Widziałam polskie Nobody Wants to Die – fani cyberpunka i Blade Runnera poczują się jak w domu
Produkcja wrocławskiego studia Critical Hit Games została zapowiedziana w marcu tego roku, ale dopiero w zeszłym tygodniu zaprezentowano fragmenty rozgrywki. A media zaproszono na specjalny pokaz.
Gry detektywistyczne to taki ciekawy gatunek, który samodzielnie nigdy nie był specjalnie popularny, ale jego elementy zauważyć można w wielu tytułach. Klasyczne śledztwo to świetny przyczynek do rozpoczęcia dowolnego questa, a nic tak nie wzbudza zainteresowania ludzi, jak zbrodnia równie straszna, co tajemnicza. A jednak tytuły skupiające się na pracy detektywa wcale nie pojawiają się na Steamie tak często. Szybko okazuje się, że ważniejsze od badania poszlak są strzelaniny, pościgi, dekorowanie wnętrz i budowanie relacji z postaciami. Same zaś dochodzenia często stają się banalne.
Ostatnią polską grą tego typu, z jaką miałam styczność, był Gamedec. Nobody Wants to Die nieco przypomina mi ją klimatem. Akcja obu tytułów toczy się w dystopijnym mieście w dalekiej przyszłości. Podstawowa różnica (poza wykorzystaną technologią i perspektywą gracza) polega na tym, że podczas gdy Anshar Studios przenosi nas do sieci i wirtualnych światów MMO, Critical Hit Games stawia na śledztwa prowadzone w naszej rzeczywistości.
Detektyw z gadżetami
Jako detektyw James Karr, pracujący w miejscu o frapującej nazwie – w Wydziale Śmiertelności – badamy sprawę seryjnego mordercy, który uwziął się na elity Nowego Jorku A.D. 2329. Pomaga nam funkcjonariuszka Sara Kai, ale poza nią jesteśmy zdani tylko na siebie. Dochodzenie ma bowiem charakter nieoficjalny, zaś wizyty w miejscu zbrodni trzeba przeprowadzać szybko i dyskretnie, zanim pojawią się służby porządkowe.
Nie będziemy jednak chodzić z lupą i zbierać odcisków palców. James ma do dyspozycji parę ciekawych gadżetów z arsenału science fiction, spośród których najciekawszym jest tzw. rekonstruktor. To fikuśna, przypominająca futurystyczną biżuterię bransoleta umożliwiająca odtwarzanie fragmentów przeszłości. Dzięki niej detektyw widzi zamrożone w czasie sceny z miejsca zbrodni, jednak aktywowanie ich wymaga znalezienia odpowiedniego przedmiotu lub konkretnego punktu w przestrzeni. Nie wystarczy stanąć przy ciele ofiary, by ujrzeć, co ją spotkało. Czasami James będzie też wspomagał się zaawansowanymi skanerami i emiterami promieni rentgenowskich.
Śmierć wcale nieostateczna
Rekonstruktor nie jest najbardziej zadziwiającym urządzeniem istniejącym w świecie Nobody Wants to Die. O ostatecznym kształcie społeczeństwa przyszłości zadecydowała technologia, która dała ludziom nieśmiertelność – oczywiście tylko tym z odpowiednią ilością pieniędzy na koncie. Najbogatsi mogą mianowicie przechować własną świadomość w banku danych i przenosić ją między ciałami. Been there, done that – wystarczy wspomnieć powieść Richarda Morgana „Modyfikowany węgiel”.
W rozmowie Karra z dyspozytorką przewinęła się ciekawa kwestia śmierci ostatecznej. W końcu jakimś cudem owe zamożne osoby jednak są zabijane. Pozostaje to dla mnie zagadką, ale nie ukrywam, że ciekawa jestem rozwiązania, jakie przygotowali scenarzyści.
Na podstawie gameplayu nie potrafiłam też ocenić, czy gra dopuszcza błędne wnioskowanie (jak to miało miejsce w przypadku Gamedeca czy Lamplight City). Mimo że w dialogach pojawiły się różne opcje, trudno orzec, czy rozgrywka będzie liniowa. Ze względu na specyfikę śledztwa James będzie raczej unikał rozmów z podejrzanymi – wszak jego praca odbywa się za kulisami.
Ładny ten Nowy Jork
Pokaz przeprowadzony był na PC i robił wrażenie fotorealistyczną grafiką ukazaną z perspektywy pierwszej osoby (aczkolwiek ostateczny wygląd gry może ulec zmianie). Używanie gadżetów przypominało rzucanie czarów w świecie urban fantasy, a otoczenie było na tyle szczegółowe i ciekawie zaprojektowane, że raczej nieprędko je zapomnę.
Nobody Wants to Die prezentuje mroczną wizję przyszłości przypominającą nieco klasyki takie jak Blade Runner. Ze zwiastunów wyziera wieczna noc, zimne neony, dym. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, wielbiciele takich klimatów powinni poczuć się jak w domu. Zobaczymy, czy to samo powiedzą miłośnicy gier detektywistycznych. Premiera odbędzie się jeszcze w tym roku.
Czytaj dalej
Operuję padem jak nunchako, chociaż wolę chińskie sztuki walki. Nie ma gatunku gier, którego bym nie lubiła – są tylko takie, które szybciej mnie nudzą. Cenię dobrą opowieść, chociaż czasami wystarczy mi piękne uniwersum albo jak postać się przekonująco drapie. Pisałam wcześniej w Ja, Rock! i Polygamii, a gram od zeszłego wieku, co brzmi, przyznacie, poważnie.