Asus GeForce RTX 5080 TUF Gaming – test. Niestety zawiodłem się
Tym razem z opóźnieniem, ale nadeszła – mamy nową generację układów graficznych Nvidii. Nie licząc zaś absurdalnie drogiego modelu 5090, rolę flagowca odgrywa GeForce RTX 5080. Tutaj w wydaniu Asusa.
Asus GeForce RTX 5080 TUF Gaming jest modelem kosztującym więcej niż podstawowe karty graficzne korzystające z tego samego chipa, w zamian jednak dostajemy bardzo dobrze wykonane urządzenie oraz wspomnianą już flagową wydajność. Okej, ale co to oznacza w praktyce?
GeForce RTX 5080 – co się zmieniło?
Nim odpowiemy na to pytanie, parę słów o budowie. Sercem kart graficznych RTX 5080 jest układ z rodziny Blackwell – GB203-400. Wykonany w procesie technologicznym TSMC 4NP (co trochę wbrew nazwie oznacza jednak nadal proces 5 nm), mieści w sobie 45,6 mld tranzystorów, 10 752 jednostki cieniujące, 84 rdzenie RT oraz 336 rdzeni Tensor. Karta korzysta z pamięci GDDR7 – dostajemy jej 16 GB, czyli tyle samo co wcześniej. To oczywiście dość kiepska wiadomość, i to nawet mimo faktu, że kości są szybsze. Cóż, moim zdaniem powinno być więcej. Szyna to wciąż 256-bit, z kolei TGP poszło w górę o 40 W względem poprzednika, do poziomu 360 W. Jeśli popatrzymy na to całościowo, to okaże się, że w sumie Nvidia ze zmianami po prostu nie zaszalała. I choć kart korzystających z różnych architektur „na papierze” nie ma co za bardzo ze sobą porównywać, to w oczy co najwyżej rzuca się większa tutaj liczba jednostek cieniujących, których „dosypano” ok. 10% – a to pozwala przypuszczać, że jakiś tam wzrost wydajności zobaczymy. W stosunku do najmocniejszego RTX-a 5090 nowa „osiemdziesiątka” jest zaś pod względem konfiguracji po prostu znacznie słabsza.
Zmiany pojawiły się za to w kwestii DLSS-a – czego najwyrazistszy dowód stanowiły przed premierą trochę już memiczne zielone paski wykresów Nvidii obrazujących liczbę fps-ów w grach. DLSS w czwartej już wersji to rozwinięcie tego, co było wcześniej, jeśli chodzi o zastosowanie AI w tworzeniu nowych klatek. Przypomnijmy: w kolejnych odsłonach najpierw mieliśmy zwiększanie rozdzielczości obrazu. Karta, pracując z mniejszą niż natywna liczbą pikseli, osiągała wyższą wydajność, a AI „wzbogacała” ten materiał, dzięki czemu wynik pracy rasteryzacji i AI pasował do wybranych przez gracza ustawień monitora. Pomysł ten następnie rozszerzono o pełne klatki powstające wskutek działania algorytmów sztucznej inteligencji. Na tym się jednak nie skończyło: tym razem „Zieloni” dodają jeszcze więcej „sztucznych” klatek. Włączywszy DLSS-a 4, zobaczymy więc w praktyce jedną częściowo stworzoną w procesie tradycyjnej rasteryzacji ramkę, której będą towarzyszyć aż trzy dodatkowe, powołane do życia przez AI na jej podstawie. W rozdzielczości 4K oznacza to, że w przypadku najnowszej wersji techniki Nvidii karta w sposób tradycyjny „poci się” zaledwie nad jednym na szesnaście pikseli, za resztę odpowiadają zaś algorytmy sztucznej inteligencji.
Oczywiście w kwestii DLSS-a i jego obecności na rynku nie zmieniło się nic. To dalej własnościowy pomysł Nvidii, a nie otwarty, jednolity dla wszystkich producentów standard generowania grafiki – trudno więc traktować tę technikę jako coś powszechnie obowiązującego. Przekłada się to na fakt, że poszczególne tytuły musiały zostać wcześniej odpowiednio przygotowane we współpracy z producentem. Tym razem jednak Nvidia, dzięki swojemu oprogramowaniu, może wymusić na grach obsługę nowego standardu bez potrzeby ich aktualizacji. Fajny bonus, ale jak to będzie działać w szerszym zakresie, przekonamy się dopiero po sklepowej premierze kart.
