Corsair K100 Air Wireless – test najcieńszego „mechanika”

Wspomniane „klikacze” to kolejny już krok – po popularnych MX Low Profile – postawiony w pogoni za ścinaniem kolejnych milimetrów skoku klawiszy. Co tu dużo mówić: ta klawiatura jest „zawieszona” równie nisko, co samochody sportowe.
Lepiej niż „nożycówki”
Całość na pierwszy rzut oka wygląda trochę jak niezbyt wypiętrzone klawiatury biurowe lub konstrukcje pokroju Logitech MX czy Craft, czyli z grubsza mamy do czynienia z płaskim niemal niczym naleśnik sprzętem, który wystaje ponad blat na niecałe 2 cm (jego tylną krawędź można zaś unieść za sprawą dwustopniowych nóżek, ustawiając tym samym odpowiednie nachylenie). Konsekwencje takiej budowy są dwie. Po pierwsze podstawka do klawiatury – przynajmniej jeśli chodzi o wpływ jej wysokości na położenie nadgarstków – okazuje się zbędna i klawiatura nie męczy nawet podczas dłuższego, intensywnego pisania. Po drugie skok klawiszy jest tu naprawdę niski z tej prostej przyczyny, że przy tak płaskiej obudowie zwyczajnie nie mają one za bardzo jak się zapadać.

Wspomniane na samym początku przełączniki to Cherry MX Ultra Low Profile – w przypadku testowanej klawiatury ciche, ale z wyczuwalnym punktem aktywacji. Ten ostatni znajduje się na wysokości 0,8 mm, klawisz zaś opada maksymalnie na 1,8 mm po przyłożeniu siły 65 cN. Nie są to więc tak czułe przełączniki, jak choćby Cherry MX Red wymagające 45 cN, ale tak niewielki skok klawisza sprawia, że nadal mamy do czynienia z konstrukcją, która jest piekielnie „dokładna” i przyjemna zarówno w pisaniu, jak i w graniu. K100 Air trochę jednak różni się od typowego sprzętu: jej przyciski wydają się bowiem nieco sprężystsze i – jak na moje oko – szybciej odbijają do pozycji wyjściowej. Całość więc w istocie stwarza wrażenie dużo większej „zero-jedynkowości” niż w przypadku klasycznych „mechaników”.
Jak to działa?
Poniekąd odpowiada za to zgoła odmienna konstrukcja samego przełącznika. Ma on ledwie 3,5 mm – jest więc zdecydowanie cieńszy od typowych, pełnowymiarowych odpowiedników, ba, w przypadku tych ostatnich całkowity skok klawisza okazuje się większy niż grubość całej obudowy przełączników K100 Air. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie znaczne zmiany wewnątrz Cherry MX Ultra Low Profile. W zwykłych „klikaczach” sprężynę umieszcza się pionowo, niejako w słupie przełącznika, gdzie biegnie przez centralną jego część, tutaj zaś sprawa wygląda inaczej: spoczywa ona poziomo, łącząc ze sobą dwie blaszki.

Pod wpływem nacisku te ostatnie uchylają się do dołu, a sprężyna, rozciągając się, wraz ze wspomnianymi „skrzydełkami” obniża się i chowa w specjalnym wyżłobieniu. O ile więc w tradycyjnym przełączniku, naciskając klawisz, ukrytą pod nim sprężynę ściskamy, o tyle tutaj ją rozciągamy, wpływając siłą na złożone dzięki niej blaszki. Jak widać, mamy tu do czynienia z inną zasadą działania, ale efekt z grubsza jest ten sam: klawisze pracują indywidualnie, my zaś otrzymujemy powtarzalny, sprężynujący skok, informację zwrotną i aktywację następującą w odległości mniejszej niż połowa tegoż skoku.

Metalowo!
Jak na tak spłaszczoną konstrukcję, klawiatura jest bardzo sztywna. O ile pod spodem mamy plastikową płytę, o tyle już góra to jednolity kawałek szczotkowanego aluminium, dzięki czemu nic się tu nie ugina i w żadnym razie nie pojawia się poczucie, że coś z budową może być nie tak. To po prostu kawał odpornego na odkształcenia metalu ze świetnie spasowanymi klawiszami o niespotykanym do tej pory dla „mechaników” skoku.

Jeśli chodzi o estetykę, to nie mam K100 Air prawie nic do zarzucenia. Wspomniana aluminiowa płyta wygląda świetnie, podświetlenie zaś prezentuje się schludnie – jest zauważalnie mniej intensywne niż w przypadku normalnych klawiatur. Wynika to zapewne z faktu, że nie wylewa się ono poza same klawisze: jarzą się tu jedynie oznaczenia widoczne na przyciskach, co z kolei wiąże się z drobnym minusem. Iluminacja jest punktowa, toteż wyraźnie widzimy literę czy znak w górnej połowie klawiszy, ale już w przypadku podwójnych oznaczeń ich dolne rzędy są niedoświetlone. To samo zresztą widać, gdy spojrzymy na przyciski z bloku nad kursorami (przykładowo Print Screen czy Insert na swych brzegach gubią wyrazistość podświetlenia). Nie zmienia to jednak faktu, że całość ogólnie wypada dobrze, a nieudziwniony font sprawnie podkreśla skromną – by nie rzec: minimalistyczną – estetykę sprzętu.
Software i hardware
Oprogramowanie to oczywiście znany już pakiet iCUE – kombajn, którego instalka zajmuje lekko ponad gigabajt, a więc więcej niż chociażby sterowniki do kart Nvidii. Możliwości jednak ma naprawdę spore. Pomijając już całą warstwę monitoringu działania komputera, iCUE pozwala zarządzać peryferiami „Korsarzy”, a w przypadku K100 Air Wireless przede wszystkim dostosować podświetlenie i makra – zarówno lokalnie, jak i zapisując konfigurację w 8 MB pokładowej pamięci klawiatury. Ustawiając iluminację, operujemy na warstwach jak w programach graficznych, do tego możemy np. dorzucać predefiniowane style, wyznaczać dla nich strefy, konfigurować poszczególne sekcje i efekty. No, dużo tego. Podobnie zresztą jak w ustawieniach samych klawiszy: makra, zmiany obłożenia, jest nawet możliwość zmuszenia dodatkowych czterech przycisków do współpracy z softem Elgato. Ponadto zmienimy opcje związane z oszczędzaniem akumulatora (do 50 h czasu pracy z podświetleniem) i częstotliwością aktualizacji (do 8000 Hz!), ustawimy tryb zgodności PlayStation czy wyłączymy przeszkadzające w grze klawisze lub ich kombinacje.

