Nowy mod do Gothica 2 wyprowadził mnie z równowagi. Złote wrota 2 – Serce Bogini mogłyby spokojnie stanąć obok Kronik Myrtany, ale popełniły o parę błędów za dużo
Trafiamy na wyspę Samoa. Dość małą, acz bogatą w różnorakie biomy. Nie ma tu wielkich metropolii – ot, portowe miasteczko tudzież kilka obozów. Głównego bohatera, myśliwego Morrisa, od lat dręczą koszmary o matce wzywającej go na inną wyspę. Polować nie potrafi, w sprawach sercowych mu nie idzie, więc postanawia wreszcie ulec dziwnym snom. Zostaje tylko przygotować drewno oraz alkohol na Święto Łowów, zebrać pieniądze na rejs i hej, przygodo! Proste? Ależ skąd, przedsięwzięcie coraz bardziej się komplikuje.
Afera Golden Gate 2
Pojawia się przede wszystkim problem natury logicznej. Wcielamy się w lokalsa, który doskonale wie, gdzie co się znajduje. Tylko co z samym… graczem? Mapa zdobyta na początku przygody mówi niewiele, a przy tym nie ma na niej jakichkolwiek wskazówek, toteż przychodzi nam zwiedzać okoliczne tereny metodą prób i błędów.
Czym są Złote Wrota 2 – Serce Bogini?
Otwartość świata okazuje się niestety iluzoryczna. Cała historia opiera się na micie demonicznej córki Adanosa, a finalnie możemy się z tą legendą niejako skonfrontować, lecz także tutaj ujawnia się liniowość modyfikacji – wszystko musimy zrobić tak, jak zostało to zaplanowane. Zupełnie jakbyśmy nie byli w stanie pokonać bandy piratów, mając u boku dwóch zakapiorów z Górniczej Doliny oraz jednego z najwybitniejszych magów ognia.

Modyfikacja potrafi wzbudzić w graczach nostalgiczny strach przed działaniem Gothica. Bardzo szybko pojawiły się crashe, które trwały do samego końca, ponadto gra wyłącza się losowo przy zapisywaniu. Po premierze okazało się, iż to nie tylko mój kłopot, a nawet więcej – niektórzy nie mogą produkcji uruchomić. Częstym problemem są zawieszające się skrypty wydarzeń. Mogę przy tym powiedzieć, że gdyby nie znajomość kodów, nie ukończyłbym rozgrywki. Nie dlatego, że zagadki były zbyt trudne, po prostu w życiu bym nie chciał tracić dwóch godzin tylko przez to, że postać się zablokowała w trakcie wspinaczki albo pijana wpadła do rowu i w nim utknęła.
Czy warto się męczyć i poświęcać czas tej modyfikacji? Moim skromnym, wynikającym z podenerwowania zdaniem – nie. Fabuła co rusz kusi, ale finalnie niemal każdy wątek okazuje się ucięty. Wielokrotnie czułem się niczym piłeczka odbijana od ściany, zmuszana do przenoszenia uwagi na kolejny cel, a potem następny i jeszcze jeden. A pozostałe? Nie ma czasu! Teraz jest wątek piratów, później ruiny! Zapomnij o przeszłości! Rodzi to niespójności narracyjne i wybija z immersji. Całość kończy się dodatkowo niesamowicie nieprzyjemnym cliffhangerem, który w połączeniu z questami w kurierskim stylu „idź tam, znajdź to, zapracuj sobie na reputację” sprawia, że trudno uznać tę rozgrywkę za wartą zachodu. Taka praktyka nie rozbudza we mnie apetytu na kontynuację, jedynie potęguje irytację.

Archolos już było
Ktoś by powiedział, że się czepiam (wtedy bym wziął na tapet drakkary w dobie trójmasztowców), a ja po prostu szanuję swój czas i ubolewam nad potencjałem, który nie został wykorzystany. Trudno mówić o satysfakcji, gdy przed finałowym lochem zamiast napięcia otrzymujemy obowiązek mechanicznego powtarzania tych samych czynności typu „przynieś sześć grzybów, aby zdobyć punkty szacunku w obozie”. W moim przypadku zostałem zmuszony do porzucenia wcześniej zaplanowanej ścieżki rozgrywki i wczytania gry, ponieważ nie widziało mi się spędzać kolejnych godzin na pixel huntingu.
Przeczytaj recenzję duchowego spadkobiercy Gothica
Chociaż wiem, że tego nie unikniemy, to uważam porównanie owego moda do Kronik Myrtany wręcz za niesprawiedliwość. Archolos stanowiło znakomity pokaz tego, co można stworzyć tudzież opowiedzieć na silniku Gothica, dzięki czemu na długo pozostanie wyznacznikiem jakości dla kolejnych projektów. Nie mam jednak pewności, czy takie zestawienie jest w pełni zasadne, ponieważ mowa o różnych zespołach i odmiennych wizjach artystycznych.

Jeżeli już mielibyśmy sięgać po porównania, sensowniej byłoby odnieść się do poprzedniczki. Serce Bogini prezentuje się lepiej, choć odnoszę wrażenie, że twórcy za bardzo wzięli sobie do serca zarzuty o możliwość szybkiego ukończenia gry, zamiast skupić się na krytyce błędów czy zakończenia. Dlatego też osobiście stawiam pierwszą odsłonę znacznie wyżej.
Jedno natomiast trzeba przyznać: świat przedstawiony Złotych Wrót 2 ma niesamowity potencjał, aż się prosi o uzupełnienie, rozwinięcie czy przemodelowanie. W kilku przypadkach wystarczyłoby tak naprawdę zmienić kolejność wykonywania zadań oraz dodać różne możliwości ich zaliczenia. Obóz bandytów mógłby przez większość czasu spokojnie stać za zamkniętą bramą, skoro i tak nie da się go wyczyścić. Podobnie żelazna krata w siedzibie watażki – mogę się zamknąć z delikwentem w środku, ale nie mogę go wtedy pokonać, ponieważ narzuca mi się taką, a nie inną historię. Wybór jest tutaj jedynie „kosmetyką”, która traci sens, kiedy dochodzimy do ostatniego aktu! Ja bym serio chciał na Samoę wrócić i ją polubić. Tylko nie taką, na której twórcy umieszczają wszędzie strzelby Czechowa, a my czekamy, aż wypalą…

Złoty klimat
Niezmiernie cieszy mnie zaś bezbłędnie wykonana oprawa audiowizualna. Na szczególną pochwałę zasługuje gra światłem. Promienie słońca potrafią przebijać się przez korony drzew, by mienić się złotym blaskiem na tafli podgórskiego ruczaju. Deszcz wygląda bardzo „ślisko”, zabrakło jedynie jakiejś mechaniki sprawiającej, że podczas biegu wpadamy w błoto. Lokacje również przygotowano z należytą starannością. Eksploracja większości biomów była przyjemna, aczkolwiek kilka miejsc zasługiwało na większą atencję.
Ścieżka dźwiękowa cieszy już od menu. Adam Dzieżyk wykonał wspaniałą robotę. Nuty rozbrzmiewające w miasteczku czy obozach to czysty Gothic, te w świątyni podkreślają zaś niepokój i skrywaną od setek lat tajemnicę. Genialnie spisała się również ekipa aktorów, na czele z Arkadiuszem „Arkadikussem” Woźniakiem w roli głównej. Świetnie dobrano głosy dla „starej gwardii”, czyli Gorna (Karol „Wagon” Sędzicki), Miltena (Maciej Sky) a także Lestera (Dominik „Sawik” Sawicki). Miło było usłyszeć Jakuba Rabiegę (GOTRI), zabrakło natomiast większej roli dla Zory (Izabela „Fiziala” Stróżyk). Szczególne pochwały należą się zaś Julii „Yulien Death” Gniazdowskiej za Sylvię oraz Dziwną Harpię. Niestety nie jestem w stanie wymienić pozostałych nazwisk, ponieważ w produkcji wzięło udział ok. 70 aktorów, mogę jednak z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że każdy z nich wypadł co najmniej dobrze.

Właśnie ten kontrast boli najbardziej – widać, że powyższe elementy były przemyślane i dopracowane. Gdyby Złote Wrota 2: Serce Bogini zawodziły na całej linii, łatwiej byłoby przejść nad nimi do porządku dziennego. Tymczasem dostajemy interesujący świat, całkiem klimatyczne rozpoczęcie przygody czy bardzo dobrze poprowadzone dialogi z ciekawymi postaciami. Następnie drobne rysy zmieniają się w uciążliwe, niemożliwe do zignorowania pęknięcia. Etapami schodzimy coraz niżej z jakością, by skończyć, dosłownie, na apokalipsie.
Po wszystkim czuję się, niestety, jak beta-tester. Z jednej strony to kolejna opowieść w świecie Goticzka i po prostu przyjemnie jest znów poczuć tę atmosferę. Z drugiej – ta wesoła podróż nieco dziurawą drogą zmienia się w masochistyczną wędrówkę po wertepach usianych błędami i nielogicznymi rozwiązaniami. Mimo wszystkich jego wad dostrzegam ogromny potencjał tego projektu. Gdyby twórcy uporali się z crashami, dopracowali mechanikę questów i pozwolili graczowi w większym stopniu decydować o przebiegu czy finale historii, Złote Wrota 2 mogłyby spokojnie stanąć obok Kronik Myrtany. Na razie pozostaje mi żywić nadzieję, że świat, który ma tyle do zaoferowania, w końcu pokaże pełnię swojego potencjału. Byłoby miło uzyskać to jeszcze w tej części moda, choć usprawnionym sequelem również nie pogardzę.