Wydajność
Kartę przetestowaliśmy w 11 produkcjach – starszych, nowszych, mniej lub bardziej wymagających. Korzystaliśmy z naszej platformy testowej z procesorem Intel Core i9-14900K, każdy tytuł zaś uruchamiany był z wykorzystaniem maksymalnego dostępnego poziomu detali grafiki – jednakże bez ray tracingu, technik upscalingu, generowania klatek czy dynamicznego dostosowywania jakości warstwy wizualnej. Używaliśmy pamięci DDR5-7200, ResBAR był zaś wyłączony. System Windows 11 został zaktualizowany do ostatniej dostępnej wersji, a jeśli chodzi o sterowniki do karty, zrobiliśmy użytek z ich najnowszej, udostępnionej przedpremierowo przez Nvidię wersji.
W takich warunkach karta… cóż, głowy nie urywa. Patrząc na sumaryczną wydajność w każdej z trzech rozdzielczości, widać, że nowe dziecko Nvidii najlepiej radzi sobie oczywiście w 4K i tutaj przyrost jest największy – wynosi on 18,6% w porównaniu z poprzednikiem. Dla QHD jest to 13,7%, w Full HD zaś możemy liczyć na ledwie 5,2% więcej. Przypomnijmy: mówimy tu o wydajności względem podstawowego modelu RTX 4080, nie wersji Super.
Rzecz jasna to wyniki uśrednione. W zależności od produkcji jest zaś raz lepiej, raz gorzej. Podczas testów miałem dość spore problemy ze stabilnością Diablo IV i Dziedzictwa Hogwartu – gry te często się nie uruchamiały, a druga z nich zwracała rezultaty o dużym „rozrzucie”. Niestabilny był również 3D Mark – i to niezależnie, czy mówimy o wersji powszechnie dostępnej, czy przedpremierowej. Oczywiście zakładam, że to choroby wieku dziecięcego driverów – jak Nvidia je dopracuje, to kłopoty znikną. Rozczarowujące wyniki, choć już bez problemów technicznych, osiągnął z kolei Stalker 2, który na nowej karcie działa o ok. 10% lepiej w 4K, niewiele większy przyrost wydajności zanotował też Microsoft Flight Simulator 2024 – tutaj można liczyć na mniej niż 15% zysku względem RTX-a 4080.
Cóż, nie tego się spodziewałem – ale w pierwszym odruchu, patrząc na zestawienie zbiorcze, pomyślałem, że jeszcze tak źle nie jest. Tyle że twierdzenie to szybko zweryfikowałem, przypominając sobie, jak sytuacja wyglądała generację temu. RTX 4080 pojawił się w sprzedaży co prawda w dość absurdalnej cenie, ale mogliśmy w jego przypadku liczyć na te 40-50% więcej względem poprzednika. A tutaj? Wychodzi na to, że na tle tamtej premiery jest po prostu biednie.
Budowa i użytkowanie karty
Niespodzianką przy tym wszystkim nie jest jedynie wysoka jakość testowanej tu karty. Mamy do czynienia z konstrukcją Asus TUF Gaming – a więc raczej pozbawioną wodotrysków, co nie znaczy, że przez to niewartą uwagi. To naprawdę spory, solidny kawał sprzętu: waży prawie 2 kg i zajmuje aż 3,6 slota, co przekłada się na wydajne chłodzenie z dużą komorą parową i trzema wiatrakami, z których jeden pracuje przeciwbieżnie. Nie zabrakło trybu pasywnego – „wentylatory” zatrzymują się, gdy temperatura spada poniżej 50°C, z powrotem zaś zaczynają się kręcić, kiedy mamy powyżej 55°C. W praktyce nawet śmigając w najlepsze, zachowują się cicho. W serii testów karta osiągnęła maksymalnie 63,6°C, – a to chyba najlepiej świadczy o klasie zastosowanych przez producenta rozwiązań.
Jeśli zaś chodzi o rzeczy nieco mniej istotne, to nie zabrakło oczywiście elementów świetlnych w postaci podświetlanego logosa i ozdobników zgodnych z Aura Sync. Nie mogę się też przyczepić do kwestii spasowania obudowy oraz – wchodząc już bardziej w kwestie wyposażenia – obecności kompletu gniazd w postaci dwóch HDMI 2.1b oraz trzech DisplayPort 2.1b.
