„Predator: Prey” – recenzja filmu. Rey Komanczka versus Darth Predator

Młoda, silna duchem i (drobnym) ciałem Indianka o wielu talentach – uciskana przez patriarchalną społeczność nierozumiejącą, że dziewczyna ma prawo stać się tym, kim chce, a nie pełnić służebną funkcję w stosunku do dominujących samców – rusza na prerię, by zrealizować swe ambitne plany. Spotyka na drodze grupkę w sumie poczciwych, acz nieco głupawych współbraci oraz sporo durnych jak buty „bladych twarzy” (z jednym drobnym wyjątkiem to brudne i wredne szuje). Poza tym mamy też wkurzoną pumę, niedźwiedzia z manią prześladowczą, sfrustrowanego kojota, pechowego węża oraz psa o IQ wyższym niż u większości polskich polityków. O kimś zapomniałem? …Aaaa, o tępawym, dużym przybyszu z kosmosu i najprawdopodobniej nieco upośledzonym umysłowo psychopacie w jednym.

Jako że z kolei wartość ilorazu inteligencji panny to tak na oko 300, a Moc jest w niej silna, nie ma dla dziewczyny wyzwań nie do pokonania. W 30 sekund opanuje np. technikę walki i rzutu tomahawkiem na poziomie, na który typowy mnich z Shaolin musiałby poświęcić pięć lat minimum, trenując od rana do zmroku. Okej, raz jak ostatnia idiotka pakuje się po szyję w bagno (potem okazuje się ono tak płytkie, że poziom wody sięga Predatorowi do pasa), ale to jedyna wtopa w jej chwalebnej drodze do doskonałości. Niczym doświadczony wiedźmin sporządza skuteczne eliksiry lecznicze i maskujące. Zgadza się, maskujące – potrafi nimi ogłupić futurystyczną optoelektronikę Predzia. (Swoją drogą – jeśli bohaterka może funkcjonować, gdy temperatura jej ciała jest równa temperaturze otoczenia, czyli mówimy mniej więcej o 20 stopniach góra, stając się niewidoczna dla wzroku Predatora, to nawet Geralt musi tu zagwizdać z uznaniem).
To nie koniec wyliczanki. Dziewoja z miejsca ogarnia, jak działa widziana po raz pierwszy na oczy broń palna, a wystarcza jej do tego mniej więcej czterozdaniowe, pobieżne szkolenie (cytuję: „Prochu syp w sam raz. Nie za wiele, nie za mało”). Ba! Pojmuje też w parę chwil zasady działania samonaprowadzającego się pocisku oraz hełmu Predatora – a do tego potrafi to wykorzystać przeciwko niemu! I najprawdopodobniej obdarzona jest zdolnością jasnowidzenia (w sumie się czepiam, przecież Jedi to potrafią…), gdyż jej misterny plan wykończenia Predzia zakłada doprowadzenie go do konkretnego miejsca, gdzie kosmiczny najeźdźca wykona właśnie tę jedną czynność, której ona potrzebuje, by wszystko zadziałało. I proszę, dokładnie w tym miejscu, co trzeba, Predator robi idealnie to, co powinien. The end.
Dobra, czy jest aż tak tragicznie? Na szczęście nie. Wyzłośliwiałem się, ale „Preya” ogląda się całkiem dobrze, choć nadmiar rozmaitych stereotypów, korzystnych zbiegów okoliczności, cudownych zbiegów okoliczności i dziwnych zbiegów okoliczności, a także nielogiczności (Predator najpierw atakuje frontalnie grupę Indian, w jakimś amoku kosząc ich jak zboże, chwilkę potem – mając przed sobą czterech traperów – postanawia ich oszczędzić, by parę minut później zrobić taki „ostatni zajazd na Litwie” w ich obozie, że głowa boli) czasem jednak przekraczał granice mojej tolerancji. Podobnie jak perfekcja tej młodej Komanczki we wszystkim, co czyni, oraz jej niezmierzona wręcz szlachetność. Aż mi się miło zrobiło, gdy w końcu zagrała niehonorowo, bo to pokazało, że w tej indiańskiej Wonder Woman jest coś ze zwykłego człowieka; że wybrzmiewają w niej jakieś negatywne, ale zrozumiałe w tym momencie emocje. (Ale może jest dziedzicznie obciążona, bo jej brat zakasowałby książkowego Winnetou dobrymi manierami i podniosłymi perorami).
