Wrzucamy wyższy bieg – recenzja F1 23

Wrzucamy wyższy bieg – recenzja F1 23
Świat się zmienia. Prawdy, które kiedyś uważaliśmy za niepodważalne, przemijają. Rok temu sądziłem, że od momentu przejęcia Codemasters przez EA seria F1 będzie staczać się po równi pochyłej. A tu taka niespodzianka!

Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko tyle, że zeszłoroczna odsłona serii, a więc pierwsza, którą Mistrzowie Kodu przygotowali od początku do końca pod auspicjami EA, nie nastrajała optymistycznie. I to chyba eufemizm, bo chociaż serce gry, jej podstawowe zasady czy sposób prowadzenia pojazdu i odwzorowanie sił działających na bolid pozostawały z grubsza w niezmienionej formie od kilku lat, to w F1 22 zawodziło wiele innych elementów, a stręczenie graczowi na każdym kroku płatnych dodatków kosmetycznych osiągnęło częstotliwość wprost nieznośną. Na szczęście ten etap mamy za sobą.

F1 23

I nie znaczy to, że F1 23 przeszło jakąś drastyczną rewolucję. Przeciwnie, mam wrażenie, że gra po prostu wróciła w miejsce, w którym znajdowała się dwa lata temu, wprowadzając przy okazji kilka drobnych usprawnień.

W poprzednim sezonie Formuły 1…

Tym, którzy z grami F1 autorstwa Codemasters nie mieli wcześniej styczności, powinienem wyjaśnić, że produkcje te niemal od początku próbowały wypełnić na pozór trudną niszę, tzn. zarówno spełnić oczekiwania jako symulatory najpopularniejszej serii wyścigowej na świecie, jak i dostosować się do potrzeb przeciętnego fana Formuły 1, który nie posiada drogiej kierownicy i jeśli sięga po racery, to zazwyczaj te bardziej zręcznościowe. I – moim zdaniem – robiły to od dobrych paru lat naprawdę wyśmienicie. Może nie były to tytuły na miarę iRacingu czy rFactora, nikt nie twierdził, że otworzą najlepszym graczom drogę do kariery w sportach motorowych, ale każda część potrafiła na przestrzeni kilkudziesięciu czy kilkuset godzin przerobić kompletnego laika i fana arcade’owych ścigałek w eksperta od F1, rozumiejącego, jak dobrać odpowiedni balans hamulców i jak ustawić ciśnienie w oponach, by pasowało do charakterystyki toru.

F1 23

Miało to oczywiście swoją cenę, model jazdy stawał się coraz bardziej wyrafinowany, a opowieści o tym, jak to z serii F1 można czerpać przyjemność, grając nawet na klawiaturze, trzeba było już dawno temu włożyć między bajki – bez jakiejś formy analogowego sterowania produkcje okazywały się kompletnie niegrywalne. Ale to tyle ogólników, bo pewnie – niczym Pastor Maldonado na torze Spa w 2012 roku(*) – nie możecie już usiedzieć w miejscu i chcecie dowiedzieć się czegoś o F1 23.

(*) Maldonado zaliczył podczas Grand Prix Belgii jeden z najbardziej kuriozalnych falstartów w historii nie tylko Formuły 1, ale też wszystkich sportów motorowych.

Gra jak z Netfliksa

Zacznijmy więc od tego, że powróciła Droga do sławy. Tym razem jest odrobinę krótsza, bo trwa około ośmiu godzin, ale chyba też bardziej treściwa. W ramach kampanii po raz kolejny wejdziemy w buty znanego z F1 21 Aidena Jacksona, rozgrywając w jego imieniu wyścigi lub ich najbardziej emocjonujące fragmenty. Nasz kierowca to już nie kompletny żółtodziób, ale jego plan – wydawałoby się zaklepany dwa lata temu – by z jednego ze słabszych zespołów (w zależności od wyboru gracza był to Williams, Alfa Romeo lub Alpha Tauri) przejść do którejś z topowych stajni (Mercedes, Ferrari i Red Bull), spalił na panewce. I tak oto Jackson utknie w borykającym się z problemami finansowymi fikcyjnym teamie Konnersport, a jego partnerem okaże się – no jakżeby inaczej – ulubiony czarny charakter serii, czyli Devon Butler. Tu zresztą mała ciekawostka: gra kilkukrotnie zmienia perspektywę przedstawiania zdarzeń i pozwala prowadzić bolid właśnie jako enfant terrible Formuły 1. Ba, tym razem wcielimy się nie w dwóch, ale w troje zawodników, gdyż do Jacksona i Butlera dołączy też Callie Mayer, kierowczyni Formuły 2, marząca o występie w najwyższej serii wyścigowej. A jeśli stęskniliście się za emerytowanym Casperem Akkermanem, to pragnę was uspokoić – on również powróci, choć nie usiądzie za kółkiem.

F1 23

Pod względem fabularnym nowa Droga do sławy okazuje się nieco ciekawsza od tej, jaką Codemasters zaserwowało nam dwa lata temu. Historia tym razem jest wielowątkowa, a mimo że okazjonalnie razi lekką naiwnością, to potrafi też bawić – szczególnie że główna oś konfliktu nawiązuje do rzeczywistych wydarzeń. Każdy, kto ma choćby podstawowe pojęcie na temat kulisów prowadzenia zespołów F1, zapewne odnajdzie w Davidoffie Butlerze – ojcu wspomnianego wcześniej Devona i głównym sponsorze Konnersportu – wiele cech jak najbardziej realnego właściciela stajni Aston Martin, czyli Lawrence’a Strolla (prywatnie ojca kierowcy tego zespołu, Lance’a Strolla). Nie jest to może portret idealny, a jeśli spojrzeć na synów tych dwóch postaci, to trudno zaprzeczyć, że prawdziwy Lance jest sympatyczniejszy od swojego fikcyjnego odpowiednika (choć i ten pokaże w grze trochę bardziej ludzkie oblicze). Tym niemniej tego typu smaczki fani Formuły 1 na pewno docenią. Mnie najwięcej radości dostarczało przeglądanie reakcji, jakie – w odpowiedzi na moje wyczyny na torze – znani komentatorzy i influencerzy ze światka sportów motorowych zamieszczali w symulowanych przez grę serwisach społecznościowych.

Formuła dla początkujących

Ale choć sporo mi się w tym trybie podoba, choć fabularnie Droga do sławy jest całkiem ciekawa, a prerenderowane cutscenki prezentują naprawdę znakomitą jakość i świetnie nawiązują do popularnego serialu Netfliksa „Jazda o życie”, to parę rzeczy jednak w tej minikampanii zawodzi. Spodziewałem się chociażby większej różnorodności scenariuszy do rozegrania w trakcie wyścigów. A tu raptem tylko raz trafiła nam się konieczność obrony pozycji z uszkodzonym bolidem, a poza tym to już jedziemy zestawem standardowym – trzeba albo zająć określoną pozycję w wyścigu, albo dogonić konkretnego kierowcę. Trochę rozśmieszył mnie fakt, że Droga do sławy – w przeciwieństwie do trybu kariery, o którym jeszcze powiem – nie wprowadziła poprawek aktualizujących jakość poszczególnych bolidów. Wiem, że to mało emocjonujące, gdy Red Bull wszystko wygrywa, ale widok kierowców Ferrari na najwyższym stopniu pudła albo Fernanda Alonso walczącego w środku stawki będzie zgrzytał każdemu, kto ogląda na bieżąco wyścigi.

F1 23

Lecz największym problemem Drogi do sławy jest co innego – poziom trudności, a raczej brak możliwości podkręcenia umiejętności kierowców sterowanych przez sztuczną inteligencję. Rozumiem intencję, która stała za tą decyzją – ta minikampania ma być wprowadzeniem dla nowych graczy i twórcy nie chcieli ich szokować ogromną liczbą parametrów do ustawienia, pozostawiając to dla trybu kariery. Ale dla każdego, kto spędził z poprzednimi częściami choć trochę czasu, Droga do sławy okaże się po prostu zbyt łatwa. 

To samo można powiedzieć o nowym trybie F1 World, przypominającym trochę Ultimate Team z serii FIFA. To alternatywny sposób zabawy, w którym ścigając się, odblokowujemy ulepszenia własnego bolidu i różne kosmetyczne bzdety. I wszystko fajnie, ale poziom trudności jest ustawiony odgórnie i każdy średnio zaawansowany gracz wynudzi się jak mops, zanim F1 World zacznie stanowić dla niego jakiekolwiek wyzwanie.

F1 23

Po staremu

Na szczęście samo „mięsko” gier Codemasters, czyli kariera, już na tę przypadłość nie cierpi. Bo wszystko jest… po staremu. Mamy możliwość ścigania się z innymi entuzjastami sportów motorowych w sieci, możemy wcielić się w trybie kariery w pojedynczego kierowcę F1 (zaczynając od rozegrania kilku wyścigów w Formule 2) albo pobawić się w co-opie, jeśli kolega lub koleżanka zechce nam partnerować. I wreszcie gra daje sposobność, by spróbować swych sił w równoległym ściganiu się i zarządzaniu własną stajnią. W zasadzie trudno wiele o tych trybach powiedzieć, siłą rzeczy człowiek musiałby powtórzyć to, co o grach Mistrzów Kodu pisze od lat, bo innowacje można policzyć na palcach jednej ręki mechanika, który nie radzi sobie z kluczem pneumatycznym.

Dość powiedzieć, że najbardziej rzucił mi się w oczy brak wywiadów przeprowadzanych przez Willa Buxtona. Jednego z prezenterów oficjalnego kanału Formuły 1 zastąpiła Natalie Pinkham, komentatorka Sky Sports. I choć Buxtona bardzo lubię, to nawet by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie fakt, że model Pinkham w grze ktoś chyba robił z pamięci, bo nie jest łatwo ją rozpoznać. Ale akurat facjaty to Mistrzom Kodu już w poprzednich odsłonach gry wychodziły dziwacznie, a na miejscu kilku kierowców zakazałbym używania swojego wizerunku, gdyż czasem modele balansują na granicy karykatury.

F1 23

Jazda, jazda, jazda!

No dobrze, wszystko to jednak drobiazgi, pora przejść do gwoździa programu, czyli odpowiedzi na pytanie, jak prowadzi się bolid F1. A zmiany, które zaszły w tej części, są naprawdę bardzo zachęcające. Zeszłoroczna odsłona, przy wszystkich swoich wadach, przynajmniej nie skopała symulacji. Nie zrobiła też tego F1 23, przeciwnie – wydaje mi się, że Codemasters udało się stworzyć najlepszy model jazdy z dotychczasowych gier w serii.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Aby nie być gołosłownym, przedstawię wam kilka rzeczy, które udało mi się zaobserwować. Zacznijmy od tego, co najbardziej rzuca się w oczy. Bolidy są teraz mocno nadsterowne, nawet na mniej realistycznych ustawieniach. Co więcej, korekta charakterystycznych uślizgów tylnych opon okazuje się stosunkowo prosta i możliwa do wykonania również na padzie. I nawet jeśli nie mamy tu do czynienia z wyrafinowaną symulacją, nawet jeśli silnik gry trochę nam pomaga, czyniąc opanowanie uciekającego tyłu łatwiejszym niż w rzeczywistości, to frajda jest z tego nieprzeciętna.

F1 23

Idąc dalej – zmieniła się krzywa utraty przyczepności przez opony. Jest teraz znacznie bardziej drastyczna, zwłaszcza na pierwszych kilku kółkach. Co więcej, miękkie „slicki” na 75% wytrzymałości generują o jakieś 5% mniej docisku do asfaltu. I to naprawdę można wyczuć. Ba, gra aż prosi się o to, by brać udział w wyścigach o pełnej długości, a nie w ich krótszych wariantach, które nie pozwalają czerpać korzyści z ryzykownych strategii na dodatkowy pit stop. Nawiasem mówiąc, mile zaskoczył mnie fakt, że bolidy sterowane przez sztuczną inteligencję też czasem poszukują w kwestii opon nietypowych rozwiązań. Ferrari na ogół z nimi nie trafia, co poczytuję za dodatkowy ukłon w stronę realizmu.

Posymulujmy

Z tymi oponami i strategiami to w ogóle mamy jeszcze wiele innych powodów do radości, bo – dla przykładu – przejściówki są teraz użyteczne na szerszym spektrum wilgotności toru, więc można eksperymentować z nimi już przy pierwszych oznakach deszczu albo próbować walczyć w ulewie. No i wreszcie gra zaczęła symulować zbieranie się na kółkach przeróżnych osadów: fragmentów trawy, żwiru czy gumy. Choć w teorii ten mechanizm istniał już w poprzedniej części serii, wzmocniono go 10-krotnie, dzięki czemu teraz ma rzeczywisty wpływ na zachowanie bolidu. Dotąd każdy gracz czuł się Maksem Verstappenem i mógł wyprzedzać w nietypowych miejscach – no bo co to za filozofia opóźnić hamowanie w odpowiednim momencie i wziąć jakiegoś ślamazarnego kierowcę tuż przed zakrętem? No więc okazuje się, że jednak takie łatwe to nie jest, bo każdy zjazd z linii wyścigowej na brudną część toru to hazard. Niejednokrotnie trzeba się potem przez kilkaset metrów męczyć z oponkami, co się ślizgają, jakby je ktoś skórkami od bananów oblepił. A gdy jeszcze dodamy do tego fakt, że – o ile nie gramy ze wspomaganiem – hamulce się często blokują, to pojmiemy, czemu odwaga tak często kończy się na ścianie albo przynajmniej poza torem.

F1 23

Odpuszczając już trochę te zachwyty, chciałbym wspomnieć o kilku poprawkach mniej rewolucyjnych, ale mile widzianych. Usprawniono zatem sztuczną inteligencję, która – inaczej niż w F1 22 – nie kultywuje już metody walki Bottasa z GP Węgier w 2021 roku, nazywanej w kręgach ekspertów od sportów motorowych „Koko dżambo i do przodu”(**). Zamiast tego AI – zwłaszcza na wyższych poziomach trudności – lubi się bawić w straszaka, tzn. na krótko przed potencjalnym nurkowaniem udaje, że chce nas zepchnąć, po czym dokonuje korekty i zostawia miejsce. I przyznam, że pierwsze kilkanaście takich manewrów zrobiło na mnie wrażenie i mimowolnie spuszczałem nogę z gazu (czy tam – technicznie rzecz biorąc – palec ze spustu). Potem już do tych zmyłek przywykłem.

(**) Podczas wyścigu na Hungaroringu w 2021 roku Valtteri Bottas doprowadził do gigantycznej kraksy, taranując cztery bolidy i uszkadzając w sposób pośredni kolejnych pięć.

Wielki sport, wielkie pieniądze

Mistrzowie Kodu najwyraźniej ubłagali szefostwo EA, żeby już na każdym kroku nie dźgać graczy po oczach ofertami kupna następnego DLC. Oczywiście tak do końca się nie udało, zastosowano tu chytry pomysł polegający na tym, że odblokowane przez nas w ramach postępu kaski, malowania bolidu czy okrzyki dostajemy dopiero, gdy zajrzymy do sklepiku, w którym EA będzie od nas chciało wyciągnąć kasę. Ale to i tak dużo lepsze rozwiązanie od stręczenia jakichś skórek, ubrań i innego badziewia w co drugim menu – jak w poprzedniej części gry.

F1 23

W ogóle w paru miejscach jeszcze EA swoje piętno odcisnęło. Wnerwiało mnie ciągłe pobieranie i wysyłanie danych przez internet, co spowalniało przemieszczanie się przez menu. Nie po to zainstalowałem F1 23 na najszybszym z moich „esesdeków”, by czekać, aż gra w sprawie każdego drobiazgu porozumie się z serwerami. 

Typowe dla sportówek EA jest też to, że w menu przygrywają nam jakieś piosenki, które pewnie cieszą się popularnością, choć na mnie nie robią większego wrażenia. Może nie powinienem tak bardzo smęcić na rozpoznawalną muzykę w produkcjach sportowych, bo kiedyś mi się podobało, jak w Fifie grał Blur czy inna „Czambałamba”. Ale… to było dawno i nieprawda. A dla fana Formuły 1 najpiękniejszy dźwięk to ryk silnika (choćby V6, choć wiadomo, że wszyscy tęsknimy za V10), więc mogliby mi to puszczać na pętli, a nie jakieś współczesne szlagiery.

F1 23

Skoro o dźwięku mowa, to dodam, że w zasadzie nie zmieniło się wiele, gra jest jak najbardziej poprawna, a kto ma ucho do takich rzeczy, ten doceni kolosalną różnicę w odgłosach skrzyń biegów w bolidach F2 i F1. Jedyne, co mi się nie spodobało, jeśli idzie o udźwiękowienie, to fakt, iż w Drodze do sławy, wcielając się w różnych kierowców, ciągle słyszymy w słuchawkach tego samego inżyniera wyścigowego. Musi być gość człowiekiem orkiestrą, skoro podczas jednego Grand Prix obsługuje dwa bolidy naraz. Cóż, ktoś poskąpił na dodatkowego aktora głosowego.

Flaga w szachownicę

Co się zaś tyczy oprawy graficznej, to postęp nazwałbym raczej skromnym. Ot, bolidy są odrobinę ładniejsze, deszcz czasem pada intensywniej i „realistyczniej”, a ludzie – jak byli brzydcy, tacy pozostali (wyjąwszy, rzecz jasna, tych, którzy występują w prerenderowanych cutscenkach). Tradycja. Część osób narzeka na optymalizację i rwące się klatki. Cóż, ja grałem na RTX-ie 3060 Ti w rozdzielczości 1440p, ustawiwszy detale na wysokie albo bardzo wysokie, i żadnych problemów nie odnotowałem. Może miałem szczęście do sterowników.

F1 23

I to w zasadzie cały obraz gry. A może raczej – to, co można odnotować, spędzając z F1 23 dobre 40 godzin. Kontynuując metaforykę związaną z wyścigami Formuły 1, muszę stwierdzić, że Codemasters zaliczyło w zeszłym roku małą wycieczkę przez pas żwirowy, ale już wróciło na właściwy tor. I może produkcjach zebrała kilka rys, ale to, co ważne, udało się mechanikom naprawić.

Gdybym miał oceniać sam model jazdy, to bez wahania nazwałbym F1 23 najlepszą odsłoną tej serii. Lecz choć to, ile radości daje ściganie się na torze, jest dla tego rodzaju gry najistotniejsze, to nawet takie drobiazgi jak źle dobrany poziom trudności w minikampanii fabularnej i trybie F1 World potrafią popsuć ostateczny obraz produkcji. To powiedziawszy, uważam, że nowe dzieło Mistrzów Kodu stanowi powrót do dawnej formy. I inaczej niż w przypadku ostatniej części F1 23 mogę fanom sportów motorowych oraz dobrych ścigałek polecić bez zastrzeżeń. To naprawdę świetna zabawa na długie godziny. Jednocześnie mam też nadzieję, że – skoro już odbiliśmy się od dna – kolejna odsłona będzie jeszcze lepsza.

W F1 23 graliśmy na PC.

[Block conversion error: rating]

3 odpowiedzi do “Wrzucamy wyższy bieg – recenzja F1 23”

  1. Kurcze, ostatnia część, którą kupiłem to ’21, a i tak pograłem może ze 30 minut. Muszę nadgonić straty i zabrać się za przejście ’21, kupić i nadrobić ’22, i w końcu kupić i zabrać się za ’23

    • Radziłbym F1 22 pominąć. Najsłabsza część od kilku dobrych lat. F1 23 jest dużo lepsza.

  2. fanboyfpsow 26 lipca 2023 o 08:38

    Dla mnie z f -1 Jest jak z fifą.. Nie wiele znaczących zmian zaktualizowane nowe Teamy Ewentualnie dodany jakiś jeden lub 2 tory i nowa paczka DLC ze Skinami cieszynkami itd Dobrze że tutaj nie jest Tryb single Dodany jako dodatkowe DLC i ta cena 349 zł no ktoś tutaj oszalał. Może zagram jak będzie dostępne w Gamepass w ramach EA Play.

Dodaj komentarz