7.03.2022, 10:07Lektura na 7 minut

Test Turtle Beach VelocityOne Flight. Sprawi radość, ale zrujnuje portfel

Premiera najnowszego Microsoft Flight Simulatora sprawiła, że wirtualne latanie odżyło. Nie dziwi zatem, że do łask wróciły wyspecjalizowane kontrolery – zarówno te, które kurzyły się na półkach, jak i nowinki, w tym Turtle Beach VelocityOne Flight.

To zestaw, na który składają się wolant oraz przepustnica. Do pełni szczęścia niby brakuje jeszcze orczyka, ale – jak się okazuje – można się bez niego obyć, mając na biurku VelocityOne Flight.


Zamiast dżojstika

Nowe urządzenie Turtle Beach zostało stworzone głównie z myślą o Flight Simulatorze, do tego współpracuje z różnymi platformami – pecetami i konsolami Xbox (zarówno One, jak i Series X|S). Pierwsze skrzypce gra tu oczywiście wolant, zastępujący typowy w zestawach ze średniej i niższej półki dżojstik. Kontroler ten wyposażono w przyciski, które nie dość, że są liczne, to jeszcze zostały bardzo dobrze rozplanowane. Na obu jego ramionach znajdziemy po bumperze, analogowym spuście i dodatkowym guziku, trafiły tam również grzybki POV i HAT – po jednym z każdej strony. W centralnej części wolanta umieszczono cztery przyciski kontrolera Xbox, dodatkowe cztery guziki funkcyjne, a także kolorowy ekran LCD wraz ze sterowaniem. Dzięki temu ostatniemu możemy przerzucać się pomiędzy platformami (tryby PC i Xbox – zależnie od tego, do czego podłączymy VelocityOne), a także zmieniać ustawienia sprzętu, konfigurować podświetlenie, zapisywać profile czy przeprowadzać aktualizacje oprogramowania.


To zestaw kompletny – dzięki dobrze działającym analogowym spustom można się obejść bez orczyka.


Szczególnie ta ostatnia funkcja okazała się przydatna, gdyż po wyciągnięciu z pudełka urządzenie Turtle Beach... nie wyświetlało na pokaźnym, umieszczonym za drążkiem wolanta panelu informacji na temat lotu i maszyny. Ten kolorowy pulpit z zapalającymi się i gasnącymi kontrolkami oraz wymiennymi nakładkami pogłębia wrażenie przebywania w kabinie samolotu, ale ruszył dopiero po aktualizacji softu (przeprowadzamy ją z poziomu aplikacji Turtle Beach Control Center w Windows Store). Dodatkowo wymagane jest uruchomienie programu stanowiącego pomost między wolantem a grą – dopiero wówczas rzeczony sygnalizator zaczął prawidłowo wyświetlać informacje. Niestety, na konsolach panel ten wciąż nie działa. Można się oczywiście zastanawiać, na ile ten bajer jest potrzebny – jeśli jednak ktoś lata turystycznie i z kamerą na zewnątrz, to jak najbardziej może się przydać. Tym bardziej, że wygląda naprawdę dobrze.


Dobre uzupełnienie

Uzupełnieniem wolanta jest przepustnica – w bardzo wygodny sposób wpinana w korpus tego pierwszego z wykorzystaniem zatrzasku. Całość możemy bez problemu ustawić na biurku. Mocowanie do blatu (o maksymalnej grubości 6,5 cm) nie nastręcza żadnych problemów: zdejmujemy umieszczoną u góry, trzymającą się na magnesach klapkę, a następnie, korzystając z klucza, wypuszczamy dwie klamry, które zahaczamy o przednią krawędź biurka i dokręcamy.

Śruby mocujące wypuszczamy z wykorzystaniem klucza, który znajdziemy pod umieszczoną u góry klapką.