Ale widoki są w filmie naprawdę ładne, muzyka czasem do złudzenia przypomina tę z „Ostatniego Mohikanina” (a to komplement – w dodatku duży), niektóre sceny robią zaś wrażenie. CGI generalnie daje radę, choć np. niedźwiedź zdecydowanie twórcom nie wyszedł. Sam Predek jest jednak niezły, z paszczy wygląda mi na nieco inną odmianę poznanych dotąd przedstawicieli Yautja. Widać, że jego technologia, starsza o 250 lat od tej, którą mogliśmy obserwować w pozostałych filmach z cyklu, jest mniej dopracowana (najeźdźca nie ma działka plazmowego, lecz coś, co przypomina, hmm, kuszę?). Nie podobał mi się tylko gorszy niż w filmie z 1987 (!) efekt towarzyszący „niewidzialności”, lecz i tu można złożyć to na karb „mniej dopracowanej technologii”. Gorzej, że antybohater zachowywał się często jak idiota, robiąc rzeczy, które wprawdzie zupełnie nie miały sensu (takie desperackie wręcz próby, aby głupio polec na polu chwały), ale za to efekciarsko wyglądały. No i chyba miał syndrom berserkera – zdawał się w ogóle nie czuć bólu pomimo poważnych ran… Ale „skoro krwawi, to możemy go zabić” (tak, padło w „Preyu” to zdanie, ale na szczęście reżyser odpuścił sobie zbyt częste „mruganie oczkiem” do widza i za wielu nawiązań do wcześniejszych filmów oraz gier z Predatorem nie wychwyciłem).

Podsumujmy to tak: film du…szy nie urywa. Poza ładnie stopniowanym napięciem na początku nie ma tu jakiegoś dreszczyku emocji. Oglądać się da, ale radzę przestawić mózg na bieg jałowy; broń Boże nie próbować szukać w tym logiki i sensu. A niewiarę zawieście na kołku, i to wysoko. Z takim podejściem „Predator: Prey” to nawet całkiem fajna propozycja do obejrzenia w weekend.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
„Exit 8” udowadnia, że czasem po prostu liczy się rozrywka. To rzetelna...
-
2. sezon „1670” to wielki sukces Netfliksa. Adamczycha bawi po raz...
-
Spin-off „Wiedźmina” z nieoczekiwaną datą premiery. Insiderzy ujawniają, kiedy zobaczymy...
-
Trzeci sezon „Daredevila: Odrodzenie” powstanie. Dostał zielone światło od Disneya
47 odpowiedzi do “„Predator: Prey” – recenzja filmu. Rey Komanczka versus Darth Predator”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Tak z ciekawości: czy istnieje jakikolwiek film akcji, w którym zawieszenie niewiary nie byłoby czynnością niezbędną do czerpania przyjemności z seansu? Uważam, że twórcom „Prey”, wbrew wszystkim twym złośliwościom, udało się wyjść obronną ręką z niezwykle trudnej kwestii wystarczająco (podkreślam: „wystarczająco”) wiarygodnego przestawienia pojedynku pomiędzy kruchą dziewczyną a kosmicznym bydlakiem całkiem dosłownie niekłaniającym się kulom. W każdym razie, ja to kupiłem i bawiłem się świetnie.
Paradoksalnie, pierwszy film z serii omijający kina okazał się jedynym, obok oryginalnego „Predatora”, który zasłużył by tam trafić. Być może zresztą udał się tylko dlatego, że nie był kręcony za ogromne pieniądze pod oczekiwania grup focusowych? Kto wie. Fakt faktem, gdy już zdążyłem pogrzebać serię na cmentarzu zmasakrowanych franczyz tuż obok „Terminatora”, czy „Obcego”, reżyser „Prey” rozkopał mogiłę, podłączył aparaturę i tchnął nowe życie w coś, co po dokonanym nań przez Shane’a Blacka brutalnym gwałcie zakończonym niemniej bestialskim mordem nie miało przecież prawa wstać. A wstało i wygląda niemal równie świeżo co 35 lat temu. Jak dla mnie: szacun.
@Shaddon – obawiam się, że głównym powodem zawieszania niewiary jest kobieta w roli głównej – coś jak w Przebudzeniu Mocy problemem była „wszystkoumiejąca” Rey, podczas gdy w Nowej Nadziei „wszystkoumiejący” Luke już problemu nie stanowił.
Jest kwestia JAK BARDZO trzeba zawiesic niewiare. Generalnie mam zasade, ze jesli PO filmie mysle sobie „ale tu byl blad logiczny”, „ale to bylo bez sensu” to juz sie nie liczy. Natomiast jesli W TRAKCIE seansu tak sobie mysle, to wtedy nie ejst dobrze. W „Prey” pare razy od razu wlazlo mi w oczy.
Pomijajac ze Luke byl Jedi i mial paredziesiat lat praktyki, a Rey byla de facto nikim pod wzgledem wtajemniczenia w Moc, to reszta sie zgadza. 🙂 Ale jesli chcesz mi doczepic latke „a on nie lubi silnych kobiet” to przypominam ze w ME od zawsze gram femshepem 😛
Zauwaz ze mi sie film spodobal i nie wieszam na nim psow, a czepiam sie tylko mielizn scenariusza, a nie samej bohaterki itd.
@Smuggler – z 5,5 (dobra, 6) paragrafów Twojej recenzji 3 pierwsze są poświęcone mniej lub bardziej złośliwej wyliczance niewiarygodnych przygód bohaterki z kilkukrotnym podkreśleniem nieprawdopodobieństwa opanowania przez nią jakichś umiejętności dodatkowo okraszonym sloganami wyjętymi prosto z broszury: „Jak feminizm zniszczył męskość” wyd. Pobliska Parafia. Po tym obrona pt. „parę razy mi coś weszło w oczy” trochę traci na wiarygodności, wybacz. Tekst o femshepie pominę litościwym milczeniem, też „mam kolegę geja i on tych parad nie popiera”.
Luke w Nowei Nadziei był Jedi z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem? Chyba naprawdę dawno nie oglądałem.
I spokojnie, wiem że w Twoim przypadku takie teksty to raczej kwestia PESELu niż jakichś świadomych uprzedzeń, ale warto to może przemyśleć, bo trochę kłuje w oczy.
Quetzowi chyba chodziło o to, że w „Nowej Nadziei” Luke też dość sprawnie ogarniał Moc, tam miał paręnaście lat doświadczenia, ale w strzelaniu do pustynnych szczurów 😛 Z mocy to się naumiał tyle, co odbić blaster z droida treningowego bez patrzenia. Paredziesiąt lat treningu to miał, ale dopiero w przebudzeniu 😉
O feminizmie ani slowa, poczatek ejst ironiczny i raczej kpi z takich stereotypow, ale moze za malo ta ironia widoczna i niektorzy odbieraja, ze ja tak serio.
@Ikari1990 – duzo Mocy wtedy nie ogarnal, po prostu skorzystal z rady Bena i pozwolil jej dzialac przez siebie gwoli scislosci.
Haha, no oczywiście, „to tylko ironia”.
