[Kilka godzin z…] Ys: The Oath in Felghana
![[Kilka godzin z…] Ys: The Oath in Felghana](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/19/0b7e4d5e-2dc2-433f-a8dd-e025dd00614f.jpeg)
Zdaję sobie sprawę z tego, że Ys może zainteresować w Polsce może trzydzieści osób, z czego jedna rzeczywiście wydałaby na to pieniądze (a to i tak w trakcie ciężkiej imprezy, kiedy kumple dosiądą się do Steama), ale trochę szkoda by było o tym tytule nie wspomnieć. Chociażby dlatego, że to pecetowy port wydanej pierwotnie po japońsku na pecetach gry, która trafiła w ciągu ostatnich kilku lat na PSP i do PSN-u. Wystarczająco absurdalne, żeby nazwać to „ciekawostką”? Jak dla mnie: tak, ale nawet pomimo tego, że ma już kilka lat na karku – przy oszałamiającej popularności japońskich RPG i gier akcji w naszym kraju domyślam się, że niewielu z was miało z tą produkcją do czynienia. Sprzedawana więc za 12 Euro wersja na Steamie może być pierwszą okazją do sprawdzenia “o co tu w ogóle chodzi”… A może i początkiem wielkiej przygody z serią Ys, która chociaż mniej znana w naszych rejonach świata niż Final Fantasy czy Dragon Quest, w Japonii i Korei popularna jest nieprzerwanie od 1987 roku!
I tak, wiem że 50 złotych to cena zaporowa, ale niedługo rozpoczną się letnie wyprzedaże, a takie gry tanieją błyskawicznie. Wtedy, przy przecenie o 75%, będzie warto dać temu tytułowi szansę.
Co i jak?
Może nie widać tego po trailerze, który reklamuje bardziej chaos i tandetę, niż grę komputerową, ale Ys: The Oath in Felghana jest w gruncie rzeczy po prostu szalenie dynamicznym hack’n’slashem przyrządzonym po japońsku. Jak na azjatycką grę przystało zaczyna się bardzo powoli – ścianą napisanych bez polotu dialogów i anime-intrem – ale całkiem szybko bierze rozpęd: po piętnastu minutach ma się spokój od biadolenia i można zająć się tym, co ważne: biciem potworów.
Ys: The Oath in Felghana jest szybkie i bardzo dynamiczne – właśnie to ratuje tę produkcję przed honorowym tytułem wtopy roku i setkami listów z wąglikiem wysyłanymi na adres wydawcy. Mangowata, malutka postać biega po mangowatych, malutkich lokacjach jakby odżywiała się białym proszkiem usypywanym w równe linie i morduje co popadnie. Morduje w sposób widowiskowy i szalenie przyjemny: chociaż walki sprowadzają się głównie do wciskania jednego przycisku odpowiedzialnego za atak, to w przeciwieństwie do masy podobnych gier bijatyki te ani nie nudzą, ani nie męczą. Nawet konieczny, jak to w japońskich grach już bywa, grind nie usypia, co sprawia że rozgrywka Ys: The Oath in Felghana idealnie pasuje do humoru i nastroju pod tytułem: “A bym sobie pograł kilka minut w jakąś niewymagającą pierdołę”.
Do walki mieczem dochodzą skoki: rzecz konieczna przy unikaniu ataków magicznych i bicia latających przeciwników, oraz magia. Na początku dostaje się, jak zwykle, kule ognia, które można przez chwilę ładować i zamiast kilku słabych wypuścić jedną wielką. Później pojawia się też, na przykład, “tornado” czyli błyskawiczne kręcenie się wokół własnej osi z wyciągniętym mieczem, co poza oczywistym biciem wszystkiego dookołą pozwala też “podlecieć” trochę dalej, niż skoczyć. Ostatnim bonusem do rozgrywki jest tryb “burst”, który można raz na jakiś czas odpalić: podnosi na chwilę siłę i obronę, a także pozwala atakować o wiele, wiele szybciej. W międzyczasie trzeba też kolekcjonować wypadające z przeciwników znajdźki z czasowymi bonusami do expa, czy ataku, albo ulepszać ekwipunek w mieście – typowe, malutkie elementy RPG, bez których by się oczywiście nie obeszło.
Wszystko to sprawia, że chociaż do czynienia ma się tak naprawdę ze zwyczajnym, tępym hack’n’slashem… jest to zaskakująco przyjemny hack’n’slash. Gdyby nie konieczność przeklikiwania się co jakiś czas przez kiepskie i usypiające dialogi był by jeszcze milszy w obyciu, ale niestety – z niektórymi japońskimi wizjami trzeba po prostu nauczyć się żyć.
Niestety ta piękna wizja zostaje rozbita – przynajmniej dla mnie – w momencie, kiedy dochodzi do walk z bossami. Są to rozgrywające się na osobnych arenach minigierki, które potrafiłyby mocno napsuć mi krwi, gdybym tylko traktował tę grę na poważnie. Wymuszają na graczu wykorzystywanie wszystkich dostępnych trików, na co rozgrywka nie przygotowuje: jedna z walk opiera się na ciągłym unikaniu ataków poprzez skakanie z prawej do lewej i rzucaniu kul ognia w stojący na środku ożywiony posąg – rzeczy niekoniecznych i niepotrzebnych ani razu wcześniej. To zręcznościowa zabawa dla maniaków, która ludzi szukających banalnego odstresowywacza zestresuje do granic. Na szczęście chociaż umieranie nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji i można zacząć bezpośrednio od początku starcia.
Warto?
