EA kpi z fanów Dead Space’a. Isaac Clarke powrócił w grze skate.

Miłośnicy serii Dead Space nie mają łatwego życia. Nawet gdy już dostali nadzieję na powrót tej marki w postaci remake’u pierwszej odsłony, do tego rewelacyjnego, szybko przekazano im, że raczej nie ma szans na ciąg dalszy. Ale to nie tak, że EA nie ma serca i kompletnie wyrzuci popularną serię do kosza, o nie. W dalszym ciągu możemy liczyć na powrót jej elementów np. w postaci crossoveru z Battlefieldem 2042. Co, wydawało wam się, że to był absurdalny pomysł? No to potrzymajcie mi piwo…
Najnowszym hitem wydanym pod szyldem Electronic Arts jest skate., świeża inkarnacja innej znanej i lubianej marki sprzed lat, tyle że zamiast związanej z wybijaniem nekromorfów, polegającej na jeżdżeniu na desce (jak sam tytuł wskazuje). Mimo że opinie po starcie early accessu są dość zróżnicowane, oficjalnie można odtrąbić sukces, bo po tytuł sięgnęło zawrotne 15 mln graczy. Oczywiście duża w tym zasługa darmowego modelu dystrybucji… w odróżnieniu od skórki Isaaca Clarke’a, o której chciałem wam tu opowiedzieć.
Sam pomysł, by w grze skejterskiej pojawił się skin protagonisty Dead Space’a, nie jest może i taki zły: nie takie rzeczy widziało się w serii Tony Hawk, ponadto ten sam patent zastosowano już w Skate 3. Problemem jest jednak cena. EA wyceniło bowiem skórkę Isaaca Clarke’a na zawrotne 3,350 San Van Bucksów, a żeby nabyć taką kwotę w ingame’owej walucie, musimy wysupłać przynajmniej 35 dolarów, czyli ok. 130 zł! Dla porównania: oryginalne gry z serii Dead Space kupimy na Steamie w cenie 69,99 zł za każdą odsłonę.
Aha, no i wspominałem o obecności Isaaca Clarke’a w Skate 3, gdzie odblokowywało się go zupełnie bezpłatnie. Ktoś już pokusił się o trafne porównanie…
Na klawiaturę cisną się różne określenia, więc zostańmy przy kulturalnej bezczelności. Czyli w EA wszystko po staremu.