Dziewczyny, na klawiatury

1 października CD Projekt Red rozesłał mediom informację o tym, że wraz z Fundacją Edukacyjną Perspektywy (tak, to ci od rankingów szkół) rozpoczyna program „Dziewczyny w grze!”. Cel – zainteresowanie uczennic liceów i techników z miejscowości poniżej 50 tys. mieszkańców gamedevem. Warsztaty, networking, spotkania z mentorami i roczne stypendium w wysokości 1000 zł miesięcznie dla drobnej grupy 20 osób.
Reakcje? Oczekiwałem w sieci albo wyrazów sympatii, albo śmieszków, że Redzi robią sobie dobry PR po Cyberpunku 2077, albo że news w ogóle zaginie w social mediach, bo tego typu treści często umierają śmiercią algorytmiczną. Tych pierwszych nie brakowało, ale że z pretensjami zbiegnie się naprawdę spora grupa facetów? Tego naiwnie się nie spodziewałem.
Powód? Oczywiście kłopotem jest to, że „ktoś zapomniał o mężczyznach”. Dla niektórych to z kolei stricte seksistowska zagrywka, no bo jak to przyznawać stypendium ze względu na płeć? Przecież liczą się umiejętności. Cytatów, momentami żenujących, wklejać nie będę. W takim razie jest z nami bardzo źle, jeśli nie tylko chcemy dalej uprawiać gatekeeping, ale i rezygnować z cywilizacyjnych zdobyczy dla błędnie pojmowanego symetryzmu.
Kursy? A po co to komu
Zdobyczą cywilizacyjną jest tu, rzecz jasna, aktywizacja zawodowa. Ta odbywa się zarówno w rejonach, gdzie szaleje bezrobocie, jak i w największych miastach. Żyjemy w świecie, który bezlitośnie pędzi, ale żyjemy też w społeczeństwie, więc po co porzucać ludzi, gdy można im pomóc. Pomaga się szkoleniami czy stypendiami właśnie, ale nie zaprasza się do takich programów każdej możliwej osoby, tylko konkretne grupy.
Ale już zostawiając na boku rozważania o przeciwdziałaniu bezrobociu, nasza cywilizacja również dosłownie opływa we wszelkiej maści darmowe kursy czy granty. Te dostarczane są zarówno przez instytucje związane z ministerstwami czy samorządami, jak i multum fundacji czy NGO-sów. A do określania kryteriów, przynajmniej w idealnej wizji, służą choćby GUS-owskie statystyki, które są na wyciągnięcie ręki. Te mówią w niektórych aspektach więcej, niż mogłoby się wydawać, i potrafią celnie wskazywać problemy społeczne. Problemy, o których istnieniu nie wiemy, bo albo taka wiedza do nas nie dotarła, albo żyjemy w wizji wykreowanej przez anegdotyczne przykłady, stymulowane przez żelaznologiczne myślenie. Zwłaszcza one lubią się w nas zakotwiczyć jak prawda objawiona.
Nie trzeba danych i analiz. Gry to bardzo męski świat.
Ale nam, graczom, chyba nie potrzeba absolutnie żadnych danych czy analiz, żeby widzieć, jak bardzo męski jest świat gier. Nie chodzi tylko o wirtualnych bohaterów, ale i środowisko, które je tworzyło. Faceci tak w większości robili gry, jak i o nich pisali czy w nie grali. Czy to zbrodnia? Oczywiście, że nie. Ale taki stan rzeczy naturalnie buduje bariery, z których możemy nie zdawać sobie sprawy. Jak choćby tworzące się w społecznej podświadomości przekonanie, że gry to męskie zajęcie, więc lepiej, żeby dziewczyna myślała o rozwoju w innym kierunku. I żeby tak samo w kontekście przyszłego zawodu córki myśleli jej rodzice. To się oczywiście zmienia, co wyraźnie mówią statystyki, ale zmianom zazwyczaj trzeba pomóc.
Co zrobić, aby i u nas kobiety poczuły się milej widziane w całej branży? Przeprowadzić właśnie aktywizację. Wyciągnąć rękę do tych, które szaleją za grami, kodują czy projektują, albo po prostu o tym marzą, ale nie są pewne, czy to odpowiednie miejsce dla nich – zwłaszcza po monstrualnych aferach dotyczących molestowania i niestosownych zachowań u branżowych gigantów. To działania oczywiste, a do tego mocno skoncentrowane na mniejszych miejscowościach, które – szczególnie jeśli chodzi o gamedev – siłą rzeczy dają gorsze perspektywy od pełnych szans Wrocławia, Poznania czy Warszawy. Nasza rzeczywistość codziennie oferuje możliwości, które akurat mogą nie być pisane pod nas. Nie obrażajmy się, że ktoś proponuje nawet nie pracę, ale okazję do rozwoju osobom, które z różnych przyczyn mogą mieć trudniejszy start.
