„Terrifier 2. Masakra w Święta” – recenzja. Wiele hałasu o nic

„Terrifier 2” miał być rzekomo tak przerażający i brutalny, że ludzie wymiotowali podczas projekcji (gdzieniegdzie do biletu dołączano torebkę na zwróconą treść żołądka), a pod świątynie X Muzy kursowały karetki, by cucić omdlałych. Wydaje się to aż zbyt oczywistą ustawką i tanim chwytem marketingowym, ale skoro w każdym kłamstwie znajdzie się ziarno prawy, warto sprawdzić, z jak dużą ściemą mamy do czynienia w tym przypadku.
Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie jedno: to film dla miłośników budżetowych slasherów, bo znajdziemy w nim cały bagaż cech wpisujących się w DNA tego gatunku. Jest to więc nisza w niszy, kino dla ludzi, którym słowa „kamp”, „kicz”, „gumowe zwłoki” i „girlandy z wnętrzności” kojarzą się jednoznacznie z dobrą zabawą. Dla wszystkich pozostałych widzów będzie to obraz niestrawny i chory, a w najlepszym razie zwyczajnie głupi, nudny i niepotrzebny. Czujcie się ostrzeżeni, bo polski dystrybutor chyba celowo wprowadza film do kin w okresie zimowym (kilka miesięcy po premierze za oceanem), licząc najpewniej na dodatkowy zysk dzięki dodaniu kłamliwego podtytułu „Masakra w Święta”. Otóż to kompletna bzdura – akcja rozgrywa się tutaj w noc Halloween i ze świętami grudniowymi nie ma nic wspólnego.

Recenzje filmów na ogół rozpoczynam od zarysowania fabuły, ale w tym przypadku nie bardzo jest o czym pisać. Powraca znany z „jedynki” makabryczny klown Art, który morduje w wymyślny sposób kolejnych ludzi. W tej odsłonie jego głównym celem jest pewne rodzeństwo, choć oczywiście nie zabrakło pokaźnego stosu trupów usypanego z przypadkowych ofiar. Art to najjaśniejsza strona tego obrazu – jest sadystyczny, ale w pokrętny sposób zabawny. Wcielający się w niego David Howard Thornton doskonale oddał niepokojącą i sugestywną naturę tej niejednoznacznej postaci. To rola o tyle specyficzna, że klown nie wypowiada ani jednego słowa – jego ekspresja ogranicza się do gry ciałem i wykorzystania szerokiej puli gestów czy min.
W filmie znajdziemy masę bestialstwa doprawionego szczyptą surrealizmu. Niestety jak na scenariusz, w którym kolejne sceny są zlepione na ślinę, 140 minut to stanowczo zbyt dużo. Stojący za kamerą Damien Leone nie spieszy się, celebruje pewne sekwencje, rozciągając je do granic przyzwoitości. Sporo tu niepotrzebnych zapychaczy, przez które zwyczajnie siada tempo, jak zbyt długa sekwencja na imprezie czy liczne pogadanki z matką młodych bohaterów – niczego do historii nie wnoszą i okazują się średnio angażujące.
Danie główne, czyli wszelkiej maści makabreski, zrealizowano w duchu starej szkoły: ciała ofiar są krojone, miażdżone i przebijane na dziesiątki wymyślnych sposobów, a gumowe manekiny eksplodują w fontannach sztucznej krwi. Jest tandetnie i brutalnie, a jucha chlupocze w buciorach aż miło. Tyle że ani to straszne, ani szczególnie oryginalne – fani podobnych obrazów nie znajdą tu nic, czego nie widzieliby w setkach podobnych filmideł. Jeśli liczycie na sceny równie szokujące, jak w „Srpskim filmie” czy „Cannibal Holocauście”, możecie wyjść z kina rozczarowani.
„Terrifier 2” wywołał we mnie mieszane uczucia, dowodząc przy okazji, że cwane marketingowe zagrywki to niekiedy miecz obosieczny. Doceniam świetnie wykreowaną postać klowna Arta oraz klimat tanich horrorów z epoki VHS. W latach 90. niejeden z nas kursował do osiedlowej wypożyczalni kaset wideo, złakniony podobnych szmir. Fani gatunku mogą spokojnie dodać kilka oczek do oceny, przeciwnicy – odjąć. Dla mnie to niestety średniak, który nie tyle mnie obrzydził, ile znudził zbyt długim seansem.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
Netflix przeznaczył ogromny budżet na finałowy sezon „Stranger Things”. To najdroższy...
-
Aktorski film „Zaplątani” jednak powstanie. Jedną z głównych ról ma zagrać...
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
5 odpowiedzi do “„Terrifier 2. Masakra w Święta” – recenzja. Wiele hałasu o nic”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Panie Siekiera, chodzisz pan na jakieś gnioty z nie tymi świętami w podtytule co trzeba, a gdzie recka „Wednesday”?
Chyba już nie będzie, skoro do tej pory nie było? Szkoda, bo to sympatyczny serialik jest..
PS
A skoro nie Wednesday, to może Tulsa King? – Też całkiem sympatyczny moim zdaniem, a Sylwek przed 80- tką, a po „sytuacji łóżkowej”, to prawdziwy horror wyobraźni. 😉
Panie LawakoPrawako.
A po co kolejne recki filmów? NIech to pozostanie stronka o grach. Niech nie idą w strone pepeli i innych gdzie wszystko i o niczym.
Co do Wednesday -bez przesady. Serial ok jak na Netflixa. Typowa tęczka dla wszystkich z dobrą rolą głównej bohaterki.
Martwi mnie za to że niby robił to TIM BARTON. Spodziewałbym sie bardziej dojrzalszej wersji.
„Dla mnie to niestety średniak, który nie tyle mnie obrzydził, ile znudził zbyt długim seansem.”
Czyli jednak były nudności! Torebka się przydała? 🙂
Chyba coś się pokiełbasiło Eugeniusz, bo Avatar powienien dostać 5, a Terrifier 2 7. Ale cóż są gusta i guściki.
terrifier powinien dostac 4+, a avatar 7+