[Słowo na niedzielę] Ta jedyna, wirtualna

[Słowo na niedzielę] Ta jedyna, wirtualna
Ostatnio coraz częściej mówi się o przekraczaniu granic w grach. Nowe silniki graficzne zbliżają nas do fotorealizmu, trailer Tomb Raider otworzył jałową dyskusję o pokazaniu gwałtu w grze, Steam przegiął z regulaminem i tak dalej. Z Hutem w CD-Radio mówiliśmy o zagrożeniach Oculus Rift, a poza anteną pomyślałem sobie – a gdyby gracze w wirtualnej rzeczywistości znaleźli swój obiekt westchnień?

Na pewno zauważyliście, że spośród wielu odczuć, jakie wzbudzają w nas gry, wyjątkowo wielką rolę odgrywa przywiązanie. Przywiązanie, które przejawia się w bardzo różnych formach i na rozmaite sposoby jest wykorzystywane przez twórców. Nie przyjmujemy do wiadomości, że ulubiona przez nas seria (patrz Half-Life) mogłaby zwyczajnie po cichu się skończyć i nie chcemy żyć z myślą, że ostatnia odsłona może być faktycznie ostatnią. Stąd biorą się wszystkie sequele, prequele i remake’i, zapełniające pustkę w hobby wiernych fanów. Wielu graczy nie toleruje cyfrowej dystrybucji, która wyrywa z ich rąk namacalny, wyczekany i ukochany fizyczny nośnik i umieszcza go w formie danych na serwerze. Oczywiście, chcemy go uruchamiać po wielu latach, by odświeżyć sobie dobre wspomnienia. Wreszcie czujemy się niekomfortowo, gdy fabuła pośle do piachu jedną z postaci, z którą zdążyliśmy się zżyć – zwłaszcza, kiedy scenarzyści udanie ją zaprojektowali.

Wyjątkowo utkwił mi w pamięci tekst z RPS, w którym autor szczegółowo opisał swoje myśli i działania, gdy w Skyrimie zginęła jego towarzyszka Lydia. Nie mógł tego odżałować, urządził jej godny pogrzeb, a o jego specyficznej więzi z fikcyjną postacią wiedziała nawet żona. Kiedy ja grałem w Skyrim, też chodziłem wszędzie z Lydią i faktycznie – przywykłem do niej na tyle, że gdy przez przypadek zostawiłem ją w obozie bandytów po jednej z misji, specjalnie wróciłem, by ją odbić. Z okrzykiem „zostawcię Lidkę sukinsyny!” wyrwać z klinczu przeciwników z pomocą łuku i strzał, odetchnąć, przywrócić właściwy stan rzeczy. Śmieszne się to wydaje z perspektywy czasu, żałosne nawet na swój sposób, ale właśnie tak gra się naszym przywiązaniem.

Przy tym wszystkim postęp technologiczny pozwala stworzyć postacie, które obok budowania więzi z graczem mogą być – nie bójmy się tego stwierdzenia – atrakcyjne fizycznie. Już Lara Croft uderzała w samcze instynkty graczy, a jej naśladowczynie-modelki poza oczywistymi kwestiami marketingu próbowały przenosić te wyobrażenia na grunt realny. Obecnie twórcy gier są w stanie tak zadziałać programami, by wykreować osobę zwyczajnie podobającą się graczom. Wysoka pozycja numeru 131 CD-Action w plebiscycie na najlepszą okładkę jest tego dowodem, zresztą pamiętam, że i ja zwróciłem na nią dłuższą uwagę tych kilka lat temu – tutaj faktycznie ktoś się postarał. Że nie wspomnę o skądinąd zabawnym liście jednej z czytelniczek, na zabój zakochanej w Tepecu z gry Atlantis II.

Z drugiej strony sporą popularność na świecie, a w szczególności w Japonii zdobyły dating sims uderzające w męskie ego bezpośrednio. Towar pierwszego sortu dla pariasów hikikomori, mogących o przedstawionej w grach sytuacji najwyżej pomarzyć. Gry, w których odchodzi jedna z może i czasem irytujących, ale niewątpliwie najpiękniejszych cech obcowania z płcią przeciwną – niepewność i nieprzewidywalność. Coś nie pójdzie? Nic się nie stało, zacznę od nowa, a długonoga brunetka z akademika wreszcie będzie moja. Cud dla nieśmiałych i zrażonych kontaktem z kobietami. W podobne nuty, choć w innym akordzie, uderzały The Sims, Singles, Larry czy choćby głupie i zapomniane już 7 Sins. Na marginesie – odzew, jaki wywołał tekst dziewiątki kier o homoseksualizmie w grach wskazuje, że wielu graczy faktycznie traktuje gry – w jakimś sensie – intymnie.

