Uwielbiam The Last of Us jako historię, ale 2. sezon serialu to przegadana opowieść z dziecinną bohaterką [RECENZJA]

Uwielbiam The Last of Us jako historię, ale 2. sezon serialu to przegadana opowieść z dziecinną bohaterką [RECENZJA]
Avatar photo
Tomasz "Ninho" Lubczyński-Wojtasz
W drugim sezonie serialu na podstawie serii Naughty Dog twórcy zapominają, co było najmocniejszą stroną tej opowieści. Zamiast subtelności dostajemy dosłowność, oszczędność wyrazu zastępuje przesadna gadanina, a główna bohaterka jest wciąż dzieckiem – a nie młodą, wchodzącą w dorosłość kobietą znaną z The Last of Us Part II.

Oglądając serialowe lub filmowe adaptacje gier, zdążyłem już pogodzić się z obecnością zmian w scenariuszu względem pierwowzoru – trudno by było inaczej, skoro od dwóch dekad hartują mnie w tym kinematograficzne potworki ze świata Resident Evil. Stąd też w przypadku „The Last of Us” nie złoszczę się, widząc odstępstwa od tak bardzo przeze mnie cenionego oryginału. Powiem więcej – do dzisiaj za najlepszy odcinek „TLOU” uważam ten opowiadający na nowo historię Billa. 

Problem z drugim sezonem serialu HBO polega jednak na tym, że nowe wątki i konteksty zaburzają wydźwięk całości – spłycają go, rozwadniają, odbierają mu moc. Nie dają szansy temu, co stanowiło wielką siłę gry, czyli narracji prowadzonej za sprawą obrazu i dźwięku (a często również ciszy). Wszystko musi być dosłowne, wypowiedziane lub wykrzyczane. 

Tak jakby twórcy nie ufali widzom, uważali ich za nie dość inteligentnych, by zobaczyć i poczuć niewypowiedziane emocje. Kierując serial do szerokiego grona odbiorców, z góry założono, że będzie to odbiorca mniej wyrobiony. Taki, który albo oberwie kijem golfowym, albo nie zauważy, że w ogóle go uderzono. Jak się więc domyślacie, poniżej znajdziecie spoilery!

fot. Max

Słoń w pokoju

A skoro już wywołaliśmy wilka z lasu, to scena będąca katalizatorem zdarzeń Part II jest świetnym przykładem wszystkich powyższych problemów. W grze nie ma miejsca na zbędną gadaninę – prawe kolano Joela zostaje przestrzelone w sekundę po tym, gdy bohater orientuje się, że coś może być nie tak. Zamiast przedłużać nieuniknione i próbować podtrzymywać dialog z Abby, rzuca jedynie: „Why don’t you save whatever speech you got rehearsed and get this over with” („Dlaczego nie oszczędzisz mi tej wyćwiczonej przemowy i nie dokończysz tego, co zaczęłaś”). Nie korzy się, jest pogodzony z losem. Wie, że uczynił wiele złego i przeszłość w końcu go dogoniła. Fakt, iż w serialu wydaje się przerażony, nie uważam za najgorszy wybór scenariuszowy.

 Zdecydowanie większym problemem w moim odczuciu jest to, że twórcy postanawiają już na wstępie wyjawić pełną motywację Abby, która… gada, gada i gada. Ekspozycja została pomyślana tak, by widz w żadnym razie nie poczuł się zagubiony. Całą scenę niepotrzebnie rozciągnięto i przegadano, na czym traci jej brutalny i gwałtowny wydźwięk – to pierwszy błąd. Drugi okazuje się dużo bardziej brzemienny w skutkach i wiąże się bezpośrednio wyjawieniem zbrodni i – co za tym idzie – usprawiedliwieniem kary. W grze wyruszamy w pościg za Abby targani podobnymi uczuciami, co Ellie, na co pozwala nam nie tylko gwałt na znajomości bohaterki i Joela (a także szerzej na całej społeczności Jackson, o czym więcej za chwilę), ale też niezrozumienie motywów nieznajomej.

