Słowo na niedzielę: Popołudnie z anonimem

Słowo na niedzielę: Popołudnie z anonimem
Nie wiedziałem, jak się nazywa, gdzie mieszka ani nawet jakiej jest płci. A jednak nie kazałem mu spadać, tylko zaczęliśmy wędrować razem. To była najbardziej przejmująca podróż od czasów Najdłuższej u boku April.

Jeśli wstęp do tego tekstu skojarzył wam się z biologicznie kontrowersyjną orientacją seksualną bądź wydał się zbyt górnolotny, możecie przestać czytać. Nie pogadam dzisiaj z wami o nowym dodatku do Modern Warfare 3, braku PVP w Diablo III ani walce w ostatnim Mass Effect. Dziś nie będę mówił o płytkiej rozgrywce, która nie wymaga refleksji, a jedynie refleksu. Chciałem podzielić się niemal magicznym przeżyciem, jakim jest Podróż. A dokładniej – drugi gracz, z którym idziemy przez pustynię i nie tylko.

Pewnie większość z was grała kiedyś w multiplayery albo inne co-opy. Wiecie zatem, na czym polega tam kontakt z drugim graczem. W shooterach jest to przeważnie rywalizacja, w grach akcji i zręcznościówkach wzajemna pomoc, a w kanapowych co-opach wcinanie chipsów i wycieranie tłustych rąk w spodnie. Rozmowy przez headsety, czaty, pełen serwis. Thatgamecompany zrobiło najlepszą rzecz pod słońcem i wyrzuciło to wszystko do lamusa. Kiedy podróżujemy z drugim graczem, nie widzimy nawet jego ksywki (tę możemy podejrzeć dopiero na końcu). Nie ma żadnego kanału do rozmów, nie uświadczymy też nowych pozycji na liście poznanych graczy w menu PS3. Błądzenie we dwójkę ma swój nieodparty urok.

Pamiętam, że kiedyś przez własną głupotę zgubiłem się bez telefonu w Alpach i przypadkowo trafiłem na gościa, który akurat zawracał samochodem. Ostatecznie odstawił mnie do ośrodka, za co byłem mu wdzięczny, ale wybawieniem był dla mnie już sam widok nieznajomego na bezdrożu. Podróż wywołuje dokładnie te same odczucia – cały czas rozglądamy się, żeby nie stracić drugiej postaci z oczu. Kółkiem wydajemy z siebie dźwięk przypominający nuty zagrane na flecie, które same w sobie nie znaczą nic, ale wspólny cel wędrówki nadaje im wyrazu. Sami odczytujemy zawodzenia towarzysza jako „nie idź tam” albo „chodź coś zobaczyć” i – co ujęło mnie strasznie – przeważnie się nie mylimy. Oczywiście, póki kompan nie zniknie nam z oczu, bo wtedy autentycznie czuć zagubienie…

Hut pisał w swojej recenzji:

[…] choć z partnerem można się porozumieć, to owe krótsze i dłuższe, dość niekonkretne dźwięki nie pozwalają na nawiązanie sensownego dialogu […]

Jakby zmierzyć sens dialogu pod kątem semantyki, to faktycznie rozmowy przy pomocy dźwięków są zupełnie abstrakcyjne. Powtórzę jednak dla podkreślenia – to sytuacja ukazana w grze i poetyka Podróży sprawia, że zaczynamy rozumieć coś, co w innym położeniu byśmy lekceważyli. W dziesiątkach głośnych tytułów podobne odgłosy przeszkadzają, tu zaś są pomocne. Mateusz Greloch z serwisu NextGames mówił nawet, że ta produkcja „przypomniała mu, że jest człowiekiem”. Niezależnie od tego, jak górnolotne wydaje się takie stwierdzenie na tle współczesnego gamingu, jest ono bardzo trafne.

Kiedy mówimy, że robimy coś instynktownie, zazwyczaj myślimy o nawykach i odruchach, często warunkowych. Instynktownie bronimy się przed widzianym wielokrotnie kombosem w Street Fighterze, naciskamy wyuczoną serię klawiszy w MMO i mierzymy co do milimetra skok na platformę w Super Meat Boy. Podróż też trafia do instynktów, ale tych z innej półki – poznawczego, samozachowawczego… słowem, tych sfer które czynią nas ludźmi. Mamy przed sobą nieznajomą przestrzeń, którą chcemy poznać od A do Z, a jednocześnie nie wiemy, czy jest to bezpieczne. Przez cały czas jesteśmy czujni i dbamy o to, żeby drugi pielgrzym nie odszedł za daleko, bo w tym labiryncie metafor jest on dla nas jedyną w miarę pewną osią, wokół której staramy się iść. Teraz pokażcie mi grę, która jest w stanie wywołać podobne odczucia.

A propos unikatowości. Po multiplayerowej rozgrywce w którymś z FPS-ów, MMO lub gier sportowych przeważnie towarzysze broni lub koledzy z boiska wysyłają nam wiadomość o treści „dobra gra thx do zoba” albo „strzel mi jeszcze raz 7 goli to za… ci rybki”. Z ciekawości wszedłem na GameFAQs, żeby przejrzeć dyskusje graczy, a tam… mocno oblegany temat z podziękowaniami za wspólną podróż. Dziękuje się nawet nie znając adresata, a najwyżej czas spędzony online. Internauci wspominają to, co ich oczarowało podczas wędrówki, wzajemną pomoc, dialog nawiązany poprzez dźwięki i – jak się okazuje – zrozumienie po obu stronach… Wszystko ma bardzo osobisty wymiar, co jest tym większym fenomenem, bo przecież tak naprawdę ci ludzie się nie znają! Tak samo jak ja siedzieli przez dwie godziny przed ekranem i spędzili popołudnie z anonimem.

14 odpowiedzi do “Słowo na niedzielę: Popołudnie z anonimem”

  1. Kolejna rzecz której zazdroszczę posiadaczom PS3 🙂

  2. kaczmwoj1994 18 marca 2012 o 19:24

    W zasadzie jedyna gra jakiej zazdroszczę posiadaczom PS3…

  3. Uwielbiam takie nietypowe zagrania – niby banał, po prostu gracze stają się dla siebie zupełnie obcy, coś dla niegrających zupełnie abstrakcyjne, a jednak sprawdza się to doskonale i daje zupełnie nowe wrażenia. Swoją drogą gra coraz bardziej przypomina mi ICO.|Journey przeskoczyło właśnie na szczyt mojej listy must-play na PS3.

  4. Kolejna gra, której zazdrościłbym posiadaczom PS3 miesiąc temu… Chyba się skusze, fajnie to to wygląda…

  5. Powiadam Ci Adziorze- jesteś, wraz z Berlinem, przyszłością CDA. A jako posiadasz X360 szczerze Wam zazdroszczę Journeya, PS-owcy! Muszę poznać kogoś z PS3, namówić na kupno tego dzieła i wyrzucić go z domu na dwie godziny 😉

  6. <- następny który zazdrości pe-esiarzom przez tą grę (i nie tylko tą). Swoją drogą była taka gra o jeleniach, też coś w tym stylu ale nudne.

  7. @qndzio – dzięki za słowa uznania w imieniu swoim i drugiego przyszłościa 😉

  8. @Adzior- spoczko, nie zapomnijcie tylko, kto Was wylansował.

  9. Żeby nie było wątpliwości- chodzi o mnie. A tak sobie myślę, że jeśli Journey odniesie sukces sprzedażowy (a wszystko na to wskazuje), to może to być początek pięknej epoki w dziejach gier…

  10. Jutro wreszcie zagram, wygospodaruję sobie te kilka godzin 😉

  11. ah… tak kupię tę grę nie ma co 🙂

  12. „Jakby zmierzyć sens dialogu pod kątem semantyki, to faktycznie rozmowy przy pomocy dźwięków są zupełnie abstrakcyjne.” A czym innym jest rozmowa dwóch ludzi, jak nie wymianą dźwięków wydawanych przy pomocy aparatu mowy?

  13. Nie zapominajmy o Demon’s i Dark Souls, gdzie również kontakty z innymi graczami bardzo przypominają ten z Journey – brak czatu, jedynie ascetyczne gesty. Także tam anonimowość rownież jest ciekawie zrealizowana.

  14. journey i dark souls to najlepsze exlusivy jakie mozna sobie wymarzyc 🙂

Dodaj komentarz