Do tego wszystkiego dochodzi clou, czyli Oculus Rift, który to wynalazek traktuję tutaj bardziej symbolicznie. Chodzi mi bardziej o perspektywę, w której faktycznie przenosimy się do rzeczywistości wirtualnej w jej ostatecznej formie. Popularność RPG-ów czy wojennych shooterów wskazuje, że prawie każdy chce poczuć się bohaterem i przejść drogę do chwały, a dzięki VR – w tym wyśnionym, wymarzonym kształcie – to poczucie będzie silne jak nigdy. Wspomniane wcześniej produkcje „damsko-męskie” z kolei pozwalały graczowi stać się amantem bez ostatecznego narażania się na porażkę. Czy wynikiem tego może być sytuacja, w której samotny człowiek wraca do domu, zakłada okulary z ekranem i wita się z nieistniejącą, ukochaną osobą?

Dziś brzmi to jak idiotyzm, ale pamiętajmy, że za X lat dla nowych pokoleń graczy powstaną inne punkty odniesienia, oni sami nie będą podzielać naszych wspomnień, a jednocześnie co innego uznają za absurd. Hut w ostatnim odcinku CD-Radio zwrócił uwagę na bardzo ważną rzecz – jeśli dostaniemy w naszym hipotetycznym Oculus Rift idylliczny świat, w którym wszystko jest ułożone pod nasze oczekiwania i potrzeby, to jaki będzie sens z niego wychodzić? A co, jeśli w tym świecie trafimy na kogoś stworzonego według podobnych zasad, co Miranda Lawson w fabule Mass Effect – by być perfekcyjnym lub perfekcyjną? Osobą uderzająco piękną dzięki możliwościom grafików i animatorów, wiarygodną dzięki umiejętnościom scenarzystów, idealnie nam pasującą dzięki zaprogramowanemu systemowi zmiennych i nowej wersji silnika reagującego na zachowania gracza?

I dalej – skoro wypełnianie sakwy w Diablo III zarąbilionami złota jest w stanie jakoś zastąpić potrzebę posiadania i samorealizacji, to dlaczego wirtualna druga połowa nie miałaby stać się lekiem na samotność? Mieć swoje własne miejsce, gdzie wszystko jest pod kontrolą, gdzie sława gracza buduje mu ego, a w dodatku może… kochać i być kochanym, nigdy nie siedząc samotnie. Wszystkim, którzy parsknęli w tym momencie i zbierają się, by powiedzieć mi, że technologia nie zastąpi drugiej osoby – przypominam, że rozwój komunikacji dał ludziom związki na odległość, mimo że niegdyś związanie się z kimś bez jego fizycznej obecności było nie do pomyślenia. Wirtualna rzeczywistość i stworzone w niej idealne osoby to po prostu pójście o jeden krok dalej.

I mam nadzieję, że nie dożyję momentu, w którym ludzie zaczęliby te kroki podejmować.

62 odpowiedzi do “[Słowo na niedzielę] Ta jedyna, wirtualna”

  1. SlowedGiant041 13 sierpnia 2012 o 06:12

    Ja bardzo przywiązałem się do Garrusa i Tali w ME, (Spoiler) a scena w excendet cut jak normandia ich zbiera, a shepard mów kwestie i will always love you do Tali naprawdę mnie wzruszyła, a w 2 podczas misji samobójczej kombinowałem tak, żeby oni musieli przeżyć za wszelką cenę, na szczęście wszyscy mi przeżyli (spoiler end), inną postacią, którą bardzo lubiłem był… Jaffar w Risenie 2 🙂 . Tą listę zamyka Vette w SWTOR w postaci sith warriora, lubiłem ją, dialogi prowadziłem tak, by lubiła mnie 🙂

  2. Jak już ktoś napisał, postaci z gier nie muszą być ideałem urody. Taki Garrus z Mass Effect- uwielbiałam go za jego harakter, osobowość, niezależność, patrzyłam jak się zmienił po katastrofie jego oddziału w 2 i mimo tego, że czasami nie podzielałam jego zachowań zawsze próbowałam mu pomóc, Tali natomiast traktowałam jak siostrę.

