Nikt o nią nie prosił i nikt na nią nie czekał. Widziałem w akcji grę-usługę twórców Heavy Rain i Detroit: Become Human

Studio słynie z tytułów stawiających na pierwszym planie historię (zwanych przez złośliwych filmami z wbudowanymi sekwencjami QTE, mowa o Heavy Rain, Beyond: Two Souls i Detroit: Become Human). Chyba nikt nie spodziewał się, że oprócz ogłoszonego już jakiś czas temu Star Wars Eclipse Francuzi opracowują jeszcze jedną produkcję, tak bardzo odległą od ich aktualnego dorobku. Będzie to bowiem dzieło łączące drużynową grę akcji ze strategią. A tłumacząc z korporacyjnego na ludzki: online’owy free-to-play próbujący uszczknąć nieco z popularności gier MOBA i hero shooterów.
Spellcasters Chronicles, bo takie miano Quantic Dream nadało swojemu najnowszemu dziecku, osadzone zostało w wykreowanym specjalnie na potrzeby gry świecie fantasy, który utracił swoich bogów. Zasiedlający krainę magowie, szamani oraz czarnoksiężnicy odkryli, że bóstwa pozostawiły po sobie pradawną energię, zwaną Źródłem. Nieliczne jednostki mogą ją kontrolować, a tym samym są władne kształtować losy całego świata. Tak olbrzymia moc rodzi oczywiście konflikt i chęć zagarnięcia jak największej jej części dla swojej frakcji.
I tu do akcji wkracza gracz, wcielając się w wybranego przez siebie „rzucającego zaklęcia”.

Co to będzie?
Podczas prezentacji pokazano sześciu bohaterów różniących się poziomem zaawansowania, a także zdolnościami specjalnymi, które można wykorzystać w trakcie starć. Oprócz umiejętności przypisanych na sztywno do danej klasy postaci mamy otrzymać opcję tworzenia i modyfikowania własnej talii zaklęć, w tym czarów zadających obrażenia oraz takich pozwalających przywołać na arenę całe armie kreatur: od zwyczajnego mięsa armatniego po gigantów zdolnych unicestwiać oddziały i budynki przeciwników. Te ostatnie podobno również będziemy mogli przywoływać, ale temat nie został wystarczająco zgłębiony, więc na razie trudno napisać o tym coś więcej.
No dobrze, wiemy już po części, kim pokierujemy, ale na czym ma w ogóle polegać rozgrywka w Spellcasters Chronicles? W ramach trwających 25 minut starć, w dwóch drużynach składających się z trzech osób, będziemy się starali przejąć bądź obronić kolejne fragmenty areny z jej najważniejszymi punktami zawierającymi ołtarze generujące dodatkową moc. To od nas zależy, którym skrawkiem mapy się w danym momencie zajmiemy i jaką przyjmiemy taktykę (szarżować do przodu czy skupić się na obronie wcześniejszych zdobyczy?).

Wielobarwny bałagan
Tyle teorii. A co z praktyką? Obecnym na pokazie zaprezentowano fragment jednej z potyczek, w której grający wcielił się w postać władającą magią ognia i skupiającą się na ofensywie. Bohater gnał do przodu, niszcząc z powietrza (umiejętność latania posiadają wszyscy herosi) kolejne hordy wrogów. Dwukrotnie wezwał też przypominającego japońskie kaiju giganta, który zajmował się burzeniem konstrukcji drużyny przeciwnej oraz walką ze swoim odpowiednikiem przywołanym przez jednego z rywali.
Po tak krótkim fragmencie trudno stwierdzić, czy faktycznie jakąkolwiek rolę w starciach odgrywało będzie podejście strategiczne. Nie zauważyłem też elementów współpracy pomiędzy członkami drużyny. Tym, co zdawało się królować na polu bitwy, okazał się natomiast… chaos. Może to wyłącznie kwestia przyzwyczajenia i obycia z tytułem, ale na pierwszy rzut oka liczba kolorowych wybuchów i towarzyszących im cyferek prezentujących obrażenia sprawiała, że gra wyglądała na strasznie nieczytelną. Miałem problem ze skupieniem uwagi na czymś więcej niż prostej demolce.

Trudno o optymizm
Zanim jeszcze przyszło nam dowiedzieć się, czym dokładnie będzie nowa produkcja, dyrektor projektu podkreślił, że prace nad nią trwają już od siedmiu lat, a w skład wydelegowanego wyłącznie do tego zadania zespołu wchodzą osoby zasilające wcześniej szeregi Ubisoftu, Microsoftu czy Wargamingu. Odebrałem tę zapowiedź jako próbę uspokojenia, że chociaż samo studio nie ma żadnego doświadczenia z podobnymi grami, to Spellcasters Chronicles przygotowują weterani branży.
Przyjmuję to za dobrą monetę, jednak w żadnym stopniu nie gwarantuje to jeszcze, że produkcja okaże się hitem. Prób odniesienia sukcesu na polu hero shooterów z mniej lub bardziej oryginalnymi pomysłami było już na pęczki. Gry, którym się udało, można policzyć na palcach jednej ręki. Istnieje naprawdę niewielka szansa, że do tego elitarnego grona dołączy tytuł, którego nikt się nie spodziewał i na który nikt nie czekał. Chciałbym się jednak mylić. Więcej dowiemy się dzięki beta-testom na PC, mają się one odbyć jeszcze w tym roku.