Taka odwrotność prawa Poe’ego – gdy ktoś skrytykuje co napisałeś, napisz po prostu, że to ironia/żart. Rach-ciach, pora na CS-a 🙂
Tak zlotko. Niektorzy potafia dlugo, a nie ze jeden szybki strzal i juz sa wypompowani z wszystkich sil i mocy 🙂
To, ze nabijam sie niemocy scenarzystow, ktorzy musieli zrobic z Nauru Wonder Woman by dala rade pokonac Predatora nie jest kpina z feminizmu a braku umiejetnosci stworzenia logicznej opowiesci przez facetow, so sorry.
W precel się zaraz skręcisz z tymi fikołkami, niemniej fascynująca dyskusja.
To nie jest dyskusja, to jest proba wytlumaczenie komus, kto wie lepiej „co autor mial na mysli”, ze jego interpretacja jest bledna. Ale w sumie w jednym masz racje – to bezcelowe. Mysl sobie co chcesz, moge byc antyfeminista w twoich oczach, a nawet fanem Korwina, why not. Z mej strony EOT.
Ja na moim profilu Filmwebowym wahałem się między 6, a 7. Jednak trochę czegoś zabrakło do tej lepszej oceny, więc poszedłem na kompromis i wystawiłem Preyowi 6,5. Najlepszy film o Predatorze od czasu niedocenianej dwójki.
Ja dorzucilem te 0.5 za muzyke i plenery i ladnie zrealizowanych kilku ujec walk.
@Smuggler – jest jeszcze nawiązanie do części 2. Chodzi o pistolet skałkowy i datę. To chyba ten sam, który Glover dostaje od Predatora.
Nie rozumiem czemu w zasadzie kanoniczną maskę zastępuje się jakimś badziewiem. Tak samo zjebali Terminatora od trójki wzwyż i tak samo zjebali dodając wybuchowych obcych w Colonial Marines.
Pewnie chcieli pokazać, że wyposażenie Predatora jest mniej zaawansowane, bo akcja toczy się 250 lat przed „jedynką”.
To jest bardzo prawdopodobne.
Dokładnie o to pewnie chodziło. Tak samo działko nie strzelało plazmą.
@Cormac, @Dropson: prawda. Wykupiłem subskrypcje i oglądnąłem wczoraj całość. Kurcze, film dobry. Odstaje od 1 i 2, ale moim zdaniem daje radę. Mało CGI, co bardzo przypadło mi do gustu. Odniesienia do części drugiej z Gloverem. Tylko ta tarcza jakaś dziwna mi się wydała.
Świetna recenzja. Dziękuję Smugglerze.
Taka gra jest też Prey
I taka gra jest tez – Wiedzmin 🙂
8+ bo ten Prey jest jak Maverick dla pierwszego Top Guna – mogło być setki razy gorzej a wyszło mega świetnie. Nokautuje wszystkie filmy z predatorem zrobione po 2 części a i nawet nie wiem czy nie jest od niej o wiele lepszy pod względem klimatu, tempa i akcji. Jak na historię o predatorze czyli o tym co dobrze znamy jest wręcz rewolucyjny a na pewno nowatorski. Film nie żeruje na naszej nostalgii o co w dzisiejszym kinie pre/sequelowskim bardzo trudno. Pomimo tego ze film opowiada o czyms co dobrze znamy, o polowaniu predatora na ludzi, to ta historia jest tak swieza i nowatorsko opowiedziana ze się naprawde mozna swietnie bawic. Sam Predator to tu jest jak jakaś zjawa, upiór, pojawia się nagle, niewiele go widać, brutalnie i agresywnie zabija, taki chyba trochę jest klimat, czuć atmosferę zagrożenia a o to właśnie chodziło. Moze to zabawne ale mnie tam gdzieś w tym filmie zamajaczyło Apocalypto Gibsona albo Zjawa z Leo :))) Wizerunek Predatora bardzo extra, jest dzikszy, taki nieokrzesany, bardziej obcy. Sama maska to fajne rozwinięcie poprzednich a wlasciwie „dostosowanie” jej do realiów. Prey to spory powiew świeżości nie tylko dla całej serii, ale także dla całego gatunku kosmicznego horroru. Przeniesienie akcji do świata plemienia Komanczów było świetnym posunięciem, chyba pierwszym takim od czasu właśnie pierwszej części.