Jeśli zaś spojrzymy uważniejszym okiem na samą obudowę, na tylnej ścianie znajdziemy wyłącznik, miejsce na podpięcie kabla oraz schowek na dongle’a USB. Warto w tym miejscu dodać, że klawiatura łączy się z innymi urządzeniami przewodowo, bezprzewodowo przez wspomnianą przystawkę szeregową, a także przez Bluetooth – całość jest więc bardzo uniwersalna. I w końcu panel z kontrolkami: estetyczny, z podświetlonym logo oraz możliwością zmiany koloru diod. Ogółem od strony wizualnej K100 Air prezentuje się jako niezwykle spójny i schludny sprzęt.
Ta cena…
To bez wątpienia bardzo dobra, ale równocześnie trochę nietypowa klawiatura z najwyższej półki. Wymaga pewnej dozy treningu i przyzwyczajenia się – tak do niższego skoku, jak i do nieco trudniejszych do „wymacania” odległości między klawiszami. Mnie „zakumplowanie się” z nią zajęło jakieś pół dnia, potem nie miałem już żadnych problemów. Zresztą niniejszy tekst w całości powstał właśnie na K100 Air Wireless, a ja nie zauważyłem, żeby podczas pisania pojawiało się w nim więcej literówek niż zazwyczaj. Do grania klawiatura ta też nadaje się wyśmienicie: klawisze wciskają się błyskawicznie, a i częstotliwość aktualizacji 8000 Hz – gdy tylko ją włączymy – obcina dodatkowe ułamki sekund z ogólnego opóźnienia zestawu PC. Pytanie tylko, czy za to i za nienaganną formę oraz szerokie możliwości oprogramowania jesteście w stanie zapłacić niebagatelną kwotę 1429 zł. Ja raczej nie, szczególnie w czasach rozpędzającego się kryzysu i inflacji. Oczywiście kiepski kurs złotówki dołożył tu swoje do kwoty zakupu, jednak tak czy inaczej to sprzęt poza zasięgiem typowego użytkownika. A szkoda – bo K100 Air to bez wątpienia produkt rewelacyjny, nowatorski i przyciągający wzrok.

Cena: 1429 zł, corsair.com
CORSAIR K100 AIR WIRELESS – PARAMETRY
Dodatkowe klawisze: 4 klawisze makr/łączności, panel sterujący zasilaniem, panel multimedialny, pokrętło głośności • Programowalne klawisze: wszystkie • Sposób podłączenia: kabel USB-A – USB-C, dongle USB, Bluetooth 4.2 • Długość kabla: 180 cm • Przełączniki: Cherry MX Ultra Low Profile Tactile, skok 1,8 mm, aktywacja 0,8 mm, siła aktywacji 65 cN • Podstawka pod nadgarstki: brak • NKRO: pełne • Inne: akumulator do 50 h z podświetleniem (do 200 h bez), częstotliwość aktualizacji do 8000 Hz, wewnętrzna pamięć na profile, makra i efekty świetlne, indywidualne podświetlenie klawiszy RGB, oprogramowanie iCUE, dwustopniowe nóżki • Wymiary: 437 × 156 × 11-17 mm • Waga: 780 g
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
6 odpowiedzi do “Corsair K100 Air Wireless – test najcieńszego „mechanika””
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Jakby mi taka kwota zbytnio ciążyła w kieszeni, to prędzej kupiłbym drugą klawiaturę Topre na zapas, niż jakiegokolwiek mechanika. A w szczególności mechanika od Corsaira.
Co kto lubi, ja mojej K70 low profile nie zamieniłbym na żadną inną a miałem już w swojej karierze parę Razerów, Logitechów i Steelseries
Ta niska K70 jest wyborna, jak dla mnie – chyba najlepsza klawa Korsarzy.
ile???? Za tą kwotę, dostaniemy całkiem przyjemny monitor
Zawsze zastanawia mnie czemu dwustopniowe nóżki podawane są jako zaleta, skoro z puktu widzenia ergonomii klawiatura powinna leżeć płasko, a najlepiej nawet być pochylona „do tyłu”? Panie Grzegorzu, rozwieje Pan wątpliwości? 🙂
Cóż, bo jest wybór – trzy kąty nachylenia to więcej niż dwa. Jeśli chodzi o ergonomię, masz rację. Ale wtedy literki gorzej widać. Osobiście mam hipotezę, że klawiatury nachylono z dwóch powodów: pierwszy – bo maszyny do pisania miały takie nachylone klawiatury, co wynikało z zasady ich działania, potem zaś przeniosło się to na pecety. Druga jest taka, że właśnie osoby, które nie piszą bezwzrokowo i jednak muszą na klawę zerkać, mają po prostu łatwiej. Tak czy inaczej więc – złe nawyki, zaszłości historyczne i kwestia wolności wyboru. 🙂