Generalnie Ys: The Oath in Felghana nadaje się tylko dla miłośników hack’n’slashy potrzebujących czegoś nowego w oczekiwaniu na trzecie Diablo, czy inny Torchlight. Niestety ma ograniczony zasięg z powodu swojej mangowej stylistyki, która chociaż prezentuje się naprawdę ślicznie i słodko, to prędzej odrzuci większość naszych rodaków, niż zachęci. A szkoda, bo ta gra ma czar dawnych produkcji z pierwszego PlayStation, ale nie jest tak paskudnie powolna i ciągnąca się, jak większośc z nich.
Brać na własną odpowiedzialność, ale tylko na przecenie o 75%. W innych okolicznościach: nie warto.
###
A teraz wy nam powiedzccie czy chcecie widzieć takie teksty na stronie – czy interesują was tego typu „wrażenia po ograniu kawałka” z gier, których recenzje prawdopodobnie się u nas nie pojawią? Dajcie znać!
Czytaj dalej
19 odpowiedzi do “[Kilka godzin z…] Ys: The Oath in Felghana”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Czasami na Steamie pojawiają się mało znane gry, które przyciągają uwagę nietypową estetyką, czy ciekawie zapowiadającą się rozgrywką. Czasu na przechodzenie ich w całości przy natłoku innych obowiązków, czy też hitów do ogrania nigdy niestety nie ma, ale może ktoś z was zastanawia się nad kupnem i chciałby przeczytać na ten temat cokolwiek? Przyjrzyjmy się Ys: The Oath in Felghana.
Jestem jak najbardziej na tak. Zawsze chętnie przeczytam tych parę słów o produkcji, która może nie jest hitem, ale jest warta tego, by jej poświęcić chwilę lub dwie.
Dość niedawno zagrywałem się na psp w ys ark of cośtam z braku lepszego zajęcia w szpitalu. Nie zauważyłem kiedy zleciały 4 dni. Potrafi wciągnąć. Co do tekstów tego typu to jest bardzo za.
Artykuły – Tak. Sama gra? Kupię ją jak będzie przy 50/75% przecenie. Jako fan japońskich produkcji na PC jestem na głodzie, poza ostatnio kupionym Last Remnant muszę poszukać sobie kolejnej działki.
Tak, ale na Thora, dodawajcie do tej ściany tekstu jakieś screeny.
Tekst ma strasznie negatywny wydźwięk. To zakładanie, że gra niewielu zainteresuje, bo ma „mangową stylistykę” jest trochę irytujące. Z takiego samego założenia wychodzą chyba producenci tego typu gier i dlatego tak rzadko lądują one na PC. W grę nie grałem, ale cieszy mnie fakt, że od czasu do czasu, gry tego typu trafiają na steam, bo może jednak okaże się, że opłaca się wydawać jRPG na PC.
Ja jestem jak najbardziej za takimi artykułami. Tym bardziej, że sam mam na Steamie sporą kolekcję „dziwadeł” i ogólnie lubię produkcje niezależne. Mogę nawet od czasu do czasu jakąś zrecenzować 🙂
Skoro takie teksty nie pojawią się w piśmie, to niech będą chociaż na stronie, dobry pomysł. Z takich mało znanych gierek warto sprawdzić DLC Quest, choć „kilka godzin” tu nie pasuje, grę można przejść na 100% w 30minut, ale jest przezabawnym spojrzeniem na DLCki 😀
Może by tak zabrać się za gry dostępne w indie gala, humble bundle itp? Jeśli pojawia się tam jakiś hit, to coś tam o nim wiadomo, ale przydałoby się omówić pozostałe, mniej znane gry. Opisy, które można znaleźć na takich stronach raczej do najobszerniejszych nie należą i warto by było coś więcej o nich napisać.
Polecam Desktop Dungeons.
Świetny cykl. Bardzo lubię te wszytkie „indie – dziwactwa” 🙂 . Jako pomysł do kolejnego odcinka mogę podsunąć grę Wizorb, czyli połączenie Arkanoida z RPG w hardcore-owej grafice.|Berlin? Czekamy na kolejne odcinki 🙂 .
Tak, byłoby dwa razy milej z jakimś screenem bądź dwoma. 🙂
faktycznie, dawajcie na przyszłość jakieś zrzuty z gier, o których piszecie, bo samo logo niewiele mi mówi
Stwierdzam, że nie ma. Bo upadło… Dajcie większe mieszkanie!!!! Co myślicie o zakończeniu tej gry??!!!
Grałem w kilka wersji Ysa Wszystkie bardzo wciągają i są bardzo grywalne,
Ja grałem w Ys seven na psp,całkiem fajnie się w to grało. A jeśli chodzi o artykuł to dobry pomysł tylko tak jak mówią inni można by dodać screeny.
Cykl mi się podoba chociaż sam nie przepadam za różnymi „indie-pierdółkami”, ale poczytać zawsze można.
Gra jest dość specyficzna, trzeba poczuć ten klimat żeby się wciągnąć. Ja poczułem na tyle że właśnie przechodzę grę chyba czwarty raz i nie mogę się znudzić. Gra jest świetna, soundtrack doskonały, rozgrywka typowa dla takich gier, albo się ją lubi, albo nie. A co najlepsze, to zostało potwierdzone że na steam ukaże się również Ys Origin, podobno najlepsza część serii. Mało tego, 20 maja na PC wychodzi Ys Seven. Żyć nie umierać 😛
W zasadzie na temat dużych produkcji informacji jest tyle, że jak widzę mass effect 3, czy assasins creed 3 to mnie bierze na wymiot. Pewnie nie tylko ja się właśnie najczęściej zastanawiam nad takimi niewielkimi tytułami podczs wyprzedaży na steamie.