A że kobieta to co? Ripley mogła dać radę, Sarah Connor też (a nikt jej nie wypominał że drobniutka i przerazona), siostra Myersa tez to i dzika Indianka z plemienia Komanczów pasuje tu świetnie.
Zgadzam się z komentującym niżej Shadonnem w 100%.
😉
Ripley i Sarah rozwijaly sie dlugo, a Nauru w pare minut od nowicjuszkui (nie umie upolowa jelenia, fuszeruje rzuty do krolika, spada jej cieciwa, na niedzwiedzia rusza JEDNA strzala) po cos na podobienstwo wiedzmina, otoczona grubym PLOT ARMOR (kwiatki niewidzialnosci, skok chyba z 8 metrow, a wczesniej poobijala sie mocno spadajac z bodaj trzech). Jej ewolucja jest za szybka i zbyt intensywna zebym w nia mogl uwierzyc.
a przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz – otóz w czesci z Arnoldem jak się film ogląda to się nie wie jak predator wygląda do czasu jak sie pokaze, w kolejnych czesciach – az do znudzenia wiemy jak bedzie ten kosmita wyglądał (dzieciaki potrafia narysowac go z zamknietymi oczami). No a własnie w PREY wyglada na tyle inaczej ze na serio budzi to spore zaciekawienie i w sumie na spore zaskoczenie w momencie zdjecia maski. Niezłe!
ale Naru to indianka z dziczy, z komanczów co to niedzwiedziom, wilkom i pumom się nie kłania, ripley była panią oficer statku kosmicznego wiec ok miala jaja, ale przyklad z sara connor (nie mylic z dwójką!) nietrafiony bo w pierwszej częsci to grzeczniutka uczennica z dobrego domu w porownaniu z Naru, ktora wymiata z łuku i tatusiowego tomahawka
tak, jestem za tym by wychwalać ten film bo w porownaniu z poprzednim predatorem to naprawdę na to zasługuje :)))
Kontestuję kontrargument dot. Ripley – z ofiary do pogromcy obcych zeszło jej mniej niż … tydzień? Nie jest powiedziane, ile trwała akcja dwójki, ale i tak większość czasu była w stazie razem z bandą wyszkolonych marinesów, więc ten przykład imo odpada.
Po powrocie na Ziemie sporo czasu spedzila walczac z wlasnymi demonami i w koncu – choc nie bez strachu – dojrzala by sie z nimi skonfrontowac. Tam, na miejscu, dosc szybko przeszla do etapu „chodz tu, suko” ale tez miala sensowna motywacje – walczyla o Newt, zastepcza swoja corke. Tutaj nie widze motywacji poza „pokaze wam, ze jestem nie gorsza niz wy!” a to jakos mniej mnie przekonuje.
„mając przed sobą czterech traperów – postanawia ich oszczędzić, by parę minut później zrobić taki „ostatni zajazd na Litwie” w ich obozie, że głowa boli)”
No co, musiał się przegrupować po wcześniejszej walce z czworgiem Indian.;)
Film oglądało się całkiem przyjemnie, pobłażliwie przymykając oko na to czy tamto.
Ale jak Naru na koniec ustawiła idealnie celownik z maski, przewidując z góry w jakim miejscu znajdzie się wystający z bagna Predzio, a właściwie jego głowa, kiedy to będzie oddawał do niej strzał z „kuszy”… to Einstein i Newton z Galileuszem we trzech nie daliby rady tego przewidzieć i obliczyć.
