Wartales – recenzja. Wesoła kompania podbija otwarty świat i moje serce

Wartales – recenzja. Wesoła kompania podbija otwarty świat i moje serce
Wartales to intrygujący koktajl strategii, erpega i przygodówki stworzony przez Shiro Games. Mnie przywiódł też na myśl gry bitewne, w których niegdyś całkowicie utonąłem. Dowodzenie bandą najemników w ogromnej piaskownicy to zabawa na długie godziny. Ale czy jest ona warta grindu?

Lądujemy w stylizowanej na średniowieczną krainie razem z kompanią najemników, a każdemu z towarzyszy ustalamy krótką biografię. Mogą być oni młokosami spragnionymi przygody, rolnikami szukającymi lepszego życia czy dezerterami uciekającymi przed sadystycznym kapitanem – wybór należy do ciebie. Proste, ale pomaga szybciej przyswoić przedstawiony świat i płynącą obok historię.

Fani gier RPG poczują się jak w domu

Już pierwszy region do eksploracji odznacza się zróżnicowanym klimatem. Nasi awanturnicy chodzą więc po zielonych pastwiskach, groźnych wąwozach i gęstych lasach, w których czyhają wilki i dziki. Przy górskich szczytach panuje mróz, a ostre skały uniemożliwiają swobodne zejście w dowolnym kierunku. W każdym z tych miejsc można spotkać szajkę bandytów szukających łatwego sposobu na zarobek. Walka rozpoczyna się więc stosunkowo szybko, ale do niej jeszcze wrócimy.

W krainie obecne są niewielkie osady i domostwa, przy których funkcjonują młyny, tartaki oraz namioty straży. Ciekawość zżera przed opuszczonymi kopalniami, ruinami zamków i innymi tego typu budowlami. Nie zabrakło też większego miasteczka, a w nim m.in. kowala, zielarza, targowiska czy ratusza. Gracze obyci z erpegowymi zasadami wiedzą doskonale, czym zajmują się miejscowi rzemieślnicy. Najważniejsza jest – a jakże – tawerna, w której można odpocząć, przyjąć zlecenia, zdobyć informacje i zwerbować nowych najemników.

{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„/wp-content/uploads/2023/05/11/852344c2-87e3-4496-9078-80f8f9b274d5.jpeg”, „/wp-content/uploads/2023/05/11/3c33c320-dd80-4074-a655-ba2bccc2db01.jpeg”], „isStretched” => false}

Po krótkiej eksploracji i odwiedzeniu wszystkich ciekawych miejsc w mieście przyjmuję zadanie pozbycia się bandytów szlachtujących trzodę okolicznym farmerom i ruszam ku przygodzie.

Na widły ich!

Solą Wartales jest walka, a ta odbywa się w trybie turowym. Na niewielkiej przestrzeni należy rozstawić wojowników i kierować ich działaniami, gdy przychodzi nasza kolej. Atak nie odbywa się tu jednak całym zespołem, a jednostka po jednostce. Co więcej, w rundzie każda postać może wykonać akcję złożoną z kilku czynności: ruchu, ataku, skorzystania z umiejętności specjalnej i znów ruchu. To znakomity pomysł ze strony studia Shiro Games. W mojej opinii turowe starcia często są nużące przez ich wolny przebieg. Dwa powyższe zabiegi w Wartales powodują, że potyczki stają się nieco dynamiczniejsze – nawet jeśli bierze w nich udział łącznie kilkanaście osób.

Wartales

Aby przelewanie krwi miało swój ciężar i smak, jednostki odznaczają się odmiennymi umiejętnościami, a broń – zastosowaniem. Co więcej, dwóch najemników tej samej klasy da się różnorako wyszkolić. Wojownika z dwuręcznym młotem warto użyć jako zadającego obrażenia wszystkim wokół berserkera albo wykonującego serię ciosów na jednym wrogu okrutnika (tak, to podklasa postaci). Niepozorny rolnik z widłami może nimi rzucić, przeszywając na wskroś trzech wrogów, albo przygotować zasadzkę, w której jego atak zignoruje wszelkie premie nieprzyjaciela do pancerza i obrony.

Akcje specjalne najczęściej zadają wyższe obrażenia lub obejmują swoim działaniem większą liczbę przeciwników, lecz kosztują nas punkty odwagi. Te można zgromadzić, używając „pasywek” bohaterów, jak zabicie wroga określoną jednostką lub trafienie jednym ciosem dwóch przeciwników. Jest to ciekawy dodatek, który przy okazji nadaje walce głębię.

Wartales

Kolejne udane urozmaicenie to drzewka umiejętności każdego z najemników. Pozwalają one na dowolny rozwój postaci i dają komfort w samodzielnym układaniu zdolności oraz dopasowywaniu ich do reszty oddziału. Drzewka są na tyle przejrzyste, że szybko zorientowałem się, jakiego profilu wojownika potrzebuję akurat w składzie.

Dobierając odpowiednio cechy oraz ekwipunek i wykorzystując synergię, da się zbudować interesującą małą armię, która będzie działać dokładnie tak, jak obmyślił to sobie gracz. Fakt, że kombinacji są setki, a endgame nie faworyzuje jednego określonego stylu, to również ogromny plus.

Zamach na postęp

Całościowo starcia nie są jednak bardzo wymagające – a to dlatego, że gra proponuje system skalowania. Wartales podnosi poprzeczkę w momencie, gdy do oddziału dołączają kolejni najemnicy lub kiedy stała ekipa leveluje. Nie robi tego w wyrafinowany sposób, po prostu do przemierzających krainy przeciwników również dodaje kilka jednostek.

Wartales

Koniec końców wszystkie potyczki okazują się identyczne pod względem trudności, a naszym głównym zadaniem jest dobrze wymierzyć każdy z planowanych ruchów. W efekcie nigdy nie rozdeptujemy wroga, ale nigdy też nie stanowi on prawdziwego wyzwania. A to może wpędzić w pułapkę poczucia, że NIGDY nie dokonujemy postępu. Ba, czasem posiadanie dużej kompanii jest wręcz irytujące, bo tylko sztucznie wydłuża rozgrywkę. I tak w ciągu około 25 godzin nie przegrałem ani jednej bitwy, choć zdarzało się, że wróg miał przewagę liczebną lub poziomu. W momencie, gdy zdrowie mojej jednostki zbliżało się do zera, przeciwnicy nie otaczali jej, tylko obierali za cel pozostałych kompanów. Bezsens.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Bezwartościowe pokonywanie tych samych batalionów bandytów/strażników lub stad dzikiej zwierzyny jest spowodowane jeszcze jednym aspektem. Mianowicie każda czynność wykonywana po raz pierwszy zapewnia premię, więc błyskawicznie zdobywamy pierwszy poziom. Jednak do wbicia wyższego, dajmy na to szóstego, należy rozprawić się z setkami wrogów. A umówmy się, 200 bardzo podobnych do siebie walk może w końcu doprowadzić do znużenia. Niestety po dłuższych sesjach z Wartales doznałem i tego.

Wartales

Płonie ognisko i szumią knieje

Po udanej bitwie należałoby odpocząć. Gra udostępnia więc cały system budowania obozu, w którym wszyscy towarzysze mogą pełnić jakąś funkcję: od kucharza, przez alchemika i majsterkowicza, po złodzieja i kowala. Praktyka oparta na prostych minigrach czyni z nich mistrzów, każda wykuta broń i uwarzone lekarstwo zbliżają do perfekcji. Ot, miły dodatek… który jest wręcz ogromny, bo jako przywódca grupy najemników musimy odpowiednio nią zarządzać, co wcale nie należy do łatwych zadań. Trzeba bowiem zadbać o zgromadzenie wystarczającej ilości zapasów dla całej drużyny i regularny odpoczynek. Wszystko to okazuje się bardzo intuicyjne i stanowi przyjemną otoczkę, bo surowców na mapie i wśród handlarzy mamy na pęczki. Etap zarządzania urozmaica rozgrywkę i wzmacnia poczucie immersji.

Wartales

Udanym zabiegiem twórców jest sprawienie, abyśmy porzucili typowe dla erpegów przywiązania. Żaden bohater nie staje się niezbędny w drużynie. Dlaczego? Bo twój dotychczasowy ulubieniec może zginąć w każdej walce, lecz spokojnie, trzech innych nadających się na jego miejsce wyciągniesz z dowolnej tawerny, rzucając obietnicą bogactwa i prestiżu. Tylko umiejętności nieboszczyka szkoda, ale za kwadrans zapomnisz nawet, jak ekskompan miał na imię. Wszystkie wymienione wyżej malutkie elementy tworzą razem prawdziwy koktajl wrażeń, który chce się spijać aż do osiągnięcia poziomu istnego binge gamingu lub nieskończonego grindu.

Trudno jednak uznać grind za pozytywny aspekt gry. Zauważyłem to dopiero po trzeciej dłuższej sesji, złapawszy się na tym, że nadal tkwię w pierwszej lokacji z niewielkim funduszem i ośmioma gębami do wykarmienia, zleceń jest zaś coraz mniej. A niestety przejście do następnego regionu wymaga daniny. Opieszałość w działaniach drużyny wiąże się z generowanymi kosztami (jedzenia, żołdu) i może nam zabraknąć środków na przekroczenie granicy. To swego rodzaju ekonomiczna pułapka, nad rozbrojeniem której twórcy od dłuższego czasu pracują, ale mimo to balans ekonomii wciąż jest chwiejny.

W tej piaskownicy sam określam zasady

Podobało mi się natomiast to, jak historia jest wpleciona w eksplorację. Początkowa lokacja stawia nas przed dylematem: stanąć po stronie imigrantów, którzy dopuszczają się przestępstw, czy zaskarbić sobie sympatię lokalnego burmistrza? I choć „głównofabularne” zadania istnieją i najczęściej gra lepiej wynagradza ich wykonanie, nie ma obowiązku podążania za nimi. Ani za żadnymi znacznikami.

Wartales

Rozwój drużyny odbywa się obok ważnych dla głównego wątku dialogów. Jeśli dana lokacja was nudzi, możecie spakować manatki i ruszyć do innej krainy. Wartales wynagradza jednak poznawanie całego regionu i praw nim rządzących, gdyż mnoży cele rozgrywki i oferuje najciekawsze misje. Eksploracja i przygody, które gracz chce przeżyć, są przedstawiane w bardzo naturalny sposób.

Bohaterowie znajdują się w różnych sytuacjach, np. odkrywają chowających się w samotnej wieży uchodźców. Tylko od gracza zależy, czy wyda ich strażnikom, czy weźmie ich stronę. Przed jednym takim wyborem stanąłem po kilku godzinach gry. Mogłem ocalić owiany legendą las w obawie przed upiorami lub pozwolić na wycinkę i wejść w zatarg z lokalną władzą. Proste i przyjemne, choć na minus należy zaliczyć fakt, że misje z tablicy ogłoszeń w tawernie są dość powtarzalne. Najczęściej sprowadzają się do wybicia bandytów, pozbycia się kolonii szczurów lub minibossa, który odznacza się jedynie większą żywotnością i solidnym pancerzem.

Piękny, milczący świat

Wartales pod względem graficznym również się broni. Gra wygląda dokładnie tak, jak klasyczne 20-letnie erpegi w naszych wyobrażeniach, gdy po raz pierwszy po nie sięgaliśmy. Drzewa łagodnie falują na wietrze, watahy wilków przemierzają świat, światło zmienia się w zależności od pory dnia, a zjawiska atmosferyczne wpływają na otoczenie. Jeśli chodzi o tryb walki, to można przyczepić się do nieco topornej animacji. Scenki wykańczania wrogów najbardziej rażą przez brak płynności interakcji między ciosem a jego efektem. Kreska jest poza tym niezwykle przyjemna.

Wartales

Różnorodne efekty dźwiękowe i muzyka również stoją na wysokim poziomie. Po pewnym czasie przeszkadzał – a momentami nawet irytował – brak voice actingu. Cisza była wręcz krępująca. Na szczęście wraz z patchem 1.0 bohaterowie i enpece przemówili.

Będę wracał

Wartales może i całościowo nie jest arcydziełem, bo cierpi na powtarzalność i niedopracowanie pewnych elementów, jednak dostarcza przedniej zabawy. Aż chce się zacytować Cursiana, który na redakcyjnym Discordzie ujął to tak:

Niby mam tej gry dosyć, bo ciągle to samo, ale ma w sobie coś, niech ją cholera.

Tytuł wyszedł z wczesnego dostępu i wiem już, że po napisaniu recenzji wrócę do tych średniowiecznych krain w klimacie fantasy parę razy. Ta gra wciąga, wszystko przebiega w niej harmonijnie, a do tego ma w sobie tyle zawartości, że mogę jej poświęcić jeszcze kilkanaście godzin.

W Wartales graliśmy na PC.

[Block conversion error: rating]

5 odpowiedzi do “Wartales – recenzja. Wesoła kompania podbija otwarty świat i moje serce”

  1. Od dawna na mojej wishliście. Grałbym gdybym tylko miał czas. Za dużo dużych premier i ciągle odkładam zakup…

  2. OryginalnySidorf 13 maja 2023 o 19:14

    Zapomniałeś wspomnieć, że można grać z poziomem trudności, który nie skaluje się do drużyny, a do regionu. Wtedy cały akapit „ZAMACH NA POSTĘP” można pominąć.
    Gra ma problem z grindem, ale on jest odczuwany dopiero na poziomach 7-9. Wcześniej poziomy idą szybko same z siebie, a później zazwyczaj mamy dostęp do manekina treningowego, więc też idzie dość szybko.
    Do wad dorzuciłbym słaby balans złodziejstwa – można ukraść przedmioty za 500 hajsu, a zapłacić karę 60. Tak samo można napadać na kupców( o czym autor recenzji nie wspomniał), nabrać sprzętu i znowu zapłacić jakąś małą karę lub wysłać jednego z najemników do więzienia.
    Szkoda też, że autor nie wspomniał o eksploracji ruin, co jest świetną zabawą. Do tego o przedmiotach „epickich”, które tam można znaleźć, a które mogą diametralnie zmienić sposób grania postacią.
    Ogólnie mam wrażenie, że autor nie tyle co nie przeszedł tej gry, co zrobił recenzję na podstawie pierwszego regionu, co jest trochę słabe jak na grę na prawie 100h. To tak jakby reckę Wieśka 3 zrobić na podstawie Białego Sadu.

    • No ja na podstawie białego sadu dałbym 10. Potem było tylko nudniej/więcej tego samego 😉

    • Dokładnie tak. Autor ewidentnie nie zagłębił się w rozgrywkę i nawet nie przeszedł kolejnego regionu, gdzie przykładowo przeciwnicy stosują już konkretne taktyki, więc odpada argument o powtarzalności walk. Plus poziom trudności daje wtedy w kość. No chyba że się wybierze tryb ze skalowaniem, który jest przecież dokładnie opisany przy starcie nowej gry… Wyjątkowo mało rzetelna recenzja.

  3. 25 godzin to niezły czas na przejście gry, nieco powyżej optimum. Kolejna ofiara przedłużonego ea – gra rosła tak długo, aż się przerosła i stała się za długa, tak jak everspace 2 na ponad 50 godzin. Dobrze, że tutaj chociaż jest tylko połowa tego czasu i gra jest sporo tańsza. Aczkolwiek na howlongtobeat podają 50h właśnie na eksplorację main+poboczne misje.
    Niemniej nie przekonuje mnie ta recenzja do zagrania. Gra wygląda na sandbox, bez pomysłu na kampanię i bez fabuły. Ot chodzisz mobkami i bijesz inne mobki w kółko. Ponadto najpierw autor pisze, że nie przegrał żadnej walki, bo wrogowie nie atakują postaci z małą liczbą HP, a potem, że łatwo można uzupełnić straty – czy dobrze rozumiem, że straty jednak były, ale walki nadal były wygrane?
    P.S. Dobra recenzja, zamiast opiewać nieistotne głupoty opowiada konkretnie jak się w tą grę gra i co jest w niej przeciętne.

Dodaj komentarz