Postscriptum
Felietony zwykło się pisać językiem zjadliwym i celnie wciskającym szpile. Nie tym razem. Tematy damsko-męskie wciąż podnoszą nadmiernie ciśnienie, jakbyśmy w koalicji tych (czy innych) płci nie egzystowali w domu, w szkole, w pracy, w autobusie, w lokalnym sklepie. Prześcigamy się w tym, kto napisze podlejszy komentarz (nieistotne, czy z potrzeby serca, czy trollując). Tym bardziej potrzeba obniżyć temperaturę wręcz poniżej zera, żeby na chłodno ocenić, czy stoimy po dobrej stronie barykady. I czy ten wróg istnieje naprawdę, czy bardziej go sobie dorysowaliśmy.
Czytaj dalej
20 odpowiedzi do “Dziewczyny, na klawiatury”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
50 firm: szukamy mężczyzny.
mężczyźni : o, super.
1 firma: szukamy kobiety.
Mężczyźni: co!!! nie wolno!!! dyskryminacja!!!
Nikt nie szuka mężczyzn specyficznie. Tylko najlepszych ludzi do wykonania zadań. A że kobiety nie interesują się IT i grami, to inna bajka. Takie programy są obrazą dla kobiet, gdyż sugerują, że bez pomocy są gorsze od facetów.
To zależy od środowiska. Wydaje się, że wśród „postępowców”’ to szukanie jedynie mężczyzn byłoby uważane za dyskryminację.
Co więcej, gdyby okazało się, że firma jest związana z jakimś opozycyjnym politykiem, to nawet telewizja publiczna wytknęłaby dyskryminację.
Dzieje się tak, ponieważ taki nie zostawiający wątpliwości przypadek dyskryminacji byłby powszechnie uważany za coś złego i nikt (poza samą firmą, która mogłaby się w tym wypadku chwycić brzytwy) nie odważyłby się go publicznie usprawiedliwiać. W przeciwieństwie do dyskryminacji mężczyzn.
https://www.theguardian.com/technology/2014/jul/02/hearthstone-heroes-warcraft-tournament-ban-female-finland ale nieeee, wcale nikt kobietom nie zabrania. Na pewno nie grają, bo nie chcą.
o tym jak traktowane są kobiety w grach czy branży to już nie wspomnę. Ale pewnie jako Prawdziwy Męski Mężczyzna Ty wcale byś się nie przejął, gdyby na każdym kroku proponowano Tobie sex, wysyłano nagie zdjęcia czy chociaż ciumkano i cmokano za każdym razem jak wchodzisz do pokoju bo jesteś Prawdziwie Twardy i Ciebie to nie rusza 😉
Ten fiński turniej Hearthstone’a (będący z założenia kwalifikacjami do międzynarodowych mistrzostw mężczyzn) jest doskonałym przykładem tego, co napisałem. Zasada wywołała takie oburzenie opinii publicznej, że ją usunięto.
„Update:
The gender restriction rule has been removed, we thank everyone who took part in this process.”
https://tournaments.peliliiga.fi/summer14/tournaments/view/hearthstone-iesf-qualifier
(link dokładnie ten sam, który znajduje się w artykule Guardiana)
W przypadku programu „Dziewczyny w grze!” organizatorzy mogą sobie gwizdać na głosy krytyki, bo mają równie wielu, albo nawet więcej obrońców (albo przynajmniej takich, którzy mają większą siłę przebicia).
Nie wiem w jakim państwie mieszkasz, ale w tym nazwanym Polska prawo zabrania narzucać płeć w ofercie pracy.
Gdybym prowadził firmę i szukał kogoś na stanowisko okołoprogramistyczne, to wśród zgłoszeń priorytetyzowałbym te od kobiet. Czemu? A no właśnie temu, że jest ich tak mało, muszą co chwila znosić seksistowskie docinki i niewybredne żarty ze strony kolegów i zbereźnych wykładowców, bo „jak to kobieta umie w komputer? Herezja jakaś!”. Owszem, mizoginia istnieje i jest prawdziwym problemem. Jeśli kobieta zdobyła wykształcenie w tym kierunku, a najlepiej dodatkowe wyróżnienia i po drodze się nie poddała, to tylko świadczy o sile jej charakteru. To już byłby dla mnie pewien dowód, że solidna firma. W dodatku dzisiaj wiele rzeczy można zrobić zdalnie, więc na pewno w kwestii sytuacji awaryjnej podczas macierzyńskiego, można osiągnąć kompromis. Także no sorry, mosznowi bracia, ale marudzicie bez sensu.