A tak poza tym, to sympatyczny filmik „na raz”, jak ktoś lubi Indiańców i Predzia, moim zdaniem (solidne 5 – 6,5/10;))…
Jako komedia uczciwe 6/10 ale to chyba nie miała być komedia.
haha. przez jakiś czas też mi ten film zdołał zapewnić rozrywkę bardziej komediową, ale ile można śmiać się z tego samego dowcipu? nie dałem rady obejrzeć do końca.
predator, mający być jakimś super-uber-turbo-myśliwym, korzystającym z niewidzialności itd, ale wydający bez przerwy jakieś kretyńskie odgłosy i obijający się bez wyraźnego powodu o drzewa, przestał mnie bawić już przed dobrnięciem do połowy filmu.
Dzień przed obejrzeniem Prey chciałem przypomnieć sobie pierwszego Predatora (na szczęście na Disney + jest cała kolekcja filmów z Predziem), a przy okazji namówiłem żonę, która do tej pory jakoś wzbraniała się przed tą franczyzą. Po seansie stwierdziła, że „może być” i „to takie Rambo, tylko że z kosmitą”. Ja natomiast po raz już nie wiem który bawiłem się bardzo dobrze, film godnie się starzeje. Do tego plus dla D+ (czyli w sumie drugi;) za wersję nieocenzurowaną (chodzi o suchar z echem, który na jakiejś stacji TV uznano za szowinistyczny i to wycięto). Dzień później nadeszła premiera Prey. I oglądało się super. Film godnie stoi obok pierwszego Predatora. Żonie podobał się nawet bardziej, niż część z Arniem, ale co ona tam wie 🙂 Tak czy siak – dla mnie pozytywne zaskoczenie jeśli chodzi o tegoroczne kino akcji (nie żeby była jakaś duża konkurencja). Owszem, mankamenty ma, o czym Smg wspomniał w recenzji, ale jakoś tego dnia bardzo łaskawym okiem na to wszystko patrzyłem. I niech tak zostanie 🙂
W filmie jest zbyt wiele logicznych głupot i błędów by mógł dostać coś powyżej 6 ode mnie. Szczególnie ostatnia walka sięga już granic absurdu.
Dokladnie o tym pisze w recenzji.
Przed seansem Preya specjalnie odświeżyłem sobie Predka 1. Wiem jak to jest, kiedy zablurowanymi wspomnieniami idealizujemy filmy z dzieciństwa. Uważam… I pewnie czeka mnie za to jakiś ostracyzm – że Prey jest najlepszym filmem z całej franczyzy. Piękne widoki, wiarygodne aktorstwo, setting, przykuwająca oczy protagonistka, sceny walk, budowanie napięcia – naprawdę doceniłem. Oglądałem bez żadnych oczekiwań i dostałem naprawdę przyjemną niespodziankę. Owszem, jestem świadom większości „niedociągnięć”, ale powiedzmy sobie szczerze – w jakim akcyjniaku zakrawającym o kino klasy C ich nie znajdziemy? Zadajmy sobie szczere pytanie – czy jeśli w dzisiejszych czasach dostalibyśmy Predatora 1, bylibyśmy z niego w ogóle zadowoleni? Słabi aktorzy, nędzny scenariusz, puści bohaterowie, sztuczny do granic możliwości Arni, często zbyt wlokąca się akcja, dużo scen z shaking camery… Jestem świeżo po seansie i pewnie mógłbym nie skończyć do rana wyliczać… Ta franczyza nigdy nie była jakaś genialna. Prey jest jednak przyjemnym powiewem świeżości i dlatego bardzo dużo mu wybaczam.
Predo 1 nadal sie broni, a powstal przeciez pona 30+ wczesniej, z innym budzetem, w innym czasie, z inna technologia. Jasne, jest w nim kupa bezsensu i cudowych zbiegow okolicznosci ratujacych Arniemu tylek ale nie jest to podane az tak ostentacyjnie jak w Prey. Wierzymy, ze Arnie mogl skopac Predziowy tylek.
A ja tam wierzę, że Naru mogła skopać predziowy tyłek as much as Arnie, głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, nigdy nie walczyła z nim w 1vs1 combacie na gołe klaty, tylko skorzystała mocno na tym, że Pred był dość mocno poobijany. Raz, że w walce z myśliwymi, dwa, że z jej bratem. Zdaje się, że nawet został przebity włócznią gdzieś po drodze? No po drugie, może nigdzie nie zostało to powiedziane wprost, ale ja oglądałem Preya z przeświadczeniem, że Predator z tej odsłony nie był sprawdzonym w boju zakapiorem i hunterem. Moje założenie było takie, że jego ziomki wysłały go na Ziemię na próbę, żeby się sprawdził. Coś w tym stylu, co Naru – wkraczałby w „dorosłość”, miał przed swoimi lub przed sobą coś do udowodnienia. Z kolei sama Naru, może i nie była doświadczoną wojowniczką plemienia, ale nosiła ogromny potencjał, który uwolnił się dopiero w pojedynku o najwyższą stawkę. Nie twierdzę, że było to przedstawione idealnie. Że miało czas na developing itp, ale mam świadomość tego o co twórcom chodziło.
@Hijack Właśnie tak ten film odebrałem:)
@Smuggler
i wierzymy że i Naru mogła to zrobić. Jak już zostało wspomniane ten Pred był prawdopodbnie jakims świeżakiem więc by pasowało
Nie mam nic przeciwko zeby Nauru skopala mu tylek – w jakis SENSOWNY sposob. (Pomine, ze predzio stracil reke, dostal dzida, kula w tyl glowy i utonal w bagnie i ciagle jakos brykal radosnie, choc ten z Arnim wyl z bolu usuwajac jedna marna kulke z nogi). To co wymyslili scenarzysci to taka brednia, ze mozg staje.
Strasznie wymarudzona recka, zwłaszcza jak na finalnie 7/10. Biorąc pod uwagę ogólny poziom kina rozrywkowego z ostatnich kilku lat – ta produkcja jest naprawdę udana. Piękne, klimatyczne zdjęcia. Świetna muzyka i soczyste efekty dźwiękowe. Ciekawa bohaterka, CGI daje mocno radę (nawet misiek – nie wiem Smuggler może następnym razem oglądaj na czymś innym niż smartfon w 480p), porównując do np żenującego ostatniego Dr Strange. Doszukiwanie się głupot, nielogiczności w tego typu kinie jest naprawdę typowym polskim marudzeniem. Można by spokojnie polemizować z większością zarzutów, widać też że albo nieuważnie Smuggler oglądałeś, albo szybko detale zapomniałeś. Też uważam że to najlepsza część po tej z Arnim.
a i może nawet na równi z „idealną” jedynką (biorąc pod uwagę że to nie powtórka z rozrywki ale zupełnie inna historia), ja przynajmniej czułem się tak jak oglądałem kiedyś jedynkę
Smuggler,
1. Dlaczego scenariusz kuleje?
2. Bohaterka nie jest wszechmocna, ale bystra i potrafi obserwować i wyciągać wnioski, co nawet sprawnie ustalono w scenie z polowaniem na pumę. Poza tym czy męscy bohaterowie jak Bruce Willis czy Arnold nie są wszechmocni?
3. Nie wszystkie kontynuacje były złe. Polecam „Predators” z Brodym, albo komiks „Aliens vs Predator”, w którym też główną bohaterką jest kobita i nikomu to zupełnie nie przeszkadza. Ba, dostajemy chyba najlepszą opowieść o Predatorach.
Ad 1. bo jest pelen nielogicznosci oraz bzdur totalnych (ziele niewidzialnosci i jego dzialanie) i w ogole nie buduje napiecia. Fajnie sie to ogolada, owszem, ale bez emocji.
Ad 2. XVII wieczna Komanczka ogarnia WSZYSTKO, wlacznie z dzialaniem broni palnej, laserowych celownikow etc. RLY?
A poza tym gdzie ja mowie, ze faceci sa wszechomocni etc?
Ad 3. Nie twierdze ze byly zle (Predator dobrze sie zapowiad
alo nawet, a dwojka z perspektywy czasu jest calkiem niezla)