Może nie dostaniemy w tym roku GTA 6, ale The Precinct to GTA w domu [RECENZJA]
![Może nie dostaniemy w tym roku GTA 6, ale The Precinct to GTA w domu [RECENZJA]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2025/05/13/84ba711a-54d4-48a8-bbf5-77fc9a6e0444.jpeg)
Przed wydaniem pierwszego GTA, kiedy to projekt nosił tytuł Race’n’Chase, założenie było takie, że zamiast sterowania przestępcami mieliśmy za zadanie takowych ścigać. Gdy jednak doszło do testów gry, twórcy uznali ją za… po prostu nudną. Cytując słowa Davida Kushnera z jego książki „Jacked. Chuligańska historia Grand Theft Auto”:
Szykował się prawdziwy klops. Nie było mowy, żeby z Race’n’Chase zrobić szybką i wściekłą grę arcade, jeśli przestrzegałoby się zasad.
Niemniej sama idea policjanta jako protagonisty w produkcji z widokiem top-down ziściła się w zupełnie innym czasie i w zupełnie innym studiu: prawie 30 lat później ukazuje się The Precinct autorstwa Fallen Tree Games, gra, której premierę kilkakrotnie przesuwano ze względu na ambitne plany twórców. Owocem ich pracy jest tytuł dający sporo frajdy, choć gdyby wybrane elementy z niego usunięto, efekt mógłby okazać się zdecydowanie lepszy.

Fabuła jak każda inna
W The Precinct wcielamy się w Nicka Cordella juniora, świeżo upieczonego absolwenta szkoły policyjnej, który rozpoczyna karierę zawodową w komisariacie, gdzie pracował jego zmarły ojciec. Mężczyznę zamordowano w trakcie służby, i to w tajemniczych okolicznościach, co utwierdziło bohatera gry w przekonaniu, że musi pójść śladem rodzica, by zwalczać przestępczość na ulicach Averno City.
Jest to w zasadzie całość mało rozbudowanej i pretekstowej fabuły The Precinct, rozwijającej się właściwie tylko na początku i końcu gry. Na pierwszy plan wysuwa się gameplay polegający głównie na codziennych patrolach (pieszych, za kółkiem lub w helikopterze), w trakcie których wybieramy sobie cel, np. kontrolę zaparkowanych aut lub dbanie o bezpieczeństwo na drogach. Ów cel nie ma zresztą większego znaczenia, szybko okazuje się bowiem, że przestępstw wszelkiej maści jest za dużo, by móc zajmować się wyłącznie jednym ich rodzajem.
Połączenie symulatora z grą arcade
Twórcy The Precinct przedstawiają grę jako mariaż symulatora i zręcznościówki. Trzeba jednak zaznaczyć, że osoby poszukujące realistycznie ukazanej codzienności funkcjonariusza policji powinny zajrzeć gdzieś indziej. Co prawda nasza praca nie polega wyłącznie na tym, że wlepiamy mandaty (należy m.in. sprawdzać dowody osobiste, przeszukiwać podejrzanych i poprawnie wskazywać, za co karzemy danego przestępcę, wybierając spośród szerokiej gamy opcji), lecz wspomniany „realizm” bardzo łatwo zakwestionować (np. po ciała ofiar nikt nie przyjeżdża, nie musimy się też przejmować jeżdżeniem jak pirat drogowy). Samo w sobie nie jest to złe, nie planowano stworzyć hardkorowej symulacji, trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że The Precinct bliżej do luźnej wariacji na temat policyjnego kina sensacyjnego niż symulatora.

Lepiej prezentuje się ta swobodniejsza część rozgrywki, to zresztą właśnie w niej (i narracji emergentnej) tkwi siła całej produkcji. The Precinct ma potencjał do tworzenia wielu często zwariowanych scenariuszy ścigania przestępców. Zdarzało mi się np. gonić śmieciarkę, którą uciekał sprawca bójki, rozpoznawać pijanego kierowcę po sposobie, w jaki prowadził auto, i złapać delikwenta odpowiedzialnego za kradzież mojego radiowozu, bo natychmiast po niecnym uczynku wjechał w pobliski budynek i się poddał. Każdy patrol policyjny jest unikalny właśnie za sprawą takich drobnych sytuacji.
Różnorodność zachowań enpeców tyczy się też osobników już przeze mnie aresztowanych. Nigdy nie wiedziałem, w jaki sposób ktoś zareaguje w sytuacji stresowej, ponieważ zatrzymany kierowca może zacząć uciekać, gdy zobaczy alkomat, a sprzedawca narkotyków w trakcie przeszukiwania – wyciągnąć pistolet. Najbardziej zaskoczyło mnie jedno wezwanie do grafficiarza: choć wszystko miało skończyć się mandatem, podejrzany przy sprawdzeniu dowodu popchnął moją postać i zdając sobie sprawę z tego, co zrobił, od razu się poddał. Normalnie wskazywałoby to na fakt, że ukrywa się przed organami ścigania lub ma przy sobie jakiś nielegalny przedmiot, był jednak zupełnie czysty. Nerwowe zachowanie dotyczy też osób niepopełniających ciężkich zbrodni – rzecz nieoczywista i w pewien sposób bardzo ludzka.

Co za dużo, to niezdrowo
Twórcom The Precinct najwyraźniej to nie wystarczało i zaprojektowali też zadania odbiegające od rutynowych patroli. Przede wszystkim są to specjalne misje związane z gangami, a także nielegalne wyścigi samochodowe zaliczane pod przykrywką. Doświadczymy również „śledztw” dotyczących seryjnego zabójcy, polegających nie na myśleniu i łączeniu faktów, tylko łopatologicznym szukaniu dowodów na miejscach zbrodni. A o łopatologii mówiąc: mamy też porozrzucane po całym mieście walizki (w środku znajdziemy skradzione muzealne eksponaty), które trzeba otworzyć czterocyfrowym kodem ukrytym w zagadce napisanej na karteczce wiszącej gdzieś obok na ścianie.
O ile wyścigi i łapanie członków gangów jeszcze się bronią, o tyle reszta aktywności to zwykłe, zupełnie zbędne i nieprzemyślane zapychacze, z których nic ostatecznie nie wynika. Tak samo zresztą ma się sprawa z interakcjami z innymi policjantami na posterunku (kliknięcie przycisku na jednym z nich i wysłuchanie tekstu w stylu: „Ktoś widział mój długopis?”), a także narracja prowadzona nagłówkami z gazet, bo ta nie wnosi niczego nowego, tylko powtarza znane nam informacje. W dodatku misje helikopterowe zostały zwyczajnie źle zaprojektowane, ponieważ nie da się w nich rozbić, a jedyne, co w zasadzie robimy, to świecenie na uciekający samochód. Przez zbyt daleko idące uproszczenia brakuje im jakichkolwiek emocji czy stawki.

Radiowozy widma
Wolałbym, aby twórcy dopracowali podstawowe elementy gry, zamiast zajmować się tymi wszystkimi nietrafionymi aktywnościami. Niestabilne 60 klatek na sekundę przy Full HD i średnich ustawieniach graficznych na solidnym sprzęcie to jedno, ale sporo tu też drobnych technicznych niedociągnięć. Wśród nich jest głupiejący partner głównego bohatera, niekiedy niepotrafiący dotrzeć do kierowanego przez nas pojazdu, a także radiowozy widma pozostawione przez kierowców na środku ulicy. Żadne to błędy niszczące rozgrywkę, niemniej w wielu miejscach tytuł wymaga jeszcze doszlifowania.
Rdzeń The Precinct, czyli patrole i mechanizmy z nimi związane, wykonano solidnie. Z jednej strony każde wyjście na ulicę to nowa przygoda, zawsze przebiegająca w inny sposób. Z drugiej strony twórcy umieścili w swoim dziele zbyt dużo nietrafionych elementów (jak choćby wspomniane „śledztwa”), bez których można byłoby się obejść i które odciągają nas od tych lepiej przemyślanych. Wracając zatem do historii pierwszego GTA: The Precinct udowadnia, że da się zaprojektować angażującą produkcję o stróżu prawa w tej konwencji, wymaga to jednak równego poziomu wszystkich składowych gry.
W The Precinct graliśmy na PC.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
4 odpowiedzi do “Może nie dostaniemy w tym roku GTA 6, ale The Precinct to GTA w domu [RECENZJA]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Gram wlasnie i dla mnie to 8+/10 bo wreszcie cos swiezego i nowego w gamedevie.
Poza tym mam dosc grania złolami, chcialbym zloli karać i ta gra na to pozwala.
Receznzent po prostu nie zna sie na grach, albo lubi ciagle te same nudne sandboxy od wielkich korpo.
Tu wszystko jest swieze, a kamera przypomina zlote czasy Amigowych scigalek i GTA 1 i 2, czyli tez cos niespotkanegp od bez miala 30 lat.
A ze mozna robic troche rozwalki? Recenzent zapomnial, ze to gra video i ta ma nie byc kolejnym milionowym klonem soulsow, ktore kaza gracza surowo za wszystko, nawet za to ze zyje i mial czelnosc uruchomic gre, lecz dawac rozrywke bez frustracji.
Ciesze sie, ze gra pozwala sie dobrze bawić, recenzent zapomnial, ze gry to zabawa.
Jeszcze jedna wazna rzecz.
Gra ma swietna fizyke! Coś co niemal zostało w giereczkowie zapomniane.
Nie tylko kosisz kubly, ploty, ogrodzenia, ale mozesz je na masce wozic i spadaja jak wejdziesz w zakret i turlaja się zgodnie z prawami fizyki.
To jest jest jakosc juz zapomniana i warto docenić.
Wczoraj gre ukonczylem i dla mnie jest lepsza nawet od Claire Obscur Ekspedycja 33, ktora juz w II akcie zaczyna meczyc powtarzalnoscia.
Tu gra konczy sie akurat jak czujesz sytosc, 15 godzin jest OK jak za cene 120 zl.
6+ dali swiezej gierce, ale wszystkie odgrzane kotlety od korpo min 7-8/10. Potem pikachu face ze ludzie juz nie ufaja branzy recenzenckiej
Cóż takie małe studyjko nie da im gier za free nie zaprosi na prywatny pokaz w L.A czy Vegas