8
16.08.2023, 09:39Lektura na 11 minut

Zelda? Baldur’s Gate 3? Dave the Diver to gra roku! [RECENZJA]

Nurkowanie, sushi, nurkowanie, sushi, marchewka i bakłażan, nurkowanie, sushi, kury nioski, łowisko, nurkowanie, sushi… I tak dzień w dzień do 5.00 rano. Cieszę się, że skończyłem już Dave the Diver, bo to największy pożeracz czasu w 2023 roku.


Tomasz „Ninho” Lubczyński-Wojtasz

Rzadko zdarza mi się grać na pececie, ale tym razem zrobiłem wyjątek – na tę produkcję czekałem bowiem od zobaczenia jej po raz pierwszy we wczesnym dostępie u irlandzkiego youtubera o nicku Call Me Kevin. Nie spodziewałem się jednak, że gdy w końcu zanurzę się w wielkiej rozpadlinie Blue Hole, to zatopię się w niej na całego i przejdę Dave The Diver w przeciągu tygodnia, nabijając ok. 50 godzin. Podczas obcowania z fauną i florą w głębinach morskich wiedziałem już, że nie jestem odosobniony w miłości do grubawego nurka, którym w tytule Mintrocket sterujemy. W zaledwie 10 dni od premiery grę kupił ponad milion osób, a 97% recenzji na Steamie to pozytywy. Skąd wziął się fenomen? Według mnie to oczywiste – koreański „indyk” może się poszczycić jedną z najbardziej wciągających i najlepiej rozwijanych wraz z postępami gracza pętli gameplayowych.

Dave the Diver
Dave the Diver

Początkowo jesteśmy bowiem jedynie nurkiem za dnia, a kelnerem po zmroku. Szybko obie aktywności stają się coraz bardziej skomplikowane: w wodzie zostajemy na dłużej i schodzimy jeszcze głębiej, w barze sushi musimy radzić sobie ze stale zwiększającą się popularnością, a co za tym idzie liczniejszą klientelą. Już to samo w sobie wystarczyłoby do stworzenia wciągającej produkcji na kilkanaście godzin. Tymczasem za każdym razem, gdy wydawało mi się, że rozgrywka jest już kompletna, Mintrocket proponowało kolejne aktywności, które odciągały mnie od aktualnych obowiązków (tak w wirtualnym, jak i realnym świecie). I ani przez moment nie miałem poczucia przesytu, wręcz przeciwnie – pomimo iż wiele atrakcji było opcjonalnych, to poświęcałem im czas dobrowolnie, wydłużając jeden dzień z życia Dave’a z początkowych 10 minut do ponad godziny. Dave the Diver to oczywiście żaden ideał. Niemniej trudno uznać jego problemy za poważne, skoro na ponad tydzień wszystko kręciło się u mnie wokół dwóch rzeczy, których nie lubię – pływania(*) i sushi.

(*) W tym przypadku bardziej adekwatne byłoby napisanie: „Czynność, której wykonywać nie potrafię”.


Być jak właściciel firmy w Polsce

Akurat tytułowy nurek szanuje obie powyższe kwestie, a przez zbieg okoliczności zajmuje się nimi zawodowo. Można powiedzieć, że jest jak typowy właściciel małej działalności gospodarczej w naszym kraju – od rana do wieczora pracuje, a nocą… dalej pracuje. Tyle że dzień spędza pod wodą, łapiąc ryby, by po zmroku serwować je w postaci sushi i tym podobnych przysmaków gościom restauracji. W jaki sposób dał się w to wmanewrować? Wszystkiemu winna wrodzona dobroduszność – sterowany przez gracza bohater nie wykształcił w sobie nigdy asertywności. Kiedy więc jego znajomy z dawnych lat, Cobra, wkręca go do biznesu z surową rybą i ryżem w rolach głównych, nie oponuje. Gdy ktoś prosi go o odnalezienie śladów pradawnych Ludzi Morza, Dave również się zgadza. Gdy kto inny zleca mu znalezienie pięciu czerwonych rozgwiazd i 10 niebieskich muszelek… Zgadliście, mężczyzna wyrusza szorować po dnie morskim w poszukiwaniach nikomu niepotrzebnych „artefaktów”.

Dave the Diver
Dave the Diver

Trudno jednak mieć to Dave’owi za złe, skoro sam chciałem te wszystkie rzeczy robić. Dlaczego? Otóż większość aktywności wykonuje się niemal przy okazji, w trakcie głównej pętli gameplayowej. Skoro i tak nurkujemy w poszukiwaniu coraz to smaczniejszych ryb, czemu mielibyśmy nie zboczyć delikatnie z trasy, by wykonać inne zadanie? Takiemu meandrowaniu sprzyja roguelike’owy charakter podwodnej części gry – Blue Hole za każdym razem nieco się zmienia (na co zdają się wpływać trzęsienia ziemi w tym rejonie), a co za tym idzie wciąż odkrywamy nowe lokacje. Ponadto przy każdym nurkowaniu w innych miejscach spawnują się zarówno ryby, jak i wszelkie znajdźki: od broni i dodatkowych butli z tlenem, aż po gary wypełnione oliwą z oliwek czy sosem sojowym niezbędnymi przy późniejszym tworzeniu rollsów i innych dań kuchni japońskiej.

By to wszystko mogło dojść do skutku, jesteśmy już na starcie wyposażeni w podstawowy harpun, nóż i butlę z tlenem. Z biegiem czasu wszystko możemy ulepszać (w tym maksymalny udźwig), co sprawia, że początkowo – zdawałoby się – płytka rozgrywka nabiera głębi, a gracz wyznacza sobie cele, na które będzie zbierał wieczorem pieniądze. To kwestie dość istotne, bo im więcej przyniesiemy ryb, tym więcej upichcimy i tym samym zarobimy, jednak jeśli przeholujemy i zabraknie nam powietrza, wrócimy tylko z jednym wybranym przedmiotem. Dlatego też podstawowym atrybutem Dave’a okazuje się tlen – nawet podwójnie, bo gdy przychodzi nam walczyć z agresywnymi stworzeniami, służy również jako punkty życia, które tracimy przy otrzymywaniu obrażeń.

Dave the Diver
Dave the Diver

Więcej, więcej i więcej

Nie ma natomiast nic gorszego niż zawiedzenie szefa kuchni, Bancho, i przybycie wieczorem do baru z pustymi rękoma. Tam bowiem czeka nas ciąg dalszy harówki – przed otwarciem restauracji musimy przygotować menu. Nowych przepisów uczymy się z czasem, możemy je również ulepszać, co jednak wykorzystuje zapasy ryb. Kiedy już zdecydujemy się na konkretne dania, zaczynamy wydawkę: kucharz pichci wybrane przez gości jedzenie, a my – chcąc, by klient wyszedł od nas zadowolony i zostawił lajka w mediach społecznościowych – staramy się dostarczyć je przed upływem określonego czasu.

Przy okazji trzeba pilnować, by nie skończyło się wasabi, oraz nalewać zieloną herbatę, piwo lub drinki – roboty jest co niemiara. Zatrudniwszy dodatkowe ręce do pracy (co staje się możliwe po podniesieniu standardu lokalu), mamy wprawdzie nieco luźniej, ale personel należy szkolić, by był na odpowiednio wysokim poziomie. Za to z kolei musimy, a jakże, zapłacić. Analogia do polskiego przedsiębiorcy znowu pasuje jak ulał – zewsząd chcą od nas w Dave the Diver pieniądze, a doba z gumy nie jest. Na szczęście protagonista po pracy na dwa etaty każdego poranka budzi się rześki i ani myśli o zamknięciu swojej działalności.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Tomasz „Ninho” Lubczyński-Wojtasz

W CD-Action jestem od 2016 roku, wcześniej publikowałem m.in. w Przeglądzie Sportowym. W redakcji robiłem chyba wszystko – byłem sprzętowcem, prowadziłem działy info i zapowiedzi, szefowałem newsroomowi, jak i całej stronie. Następnie bezpieczną przystań znalazłem w social mediach, którymi zajmowałem się do końca 2022 roku, gdy odszedłem z CDA. Nie przestałem jednak pisać – wciąż możecie mnie więc czytać: zarówno na stronie www, jak i w piśmie.

Profil
Wpisów733

Obserwujących7
Dave the Diver
Ocena redakcji
9
Ocena użytkowników
-
Platformy
PC, MAC
Gatunek
-
Producent
-
Dave the Diver

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze