rek

Elden Ring Nightreign jest większy i ciekawszy, niż się spodziewałem, choć odbije się od niego wiele osób [RECENZJA]

Elden Ring Nightreign jest większy i ciekawszy, niż się spodziewałem, choć odbije się od niego wiele osób [RECENZJA]
"Paweł Kicman"
Nightreign to gra lepsza, bogatsza w zawartość i bardziej skomplikowana, aniżeli się zanosiło. Jednocześnie nie mam żadnych wątpliwości, że dla wielu osób okaże się źródłem ogromnej frustracji – i to nie przez stopień wyzwania.

Co nieco opowiadałem już o tej produkcji przy network testach, ale to była ledwie szybka (w większości niegrywalna przez wzgląd na stan serwerów) przystawka do głównego dania. Teraz miałem okazję doświadczyć pełnej wersji i… naprawdę imponuje mi, jak dużo oferuje spin-off Elden Ringa. Chociaż widziałem (prawie) wszystko, jeśli chodzi o kluczowe aspekty gameplayu i contentu, to wiem, że niektórzy nawet po 90 godzinach wciąż dawali się zaskakiwać nowymi bossami czy broniami! I choć z dobrą drużyną oraz przy odrobinie szczęścia da się zobaczyć koniec w kilkanaście godzin (albo i mniej), to Nightreign oferuje multum rzeczy do zrobienia.

Gdzie kucharki trzy…

Podstawę rozgrywki stanowią trzyosobowe wypady do Limveld, specyficznej wersji Ziem Pomiędzy znanych z Elden Ringa, na których musimy przeżyć 2 dni i 2 noce, żeby po tym czasie zmierzyć się z jednym z ośmiu Panów Nocy (a… i to nie wszyscy „główni szefowie”). Zanim wyruszymy z Twierdzy Okrągłego Stołu (gdzie np. sprawdzimy różne bronie, dobierzemy nowe skórki, poczytamy dziennik itd.), wybieramy postać – jedną z ośmiu – i relikty (zapewniające nam pasywne bonusy), które z kolei odblokowujemy po każdej sesji. 

Elden Ring Nightreign

Potem, w ciągu około 30 minut podstawowej rozgrywki, będziemy bardzo szybko biegać, bardzo wysoko się wspinać, skakać i czasami nawet latać, starając się jak najlepiej przygotować do finałowego starcia. Należy więc po drodze ubijać szeregowych wrogów oraz rozrzuconych po planszy bossów (część to starzy znajomi z Dark Souls 1, 2 i 3!), za co dostajemy doświadczenie, dzięki któremu możemy podnosić swój poziom – a dzieje się to automatycznie po kliknięciu jednego przycisku na padzie/klawiaturze, kiedy znajdujemy się przy Miejscu Łaski. 

Tym, co najbardziej wpływa na moc naszej postaci, są bronie. Zaczynamy zawsze z podstawowym orężem, ale w trakcie sesji wypada się szybko dozbroić, zbierając przedmioty ze skrzyń lub najpotężniejszych przeciwników. Oprócz tego obowiązkowo odwiedzamy ruiny kościołów, żeby mieć pod ręką więcej ładunków butelki przywracającej punkty życia, a czasem warto też udać się do jaskiń, żeby poszukać kamieni pozwalających na ulepszenie broni czy też rzadkich pasywnych wzmocnień, bo potrafią one sporo namieszać w naszym buildzie. I choć mapa została wygenerowana po części losowo (różne jej elementy zostają różnie rozmieszczone), to przeważnie lądujemy w tych samych miejscach. 