Podsumowanie
Moim zdaniem rewolucji tu brak. Szczęściarze, u których hula RTX 4090, mogą spać spokojnie, a i przesiadka z RTX-a 4080 nie ma zbytnio sensu, gdyż te kilkanaście procent więcej wydajności względem edycji podstawowej raczej nikomu wyraźnej różnicy nie zrobi i na pewno nie uzasadni wydania ok. sześciu tysięcy złotych na nowe urządzenie. Nie zapominajmy też, że na rynku znajdziemy również karty poprzedniej generacji z dopiskiem „Super” – nieco wydajniejsze od wersji podstawowych, a to oczywiście czyni RTX-a 5080 jeszcze mniej opłacalnym. Gdy przypomnimy sobie skok wydajności, jakiego doświadczyliśmy, kiedy debiutował RTX 4080, to okaże się, że w istocie mamy do czynienia po prostu ze słabą premierą.
Nad kupnem mogą się zastanowić co najwyżej właściciele topowych kart z serii RTX 3000 i starszych – tutaj przeskok, jeśli chodzi o rasteryzację, będzie znacznie bardziej zauważalny, a jako bonus dostaniemy DLSS-a 4. Dodatkową zaletę stanowi stosunkowo rozsądna cena MSRP – choć oczywiście w dalszym ciągu mówimy o pokaźnej kwocie, do tego trochę podbitej przez producenta tego konkretnego urządzenia.
Co do samej konstrukcji Asusa – cóż, to duży sprzęt i musicie posiadać przepastną obudowę. Urządzenie jednak zostało wykonane naprawdę przyzwoicie i w kwestii jego budowy nie mam żadnych zastrzeżeń. Kosztuje jednak dość sporo. Jeśli chcecie flagowca i utknęliście na czymś starszym – kupujcie, technicznie tej karcie nic nie dolega. W innym wypadku jednak można się wstrzymać. W mojej ocenie ta premiera jest raczej „zapchajdziurą” w portfolio Nvidii – jak to już zresztą nieraz bywało.
Cena: 6428 zł
Dostarczył: Asus
ASUS GEFORCE RTX 5080 TUF GAMING – PARAMETRY
Taktowanie GPU: brak danych • Pamięć: 16 GB GDDR7 256-bit • Przepustowość pamięci: 960 GB/s • Zużycie energii (TDP): 360 W • Dodatkowe zasilanie: złącze 16-pin • Gniazda: 2 × HDMI 2.1a, 3 × DisplayPort 2.1b • Chłodzenie: powietrzne, 3 × wentylator, 3,6 slotu • Inne: zalecany zasilacz – 850 W • Wymiary: 348 × 146 × 72 mm • Waga: 1,95 kg
Ocena
Ocena
Nie tyle rozwój, co ewolucja, do tego dość miałka, jeśli chodzi o surową wydajność. Kupując nowego RTX-a 5080, możemy liczyć średnio na kilkanaście procent więcej klatek w grach, co na tle poprzednika wygląda dość biednie. Sama karta w wykonaniu Asusa jednak nie budzi żadnych zastrzeżeń – jeśli od lat nie robiliście upgrade’u, warto o niej pomyśleć.
Plusy
- bardzo dobra jakość wykonania
- cicha i porządnie chłodzona z trybem pasywnym
- DLSS 4 i Multi Frame Generation
- ogólna wysoka wydajność i pewien przyrost wydajności względem poprzednika
- tym razem Nvidia z ceną na start nie zaszalała (oczywiście relatywnie)
Minusy
- niezbyt wysoki przyrost wydajności względem poprzednika
- większy pobór mocy niż poprzednio
- w złotówkach – cóż, jest drogo
Czytaj dalej
Gdyby mnie ktoś zapytał, ile pracuję w CD-Action, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć. Zacząłem na początku studiów i... tak już zostało. Teraz prowadzę działy sprzętowe właśnie w CD-Action oraz w PC Formacie. Poza tym dużo gram: w pracy i dla przyjemności – co cały czas na szczęście sprowadza się do tego samego. Głównie strzelam i cisnę w gry akcji – sieciowo i w singlu. Nie pogardzę też bijatyką, szczególnie jeśli w nazwie ma literki MK, a także rolplejem – czy to tradycyjnym, czy takim bardziej nastawionym na akcję.