Nienawiść do niej rośnie wraz z kolejnymi godzinami, aż dochodzimy do punktu kulminacyjnego w teatrze… by następnie dostać mokrą ścierą w pysk i wcielić się w antagonizowaną do tej pory postać. Choć nie każdemu taki model prowadzenia narracji odpowiadał, to według mnie sprawdził się wyśmienicie. W serialu natomiast od razu wiemy, że czyny Abby mają – w brutalnym postapokaliptycznym świecie – uzasadnienie.

fot. Max

(nie)WIELKIE różnice

Takich – na pozór niewiele znaczących – zmian pojawia się więcej, a wszystkie przesuwają skrupulatnie rozkładane przez scenarzystów Naughty Dog akcenty. Wspomniałem już o Jackson – w grze śmierć Joela była paskudnym wydarzeniem, które wstrząsnęło całą, przekonaną o swoim względnym bezpieczeństwie, społecznością. W serialu została natomiast rozwodniona dziesiątkami ofiar ataku zarażonych – z jednej strony rozumiem, iż to najpewniej celowy zabieg, by wskazać, że każda śmierć jest sobie równa (wszak ojciec Abby też był ofiarą jedną z wielu), z drugiej odbiera to odejściu Joela tak potrzebnej, męczeńskiej niemalże, wyjątkowości.

Inny przykład to sposób, w jaki serial przedstawia moment konfrontacji Ellie z Joelem w kwestii wydarzeń z finału pierwszej części TLOU. W serialu połączono ją ze sceną z epilogu, w którym pojawiają się słynne słowa: „I don’t know if I can ever forgive you for that… but I would like to try” („Nie wiem, czy będę potrafiła ci kiedykolwiek wybaczyć… ale chciałabym spróbować”). W produkcji HBO padają one kilkanaście sekund po tym, jak Ellie upewnia się w tym, że Joel ją okłamał. W grze między oboma wydarzeniami mija dobrych kilka miesięcy – pełnych zagmatwanych uczuć, bolesnego trawienia prawdy i poszukiwania wyjścia z sytuacji. A także ogromnego napięcia między głównymi postaciami. W serialu całość została upchnięta w przeciągu minuty, przez co śmierć Joela następnego dnia nie jest tak dotkliwa – w grze Ellie straciła ostatnie wspólne miesiące, odrzucając przybranego ojca, a gdy W KOŃCU postanowiła dać mu drugą szansę, Abby ją odebrała.

Ekranizacja po raz kolejny cierpi przez gadatliwość postaci – w grze ten moment miał tak potężne oddziaływanie ze względu na wszystkie niewypowiedziane emocje między Ellie a Joelem. Emocje, które – jak pokażą kolejne 24 godziny – nigdy nie zostaną już wypowiedziane. Tymczasem w serialu Joel płacze, mówi, że kocha Ellie jak córkę, a Ellie… Ellie nie dźwiga sceny.

fot. Max

To jeszcze dziecko

No właśnie – Bella Ramsey. Od razu zastrzegam, że w pierwszym sezonie bardzo podobała mi się kreacja 14-letniej Ellie. Między wydarzeniami obu części gry minęło jednak długich pięć lat, a serialowa bohaterka dalej zachowuje się jak nastolatka. W którym momencie coś nie zagrało – czy taka była wizja reżysera, czy to Bella nie poradziło sobie z rolą – nie sposób powiedzieć. Pewne jest natomiast, że Ramsey nie dorasta do pięt Pedro Pascalowi czy grającej Dinę Isabeli Merced

Najlepiej, jak zresztą cały serial, Ellie wypada w przypadku retrospekcji – i nic dziwnego, bo w nich ponownie wciela się w dziecko. Najmocniejszym odcinkiem okazuje się ten przedostatni, gdy m.in. odwiedzamy muzeum i przeżywamy start Apollo 11. Mocną stroną są też sceny przedstawiające dwie społeczności walczące w Seattle – Wilków i Serafitów. Problem w tym, że siedem odcinków drugiego sezonu skupia się głównie na pierwszej połowie Part II, czyli drogi Ellie do zemsty. A wówczas… jest jak jest.

fot. Max

Our future days

Szkoda, bo walory produkcyjne stoją na najwyższym poziomie, do którego najważniejsze produkcje HBO już nas przyzwyczaiły. Oczywiście miejscami razi nadmierne wykorzystanie CGI, ale to nic poważnego. Scenografia imponuje i każdy weteran serii Naughty Dog niejednokrotnie rozpozna lokacje wyjęte niemal żywcem z gry. 

Żal więc, że to wszystko zostało pogrzebane pod nierównym występem Belli Ramsey, brakiem subtelności, rozwodnionym dialogom czy nietrafionym decyzjom fabularnym. I nie zrozumcie mnie źle – nie mamy tutaj do czynienia z katastrofą pokroju późniejszych sezonów netfliksowego „Wiedźmina”. To wciąż bardzo dobry serial. Szczególnie dla tych, którzy nie grali w grę – oni pozostają bowiem w błogiej nieświadomości, że zamiast bardzo dobrze mogłoby być wybitnie.

[Block conversion error: rating]

7 odpowiedzi do “Uwielbiam The Last of Us jako historię, ale 2. sezon serialu to przegadana opowieść z dziecinną bohaterką [RECENZJA]”

  1. Raczej bym powiedział, że scenariusz trochę zawalił, nie sama Bella. Mam wrażenie, jakby twórcy bardzo NIE chcieli, żeby głównej bohaterki nie dało się lubić, szczególnie po zabraniu Pedro. A że się to gryzie z oryginalną historią, to cóż…

  2. Demiurg1989 27 maja 2025 o 19:47

    Jestem w połowie ostatniego odcinka (musiałem na trochę przerwać) i zgodzę się co do większości zarzutów. Bella od początku mi nie leżała (leżało?) jako Ellie, już pomijam wygląd ale odnoszę straszne wrażenie że ona „udaje” ta postać a nie nią jest. Cała reszta obsady daje rade ale ona (ono) jest strasznie sztuczna w swojej grze. Na plus na pewnie motyw ataku na Jackson przez „horde” (days gone vibe..). To że Abby odwaliła monolog przy Joelu jakoś mnie nie razi, ale zgaduje ze tak jak w grze dostaniemy 3 dni Ellie i 3 dni Abby. W serialu może to lepszy zabieg, bo w grze mi się turbo nie chciało grać Abby – to jest psychopatka z którą nie chce się sympatyzować, plus gra przenosi nas na granie nią w takim momencie że jedyne co chcesz zrobić to biec do przodu byle zobaczyć jak się fabuła potoczy, w 4 literach masz co się będzie działo i jakie ma relacje z innymi postaciami bo wiesz ze i tak Ellie ich pozabija. Może w serialu taki zabieg będzie bardziej pasować. No nic, trochę rozczarowanko.

  3. fanboyfpsow 27 maja 2025 o 22:39

    Ja się spodziewałem że 2 sezon będzie słabszy ale to co oni tam odwalili to kpina jakaś…… Aż się mi nie chce oglądać 2 ostatnich odcinków bo mam dość. Jedyny pozytyw to rozbudowany wątek Izaaka i aktorka grająca Dinę. Cały motyw z ciążą i to jak zareagowała Eli to kpina jakaś To że Joel olewa ratowanie osady bo tam ci mają koce i amunicję jeszcze głupszy niż w grze gdzie bez niczego się wydali. Potem ta cała „rada” czy iść ich wymordować czy olać sprawę hahahaha i to dosłowne Walecie LGBT po mordzie w postaci kurtek flag i murali i ten Monolog Diny. Scena Stosunku Nosz jap…. Ja jestem odporna a ja w ciąży i bang Morenka Style(pozdro dla kumatych) BĘDĘ TATĄ:DDDDD Ręce opadają po prostu. 3 na 10 max dla tego sezonu i to tylko za scenografię i charakteryzację.

  4. Historia z drugiej części gry ma tylu fanów co przeciwników, ale budzi dużo większe emocje. W serialu mocno te wątki rozwodniono.
    A przerzucenie ciężaru opowieści z Joella na Ellie też wypadło tak sobie. Raz, że Belli Ramsey trochę brakuje charyzmy Pedro Pascala, a dwa – ciężko uwierzyć że to starsza Ellie. Czy to przez wzgląd na jej aparycję, czy to jak gra (aczkolwiek scenarzyści też swoje dokładają).

  5. Przykro się czyta te wrażenia, bo sam liczyłem na to, że Mazin jakoś lepiej rozłoży akcenty i kolejność wydarzeń, w skrócie naprawi to, co nie wyszło Naughty Dog. A tu się okazuje, że jest jeszcze gorzej i nie ma się co spieszyć z oglądaniem.

  6. Bella u boku Pedro w miarę dawała radę, umieszczona w roli głównej wyłożyła się niemorzebnie. Seriale stoją postaciami, więc jak główna bohaterka niedomaga na poziomie scenariuszowym i aktorskim, to ciężko brnąć przez kolejne odcinki.

  7. 1 Sezon obrażałem i był świetny drugi im dalej w las tym bardziej mnie wk… nie dałem rady do końca a sądząc po tym co widzę w opiniach to nie warto się męczyć bo finał jeszcze bardziej do tyłka….

Dodaj komentarz