Nie uwierzę w Star Wars: Fate of the Old Republic, dopóki go nie zobaczę. Jeden kinowy trailer to za mało

Nie uwierzę w Star Wars: Fate of the Old Republic, dopóki go nie zobaczę. Jeden kinowy trailer to za mało
Paweł Kicman
Jak tam się gra w remake KotOR-a? A Star Wars Eclipse fajne? Hm… a pamiętacie jeszcze 1313? Sorry, ale samo nazwisko Caseya Hudsona i dumnie brzmiący skrótowiec FotOR to za mało, żebym z marszu uwierzył w zapowiedziane na TGA Fate of the Old Republic.

Nie zrozumcie mnie źle: gwiezdnowojenne gry wideo czy inne produkcje osadzone w tym uniwersum mają u mnie pewien kredyt zaufania, nawet w erze Disneya i Electronic Arts. Bo zarówno Jedi: Upadły zakon oraz Ocalały, jak genialny serial „Andor” udowadniają, że da się z tej marki wycisnąć mnóstwo dobra. A powstały przecież jeszcze niezgorsze powieści czy komiksy. Niemniej obok nich znalazło się też tyle niewypałów, średniaków, zawodów i skasowanych projektów, że aż mi szkoda miejsca je wszystkie wyliczać. Więc sam slogan „Star Wars” nie jest już ani wyznacznikiem jakości, ani powodem do bezrefleksyjnego hajpu.

Knights of the Fate of the What?

Ale załóżmy najlepszy scenariusz – dostaniemy (bo nie zostanie skasowany ani nie utknie w limbo) tytuł dla pojedynczego gracza, bez żadnych mikropłatności czy usług sieciowych, ze świetną historią i postaciami, oddający ducha KotOR-ów. Co mogłoby pójść nie tak? Cóż, patrząc na to, w jakim kierunku zmierzają wysokobudżetowe erpegi dużych studiów, istnieje ryzyko, że po klasycznej turowej rozgrywce zostanie tylko echo (jak to się stało w przypadku Fallouta czy gier Obsidianu).

I nie boję się tego, że to się stanie – bo są przecież gry, które wartką akcję całkiem nieźle godzą z erpegową głębią, jak nasz rodzimy Cyberpunk 2077 – ale tego, jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić. Czy jeśli spodziewamy się prawdziwego następcy serii Knights of the Old Republic, to zadowoli nas coś, co nie przypomina jej w tym jakże istotnym aspekcie, czyli w rozgrywce?

Ale może dla równowagi, zamiast wróżyć z fusów, skupmy się na tym, co wiemy. Nie jest tego dużo, bo do dyspozycji mamy jedynie enigmatyczny cinematic oraz kilka strzępków wypowiedzi włodarzy studia. Poskładajmy je jakoś do kupy. Konkretów dotyczących fabuły brak, lecz z podanych informacji wynika, że nie będzie to bezpośrednia kontynuacja Knights of the Old Republic 2 czy nawet The Old Republic (gry MMO), tylko raczej „duchowy następca” tychże, zapewne również w warstwie fabularnej.

Okres Starej Republiki rozciągał się na 24 tys. (!) lat, więc punktów zaczepienia mamy mnóstwo – twórcy mówią też wprost, że szukają „nowej wizji”, ramy czasowe są dla nich „wielkim czystym płótnem” i chcą postawić na nowe postacie i wątki. Niemniej obecność wraku statku klasy Interdictor w zwiastunie umiejscawia akcję przynajmniej po 3963 BBY (wtedy rozpoczęto produkcję tych modeli), czyli albo krótko przed wydarzeniami z KotOR-ów (lata 3956-3951 BBY), albo… nie wiadomo jak długo po nich. Równie dobrze możemy dostać ogromny przeskok czasowy. Niestety zwiastun nie zostawia zbyt wielu innych wskazówek. 

Scio me nihil scire

Co jeszcze wiemy? Za reżyserię odpowiada wspomniany Hudson (znany z KotOR-ów czy Mass Effecta), projekt powstaje pod egidą Arcanaut, nowego studia, choć podobno złożonego z weteranów branży. Gra będzie hulała na silniku Unreal Engine 5 i… tyle. Wczytałem się w oferty pracy na stronie Arcanaut w nadziei, że w ogłoszeniach znajdę jakieś wskazówki. Może szukają kogoś do projektowania walki turowej, a może speca od modelowania statków – ale fiasko, żadnych konkretów. Rzuciłem więc okiem na LinkedIna członków ekipy, lecz tam też nie znalazłem niczego przydatnego poza tym, że studio działa prawdopodobnie ok. pół roku. Cóż, zbyt wiele pewnie jeszcze przez ten czas nie zrobiło.

Ale wracając do moich wcześniejszych wątpliwości, no kurde, boję się. Nie o to, że gra będzie kiepska, lecz o to, że została zapowiedziana zbyt wcześnie (chociaż Hudson zaprzecza doniesieniom Jasona Schreiera, który twierdził, że nie ma co liczyć na premierę przed 2030 rokiem…). Po drodze przecież tyle rzeczy może pójść nie tak. Póki co nie wiemy praktycznie nic, a zwiastun sprawiał wrażenie zrobionego na odwal. Ot, aby pokazać cokolwiek na TGA, licząc, że sama nazwa porwie tłumy gotowe ustawić się w kolejce do preorderów. I może ja też w niej stanę, ale dopiero kiedy zobaczę coś więcej niż pustą obietnicę produkcji, która może wyjdzie, a może nie. Chociaż sądząc po komentarzach pod trailerem na youtube’owym profilu Star Wars, nie tylko ja należę do wątpiących.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *