1
26.05.2025, 15:30Lektura na 8 minut

Nie tak miał wyglądać Oblivion. I nie mówię o remasterze, tylko o nieodżałowanym oryginale

Mimo przecieków remake Obliviona opanował internet. Cokolwiek by mówić, Bethesda i Virtuos zadbały o to, aby dziwność i pocieszna pokraczność produkcji sprzed 19 lat zostały zachowane. Jednakże nieliczni wiedzą, że Cyrodiil miało kiedyś wyglądać zupełnie inaczej i dużo… ekscentryczniej.


Jakub „Haverok” Szotarski

Nie ukrywam, że z serią The Elder Scrolls (a w szczególności z Morrowindem) łączy mnie wielka zażyłość. Spora w tym zasługa naprawdę pokręconego, wielowarstwowego świata, który umiejętnie flirtuje z ideą niewiarygodnego narratora, a wszelkie nieścisłości przypisuje subiektywizmowi fikcyjnych badaczy i naukowców czy zasadom, jakimi rządzi się tamtejsza kosmologia. 

Oczywiście wspomniana przeze mnie trzecia odsłona cyklu robi to najwyraźniej. Vvanderfell jest miejscem obcym i niepowtarzalnym, z fauną nieprzypominającą niczego, co widziałem wcześniej w grach. Choćby charakterystyczne grzyby czy kojąco „śpiewające” w oddali łaziki… no cudo. Na tym tle następny rozdział w historii kontynentu Tamriel, Oblivion, wypadał dość… bezpiecznie. Zielone lasy, pseudośredniowieczne miasteczka, a zamiast wielkich owadów i im podobnych dziwactw gobliny, ogry i minotaury. Jednakże prowincja Cyrodiil nie zawsze tak wyglądała, a za ten stan rzeczy odpowiadał głównie jeden człowiek: Michael Kirkbride

Nie ukrywam, że mieszkańcy wschodniego Cyrodiil byli w wyobraźni Kirkbride'a nieco bardziej barwni.
Nie ukrywam, że mieszkańcy wschodniego Cyrodiil byli w wyobraźni Kirkbride'a nieco bardziej barwni.

Burbon, fajki i kazania Viveka 

Kirkbride to postać dość (nie)sławna w fandomie Elder Scrollsów, człowiek wielu talentów: grafik, scenarzysta i projektant. I chociaż jego ścieżki z Bethesdą rozeszły się w okolicach Obliviona, wpływ, jaki miał na uniwersum, jest widoczny we wszystkich grach z serii (z ESO włącznie), począwszy od Daggerfalla. 

Nadal zresztą firma konsultuje się z Michaelem w sprawach lore, a i zdarza mu się coś napisać dla ZeniMaksowego MMO (aczkolwiek nie zawsze sygnuje prac swoim nazwiskiem). Na ogół są to książki, które możemy znaleźć w świecie, chociaż co jakiś czas postacie odnoszą się do wprowadzonych przez niego koncepcji, takich jak CHIM (w dużym uproszczeniu: stan podwyższonej egzystencji), Złamanie Smoka (diegetyczne wyjaśnienie retconów jako rozszczepienie linii czasowych) czy… yokudańscy mistrzowie miecza, potrafiący przecinać swoim orężem atomy. 

Mało rzymski ten strażnik. Przynajmniej spódniczkę mu dali...
Mało rzymski ten strażnik. Przynajmniej spódniczkę mu dali...

Oczywiście wokół Kirkbride’a narosło kilka kontrowersji, a jedną z najgłośniejszych była ta z 2018 roku, gdy ktoś udostępnił sfałszowany screenshot w stylu UESP (ogromnej, fanowskiej wiki dotyczącej The Elder Scrolls) rzekomo przedstawiający artystę pod wpływem LSD. Jak głosiła historia, miał on zamknąć się na parę dni z substancjami psychoaktywnymi, by napisać „36 lekcji Viveka”, zbiór sakralnych tekstów, możliwych do znalezienia w Morrowindzie. Sugerowano, jakoby Michaela po pięciu dniach nieobecności w biurze odwiedził Todd Howard i znalazł go w samej bieliźnie w stanie głębokiego haju. Dowodem na wybryki developera miało być zamieszczone zdjęcie, które okazało się pochodzić z satyrycznego teledysku autorstwa Kirkbride’a i jego przyjaciół. 

Kirkbride nie przepadał za tą plotką. Jak sam tłumaczył jednemu z redditorów w 2020 roku: „Wiecie, że to pochodzi z fotoszopowanego obrazka, prawda? Dajcie spokój. Tak czy inaczej, to wszystko kłamstwo. Opowiadałem już kiedyś, jak powstało 36 kazań: tydzień burbona, fajek i samotności”. O ile jednak Michael odgrywał kluczową rolę w kształtowaniu świata Morrowinda, o tyle wiele jego koncepcji zostało zmienionych, gdy rozpoczęto pracę nad czwartą odsłoną serii. Na nieistniejącym już forum powiedział nawet: „Cyrodiil miało być takie, jak opisano w pierwszym »Kieszonkowym przewodniku po Cesarstwie«. (…) Potem Todd obejrzał »Drużynę Pierścienia« i popełniono pewne błędy”

Niezależnie, czy to 2002, czy 2017... Lekcje Viveka pozostają tak samo dziwne i niepokojące.
Niezależnie, czy to 2002, czy 2017... Lekcje Viveka pozostają tak samo dziwne i niepokojące.

Ale głupi ci Cesarscy! 

No dobra, to znaczy jakie? I o co chodzi z tym przewodnikiem? Cóż, poza byciem książką w świecie gier PGE (bo tak określa się skrótowo „Pocket Guide to the Empire”) stanowił miły, drukowany dodatek do instrukcji nieco zapomnianego akcyjniaka z uniwersum Scrollsów – Redguarda z 1998 roku. Wypełniony został ilustracjami Kirkbride’a oraz opisami świata, które artysta opracowywał wspólnie z Kurtem Kuhlmannem, innym weteranem studia. To właśnie charakterystyczny styl grafik i szkiców Michaela, po raz pierwszy zaprezentowany szerszej publice, stał za znaczną częścią estetyki Morrowinda. 

Co więcej, w tej niepozornej książeczce zawarto także informacje dotyczące innych prowincji, w tym Cyrodiil. Graczom, którzy przesiedli się na Obliviona z poprzednich odsłon, na pewno wydało się ono mało… rzymskie, jak na to, co sugerowały poprzedzające czwartą odsłonę tytuły. Cóż, nie zawsze tak było. W przewodniku czytamy o krainie porośniętej gęstym lasem deszczowym, pokrytej starożytnymi świątyniami pamiętającymi jeszcze początki elfiej cywilizacji. Imperialne miasto miało imponować kolosalnymi rozmiarami i obejmować rozległe tereny z bagnami i mokradłami. W sercu Cesarstwa opisywanego przez autora działały różnorakie sekty, „zbyt liczne, by wymienić je wszystkie”, a ślady okupacji Akavirskich Potentatów dało się ujrzeć na każdym kroku. 

No i to są Rzymianie! Patrz, Asteriksie!
No i to są Rzymianie! Patrz, Asteriksie!

Dwie główne nacje – Nibenejczycy i Colovianie – także znacznie się od siebie różniły. Ci pierwsi, zajmujący wschód prowincji, mieli skłonność do przesady i krzykliwego ubioru z mnóstwem ozdób, popularnym elementem ich wyglądu były też skomplikowane tatuaże. To właśnie oni, poprzez umiłowanie do teatralnych rytuałów, stanowili trzon wspominanych już przeze mnie ugrupowań religijnych. Dla kontrastu: pochodzący z zachodu Colovianie to lud bardziej utylitarny, lojalny Cesarzowi i niemal spartański w podejściu do ornamentyki. 

Przyznacie chyba, że brzmi to dużo ciekawiej od ugrzecznionych fantasy Rzymian, których możemy spotkać we właściwym tytule. Poza zadufaniem w sobie (punktem wspólnym niemal każdej z grywalnych ras w świecie Elder Scrollsów) trudno przypisać ich oblivionowej wersji jakiekolwiek cechy kulturowe. Podział na Colovian i Nibenejczyków teoretycznie nadal stanowi część lore, ale dopiero Skyrim i Online próbują cokolwiek z tym robić. Słowo klucz: próbują. Co do architektury, to poza Imperialnym Miastem (które jest wręcz przerażająco sterylne) jako tako broni się Anvil, wyglądające najbardziej „rzymsko”. 

A dżungla? Cóż… z tym wiąże się dość zabawna kwestia. Znany fanom piątej odsłony serii jako bóg Talos, imperator Tiber Septim rzekomo użył swoich nadludzkich zdolności, by odtworzyć prowincję jako obecne w finałowej wersji gry łąki i równiny. Podobno zrobił to w obliczu katastrofy, jaka dotknęła Cyrodiil. I oczywiście, ponieważ to TES, zmiana dokonała się także retroaktywnie… a więc dżungla nigdy tam nie istniała… Z tym że zachowały się zapiski, a nieliczne długowieczne rasy nadal ją pamiętają. Zdezorientowani? Cóż, tak właśnie działa tzw. deep lore Elder Scrollsów – metanarracja i mitologia przybijają sobie piątkę niemal za każdym razem, kiedy trzeba wyjaśnić retcon. Jest to też jedna z głównych przyczyn, dla których tak bardzo kocham to uniwersum. 

A temu palantowi zawdzięczamy brak dżungli w prowincji! Dzięki za nic, Talosie! Niech Cię Otchłań pochłonie!
A temu palantowi zawdzięczamy brak dżungli w prowincji! Dzięki za nic, Talosie! Niech Cię Otchłań pochłonie!