  3. [CONTINUED]Ba, był jeszcze surowy i podejrzliwiy dowódca komanda Scoia’tael- Jorweth. Ile to razy chciałam zobaczyć drugą ścieżkę Roch’a, ale ilekroć miałam wybór stawiałam na Jorwetha. Niektóre postaci mają w sobie „to coś”.|PS. @Aio- tak, trudne sprawy… To brzmi lepiej.

  4. Dziwne że nikt nie wspomina o Heavy Rainie, postacie są bardzo realistyczne i gra działa na emocje. Mass Effect akurat pod tym względem wybija się spośród gier RPG.

  5. Cóż, nie będę oryginalna. Tak naprawdę zżyłam się tylko z bohaterami Mass Effect. Po przejściu ME3, tak mi brakowało tych świetnych postaci, że zaczęłam nawet czytać fanficki z tego uniwersum. Shepard, Garrus, Liara, Tali i inni bohaterowie tej trylogii są tak świetnie napisani, że sprawiają wrażenie prawie żywych. Ale wątpię, żeby ktoś kto pamięta nasze czasy (czyli to od czego gry zaczynały) dałby się wciągnąć totalnie w świat wirtualny, tak że nie chciałby wrócić do normalnego świata.

  6. My, ludzie to tchórze, więc tak…taka wizja przyszłości rzeczywistości wirtualnej jest jak najbardziej prawdopodobna i mam nadzieję tak jak autor artykułu, że mimo mojego pełnego poparcia dla postępu technologicznego, tego świata nie dożyje…|A teraz do was (do nas)kochani anonimowi wielbiciele wirtualnych piękności, przystojniaków, ekscentryków, interesujących nieznajomych itd…jesteście(jesteśmy?)skończonymi egoistami. Dlaczego tak myślę? Poszukujemy ideału,

  7. istoty doskonale skończonej, nie potrafimy zaakceptować własnej psychicznej i fizycznej brzydoty i wad, ale jednocześnie mamy pretensje do drugiej płci/strony/połówki, gdy nie jest w stanie spojrzeć głębiej, gdy nie potrafi wyjść naprzeciw bolesnym niekiedy kompromisom. Mamy do niej pretensje, gdy sama nie jest idealna w swojej powierzchowności i w swoim wnętrzu, które nam objawia, ale jednocześnie domagamy się pełnej akceptacji naszej nie-idealności i boimy się twardej niekiedy rzeczywistości…

  8. to wygodne, cholernie wygodne. Tak, My, Ludzie to hipokryci i tchórze, bywamy płytcy, na szczęście tylko czasami…Pozdrawiam

  9. Ja się boje, że niestety dożyje do tego typu technologii. Ale jak ktoś coś postanowi to zawsze znajdzie się ktoś temu przeciwny.

  10. kubanczyk1989 13 sierpnia 2012 o 14:28

    O przepraszam, to,że ludzie traktują czasami cię obco, czujesz się samotny to nie powód, że jesteś egoistą. Czasem myślę, że niektórzy bohaterowie mają więcej człowieczeństwa niż ludzie oceniający cię po wyglądzie. Dlatego tak się zżywamy z danym bohaterem. Przepraszam, jeśli mogłem kogoś urazić, ogólnie temat jest dobry.

  11. A ja chciałbym dożyć takich czasów. Mówiąc to nie mam na myśli romansu z komputerem, sztuczna inteligencja rozwija się coraz bardziej i zaczyna już przerastać nasze oczekiwania. Czy to źle iż wolimy niebieskonogie laski od tych widzianych w tak zwanym „realu”? Nie! Jeśli rzeczywiście przywiązuje się to zlepka wielokątów to jest to dla mnie znak że scenarzyści odwalili świetną robotę. Joker woli EDI niż kogoś człowiekowego? Jego sprawa!

  12. Czy wynikiem tego może być sytuacja, w której samotny człowiek wraca do domu, zakłada okulary z ekranem i wita się z nieistniejącą, ukochaną osobą? <- Ktoś jest nie na czasie, jeden koleś już chodzi po parkach z VR Hatsune Miku 🙂

Dodaj komentarz