Wróćmy jednak do samej przepustnicy: producent umiejscowił ją po prawej stronie wolanta, a więc inaczej niż w przypadku sporej części zestawów HOTAS – jeśli jesteście do takowych przyzwyczajeni, z początku może być trochę dziwnie. Została ona wyposażona w cztery manetki tradycyjne oraz trzy dodatkowe manetki Verniera – czyli wciskane bądź wyciągane, działające analogowo kolumny (sposobem działania przypominają trochę strzykawkę lub suwmiarkę), które pozwalają np. bardzo precyzyjnie ustawić ciąg. Działa to bez zarzutu i jest naprawdę wygodne. Oczywiście taki sam efekt można osiągnąć, korzystając z tradycyjnych wajch – tyle że te, jak na mój gust, chodzą trochę zbyt lekko, pozycja spoczynkowa jest bardzo wyraźnie zaznaczona i szeroka, poniżej niej mamy zaś mikroskopijny wręcz obszar ciągu wstecznego. Ogółem jednak jest jak najbardziej ok, szczególnie w przypadku małych i średnich maszyn śmigłowych. Tym, co bez wątpienia należy pochwalić, jest świetne pokrętło trimu. Prawdę mówiąc, lepszego nie widziałem: mamy tu optymalny opór, szeroki zakres, pasujące do palców wycięcia, a także sporą średnicę. Super sprawa! Wypadałoby również wspomnieć o dziesięciu przyciskach sterujących. Są podświetlone i dobrze działają – dłużej nie ma sensu się o nich rozwodzić.


Pod palcami

Z wolantem spędziłem ponad tydzień, koncentrując się – jak to ja – raczej na lataniu „po meblach”, a więc turystycznym i dla czystego funu, głównie z wykorzystaniem mniejszych maszyn. W porównaniu do najczęściej używanego przeze mnie Logitecha G X-56 wrażenia są lepsze. Co tu dużo mówić: przesiadłbym się bez zastanowienia, choć oczywiście wymieniona konkurencja, sprzedawana wcześniej pod marką Saiteka, jest tak czy inaczej bardzo dobrym kontrolerem i do czerpania przyjemności z gry jak najbardziej wystarcza. W VelocityOne Flight na początku brakowało mi jedynie orczyka – szybko jednak okazało się, że jego rolę bardzo dobrze przejęły analogowe spusty. Są dość czułe, więc wymagają pewnego przyzwyczajenia, ostatecznie jednak ich obecność zwalczyła we mnie nawyk dociskania nogą podłogi pod biurkiem, którego to nabawiłem się swego czasu, korzystając z Thrustmastera Rudder Pedals. Zestaw Turtle Beach jest systemem kompletnym, który pozwala cieszyć się grą bez dodatkowych zakupów.


VelocityOne Flight jest drogi, ale wrażenia z latania są niesamowite.


Rozmieszczenie przycisków jest w porządku. Na upartego można byłoby wysunąć nieco bardziej na zewnątrz wolanta niewidoczne w tym ujęciu bumpery.

Sam wolant jest czuły i reaguje na najmniejsze ruchy. Równocześnie jednak mamy wyraźną, wyczuwalną zapadkę, która miękkim „puknięciem” daje znać, kiedy sprzęt po wychyleniu wraca do pozycji zero. Jest tu niewielka martwa strefa – ale ledwie wyczuwalna i przeważająca większość użytkowników nawet jej nie zauważy, a reszcie nie będzie ona przeszkadzać. Dość powiedzieć, że da się wprowadzać korekty lotu dosłownie jednym palcem, a przepaść między tańszymi dżojstikami i opisywanym tu wolantem jest często ogromna. Ogółem sprzęt jest na tyle responsywny, że co bardziej żwawymi samolotami można bez problemu manewrować wśród budynków czy przelatywać między „nogami” wieży Eiffla. Dla wielu jednak najważniejsze może być co innego: VelocityOne Flight jest po prostu wygodny. Niemal wszystkie przyciski są łatwo dostępne – osobiście wyciągnąłbym bumpery bardziej na boki drążka wolanta, ale tak czy inaczej jest w porządku, a kciuki mają tu wygodne oparcie z dala od przełączników. Nie ma więc opcji, żebyśmy coś przypadkowo kliknęli.


Kupić? Nie kupić?

Sprzęt kosztuje niemal 2 tys. zł. To cena o osiem stówek wyższa niż wspomnianego Logitecha G X-56, porównywalna z uznawanym za wybitny Thrustmasterem HOTAS Warthog i nieco wyższa od Honeycomba Alpha Flight Controls. Moim zdaniem VelocityOne Flight wypada lepiej od pierwszego i ostatniego, szczególnie że w zestawie mamy przepustnicę, którą do Honeycomba trzeba dokupić. Jeśli zaś chodzi o Warthoga – to już kwestia gustu i tego, czy wolimy dżoja, czy wolant.

Jeśli szukacie sprzętu, który sprawdzi się w spokojnej, relaksującej zabawie samolotami cywilnymi, to propozycja Turtle Beach jest naprawdę atrakcyjna. Na mnie wrażenie zrobił fakt, że jest to kontroler, z którym po początkowej konfiguracji nie musiałem już walczyć, zamiast tego zwyczajnie ciesząc się zabawą. Dzięki temu, że przepustnicę można przymocować do wolanta, przykręcenie całości do biurka zajmuje minutę, podłączenie i odpalenie aplikacji odpowiedzialnej za obsługę wyświetlacza – drugą minutę. Potem można grać. Jak dla mnie – świetny sprzęt.

Turtle Beach VelocityOne Flight
Turtle Beach VelocityOne Flight

Cena: 1900 zł, Turtle Beach

PARAMETRY • Obsługiwane platformy: PC, Xbox Series X|S, Xbox One • Sterowanie: 12-osiowy wolant 180° z sensorami Halla, 2 x ośmiokierunkowy POV, 2 x czterokierunkowy HAT, 4 x przyciski, 2 x analogowe spusty, przyciski kontrolera Xbox (wolant); optyczne pokrętło trimu, 10 x przyciski, 4 x manetki, 3 x manetki Verniera (przepustnica) • Łączność: USB-C (podłączenie całości, kabel USB-A – USB-C), USB-C (podłączenie przepustnicy do wolantu, kabel USB-C – USB-C), wyjście mini-jack 3,5 mm • Inne: kolorowy ekran LCD 320 x 230 z ustawieniami, profilami i czterema przyciskami sterującymi, na wolancie podświetlany panel informacyjny z trzema wymiennymi nakładkami, konfigurowalne podświetlenie RGB LED, uchylna górna pokrywa z kluczem i dostępem do śrub mocujących, cztery kolorowe nakładki na manetki • Wymiary: 483 x 496 x 183 mm • Waga: 6,5 kg

Ocena

Turtle Beach VelocityOne Flight to świetnie zaprojektowany zestaw. Czułość i ergonomia są bez zarzutu, choć dla niektórych przepustnica może pracować zbyt lekko. Niestety, na razie panel informacyjny działa tylko na pececie. Ogółem jednak to wyśmienity sprzęt dla domorosłych pilotów.

8+
Ocena końcowa

Plusy

  • bardzo wygodne sterowanie
  • zestaw jest czuły i precyzyjny
  • wiele dobrze rozlokowanych przycisków i przełączników, zarówno na wolancie, jak i na przepustnicy
  • spusty dobrze spisują się w roli orczyka, gdy takowego nie mamy
  • duże, wygodne pokrętło trimu
  • spore możliwości konfiguracji
  • manetki Verniera w przepustnicy

Minusy

  • dla niektórych: zbyt lekki opór wajch przepustnicy i bardzo wyczuwalna, szeroka zapadka pozycji spoczynkowej
  • do obsługi menu MSFS wciąż potrzebna jest myszka
  • cena
  • panel SIP na razie działa tylko na pececie


Czytaj dalej

Redaktor
Grzegorz „Krigor” Karaś

Gdyby mnie ktoś zapytał, ile pracuję w CD-Action, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć. Zacząłem na początku studiów i... tak już zostało. Teraz prowadzę działy sprzętowe właśnie w CD-Action oraz w PC Formacie. Poza tym dużo gram: w pracy i dla przyjemności – co cały czas na szczęście sprowadza się do tego samego. Głównie strzelam i cisnę w gry akcji – sieciowo i w singlu. Nie pogardzę też bijatyką, szczególnie jeśli w nazwie ma literki MK, a także rolplejem – czy to tradycyjnym, czy takim bardziej nastawionym na akcję.

Profil
Wpisów587

Obserwujących23

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze