XCOM: Chimera Squad – recenzja
Historia lubi się powtarzać, a do Chimera Squad idealnie pasuje określenie często używane pod adresem zrywającego z przeszłością Enemy Unknown z 2012 roku. Kontrowersyjne.
Nim jednak o owych kontrowersjach, chciałbym twórców Chimery na samym początku… pochwalić. Docenić sporą dozę odwagi, próbę pójścia pod prąd i zaproponowania czegoś nowego. Pomimo skromnej ceny (do 1 maja można ją kupić za 45 złotych) oddali w nasze ręce tytuł nadspodziewanie rozbudowany, a przy tym wprowadzający do znanej z poprzedniczek formuły sporo zamieszania.
To, że nie zaserwowano nam jedynie odgrzanego kotleta, może przy tym paradoksalnie najbardziej rozczarować największych fanów, którzy w dniu zapowiedzi produkcji (zaledwie 10 dni przed premierą) skakali z radości pod sufit, ciesząc się tak miłą niespodzianką. Wydany z okazji 26 urodzin serii twór, Firaxis zaadresowało niestety nie tyle do nich, co wszystkich tych, którzy na Enemy Unknown czy „dwójkę” patrzą jak na bardzo złożone, trudne do ogarnięcia strategie.
Złośliwie można by stwierdzić, że ponownie cofamy się w rozwoju, bo przecież już powrót serii w 2012 roku stał pod znakiem uczynienia jej bardziej przystępną nowicjuszom… ale niech tam, i tak jestem uśmiechnięty, bo nowy XCOM pojawił się znienacka i dalej jest to bardzo dobra gra.
Skala operacji
Zamiast planety mamy pojedyncze miasto. Znane z Enemy Unknown wskaźniki poparcia kolejnych państw dla projektu XCOM i niefortunny pasek zagłady z dwójki zastąpił wskaźnik anarchii szerzącej się w dzielnicach City 31. Obrazowana przez „A w kółeczku” doktryna ma się natomiast w tych trudnych czasach nadzwyczaj dobrze z tego względu, że nie wszyscy chcą respektować warunki ugody zawartej po najeździe Obcych na Ziemię.
Z perspektywy czasu trudno wskazać zwycięzców tamtej batalii. Ludzkość, chcąc mieć w tej wojnie szansę, próbowała latami doskoczyć do poziomu technologicznego obcej cywilizacji, co doprowadziło w efekcie do wygrania wojny, ale też przesiąknięcia obcą kulturą. Żadna z frakcji nie była na tyle silna, by wybić drugą – to zmusiło ich do nauki życia razem. Jak to jednak bywa, nie każdemu aż tak dalece posunięta wielokulturowość odpowiada.
By upilnować nowego porządku, powołana zostaje więc jednostka Chimera. Oddział składa się zarówno z dawnych żołnierzy XCOM, jak i istot pozaziemskich, również tych pełzających. Sami będziecie mogli teraz przykładowo pozbawić oponenta tchu, oplatając się wokół niego jako wąż. Między głównymi misjami znajdziemy w bazie również całkiem sporo zadań pobocznych czy sprzętu do odblokowania, ulepszymy również statystyki żołnierzy – wszystko oczywiście podane ze sporą dozą uproszczeń.
Asceza bitewna
Sporo widać ich również na polu walki. Weteranów z pewnością zaboli na początku fakt, że odwiedzane przez nas lokacje są dość skromnych rozmiarów, a każda misja to najczęściej kwestia kilku minut. Do tego w imię uczynienia całości bardziej przystępną, nieco odebrano nam swobodę ruchów – zarówno w kwestii przemieszczania się po mapie, jak i decydowania o kolejnych działaniach na polu walki. Nie wątpię w dobre intencje autorów, jeżeli jednak nie zaliczacie się do nowicjuszy, podczas zabawy poczujecie się nieco dziwnie.