Ja sądzę, że wielu mając wybór wybierze mężczyznę. Dlaczego?
Ano właśnie, jeśli masz męski zespół, to wprowadzenie kobiety to dodatkowa bezpłatna robota dla ciebie związana z głupimi docinkami i nieodpowiednim zachowaniem, pilnowaniem, uczulaniem innych pracowników. Tym gorzej jeśli ludzie się przyzwyczaili, że są w męskim gronie.
Znam paru kierowników którzy właśnie z tego unikają kobiet jeśli tylko mogą, bo „to dodatkowa robota z tym całym seksizmem”.
Czyli to wujowi kierownicy bo nie robia nic zeby ten maly kawalek swiata wokol nich zmienic zeby nie musieli pilnowac przyglupow ktorych matka z ojcem nie nauczyli szacunku do drugiego czlowieka.
Czy dana akcja jest czysto promocyjna, uświadamiająca (rozmowy z przedstawicielkami, jak gamedev wygląda z ich perspektywy itp.), czy może ma na celu przekazanie jakichś praktycznych umiejętności przydatnych w gamedevie. Słowo „warsztaty” oraz możliwość otrzymania stypendium wskazuje na to, że jednak to drugie.
Czy powodem niewielkiej liczby kobiet w branży jest fakt, że mają one mniejsze możliwości na zdobycie umiejętności? Czy do tej pory, gdy były organizowane jakieś warsztaty przygotowujące do pracy w gamedevie, to kobiety były z nich wykluczane? Jeżeli powodem jest „jedynie” to, że w powszechnej świadomości „kobiety się nie nadają” to czy nie wystarczyłoby zorganizowanie akcji w taki sposób, aby podkreślić jej inkluzyjność ze wglądu na płeć (reklamować jako „warsztaty dla programistek i programistów”, projektować plakaty promujące akcję, aby znalazły się na niej kobiety), zamiast organizować ekskluzywne warsztaty, tylko dla dziewczyn?
Część tekstu poświęcona jest temu, że akcja skierowana jest do kobiet z mniejszych miejscowości, ponieważ one mają trudniej. Nie można się z tym nie zgodzić, lecz czy ktoś na serio krytykował fakt, że akcja jest skierowana do ludzi z mniejszych miejscowości? Krytyka wiąże się raczej z wykluczeniem z programu mężczyzn. Jakie możliwości ma chłopak z mniejszej miejscowości, chcący „wkręcić się do Gamedevu”, których nie ma dziewczyna z tej samej miejscowości? Fakt, że rozpatrujemy tutaj mniejszą miejscowość pozwala przypuszczać, że jego rodzice również nie przygotowują go do takiej „roli życiowej” (chociaż pewnie by patrzyli na jego wybór „mniej krzywo” niż w przypadku córki).
W tym miejscu ja chciałbym zadać pytanie z tekstu: „żyjemy też w społeczeństwie, więc po co porzucać ludzi, gdy można im pomóc?”.
Często kiedy feministki walczą o równy dostęp kobiet do niektórych zawodów (tych bardziej prestiżowych) pojawiają się głosy „a dlaczego nie walczą o równy dostęp kobiet do pracy górnika/kierowcy tira/śmieciarza/kanalarza” itp. Rozumiem, że skoro jest małe zainteresowanie kobiet tymi zawodami, to akurat feministki się na nich nie skupiają. Jednak w tym wypadku mamy akcję która między innymi ma na celu m. in. wykreować zainteresowanie kobiet daną branżą. Pytanie zatem: dlaczego walczy się o to, aby kobiety były zainteresowane niektórymi branżami bardziej niż innymi? Statystyka nie jest tutaj usprawiedliwieniem, ponieważ istnieją zawody z równie małym (lub mniejszym) odsetkiem kobiet i mimo to nie zachęca się kobiet, aby je częściej wybierały.
Jeżeli mimo wszystko ktoś stwierdzi, że: „każdy może sobie organizować program jaki chce i skierowany do kogo chce” – czy gdyby ktoś stworzył podobny program skierowany wyłącznie do chłopaków, to miałby takie samo podejście?
A nie jest tak, że akcje pokazujące inkluzywnosć branży już są i nie jest to jedyny możliwy sposób na wyrównywanie nierówności?
Bo jak dla mnie najłatwiej jest wyrównać nierówności nie przez dawanie obu stronom tyle samo, tylko dawanie właśnie więcej tej stronie która dostawała wcześniej mniej.
Edit. Ha! 😀
O jakiej nierówności mówisz? W nierówności w dostępie do branży, czy nierówności w statystyce (bo chcemy, żeby ładnie wyglądało 50/50)? Żeby walczyć z tym pierwszym, nie trzeba dyskryminować mężczyzn.
„(…) dawanie właśnie więcej tej stronie która dostawała wcześniej mniej.”
Dziewczyny, które są adresatkami akcji dostawały mniej, niż ich rówieśnicy? Sorry, ale niewielkie zainteresowanie kobiet branżą gier trudno zrzucić na fakt, że kobiety przez stulecia nie mogły studiować. Szczególnie, że w Polsce studia kończy więcej kobiet niż mężczyzn. Tutaj nierówność też wynika z tego, że ktoś czegoś wcześniej nie dostał? Też należy to wyrównać?
O nierówności o której sam wspominałeś i z którą się zgodziłeś. Dałeś tylko inny sposób na rozwiązanie problemu.
Czyli nierówność w powszechnym postrzeganiu, kto się nadaje do gamedevu, a kto nie.
Tyle, że aby z tym walczyć wystarczą mądrze przeprowadzone kampanie promujące. Aby to zrobić nie trzeba w pierwszej kolejności zwiększać odsetka kobiet w gamedevie innymi metodami. Marketing potrafi zdziałać cuda – dziewczyny uwierzą, że tworzenie gier, to zajęcie również dla nich i w efekcie nawet statystyka się wyrówna.
Program „Dziewczyny w grze!” ma na celu wyrównanie statystyk, za pomocą m. in. nierównego traktowania względu na płeć, co wg mnie powinno być wykluczone, skoro istnieją inne metody.
Dość chyba oczywiste jest, że gdyby zamiast tego powstał „Chłopaki w grze” który byłby tylko dla osób płci męskiej to te same osoby co tak ochoczo popierają „Dziewczyny w grze” krzyczały by o dyskryminacji i zapomnieniu o dziewczynach.
Fakt jest taki, że tu mamy konkurs przeznaczony tylko dla jednej płci i jest to główne kryterium. Nie ma się co obrażać więc, że ktoś to nazywa dyskryminacją drugiej płci czy segregacją płciową bo tak po prostu jest.
A to czy ta dyskryminacja czy segregacja jest uzasadniona czy nie to jest to osobny temat.
Oczywiście, jako współczesny przejaw „nagonki związanej z grami” podaje się reakcje jakiejś anonimowej grupy facetów na jakieś tam stypendium, o którym mało kto słyszał. Ale jak na profesjonalnych portalach publicyści stękają nad „toksyczną męskością, seksizmem i brakiem reprezentacji w grach” to jest OK.
No właśnie, początek artykułu jest dosyć słaby. Porównuje szkalowanie gier przez media 20 lat temu do obecnej krytyki programu „Dziewczyny w grze” (ale na końcu stwierdza, że nie wbija szpil, więc spoko). Zapominając chyba o takich osobach jak Anita Sarkeesian, która regularnie szkalowała gry. Z jednej strony można powiedzieć, że jest to osoba zbyt mało ważna, aby o niej wspominać, ale z drugiej strony CD-action kiedyś zrobiło newsa na temat jej filmu, więc chyba nie jest tak „mało ważna”
Widzę, że w autorze odezwał się białorycerz. Nie wolno dyskryminować kobiet, ale dyskryminowanie mężczyzn, jest już ok.
Może autor przypomni sobie zasadę akcja-reakcja.
„I czy ten wróg istnieje naprawdę, czy bardziej go sobie dorysowaliśmy.”
Np. jak dzienniakrze Kotaku, Polygona i reszty „postepowych” serwisów growych potrafiących pisać pełne świetego gniewu artykuły na podstawie tego, co ktoś tam napisał na prywatnym koncie twitterowym albo opublikwał na prywatnym koncie YT albo komu kiedyś tam dał pieniądze? 🙂
Rzecz w tym że gamedev to powszechne marzenie wielu osób, kierowanie takich pomocy tylko do jakoś zmniejszonej grupy, spotyka się z żalem wszystkich innych, którzy też chcą się w takim znaleźć. Słusznie czy nie słusznie, bo ta branża wcale nie jest lekka, ale sytuacja byłaby dużo inna gdyby chodziło o inną branżę, np nie ma kobiet mechaników samochodowych i gdyby na to stypendium dać to nikt by się nie obraził, bo nikt nie chce taniej pracy.