiery gry w 2016. To samo można zresztą powiedzieć o wybranych efektach specjalnych, jak choćby rozpryskującej się na kamieniach wodzie. Nie ma oczywiście tragedii, ale to już nie te czasy, że przygody Drake’a odpalało się dla graficznych fajerwerków.

Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei

Ranafe: Jestem zaskoczona, jak dobrze ta gra nadal wygląda. Mimice postaci wcale nie jest daleko do realizmu Detroit: Become Human, a co najważniejsze, patrzą one w sposób naturalny i typowy dla swojego charakteru. To naprawdę wielkie osiągnięcie – pokazać sceptycyzm Eleny lekkim ruchem brwi czy zniecierpliwienie Nadine objawiające się drżeniem górnej wargi. O lokacjach wspomniałam wcześniej; są ładne, ale nierówne i pocztówkowe. Jak na zdjęciach z podróży do egzotycznego kraju. Większe wrażenie zrobił na mnie moment, którego podczas wycieczki raczej bym nie uwieczniła, czyli kiedy Nathan rozbił się na wyspie w trakcie gwałtownej burzy.

Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei

Cursian: Pod względem technicznym port wykonano poprawnie, choć w trakcie trwającej trochę ponad 20 godzin zabawy dwukrotnie wylądowałem na pulpicie: w obu przypadkach w czasie bardzo intensywnych sekwencji pościgowych. Inna rzecz, że na RTX 3080, przy ustawieniach „ultra” i w rozdzielczości 3440 × 1440, gra rzadko schodziła poniżej 120 klatek na sekundę, zwykle sprawując się nawet lepiej. Poprawa względem 30 fps-ów, jakie pamiętam z PS4, jest więc wyraźna. Co ważne, wszystko działało w takich warunkach nieźle, jednak w kilku miejscach bohaterce Zaginionego dziedzictwa zdarzyło się nienaturalnie przyspieszyć. Szkoda też, że menu opcji graficznych wypada tak nędznie – ograniczono się do podstaw w rodzaju jakości odbić, cieni, modeli i tak dalej. W osobnym oknie można też m.in. ustawić rozdzielczość i odpalić DLSS-a. To tyle. Podstawy niby są, ale Spider-Man i w tej kwestii spisał się lepiej.

Ranafe: To ja wspomnę o czymś, do czego dałam ci się namówić, a mianowicie o polskim dubbingu. Zazwyczaj go unikam, chyba że głosy podkładają aktorzy, których lubię (nigdy nie potrafiłam odmówić sobie przyjemności słuchania Karoliny Gorczycy w roli Lary Croft). Nathan, Sam i Sully rozmawiają w sposób naturalny, tłumacze świetnie się spisali. Dialogi brzmią bardzo wiarygodnie: bohaterowie wrzucają swoje powiedzonka, mówią półsłówkami, używają angielskich zwrotów (szybkie „sorry” zamiast „przepraszam”). Czasami tylko głoski nie odpowiadają układowi ust, który projektowany był pod angielską wersję gry, ale za to długość wypowiedzi się zgadza.

Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei

Ile, przepraszam?

Cursian: Pod koniec każdej szanującej się recenzji musi znaleźć się śmietniczek, czyli poruszenie pomniejszych, ale wciąż istotnych kwestii, które nie pasowały do żadnego ze wspomnianych wcześniej wątków. Tak, zgadliście: znów będę psioczył na cenę. Wiem, że to kwestia bardzo względna i mocno przejściowa, bo za chwilę zaczną się promocje, ale 219 złotych za port sześcioletniej gry to lekka przesada. Prawda, w zestawie jest samodzielny dodatek, czego nie można powiedzieć o jeszcze droższym Spider-Manie, ale za to jakość poprawek graficznych jest tutaj zdecydowanie niższa niż w produkcji o pajęczym superbohaterze. Konieczność sięgnięcia do kieszeni aż tak głęboko boli tym bardziej, że podobnie jak w edycji na PS5 z Kolekcji wycięto tryb multi. Nie żebym za nim tęsknił, ale wspomnieć jednak wypada, bo „internety” wskazują, że w niektórych kręgach cieszył się pewną estymą. Podsumowując, grę jak najbardziej polecam, ale niekoniecznie już teraz.

Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei

Ranafe: Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei to całkiem zacny pakiet, ale aż się prosi, by zawrzeć w nim smaczki takie jak nagrania z prac nad grą, wywiady z twórcami czy gagi związane z tłumaczeniem. Skoro to pierwszy raz, kiedy posiadacze pecetów mogą się z tą serią zapoznać, to może warto też przedstawić linię czasową wszystkich części? Tutaj niestety niczego takiego nie uświadczymy.

W Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei graliśmy na PC.

Ocena

Pecetowe wydanie Kolekcji Dziedzictwo złodziei wypada poprawnie pod względem technicznym i mimo upływu lat wciąż wygląda nieźle, ale nie da się ukryć, że w 2022 roku nikomu już raczej na widok Uncharted szczęka nie opadnie. Rozgrywka powinna przypaść do gustu osobom oczekującym prostego „odstresowywacza”, ale dla innych natarczywa filmowość może okazać się męcząca.

7
Ocena końcowa

Plusy

  • prosta, odstresowującą rozgrywka
  • wciągające opowieści (zwłaszcza w „czwórce”)
  • ciekawi bohaterowie
  • obie gry działają płynnie, brak istotnych problemów technicznych

Minusy

  • grafikę poprawiono nieźle, ale mniej starannie niż w Spider-Manie
  • fasadowe lokacje (statyczne tła, które wyglądają sztucznie) 
  • dość wysoka cena, jak na wiek gry i jakość odświeżenia
  • brak trybu multi (jeśli ktoś za nim tęskni)


Czytaj dalej

Redaktor
Joanna „Ranafe” Pamięta-Borkowska i Paweł „Cursian” Raban
Wpisów1

Obserwujących0
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei
Ocena redakcji
-
Ocena użytkowników
10
Platformy
PC, PS5
Gatunek
-
Producent
-
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze