Wyćwicz mózg. Recenzja Big Brain Academy: Brain vs. Brain
Wreszcie! Gra, która powie mi, czy jestem mądrzejszy od piątoklasisty.
Z perspektywy polskiego gracza, który (uogólniając, rzecz jasna) dopiero niedawno zaczął się interesować grami Nintendo, złote czasy firmy trwają od premiery Switcha. Wystarczy jednak spojrzeć w liczby (albo pamiętać – pozdrawiam podobnych mnie staruszków!), żeby wiedzieć, że taką erą przepychu i dominacji koncernu z Kioto były czasy DS-a i Wii. To właśnie w tym okresie odkrył on całe dziesiątki milionów graczy niedzielnych. Kiedy core’owi fani firmy czekali na nowe trójwymiarowe przygody Mario albo Samus Aran, ich każualowi kuzyni z obłędem w oczach rzucali się na przykład na gry sprzedawane pod płaszczykiem aplikacji trenujących mózg.
Jedną z takich serii – stworzoną przez samo Nintendo i wydaną właśnie na DS-ie i Wii – było Big Brain Academy, którego nowa część trafiła na Switcha. Choć od poprzedniej odsłony minęło 14 lat, warto pamiętać o tym rodowodzie.
Galaxy brain
Wyjaśnijmy sobie najpierw, czym mózgoakademia jest. To właściwie seria minigierek, które skupiają się na przeróżnych, konkretnych przeszkodach dla naszych szarych komórek. Niektóre sprawdzają pamięć, inne spostrzegawczość, umiejętność szybkiego liczenia obiektów albo odejmowania liczb.
Big Brain Academy: Brain vs. Brain już na początku wita nas wyborem: single albo multi. Brzmi to banalnie, ale wspominam o tym dlatego, że ocenę tej gry należy rozpatrywać właśnie w dwóch kategoriach. Zupełnie inaczej radzi sobie jako swego rodzaju imprezówka (tego dotyczy podtytuł – „mózg kontra mózg”), a inaczej jako taki „trener mózgu” dla jednego gracza.
Ja najpierw przećwiczyłem grę w multi na telewizorze – i odczucia miałem raczej pozytywne, ale bez zachwytu. Trudno uciec od bezpośrednich porównań do Mario Party Superstars, które też opiera się na krótkich minigierkach i zostało wydane przez tę samą firmę w podobnym czasie – a w takim porównaniu Brain vs. Brain wypada po prostu blado. Konkurencje są mniej zróżnicowane, no i do nich zabawa się ogranicza – nie ma niczego większego, co by je spajało w „imprezę” (jak plansze w Superstars). Aha, można też zmierzyć się z „duchami” innych graczy online, ale ta opcja z oczywistych względów jest jeszcze mniej atrakcyjna niż lokalne multi.
Tryb singlowy uświadomił mi jednak, że zacząłem od niewłaściwej strony – pomimo mylącego tytułu jest to przede wszystkim produkcja dla pojedynczego gracza. A przynajmniej jako taka o wiele lepiej się sprawdza, bo przesuwa wtedy nacisk z konkurencji na bicie własnych rekordów, co nieporównywalnie bardziej pasuje do obecnych tu minigier.
A o jakich właściwie minigrach mowa? Na przykład: kawałeczek po kawałeczku pojawia się zdjęcie zwierzęcia, a my musimy wybrać, która z czterech opcji (przykładowo: kot, zebra, owca, foka) jest właściwa. Albo: pojawiają się coraz większe liczby (na coraz krótszą chwilę) i musimy je wprowadzić na kalkulatorze. Albo: której liczby należy się pozbyć, żeby suma pozostałych wynosiła 14? I tak dalej.
Trening bani, trening tani
Co istotne, w trybie handheldowym, zarówno w singlu, jak i lokalnym multi (kładąc Switcha na płasko na stole), możemy grać dotykowo. Normalnie wzruszyłbym na to ramionami, ale prawie każda minigra sprowadza się tu do wybierania właściwej opcji pod presją czasu – jak w takim przyspieszonym teście na IQ – i dotyk jest zwyczajnie szybszą, wygodniejszą i przyjemniejszą opcją niż przyciski. To o tyle ważne, że duża część przyjemności płynącej z Brain vs. Brain wynika między innymi z tego, jak błyskawiczne są tu pojedyncze rundy.
Nie jest to gigantyczna gra – i pewnie dlatego została już na premierze wyceniona znacznie niżej niż standardowe produkcje Nintendo. Drobne urozmaicenia (pokroju zdobywanych akcesoriów dla naszej postaci) nie sprawią, że nie znudzi się wam po kilku, może dziesięciu godzinach (chyba że jesteście jak Witold, który mówi, że „rozważa zakup Nintendo Switch Online dla tej gry” – uznajcie to za dodatkową minirecenzję). Nie mam też pojęcia, czy tego typu aplikacje rzeczywiście ćwiczą mózg – postęp wynika tu często np. z tego, że szybciej rozpoznajemy znajome już kształty, niż kiedy widzieliśmy je pierwszy, drugi czy trzeci raz. Wyobrażam sobie jednak, że to bardzo fajna rzecz dla dzieciaków – no i na wysokich poziomach potrafi stanowić wyzwanie również dla dorosłego, a wykręcanie coraz wyższych wyników jest autentycznie wciągające.
PS Należy się pochwała za to, że można wyłączyć wyświetlanie robaków – dla mnie to nie problem, ale każdy tego typu ukłon w kierunku osób z fobiami to dobry ruch.
Ocena
Ocena
Big Brain Academy powraca w niezłym stylu – to wciąż prosta, ale przyjemna i angażująca zabawa, która przy okazji ćwiczy mózg. Być może. Przydałaby się opinia lekarza.
Plusy
- edukacja dla dzieci
- wyzwanie dla dorosłych
- przyjemna warstwa audiowizualna
Minusy
- przydałoby się więcej minigier
Redaktor naczelny CD-Action. Zagraj w Unavowed.