Elden Ring Nightreign

Z czasem jednak nasz świat zaczną nawiedzać wyjątkowe kataklizmy i wydarzenia – pamiętam, w jakim szoku byłem, kiedy nagle na środku mapy pojawił się ogromny krater, ziemia zaczęła się trząść i w górę wzbiła się ogromna kula lawy! Takich eventów twórcy przygotowali łącznie cztery i uwierzcie mi, że warto odkrywać ich tajemnice, choćby ze względu na przydatne bonusy. Ale i to jeszcze nie wszystko, bo czasem zostaniemy przeklęci, najechani, i przeklęci, i najechani, a także przyjdzie nam walczyć ze swoimi klonami… 

Mało? No to dorzućmy jeszcze całą otoczkę fabularną. Podaną inaczej niż to, do czego przyzwyczaiło nas FromSoftware. Nie będziemy odczytywać tutaj historii między wierszami, polegając na opisach przedmiotów i pomrukiwaniach „enpeców”. Każda z postaci ma swój własny wątek, łącznie ze zwrotami akcji i zakończeniami. Odblokowuje się te opowieści za pomocą systemu wspomnień, który wymaga od nas wykonywania konkretnych zadań. Znaleźć to, ubić tamtego, porozmawiać z tamtą. Skoro już o postaciach mowa, zaczynamy z sześcioma, ale szybko odblokujemy pozostałe dwie.

Elden Ring Nightreign

Moje ulubione? Żelazne Oko, łucznik, i Rekluza, czarodziejka. Pierwszym gra się bardzo łatwo i wydaje się niezbędny do pokonania większości Panów Nocy dzięki swojemu zasięgowi ataku, z kolei maginii wymaga sporo umiejętności, ale potrafi dać mnóstwo frajdy za sprawą różnych kombinacji zaklęć. Wszystkie postacie posiadają jedną pasywną, jedną aktywną i jedną ultymatywną zdolność – te dwie ostatnie wymagają nieco czasu, żeby się naładować, ale bez ich opanowania stoimy na straconej pozycji. 

Soulsy? Jakie Soulsy?

Niestety, poza dość prostackim tutorialem, Nigthreign nijak nie tłumaczy swoich mechanizmów. Wydawać by się mogło – standard. Przecież wszystkie soulsliki tak mają. Cóż, po pierwsze – ta gra gatunkowo nie ma zbyt wiele wspólnego z Soulsami i ich klonami. Walka co prawda przypomina odrobinę system z Elden Ringa (w końcu dzieli z nim silnik, nawet jeśli lekko zmodyfikowany), ale wiele rzeczy działa tu zupełnie inaczej. Biegamy dużo szybciej, za plecami mamy zawężający się, zabójczy krąg niczym w battle royale, nie ma tutaj czasu na ostrożność – trzeba nieustannie przeć przed siebie. Nie levelujemy tak, jak chcemy, zawsze zaczynamy od zera, no i nie gramy sami (tryb solo istnieje, ale… do tego jeszcze wrócę). 

Elden Ring Nightreign

Musimy się doskonale komunikować i działać jak jeden organizm, najmniejszy błąd może słono nas kosztować. Ponadto Nightreign jest piekielnie szybkim doświadczeniem. W tym rozumieniu, że nie ma tutaj czasu na oddech i rozmyślanie. Dlatego też pierwsze godziny spędzamy na próbie zrozumienia, co się w tym całym chaosie dzieje, jednocześnie unikając czyhającej zewsząd śmierci. To niezwykle trudne zadanie, za sprawą którego można zniechęcić do dalszego wgłębienia się w grę.

Jeszcze trudniejsze okazuje się ogarnięcie tego wtedy, kiedy zostajemy dobrani do lobby z przypadkowymi osobami i bez komunikacji głosowej. Mogę Wam już teraz powiedzieć, że bez zgranej paczki będziecie skazani na tonę frustracji. Tutaj drobny błąd może kosztować nas cenną minutę (a więc jeden poziom, lepszą broń itd.), bez aktywnej współpracy ani rusz. Inaczej to jakby haratać w gałę z losowymi ludźmi, o których nawet nie wiemy, czy znają zasady futbolu, a i to jeszcze biegając po murawie w słuchawkach wygłuszających. No koszmar! 

Elden Ring Nightreign

Wspomniałem, że da się bawić samemu, ale… ten tytuł w ogóle nie został pod solowe poczynania zbalansowany. Można przejść całość bez pomocy innych, ale to wyzwanie dla nielicznych, gotowych do poświęcenia dziesiątek godzin, mających świetny refleks, potrafiących się skupić i liczących na kupę szczęścia. Gra zamienia się wówczas bardziej w równanie matematyczne – jaką trasą powinienem pójść, ile sekund mogę stracić, na jakie bronie muszę liczyć, którego bossa muszę w tym momencie pokonać dla najbardziej optymalnego wyniku itd. Git gud samo w sobie nie pomoże. 

Próżny trud

Bo widzicie, mechanicznie Elden Ring Nightreign to… stosunkowo łatwa gra. Mam wrażenie, że większość wrogów, łącznie z finałowymi bossami, nie jest przesadnie skomplikowana i da się dość szybko wyuczyć ich ruchów. Sęk w tym, że Panowie Nocy mają absurdalnie dużo punktów życia. Walki zmieniają się więc w test wytrzymałości oparty na wyuczeniu się powtarzalnych sekwencji ruchów. I, kurde, ciągną się owe bitki niemiłosiernie. 

Żeby w ogóle zmierzyć się z takim potężnym „szefem”, musimy wcześniej poświęć pół godziny na przejście przez Limveld! Powtarzam, 30-minutowy runback, żeby zmierzyć się z przypakowanym adwersarzem. Absurdalne? Niby tak, ale w zasadzie to nic niezwykłego dla roguelite’a. Jeśli jednak połączyć taką koncepcję z graniem w zespole… to trzeba też poczekać na dobranie drużyny, liczyć się z tym, że komuś powinie się noga itd. Swoją drogą, muszę napisać o matchmakingu – prawdziwym „finałowym bossie”. 

Elden Ring Nightreign

Notorycznie, pewnie w połowie gier, zdarzało mi się, że nie mogłem znaleźć teamu. Ani poprzez system „party”, ani poprzez hasło, ani nijak inaczej. Ile czasu straciłem, próbując wejść do lobby, tylko po to, żeby powiedzieć „no nic, nie udało się” i szukać kogoś ponownie? Mnóstwo. Mam nadzieję, że przy premierze takie kłopoty znikną i każdemu będzie dane bezproblemowo połączyć się ze swoją ekipą (no chyba że gracie na różnych platformach – mamy 2025 rok, a crossplayu brak). 

Innych problemów technicznych nie uświadczyłem, a całość działała naprawdę płynnie. Mimo że silnik Elden Ringa nie oszałamia, udało się tutaj dzięki pracy artystów i artystek wyciągnąć sporo piękna. Losowe zdarzenia na mapie potrafią zachwycić wizualnie, a niektóre walki z Panami Nocy to prawdziwe spektakle, które aż chciałoby się podziwiać z bezpiecznej odległości. Rozgrywkę umila też ścieżka dźwiękowa, jak zwykle w przypadku FromSoftu stojąca na wysokim poziomie. 

Elden Ring Nightreign

Całość jednak zostawia mnie z mieszanymi uczuciami. Widać ogrom pracy włożony w Nightreign, to żadna tam prosta nakładka czy skok na kasę. Mowa o grze pełną gębą, która – kiedy już wiemy, co robić, i mamy u boku dobry zespół – daje sporo satysfakcji, szczególnie na poziomie ustalania taktyki i jej egzekwowania. Potrafi jednak rodzić dużo bezsensownej złości, bo małe błędy kosztują tu wiele, niektóre walki to test cierpliwości, a nie zdolności, z kolei brak balansu pod solową zabawę jest dla mnie zupełnie niezrozumiały.

W Elden Ring Nightreign graliśmy na PS5.

[Block conversion error: rating]

11 odpowiedzi do “Elden Ring Nightreign jest większy i ciekawszy, niż się spodziewałem, choć odbije się od niego wiele osób [RECENZJA]”

  1. W1NTER_MU7E 28 maja 2025 o 15:17

    Będzie grane tak czy siak, ale FS poszło w takim razie po lini najmniejszego oporu. Problemy z połączeniem w grze online w 2025? Zero opcji komunikacji, brak trybu dla dwóch osób, kiepski balans dla jednej osoby, mało rzeczy do zdobywania na dłuższą metę. Szkoda, zwłaszcza że sama baza gry wydaje się być bardzo dobra

    • po lini NAJMNIEJSZEGO oporu.

    • W1NTER_MU7E 29 maja 2025 o 18:36

      Dzięki, miałem trochę moment zwątpienia jak to pisałem

    • Spoko. Cieszę się, że nie odebrałeś tego jako grammar nazi :P.

      Ja powiem szczerze, że od dawna czekałem na taką formułę i miałem nadzieje, że podstawowy Elden Ring będzie mial co-opa…. i teraz już ma. Nawet lepiej bo dostosowany do krótkich rozgrywek co mi bardzo odpowiada. Zauważ, że recenzent ocenia wiele rzeczy sieciowych zanim gra wyszła(totalnie bez sensu). Nie ma jeszcze graczy za dużo.

      Jedyne do czego naprawdę mogę się przyczepić to, że nie można zrobić swojej postaci. Wiem, że chodzi o balans ale i tak mi to nie pasuje.

  2. spawnersiak 28 maja 2025 o 19:31

    Uwielbiam Elden Ring, ale Nightreign w ogóle mnie nie kręci. Takie to jakieś nijakie się wydaje. Poza tym, zawsze wolałem grać solo 😛

  3. Nie wiem co recenzent ma na myśli, mówiąc „chaotyczny początek”.
    Jeśli chodzi o brak wytłumaczenia o co chodzi w grze, to zupełnie się nie zgodzę. Chyba każdy kto tą grę włącza wie o co chodzi po kilku pierwszych minutach gry, jest też tutorial.
    Jeśli chodzi o to, że na początku nie wiesz czym się zająć, bo jest dużo kontentu – czy recenzent grał kiedykolwiek w jakiegokolwiek roguelike’a?
    W praktycznie każdym dobrym roguelike/lite o to chodzi, że wiedzę co jak robić, co się opłaca bardziej, co tworzy ze sobą combo itd. zdobywa się podczas grania i o to chodzi w tym gatunku gier między innymi XD
    Pomijając już fakt, że każda dobra gra powinna taka być.
    Problemy z matchmakingiem w minusach to jakiś żart – gra jeszcze nie wyszła, więc podejrzewam, że recenzent grał w wersję gry do której dostęp miało kilkadziesiąt/kilkaset osób, które były połączone w grupy w większości przypadków (wystarczy spojrzeć na YT).
    „Bez zgranej drużyny i komunikacji głosowej bywa niezwykle frustrująca” – może dlatego, że reszta graczy nie grała tak dużo w tą grę (która jeszcze nie wyszła przypominam XD), a jeśli grała to ma najprawdopodobniej jakieś osoby do grania w grupie?
    Nie wiem też o co chodzi z wielkimi paskami życia – na wielu materiałach na YT widziałem, że ludzie nie mieli jakiegoś szczególnego problemu z zabijaniem bossów – chociaż to mogło się zmienić w tej wersji i może się zmienić jeszcze przy premierze.

  4. Brzmi jak Vampire Survivors w 3D😉

  5. Wszystko w temacie tej „recenzji”…. https://www.youtube.com/watch?v=AQ6KYzP1Kjk&t=485s

  6. Oho, fanboje FS już hejtują recenzje.

  7. Pograłem z 20 godzin i dla mnie to najlepsza gra jaka wyszła od czasu podstawowego Elden Ringa także spokojnie 9–10/10 bym dał.

    Jest trudno. Projekt bossów to jest totalna topka. Tempo gry jest absurdalnie wysokie. Klasy postaci są doskonałe. Do całej złożoności Elden Ringa dodali jeszcze 2 specjlane skille na klase postaci przez co combat jest totalnie odjechany i dynamiczny. Gra polega na wyuczeniu się mapy i pewnych zachowań ale jednocześnie daje bardzo dużo randomizacji co sprawia że poszczególne runy potrafią być unikatowe.

Dodaj komentarz