Każde zadanie rozpoczyna się teraz tzw. wejściem. Do pomieszczenia z przeciwnikami prowadzą najczęściej 2-3 różne przejścia, a gracz na początku ustawia przy nich żołnierzy. Niektóre wymagają materiałów wybuchowych lub giętkiego ciała (szyby wentylacyjne). Po sforsowaniu przejścia, nim postaci automatycznie dobiegną do najbliższych osłon, możemy niczym w Rainbow Six zadać pierwsze ciosy.
Wstępne ostrzelanie mocniejszych przeciwników lub oplucie ich kwasem pozwala na starcie zyskać nieco przewagi, ale również oponent ma później chwilę na to, by się odgryźć. Większość misji składa się z kilku oddzielnych segmentów (zwanych spotkaniami) i zamiast płynnego ruchu pomiędzy pokojami, za każdym razem w taki właśnie sposób do nich „wchodzimy”.
To ponownie ukłon w stronę niedzielnych graczy – zamiast restartować poziom, możemy cofnąć się na początek rozgrywanego właśnie fragmentu. Przy tym liczba kontrolowanych jednocześnie przez gracza jednostek została ograniczona do czterech, a w razie niedyspozycji któregoś z nich, możemy przywołać androida z transportera w roli sekundanta.
Odbieranie kolejki
Zaraz potem następuje z grubsza to samo, co znamy z poprzedniczek. Wciągające ostrzeliwanie wrogów w turach i oglądanie efektownych animacji (oczywiście wraz ze znanymi już na wylot błędami silnika graficznego). Od razu zauważamy jednak, że paski zdrowia gracza oraz oponentów wyszczuplały, a do tego zmienił się schemat ruchów. Teraz nasze postacie wykonują je naprzemiennie z oponentami.
Na początku ciężko było mi przywyknąć do tego rozwiązania. Potwornie utrudnia np. stabilizowanie poległych kompanów i zabija sens przemieszczania się po planszach. Po paru walkach zrozumiałem jednak, że to kolejny patent developerów na wyeliminowanie z zabawy tego przebrzydłego myślenia. Niczym kosmita z grafiki promocyjnej przyłożyłem do skroni dwa palce i w mig pojąłem, że jeżeli ogłuszę lub zabiję wykonującego zaraz po mnie turę oponenta, już swojego ruchu nie wykona. A kosmicie będącemu na szarym końcu kolejki zdążę jeszcze skopać tyłek.
Chimeryczny
Trudna sprawa z tym Chimera Squad. Niełatwo być bowiem rozczarowanym grą, która po prawdzie i tak jest wielką niespodzianką, a ponadto wciąż daje sporą dawkę radości. Rozumiem też zamysł przyciągnięcia przed ekrany nowych fanów. Pytanie jednak, czy rzeczywiście będą oni stanowić głównych nabywców tej produkcji. Być może faktycznie skusi ich dobra cena. Pograją, zobaczą, że taka formuła zabawy naprawdę potrafi wciągnąć i zechcą zobaczyć coś bardziej rozbudowanego. To słuszna idea.
Wiernym fanom zaś powiem, że lepszego XCOM-a i tak w tym roku nie zobaczycie. Choć uproszczony i niewymagający przesadnie myślenia, wciąż potrafi ubarwić szary dzień i wywołać syndrom jeszcze jednej tury.
Co do oceny końcowej to… dodajcie/odejmijcie punkt w zależności od oczekiwań.
OCENA: 7
Grywalność: 7
Wideo: 8
Audio: 8
Plusy:
+ Więcej takich miłych niespodzianek
+ Wciągająca i całkiem świeża
+ Koncepcja fabularna
+ Sporo zawartości za dobrą cenę
+ Może zapewnić serii nowych fanów
Minusy:
– Czy naprawdę trzeba robić z gracza (aż takiego) głupka?
– Przystępność kosztem swobody
Czytaj dalej
Gracz, redaktor, inżynier i podróżnik w jednym. Lubię gry, które po prostu sprawiają przyjemność i nie silą się na udowadnianie, że są sztuką.