Dziwności, dokąd zmierzasz? 

Kirkbride sam przyznawał, że przez wiele lat trudno było mu się przekonać do zmian poczynionych w Oblivionie. Z czasem polubił jednak ten tytuł i tłumaczył, że jeden z powodów trudniejszej relacji z czwartą odsłoną stanowiła mniejsza kontrola kreatywna w stosunku do Morrowinda. „Mniejsza” nie znaczy „znikoma”, co poświadczy choćby natura jednej z największych debat fanów cyklu. Dotyczyła ona tego, czy Pelinal Białoręki, którego zjawa pojawia się w dodatku Rycerze Dziewiątki, nie jest tak naprawdę rycerzem cyborgiem z przyszłości. 

Brzmi niedorzecznie? Cóż, w 2014 roku Kirkbride wypuścił niekanoniczną, postapokaliptyczną historię osadzoną w hipotetycznej, piątej erze na Masserze, księżycu Nirnu. Nazwał ją „C0DA” i opisywał jako „ostatnią opowieść mieszkańców Morrowinda”. Stanowiła zresztą komentarz do korporacyjnego pojęcia kanonu. Nagminnie burzy czwartą ścianę i bawi się formą, a co najlepsze – jest dostępna do przeczytania za darmo. Co ciekawe, ten eksperyment artystyczny dostrzegli twórcy Online’a, w efekcie czego Michael został zaproszony do napisania 37. kazania Viveka, gdzie ukryto adres prowadzący do strony zawierającej treść „C0D-y”. Jakby tego było mało, rzeczone kazanie trafiło do gry za sprawą dodatku pozwalającego graczom powrócić na Vvanderfell, w pewnym sensie historia zatoczyła więc koło. 

Mapa Cyrodiil nie zmieniła się aż tak bardzo, przynajmniej w kształcie.
Mapa Cyrodiil nie zmieniła się aż tak bardzo, przynajmniej w kształcie.

Bezpieczny, ale jednak kochany 

Część z was pewnie odniosła wrażenie, że wypowiadam się o Oblivionie z lekką pogardą, porównując jego obecny kształt do tego, czym gra mogła być, jednakże przyznam szczerze, że powrotem do Cyrodiil (nie licząc co najwyżej ceny) jaram się jak Kvatch podczas oblężenia. Mimo że to, co dostaliśmy wiele lat temu, znacznie odbiega od onirycznego stylu Kirkbride’a (i Kuhlmanna), nie ukrywam, że tęskniłem za tą wersją prowincji. Nawet za memicznymi, prowadzącymi nonsensowne debaty enpecami – przynajmniej teraz większość z nich może pochwalić się nie lada licem. Być może właśnie dolina niesamowitości, której poczucie wywołują, wpasowało się dobrze w dziedzictwo serii, tylko na powierzchni przypominającej zwyczajne fantasy? 

Poza tym rozumiem też, dlaczego zdecydowano się na bezpieczniejszą estetykę, możliwe, że bez niej Oblivion i Skyrim nie dotarłyby do tak szerokiego grona odbiorców. Z ogromnym szacunkiem, jakim darzę Morrowinda, wiem, że mimo bycia produkcją nagradzaną jego sukces okazał się raczej niszowy w porównaniu z następnymi tytułami. O ile oczywiście cztery i pół miliona sprzedanych egzemplarzy można nazwać niszowym sukcesem. 

Cieszę się jednak, że mamy niewymagający modów sposób na powrót do Cyrodiil i że kolejne pokolenie zaczyna poznawać ten tytuł. Mimo bezpiecznej i sterylnej otoczki dziwność, którą zostawił po sobie Kirkbride, nadal jest obecna w serii. Trzeba się po prostu dogryźć do nadzienia. Szczerze mówiąc, z radością obserwuję nowych graczy powoli odkrywających sekrety uniwersum pochowane w księgach i zwojach. Ciekawe, ilu z nich ogarnie, że wszystko, co widzą na ekranie, stanowi jedynie sen wszechistoty, a relacja Mehrunesa Dagona z Tamriel jest dużo bardziej złożona, niż wyjaśnia to główny wątek. 


Czytaj dalej

Redaktor
Jakub „Haverok” Szotarski

Wyczołgałem się z odmętów Internetu, żeby gadać o grach i popadać w dygresje. Przez bardzo dziwny splot wydarzeń od siedmiu lat pracuję jako writer/researcher na kanale youtube'owym zajmującym się Dragon Ballem. CD-Action to mój detoks autorski. Jak będę duży, zostanę poważnym pisarzem – tak sobie powtarzam od jakichś30 lat . W mojej głowie na stałe gra melodia z głównego menu Morrowinda i „Instrument of Surrender” ze ścieżki dźwiękowej do Disco Elysium. Przyślijcie pomoc!

Profil
Wpisów3

Obserwujących1

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze